RAK

Rozważanie na VI Niedzielę Okresu Zwykłego,rok C2
 
 

Tak się akurat niestety złożyło, że cierpię ostatnio na nadmiar wolnego czasu. Oczywiście, nie mam najmniejszych problemów z zagospodarowaniem go i pewnie jest wiele podobnych mi osób, które też takich problemów nie mają. Każdy, komu trafi się takie szczęście/nieszczęście, zdaje sobie sprawę, że jakieś zajęcie zawsze się znajdzie i czas w tym dziwnym okresie biegnie nieubłaganie szybko, a form jego zapełnienia jest niespotykanie wiele.

W moim przypadku sprawa jest mało skomplikowana – poza filmami, słuchaniem muzyki i śledzeniem na bieżąco informacji, publicystyki itp., zajmują mnie głównie lektury, pochłanianie jednej książki za druga oraz włóczęga po ulicach miasta, gdy tylko pogoda na to pozwala. Obiecałem sobie, że popracuję w końcu nad rozpoczętą już dłuższą opowieścią w której istotne znaczenie mają: bezdomność, pre-bezdomność, a także ucieczka w świat mniej rzeczywisty od tego, który nas otacza. W ramach wgryzania się w temat postanowiłem go zgłębić trochę dokładniej. Moje całodniowe wędrówki, a czasami i nocna włóczęga ulicami miasta, wcale nie przyniosła zaskakujących obserwacji, oprócz spotęgowania wrażenia, które i tak towarzyszy mi od dłuższego czasu, że osób, które wybrały lub którym wybrano ten sposób na życie, czy też nie-życie, jakby ciągle przybywa.

Przepraszam. Jedno zaskakujące wydarzenie jednak było i to takie, że poczułem, jakby ktoś mnie poraził prądem o wysokim napięciu, dostałem dreszczy i o mały włos, a zareagowałbym dość gwałtownie, co naprawdę rzadko mi się zdarza, o ile zdarza mi się w ogóle. Tak właściwie nie jest to coś sensacyjnego i tylko mój nastrój oraz nastrój otoczenia spowodował, że poruszyło mnie to akurat wtedy dość mocno, a ten cholerny nastrój był bardzo radosny.

Pewnego dnia szedłem sobie spokojnie jedną z zabytkowych uliczek, gwar i radość dookoła, dzieciaki i nie-dzieciaki biegają sobie z puszeczkami, a sporo osób wokół mnie chodzi z dumnie podniesionym głowami i z takimi fajnymi, czerwonymi serduszkami z papieru, ponaklejanymi na kurtki, spodnie, torby i nawet na czoła. Jednym słowem – radość wielka. Chcemy pomagać innym, radujemy się z tego powodu i coroczna, wielka akcja poprawy naszego samopoczucia i podwyższenia samooceny z pewnością zakończy się powodzeniem. Wszystko fajnie.

Więc o co mi chodzi? Doszedłem na rynek i przystanąłem na moment, by poobserwować podrygi tańczących na scenie muzyków, gdy do stojącego obok mnie osobnika z czerwonym serduszkiem w klapie podszedł jeden z bezdomnych i poprosił o kilka groszy. Uśmiech, który widziałem na twarzy tego pana z serduszkiem jeszcze przed kilkoma sekundami, zgasł w tempie błyskawicznym, twarz jakoś tak mu się dziwnie zaczerwieniła i jak nie wybuchnie, czym przyznaję, wzburzył mnie okropnie, bo stałem niestety dość blisko i odczułem potęgę jego wrzasku:

– Spierd… gnoju!!!

Mężczyzna, który zaczepił tego osobnika, oddalił się w przyśpieszonym tempie z miejsca zdarzenia, na co miało też wpływ nie tylko zachowanie zagadniętej przez niego osoby, ale także… otoczenia. Z okolicy, gdzie staliśmy odezwały się nagle pomruki poparcia. Racja. Niech stąd idzie, śmierdziel. Żeruje na Orkiestrze… Co on tu w ogóle robi? Osłupiałem. Ta wielka radość z dobrego serca Polaków zgasła we mnie momentalnie i pojawił się wielki smutek i żal, a także ledwie kontrolowana wściekłość, i to nie była wściekłość tylko i wyłącznie na tego wrzaskuna i otaczający nas krąg ludzi, ale też na siebie, że dałem się zaskoczyć i nie zdążyłem zareagować odpowiednio, a bezdomny uciekł, zanim zdążyłem cokolwiek uczynić.

