Ramię w ramię

Kobiety są i odchodzą, pieniądze masz lub nie masz, przyjaciele pozostają na wieki, więc nigdy, przenigdy nie odmawiaj kumplowi wyjścia na piwo!

To powiedzenie w okresie moich studiów było tym czym jest amen w pacierzu. Ucinało każdą kumpelską konwersację, gdy mój rozmówca miał obiekcje co do tego, czy ma się dziś ze mną napić piwa. Wybieraj! Przyjaźń albo coś tam! Pytanie tylko, czy naprawdę na tym polega męska przyjaźń? Dzisiaj mężczyzna ma wielu kumpli, to na pewno ale czy przyjaciół? Choć nazywa ich przyjaciółmi, czy są nimi w rzeczywistości? To kwestia do rozważenia. Temu – męskiej przyjaźni – chciałbym poświęcić ten wpis. 

Szczerze od serca, jak facet z facetem

Jak wspomniałem, mamy wielu kumpli. Są kumple z podwórka, bloku, ze szkoły, uczelni, Kościoła. Mamy ekipę do grania w piłkę. Ekipę od piwa i wódki. Do tej ostatniej zazwyczaj należą najbardziej zaufani. Pytanie czy to czyni ich/nas przyjaciółmi?Dzisiaj różni „mędrcy od mężczyzn” jak to ich nazywam, mówią nam, że przyjaźń między mężczyznami jest wtedy, gdy jeden drugiemu się zwierza. Jest w tym ziarno prawdy. Jednak tylko ziarno – choć i tak więcej niż ziarenko. Jasne, przed przyjacielem mogę się otworzyć, a on mnie wysłucha. Mogę przed nim uronić łzy, a on mnie nie wyśmieje. Mogę powierzyć mu moje tajemnice, a on je dotrzyma. Może on także poznać mroczne strony mojej osoby, i wiem, że tego nie wykorzysta przeciwko mnie. Owszem jest to szalenie trudne, bo dzisiaj świat wymaga od nas facetów rywalizacji między sobą(i nie tylko, ale skupmy się na facetach). Rywalizacji o wszystko, o bycie lepszym sportowcem, uczniem(chociaż mniej), o lepszą pracę, pozycję społeczną, wreszcie o kobiety. Są jednak „ale”. Po pierwsze rywalizacja jeśli jest zdrowa, jest potrzebna każdemu z nas. Wszak bez rywalizacji nie ma rozwoju, a do rozwoju powołał nas Pan. Po drugie, wystarczy być kulturalnym i dobrze wychowanym człowiekiem aby każdego, kto do nas przyjdzie z problemem, wysłuchać, opatrzyć mu rany, dochować tajemnic, nie wyśmiać i dodawać otuchy. Jeśli jesteśmy chrześcijanami to nasz obowiązek. Na dodatek, są nawet zawody, które każą się tak zachowywać. Mianowicie lekarze, psycholodzy, prawnicy, księża czy pastorzy. Psycholodzy, księża czy pastorzy często także poznają nasze ciemne strony i są zobligowani do zachowania tajemnicy zawodowej. Na pewno są to dobrzy ludzie, którzy chcą naszego dobra, ale czy są to przyjaciele?