Przyznaję, że nie bardzo potrafię zrozumieć tę nienawiść do ludzi, których dotknęła bezdomność i prawdziwy koszmar biedy. Dlaczego zapominamy, że to też są osoby potrzebujące wsparcia, które codziennie walczą o życie i bardzo bronimy się przed nimi, unikając ich skrupulatnie. Niejedna osoba, widząc z daleka kierującego się w jej kierunku bezdomnego, robi wszystko, by ograniczyć z nim kontakt do minimum albo stara się, aby go nie było wcale.

W powieści J. M. Coetzee "Wiek żelaza" główna bohaterka wspomina: W czasach twojego dzieciństwa nie było tu wielu bezdomnych. Ale teraz są częścią naszej rzeczywistości. Czy się ich boję? Właściwie nie. Trochę żebrzą, trochę kradną, piją, są brudni, hałaśliwi, i tyle. Czy jej słowa odpowiadają naszym odczuciom? Czy na prawdę się ich nie boimy? Czy może ta niechęć do nich spowodowana jest jeszcze czymś innym? Nic nie robią, żyją inaczej niż my, ciągle liczą tylka na czyjeś wsparcie… Nie podoba nam się to, że ktoś popadł w aż takie problemy, że dotknęła go choroba bezdomności. No właśnie, dlaczego zapominamy, że ta bezdomność jest często jak rak, który bardzo powoli zabija człowieka? Dlaczego nie chcemy zrozumieć, że ta ogromna różnica pomiędzy dzieckiem chorym na raka i żebrakiem włóczącym się po ulicy może być tylko pozorna i oni oboje mogą potrzebować choć odrobiny naszego wsparcia. To życie ludzkie.

A może po prostu chcemy też odsunąć od siebie jak najdalej myśl, że możemy skończyć tak jak zaczepiający nas bezdomni? Może nie w smak nam w erze problemów ciągłe przypominanie, jak zakończyć się może nasza kariera? Przecież nigdy nie wiemy, czy nie poniesiemy porażki i nasze dotychczasowe, spokojne życie nie zamieni się w koszmar. Utrata pracy, choroba, ciągle rosnące zaległości… Powodów takiego upadku może być wiele. Nie boimy się? Jesteśmy pewni, że nigdy nie będziemy potrzebowali pomocy? Ja sam nie mam takiej pewności i powiem, że jeżeli Wy ją macie, to bardzo wam zazdroszczę…

Gdy myślę o tym wszystkim, to coraz bardziej jestem przekonany, że człowiekowi nieustannie trzeba przypominać słowa Ewangelii, która niby uczy żyć wielu z nas, ale tak łatwo, kiedy tylko nam to jest wygodne, zapominamy o różnych zawartych w niej nakazach i wskazówkach. Panu z czerwonym serduszkiem z papieru, najchętniej, przypomniałbym przypowieść o bogaczu i ubogim Łazarzu (Łk 16,19-31), ale gdy czytam słowa dzisiejszej Ewangelii, to jednak na mej twarzy pojawia się uśmiech i ta moja nieszczęsna złość mi przechodzi…

Błogosławieni jesteście wy, ubodzy, albowiem do was należy królestwo Boże. Błogosławieni wy, którzy głodujecie, albowiem będziecie nasyceni. Błogosławieni wy, którzy teraz płaczecie, albowiem śmiać się będziecie. Błogosławieni będziecie, gdy ludzie was znienawidzą i gdy was wyłączą spośród siebie, gdy zelżą was i z powodu Syna Człowieczego podadzą w pogardę wasze imię jako niecne: cieszcie się i radujcie w owym dniu, bo wielka jest wasza nagroda w niebie (Łk6,20-23).

Mogę wyjść w noc…

Rozważanie niedzielne

poverty.jpg

 

7 Comments

  1. Krzysztof

    Strach przed innymi

    Sam często zastanawiam się nad tym dlaczego tak boimy się (tak ja się boję) innych, w tym także bezdomnych. Przecież jako chrześcijanin powinienem widzieć w nich Chrystusa. Jako człowiek powinienem widzieć klęskę człowieka i… pochylić się nad nią.

    Czy dlatego, że w pędzącym świecie nie mamy czasu, nie mamy nawyku wchodzenia w relacje? Czy dlatego, że okazując takiej osobie minimum zainteresowania bierzemy na siebie jakąś część odpowiedzialności za jej dalsze losy? Dziwne, że odtrącając potrzebującego uważamy, że z tej odpowiedzialności w łatwy sposób się zwolniliśmy. Czy dlatego, że widząc bezdomnego widzimy tylko skutek (obdartego, brudnego i śmierdzącego łachmaniarza), a nie dostrzegamy ani ułamka przyczyny.

    Wydaje mi się, że przyczyna lezy gdzieś pośród odpowiedzi na te niekompletne pytania. Nie uczymy sami siebie jako dorośli ludzie, sami siebie jako społeczeństwie, nie uczymy naszych dzieci tego, jak postępować w tego typu sytuacjach. Przecież one ciągle się powtarzają. Choćby najczęściej w przypadku żebrzących albo emigrantów mieszkających w niedalekim ośrodku.

    Nie wiemy jak mamy się zachować. Nie zadaliśmy sobie trudu zastanowienia się nad tym, przemyślenia, podjęcia decyzji. Ta niewiedza budzi nasz strach. Strach przed innością, strach przed ośmieszeniem, strach przed nabiciem w butelkę, przed opinią otoczenia i przed własnym sumieniem. Przecież gdzieś w głębi czujemy, że takie osoby są probierzem naszej jakości, są pytaniem o nasze człowieczeństwo, nasze chrześcijaństwo. Pytaniem na tyle niewygodnym, że wolimy zakrzyczeć, obrazić, uciec na drugą stronę ulicy…

     
    Odpowiedz
  2. zibik

    Bogacze i biedacy !

    Rozważając wnikliwie i rzetelnie przedstawione w Pana artykule kwestie, chyba trzeba odpowiedzieć sobie rownież na nieco inne pytania np:

    – czy człowiek biedny, także bezdomny, a nawet bezrobotny, czy uzależniony  to zawsze pokrzywdzony, bez własnej winy?……….

    – jakie istnieją i występują potencjalne zagrożenia wskutek bogactwa, a jakie z powodu biedy (ubóstwa egzystencjalnego)?..

    – jakie najczęściej są rozpowszechniane mity, stereotypy nt. bogatych i bogactwa, biednych i biedy?……

    Wielu z nas sądzi, mniema, że skoro ktoś nie jest majętny (bogaty), lecz biedny, czy bezdomny tzn. nie dorobił się w życiu, a więc nie może być kimś złym tj. cynicznym, podłym, nikczemnym, a tym bardziej nieuczciwym. Zapewne jest bliższy Boga, bardziej świątobliwy, cnotliwy i zasługujący na większy szacunek, także życzliwość, pobłażliwość, wyrozumiałość, czy zainteresowanie i wsparcie finansowe, niż ten, czy inny dobrze sytuowany, a tym bardziej bogacz – właściciel fortuny i konsument wszelakich dóbr materialnych.

    Mając takie przeświadczenie, jednak warto zauważyć, że bieda egzystencjalna i wegetacja, także wszelkie patologie mogą być powodowane :

    – po pierwsze – siódmym grzechem głównym, czyli lenistwem.

    – po drugie – piątym grzechem głównym, czyli brakiem umiarkowania w jedzeniu i piciu (alkoholizm i inne uzależnienia skutkują nie tylko zubożeniem, lecz również bezdomnością i innymi patologiami

    – po trzecie – brakiem cnoty kardynalnej roztropności np: głupimi (bezmyślnymi) wyborami życiowymi i decyzjami fatalnymi w skutkach

    Ponadto bieda i nędza – wegetacja może być spowodowana uporczywym trwaniem w błędzie (grzechu), także bezmyślnym trownieniem zdrowia, życia, czasu – powierzonych talentów. Najlepiej obrazuje to postawa sługi, który zakopał swój talent w ziemi, zamiast go pomnażać.