Dużym plusem jest, jeśli mężczyzna w ogóle ma odwagę otworzyć się na drugą osobę, nawet jeśli jest to tylko ksiądz czy psycholog. Problem rodzi się kiedy facet otwiera się przed kobietą. I jasne nie mówię, że od razu to źle. Nie źle ale jest to niebezpieczne. A oczywiście przyjaźń damsko – męska jest realna i potrzebna. Po pierwsze stąd biorą się tzw. friendzony. Friendzona dla niewtajemniczonych to sytuacja w relacji damsko – męskiej, kiedy jedna strona(zazwyczaj on), żywi uczucie to drugiej strony(zazwyczaj ona) ale ta go zwyczajnie nie chce! Dlaczego nie chce? Bo po co jej gość, który zawraca głowę swoim nieogarnięciem, a poza tym nie ma przyjaciela(płci męskiej) z którym mógłby pogadać. Tak w skrócie, bo nie o tym jest ten tekst. Po drugie, jak kobieta może poczuć się bezpiecznie przy facecie, który po wsparcie idzie do niej? Do teoretycznie – czasem bardzo teoretycznie –  słabszej płci. Choćby nie wiadomo jak kobieta byłaby silna to i tak potrzebuje kogoś kto, zapewni jej bezpieczeństwo. I głownie chodzi tu o bezpieczeństwo duchowo-psychiczne. Tak myśli każda normalna kobieta – a tylko o takich tutaj mówię. Panowie, serio takie istnieją! Oczywiście to nie oznacza, że mężczyzna nie powinien nigdy, przenigdy otwierać się przed kobietami. Oczywiście, że nie, czasem jest to nawet koniecznie np. w związku, małżeństwie itd. Jeśli jednak nie jest to Twoja kobieta, bądź Mama, siostra czy kuzynka to nie rób tego! Nie przesadzajmy, jeśli zdarzyło lub zdarzy Ci się wysypać przed kumpelą z roku bo akurat siedzicie razem przy obiedzie w studenckim barze to nic nie szkodzi. To jest normalne! Problem jest wtedy, gdy idziesz do niej za każdym razem, kiedy Ci smutno i źle! Mam nadzieję, że łapiecie o co mi chodzi. Przyjaźń damsko – męska jest możliwa, nawet potrzebna, sam mam kobiety w moim życiu, które nazywam przyjaciółkami i rzeczywiście nimi są. Mama i jedna z kuzynek. Mam tez kilka zaufanych kumpel, którym od czasu do czasu się wysypuję. To tylko kumpele, ale zawsze to inne spojrzenie. Czasem –jak każdy – potrzebuję tego damskiego punktu widzenia na różne kwestie. Inaczej bym zwariował zwłaszcza, że jestem singlem. Żeby jednak zabierać się za przyjaźń z kobietą, najpierw trzeba zbudować, przyjaźń z drugim mężczyzną! Jak to zrobić? Kto to jest? – zadaje to pytanie po raz kolejny.

Męska przyjaźń, jak to się robi?

 

Przyjaciel to oczywiście może być facet z podwórka, bloku, ze szkoły, uczelni czy z Kościoła. Możemy z nim grać w piłkę czy chodzić na piwo, czy od czasu wychylić głębszego. To nic złego! Pytanie tylko co nas łączy?

Od chwili tej aż do końca świata,
w pamięci ludzkiej będziemy żyć:
my, wybrańców garść, kompania braci.
Kto dziś wespół ze mną krew przeleje,
ten mi bratem.” 

To fragment przemowy króla Anglii Henryka V, którą wygłosił przed bitwą z wrogiem. Pochodzi on z dramatu Wiliama Shakespeare’a „Król Henryk V”. Bez bicia przyznam się, że bardziej te słowa kojarzę z serialu „Kompania bracia”, który opowiada historię amerykańskich żołnierzy walczących w Europie podczas II Wojny Światowej. Serial chwyta za serca.  Ukazuje wojenne życie legendarnej Kompani E. Ukazuje wspólnotę ludzi, którzy mają wspólny cel i towarzysza po prawej i lewej stronie. I wiedzą, że jeśli jednemu z nich coś się stanie, drugi przyjdzie mu z pomocą.

Serial jest moim przewodnikiem po przyjaźni, a bohaterowie sagi niesamowicie mnie fascynują. Zarówno autorowi książki Stephen’owi Ambrose  na której oparty jest serial(ten sam tytuł), jak i scenarzystom udało się znakomicie oddać to, na czym opiera się męska przyjaźń. Na podstawie serialu wyróżniłem kilka kryteriów męskiej przyjaźni:

1.    Wspólnota. Wspólna przestrzeń funkcjonowania – przyjaźń nie bierze się z powietrza! Trzeba z sobą przebywać, poznawać się nawzajem i znosić siebie. Przeżywać wspólnie sukcesy i porażki. Razem przeżywacie trud, ból i cierpienie. Razem cieszycie się i płaczecie. Czasem trafia się do jakieś grupy, czy na kogoś przez totalny przypadek. To może być właśnie podwórko, blok, szkoła, uczelnia, Kościół, boisko, a nawet pub. Szukaj takich miejsc! Wychodź do ludzi, bo przyjaciela nie znajdziesz na Facebook’u! Zakładam jednak, że coś w życiu robisz, studiujesz albo pracujesz, należysz do jakieś wspólnoty. Mam radę, po prostu otwórz oczy i rozejrzyj się. Przyjaciel może być bliżej niż myślisz! Po jakimś czasie stajesz przed wyborem: albo idziesz dalej albo zostajesz. Co decyduje o tym dlaczego zostajesz?

2.    Wspólny cel – wspólny cel, a nie wspólny wróg! Wyjmując wypadek wojny ale zajmujemy się sytuacjami standardowymi. Po jakimś czasie obcowania z sobą zaczynacie wyznaczać sobie cel. Albo inaczej, po prostu zauważacie po co tutaj się tutaj znaleźliście. Chcecie skończyć szkoły czy studia. Pracujecie w jednej firmie, działacie na rzecz ewangelizacji, bądź gracie w jednej drużynie piłkarskiej z którą macie sięgnąć po mistrzostwo klasy B. Albo po prostu żyjecie dla jakieś pasji. Koniecznie musi to być pasja! Może, więc najpierw zobacz czy masz w swoim życiu jakieś wartości, idee i pasję. Jeśli nie ma pasji, nie ma przyjaźni! To pasja zaprowadziła Cię do jakiegoś miejsca i to pasja przyciąga do Ciebie innych ludzi!

3.    Wierność temu celowi. Jeśli chcesz mieć przyjaciela i utrzymać go przy sobie, to musisz być wierny temu celowi choćby nie wiem co się działo! Nikt nie chce się trzymać z tymi, którzy odchodzą od pasji pod byle pretekstem. Nikt nie zostanie przy kimś, kto sobie odpuszcza bo mu się nie chce, czy bo mu się znudziło. Jeśli masz jakąś pasję i kogoś, kto z Tobą ją dzieli, to choćby była to najdurniejsza rzecz, zostań przy niej! Nawet jeśli nie przynosi ona jakiś wielkich owoców! Spokojnie nie musi, ważne, że jest ktoś, kto postanowił razem z Toba ją dzielić, i iść w tym samym kierunku co Ty!

4.    Sięganie po ten cel, praca nad nim. Jak pisałem wyżej, nie musi to być mordercza praca po sięganie po nie wiadomo jak wielkie zaszczyty i korzyści. Pewnych pasji czy celów nie da się zmierzyć. Nie zawsze osiągnięcie jakiegoś celu czy rozwijanie pasji jest widoczne gołym okiem. Mimo wszystko musimy wkładać wszelki wysiłek dla osiągnięcia celu. Jeśli Twój towarzysz zobaczy, że sobie odpuszczasz, że nie tyle co go(cel) opuściłeś, co zapuszczasz się w działaniach na rzecz osiągania tego, co sobie wyznaczyliście to odejdzie. Weźmy na przykład starcia wojenne. Czy chciałbyś walczyć, a tym bardziej przyjaźnić się z człowiekiem, który zwyczajnie odpuścił sobie studia nad taktyką wroga bo kino polowe okazało się ciekawsze? A od tego zależy Twoje życie! Zostajesz z kimś takim?