    Szczęść Boże !

     

     

     

     
    Odpowiedz
  3. MichalPiatek

    Coś mi sie wydaje, że ile

    Coś mi sie wydaje, że ile pytań, tyle jest odpowiedzi. Dla mnie część z ludzkich zachowań jest i pewnie na długo pozostanie niezrozumiała.

    Każdy reaguje inaczej i każdy pewnie kieruje się innymi pobudkami, chociaż często są one podobne.

    Wydaje mi się jednak, że i tak pomija się wtedy, często istony fakt… Nie wyciągamy ręki do osoby, która może być ofiarą…

     

    Pozdrawiam.

     
    Odpowiedz
  4. MichalPiatek

    Panie Zbigniewie

    Panie zbigniewie…

    Owszem… Taki człowiek nie zawsze może byc bez winy, ale akurat w tym momencie zaiteresował mnie fakt, odrzucania go przez wiele osób, które kompletnie nic o tym człowieku nie wiedzą.

    Nawet jeżeli przyjmę, że dana osoba znalazła sie "na ulicy" przez swoje grzechy, to czy jestem zwolniony z obowiązku wsparcia jej? Czy to usprawieliwia tych ludzi, którzy często i to nawet w brutalny sposób odwracają sie od potrzebujących? Potrzebujący jest tylko i aż potrzebującym, osobą, która potrzebuje wspacia i jakiejś pomocy… Przechodząc na ulicy obok niej nic więcej o niej nie wiemy…

     

    Pozdrawiam serdecznie.

     

     
    Odpowiedz
  5. zibik

    Jak pomagać potrzebującym?…..

    Panie Michale !

    Bezdomność nie jest chorobą, lecz wcale nie rzadko mniej lub bardziej świadomym wyborem. To, że ubóstwo egzystencjalne – bieda i nędza, oraz wszelkie ich następstwa przyczyniają się m.in , do destrukcji, destabilizacji, deprawacji życia biedaka, także wielu innych osób, w tym bliskich – chyba nie podlega dyskusji.

    Natomiast trudno wg. mnie doszukiwać się podobieństwa, a tym bardziej analogii w przypadku doświadczania stanu choroby nowotworowej, a stadium dowolnej patologii tj. wegetacji ludzkiego bytu, w tym alkoholizmu, bezrobocia, bezdomności, żebractwa, prostytucji etc.

    Rodzaj wsparcia i pomocy w obu przypadkach zwykle bywa diametralnie różny, chociaż poświęcenie, ofiarowanie siebie, w tym świadomie i dobrowolnie własnego czasu jest wspólny i najbardziej pożądany.

    Inne formy pomocy, a szczegónie datki pieniężne w przypadku alkoholików, narkomanów, żebraków – zwykle notorycznych oszustów mogą być zbędne, a nawet szkodliwe i deprawujące. Proszę starać się również zrozumieć tych, którzy demonstrują raczej swoją dezaprobatę, wobec fatalnego wyboru życiowego w/w osób, niż niechęć udzielenia im pomocy.

    Nadmiar wolnego czasu, a szczegónie cierpienie z tego powodu może być wyrazem m.in. głupoty i lenistwa, bądź braku koniecznej zachęty, inspiracji, motywacji, do racjonalnego i użytecznego wykorzystywania danego nam czasu.

    Następnym istotnym pytaniem wydaje się : – jak pomagać potrzebującym?……

    Ps. Zajęcia, przedsięwzięcia wg. mnie raczej organizuje się, planuje, niż znajduje, a czas przemija zawsze jednakowo. Tłumaczenie się tym, że ktoś nie ma czasu jest absurdalne, bo mamy go w cyklu doby tyle samo tj. 24 h.