5.    Wierność i lojalność sobie nawzajem. Trzeba ufać sobie bezgranicznie. Wierność sprawdza się w próbie. Wtedy, kiedy pojawiają się trudności. Wartość sprawdza się w ogniu. Wbrew opinii części ludzi, w przyjaźni nie trzeba codziennie się widzieć, nie trzeba codziennie z sobą rozmawiać. Nie trzeba robić wszystkiego razem. Nie muszę z przyjacielem chodzić krok w krok. Mamy przecież także inne zainteresowania, jeden woli teatr, drugi kino, a trzeci mecze. Robienie wszystkiego razem, jest raczej wyrazem niezdrowej relacji, bardziej dewiacji niż przyjaźni. W przyjaźni tak jak w miłości, musi być miejsce dla wolności! O przyjaźni i jej sile świadczy co innego. Zjawią się bowiem tacy ludzie, którym wasza przyjaźń i to co robicie, będzie ewidentnie nie pasowało. Będą chcieli zniszczyć waszą relację. Będą też trudne chwile porażek czy wręcz klęsk, które zachwieją Tobą, Twoim kompanem i waszym celem, pasją. W miarę upływu czasu będziesz widział co raz więcej wad i słabości swojego towarzysza. Będziesz miał go powoli dość, będzie Ci co raz bardziej ciążył. Będziesz też widział, że nie koniecznie tak samo rozumiecie wasz cel. Będziecie się kłócić, przyjdą nieporozumienia i będą padać ostre słowa. Ale jeśli naprawdę kochasz to co robisz, jeśli naprawdę kochasz przyjaciela to zostaniesz! Inaczej nie byłeś jego przyjacielem! Jeśli komukolwiek powiedziałeś albo od kogokolwiek kto nazywał Cię przyjacielem usłyszałeś słowa: poznałem Cię lepiej i nie chcę Cię dłużej znać to nigdy przyjaźni między Wami nie było. Nie udawaj, skasuj jego numer telefonu!

6.  Wzajemna troska. Nie musicie robić wszystkiego razem, nie musicie codziennie się widzieć czy kontaktować. Możecie trwać przy celu, realizować go, możecie się znosić. Możecie się kłócić i obrzucać bluzgami, ale jeśli nie interesuje Cię los kompana, to najwyżej jesteś jego kumplem a nie przyjacielem! Jeśli Twój towarzysz nie daje znaku życia, jest jakiś nieswój, to masz zakichany obowiązek sprawdzić czy wszystko z nim w porządku. Jeśli nie jest, to robisz wszystko, aby gościa postawić do pionu! Jeśli go biją, obrażają, dzieje mu się jakakolwiek krzywda, ktoś go wykorzystuje, to bez względu na koszty stajesz w jego obronie! I nie ma wytłumaczenia jeśli go zawiodłeś bo stchórzyłeś, bądź dlatego, że Ci się to zwyczajnie nie opłacało! Jesteś wtedy zwykłym znajomym z fejsa, a nie  jego przyjacielem!

 

7.    Least but no least. Wspólne świętowanie! Wspomniałem o tym trochę w pierwszym punkcie. Zresztą jak zauważyliście pozostałe sześć punktów niejako wypływa z tego pierwszego. Przyjaźń to nie tylko trud znoszenia siebie nawzajem i praca nad celem. Może jest to podstawą przyjaźni ale to jeden koniec kija. A kij ma ich dwa. W przyjaźni jest mnóstwo okazji do świętowania sukcesów czy radosnych chwil w życiu. Zarówno w twoim jak i przyjaciela! Śluby, obrona magistra, dostanie pracy, awansu itd. To wszystko jest okazją do tego aby ze sobą po prostu pobyć i razem się po radować! Może nawet – w granicach rozsądku – czegoś się napić! 

Przyjaźń i Jezus

Przyglądając się wędrówce Jezusa po Ziemi i jego relacji z Apostołami, także możemy dostrzec wyżej wymienione kryteria przyjaźni. Byli wspólnotą, mieli wspólny cel – inna sprawa, że nie wszyscy dobrze go zrozumieli. W zasadzie byli wierni temu celowi – mieli wiele okazji aby odejść, robili wszystko żeby zaprowadzić Królestwo Boże, oczywiście rozumiane po swojemu. Pracowali nad tym celem słuchając i naśladując Jezusa – nawet jeśli do końca im nie wychodziło. Byli sobie wierni i lojalni mimo wielu kłótni i nieporozumień. Piotr usłyszał, że jest szatanem i ma zejść Jezusowi z oczu, a mimo to został. Musieli też znosić swoją obecność, swoje wady, słabości, a mimo wszystko trwali! Zasadniczo troszczyli się o siebie nawzajem. Na przykład jedna z ostatnich scen Ewangelii, kiedy Piotr pyta Jezusa co będzie z Janem. Oczywiście nie ustrzegli się totalnej porażki, gdy nie zauważyli tego co dzieje się z Judą Iskariotą. Razem też świętowali, weźmy na przykład Paschę czyli ostatnią wieczerzę. Oczywiście Apostołowie zawodzili i Jezusa i siebie nawzajem byli tylko ludźmi. Tak jest i z nami, często i my zawodzimy. Jezus jednak przebaczył im każde potknięcie i dalej pragnął gorącej relacji z każdym z nich. Jak wiemy z dalszych kart Biblii, między uczniami też doszło do pojednania. My też powinniśmy przebaczać i trwać z przyjacielem tak jak potrafimy. Nie trzeba być idealnym przyjacielem. Nie należy także szukać idealności w drugim człowieku. Nie należy także oczekiwać idealnej przyjaźni. Ideał należy tylko do Boga, a ludziom pozwólmy być ludziom. To też wielki krok w przyjaźni, gdy pozwalasz być przyjacielowi człowiekiem, takim jakim jest, z każdą zaletą i wadą.

Moja kompania braci

Wracając jednak do „Kompani braci”. Kluczową postacią jest tam Richard Winters, poznajemy go jako podporucznika, a na końcu sagi jest już majorem. Jest to dla mnie szczególna postać. Jest przykładem zarazem przyjaciela jak i dowódcy. Jest troskliwy o towarzyszy broni, podwładnych, ale też jest wielkim autorytetem. Wspominam o nim, bo takim Richardem Wintersem w moim życiu jest mój Tata. Mój Tata jest pierwszym przyjacielem oraz autorytetem i dowódcą w moim życiu. Jest to przyjaźń odkryta po wielu, wielu latach ciężkich relacji. Jak każdy człowiek ma mnóstwo wad i słabości, ale to on był przy mnie, wtedy gdy moje życie wisiało na włosku. To on brał miesiące urlopu by tylko być z sześcioletnim chłopcem w CZD w Warszawie. Spał na podłodze w szpitalu lub na waleta w hotelu dla rodziców. Kombinował jak mógł, byle być blisko mnie! Wiele razy poświęcał się dla mnie. Czasem były to wielkie ofiary, ale w dużej mierze świadczą o tym zwykłe rodzicielskie ofiary, które giną w szarzyźnie codzienności. Mieliśmy i mamy wspólne miejsce, wspólny cel, jesteśmy mu wierni, sięgamy po niego, jesteśmy sobie wierni i lojalni oraz troszczymy się o siebie. Tata też nauczył mnie uporu w dążeniu do celu, konsekwencji i odpowiedzialności za swoje decyzje. No i wierności! Nie zostawił ani mnie, ani brata i ani mojej Mamy! Tato, to zaszczyt być Twoim przyjacielem i służyć pod Twoim dowództwem!

Jeśli trzymać się proponowanych przeze mnie kryteriów przyjaźni to także Kuba i Tomek byli moimi przyjaciółmi! Niestety byli… obaj już nie żyją. Razem dzierżyliśmy choroby i szpitala los. Panowie to był zaszczyt!

Na studiach los złączył mnie z Ogórem, Hubsem, Jędrkiem i dwoma Mateuszami. Przez 5 lat razem studiowaliśmy, mieliśmy te same problemy, przeżywaliśmy te same sukcesy i porażki. Nawet jeśli kontakt z powodu zwyczajnego biegu czasu został ograniczony to w pamięci zostanie wiele momentów potwierdzających waszą przyjaźń! Panowie to był zaszczyt!