     

     

     
    Odpowiedz
  6. MichalPiatek

    Panie Zbigniewie

    Wydaje mi się, że bezdomość jednak jest chorobą – choroba społeczną, która coraz bardziej drąży nasze społeczeństwo. Przyczyny bezdomności są bardzo różne i łatwo wśród nich odnaleźć powody chorobowe. Nie należy zapominać, że na przykład – alkoholizm i depresja są jednak chorobami. Choroba nie zawsze pozostawia nam wolny wybór. Jej okoliczności także mogą być różne i nie każdy może mieć wpływ na to by ją zwalczyć. Nawet jeżeli chce,  nie zawsze może mieć do tego środki lub często bardzo potrzebną podporę w postaci przyjaciół, innych ludzi..

    Czy nam się to podoba, czy nie – podobieństwo pomiędzy chorobą nowotworową a bezdomnością istnieje. Bezdomność zabija. Wyniszcza powoli i często nieodwracalnie. Trudno w to uwierzyć? Chyba jednak nie.

    Bezdomność, bieda, także choroby towarzyszące bezdomnym poważnie wyniszczają człowieka. Jakiś rok temu podczas mych pieszych wędrówek często zaczepiał mnie pewien bezdomny. Prawie skończyła mi się cierpliwość, gdy zaczepił mnie o pieniądze, bodajże czwarty, czy piąty raz w ciągu kilku godzin, jednego dnia. Gdy spojrzałem mu w oczy, by zwrócić mu uwagę, zobaczyłem pustkę. On tego nie pamiętał…

    Gdy decyduję się wesprzeć osobę, która prosi mnie o pomoc – nigdy nie wiem co jej tak na prawdę dolega. Może ślepy jestem. Fakt – może być i tak. Ale niech ktoś mi w takim razie wytłumaczy jak rozpoznać osobę odurzoną narkotykami, lub będącą na narkotykowym głodzie od osoby, która może mieć poważne problemy psychiczne? Zresztą… Uzależnienie od narkotyków to choroba. Żyć z myślą, że świadomie pogłębiam  czyjś ból? Dziękuję. Nie. Przecież nic nie wiem o danej osobie, nie wiem co doprowadziło do stanu w którym się znalazł. Nie wiem też kim może się stać jeżeli da mu się szanse.

    Znam jeden przypadek – młody chłopak ucieka z domu ponieważ nie dostaje się na studia, włóczy się trochę po Niemczech, Francji, na końcu ląduje w Holandii. Mieszkał w miejscach gdzie grasują szczury, w okropnych warunkach. Jednak ktoś wyciągnął do niego rękę, a ten chłopak wykorzystał swoją szansę – skończył tam studia prawnicze, proponowano mu podobno nawet pracę na tamtejszej uczelni. Dziś jest prawnikiem. Gdyby nie uzyskał pomocy mógłby skończyć zupełnie inaczej.

    Nigdy nie wiemy, czy te nasze kilka złotych nie uratuje komuś życia. Ono jest bezcenne.

    Pozdrawiam.

     

     

     

     
    Odpowiedz
  7. zibik

    Złe wybory i decyzje, to nie czynniki chorobotwórcze !

    Sz. Panie !

    Czy to naprawdę tak trudno nieraz przyznać się, nawet publicznie, że jednak popełniłem gafę, błąd?…..

    Oczywiście zdefiniowanie stanu chorobowego żywego organizmu jest tak samo trudne, jak sprecyzowanie stanu pełnego zdrowia. Jednak choroba polega na zaburzeniu funkcji organizmu lub uszkodzeniu jego struktury.

    W przypadku choroby nowotworowej czynnikiem chorobotwórczym mogą być m.in. związki kancerogenne (rakotwórcze).

    Natomiast  w przypadku bezdomności, bezrobocia i innych patologicznych sytuacji życiowych następuje proces destrukcj życia nie jednej, lecz wielu osób, zwykle wskutek złych wyborów i decyzji, a nie czynników chorobotwórczych.

    Co wg. Pana jest, czy może być czynnikiem chorobotwórczym w przypadku bezdomności, czy dowolnej innej patologii?…

     

     

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code