„Było nas trzech
w każdym z nas inna krew
ale jeden przyświecał nam cel”

Gdy pierwszy raz spotkałem się z Adasiem zasadniczo stwierdziłem, że nie chce mieć z tym gościem nic wspólnego. Z drugiej strony było podobnie, nawet gorzej. To nie miało prawa się stać! A jednak! Bóg miał inne plany! To z nim rozpocząłem coś, co dziś znane jest jako „Jest nadzieja, więc warto żyć”. Nie wiedzieliśmy wtedy, że idziemy na wojnę. Wojnę z szatanem i jego ludźmi. Mamy wspólny cel, pasję, za którą gotowi jesteśmy oddać życie. Co więcej, za siebie nawzajem tracimy je codziennie. Było wiele prób, a w miarę upływu czasu pojawiało się co raz więcej nieporozumień. Różnimy się w wielu kwestiach ale cóż, kto powiedział, że będzie łatwo? Łatwo nie jest ale jest pięknie, bo wiem, że mam kogoś, kto jest w stanie zastawić za mnie bardzo dużo. Adaś nauczył mnie tego, że nie należy się nigdy poddawać. A wszystko zaczęło się od tego, że przyszedł do mnie do akademika wciskać mi podejrzany interes… Bracie, dziękuję, że zostałeś, to zaszczyt służyć u Twego boku i pod Twoim dowództwem!

Z Piotrkiem było podobnie. Przeszkadzała mi jego osobowość, wydawał mi się… Nie napiszę tego, po prostu nie budził we mnie pozytywnych uczuć.  Potem okazał się spoko znajomym, ale tylko znajomym. To też dobrze nie rokowało. A jednak! Bóg miał inne plany! Piotrek jako pierwszy zaufał naszej idei. Też nie wiedział, że wyrusza na wojnę. Na wojnę, w której nie będzie kompromisów. Na wojnę, na której straci tak wiele. Jednak wciąż idzie razem z nami i ani myśli rezygnować. Tak naprawdę, wiele razy to on, jak na Piotra przystało jest skałą Nadziei, na której Bóg Ojciec buduje swoje plany! Nadzieja jest dla nas sprawą życia. Powołując się na św. Jana Pawła II, jest naszym Westerplatte, którego gotowi jesteśmy bronić do ostatniej kropli krwi. Oczywiście wiele sobie tej krwi na co dzień na psujemy. Czasem mam ochotę użyć siły, zarówno wobec jednego, jak i drugiego. Ale trwamy, bo mamy wspólny cel przed oczami. Choć nie zawsze go rozumiemy tak samo. Staramy się jednak często korygować kierunek naszego marszu by iść tam, gdzie naprawdę iść trzeba. I wiem, że jest to ktoś, kto w imię przyjaźni na szali postawi wszystko co ma. Piotrek nauczył mnie podchodzenia do drugiego człowieka bez uprzedzeń i schematów.  A wszystko przez to, że jako starosta nawalałem przy organizacji absolutorium, a Piotrek musiał się za mnie tłumaczyć. A i kiedyś jeszcze opowiedzieliśmy się przeciw chamstwu, które było wymierzone w nas obu. Oberwaliśmy nieziemsko, zmasakrowano nas, jak to teraz się ładnie  mówi ale zyskaliśmy przyjaźń. Piotrze to zaszczyt służyć u Twego boku!
Razem chłopaki, nauczyli mnie przyjaźni i wielu, wielu innych rzeczy, o których można by mówić bez końca.

Jeden za wszystkich!

Oczywiście jeszcze mam jednego przyjaciela. To Jezus, on po prostu JEST, zbawia mnie i nadaje sens każdemu wymiarowi mojego życia. No i nigdy nie zawodzi. Choć często wkurza i za Chiny Ludowe nie możemy się dogadać.

Dla Taty, Kuby, Tomka, Bartka, Huberta, Jędrka, Mateusza, Mateusza, Adama i Piotra.

Inspiracją do napisania tego tekstu była historia przyjaźni Dawida i Jonatana, którą opisuje Pierwsza księga królewska. Od rozdziału osiemnastego.

 

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code