Radość oczyszczana cierpieniem

 Rozważanie na III Niedzielę Adwentu, rok B1

Rekol__Adwent_2014.jpg

Czytania dzisiejszej niedzieli są prowokujące. Dlaczego wciąż powraca motyw radości: dla zmyłki, dla zamydlenia oczu? Izajasz, Łukasz i Paweł serwują nam w tym zestawieniu ton wysokiego „c”: dusza moja raduje się w Bogu moim, duch mój raduje się w Bogu, zawsze się radujcie – twierdzą kolejno, odnosząc się do relacji człowieka z Bogiem. Ale i to jest dla nich mało. Wkraczają jeszcze na grunt społeczny: rozpleni się Boża sprawiedliwość – pisze prorok; głodnych [Pan] nasycił dobrami i ujął się za swoim sługą [Izraelem] – utrzymuje ewangelista; sam Bóg pokoju niech nas uświęca – wzywa apostoł.

Może wręcz takiemu doborowi tekstów blisko w pewnym sensie do lukru, jakim zalewamy w naszej codzienności bożonarodzeniowe szopki. Chwytamy się nadziei, że oto już za paręnaście dni będzie czas radości. Nie zważamy na to, jak rzeczywiście wyglądały te dni dwa tysiące lat temu, gdy Maryja i Józef stali się uchodźcami, tak samo jak teraz nie obchodzi nas los chrześcijańskich uchodźców na Bliskim Wschodzie. Oni sami nie są ważni, ważny jest pretekst. Nie wolno zakłócać świątecznej atmosfery sytych ludzi, czekających tylko na świąteczny festiwal przepychu. No więc, jak bardzo jesteśmy oderwani od prawdziwego życia, czyli od powracającego refrenu cierpienia?

Jak bardzo wybór tekstów liturgicznych odrywa nas od realiów wiary i egzystencji? Zwróćmy uwagę na to, że ostatni z tekstów, Ewangelia dnia, skupia naszą uwagę w pełni na Janie Chrzcicielu i jego misji. Patrzymy punktowo. Oto spiera się on o tożsamość Jezusa i tożsamość własną. Ten spór jest zapowiedzią dalszego losu ich obu. Dla jednego będzie to krzyż, dla drugiego ścięcie. I to nie „w przyszłości”, ale dosłownie za kilka lat. Wiemy to. Skąd więc ten atak radości i bombardowanie pozytywnym przekazem we wcześniejszych tekstach, gdy z perspektywy czasu znamy już tragiczny finał?

Skoro redakcja Tezeusza stawia Izajaszowe pytanie człowieka zagubionego (Iz 63,17), czytając dzisiejsze teksty, odnajduję jakieś tropy możliwego błądzenia. Trop pierwszy prowadzi do myśli, że oto mamy do czynienia z zestawem naiwnych narratorów, którzy dla pięknej opowieści gotowi są nie liczyć się z faktami – to nic, że Janowi ścięto głowę, nic, że Jezusa przybito do krzyża – radujmy się! Trop drugi prowadzi do myśli, że narratorzy samym słowem chcą zaczarować świat, by ten stał się sielanką, w której pokój i sprawiedliwość wyznaczają ramy ludzkiego egzystowania.

Ale spójrzmy uważnie. Izajasz nie zważa w swym proroctwie na nic, ponieważ „Pan mnie namaścił”, Łukasz podkreśla, że oto „wiele rzeczy uczynił mi Wszechmocny”, a Paweł wprost nawołuje „w każdym położeniu dziękujcie, taka jest bowiem wola Boża w Jezusie Chrystusie względem was”. A potem następuje w czytaniach liturgicznych tzw. świadectwo Jana Chrzciciela, czyli opis jego sporu z żydowskimi kapłanami. Sednem napiętej wymiany zdań jest tożsamość Jezusa jako Syna Bożego, a więc kwestia, która doprowadzi do tragicznego finału. Zapytajmy więc raz jeszcze: gdzie w tym wszystkim miejsce na tę zalewającą nas wcześniej radość?

Słowa Izajasza, Łukasza, Pawła i Jana Chrzciciela (relacjonowane przez Jana) mają swój ciężar. To nie przejaw naiwności ani magiczne zaklęcia. Za każdym razem wzięły się z życia, a nie z samej tylko pięknej mowy. Doświadczenie poprzedziło słowo. Słowo nazwało istotę rzeczy. Istota rzeczy nie zmieniła się niezależnie od okoliczności. „Na zewnątrz widać radość, pogrzebiesz głębiej, odkrywasz cierpienie, krzyż. Między jednym i drugim jest nadzieja” – to słowa, jakimi ks. Józef Tischner opisywał starosądeckim klaryskom duchowość franciszkańską. – „Nadzieja, która przezwycięża to największe niebezpieczeństwo życia duchowego, jakim jest ociężałość duchowa, jakim jest melancholia”.

Niebezpieczeństwem zagłuszenia radości, jaka rodzi się w człowieku, gdy w swojej wolności odkrywa boski pierwiastek i tak zawiązuje relację z Panem, jest właśnie melancholia. Oto tytułowe dla tych rekolekcji błądzenie: traktowanie radości i cierpienia jako zbiorów rozłącznych. Trudne doświadczenie życiowe nie zgasiło entuzjazmu wiary w Autorach. Ociężałość duchowa nie stała się udziałem ani przywołanych proroków, ani ewangelistów, ani apostoła. Mówią nam uczciwie o radości, jaką jest bliskość z Bogiem niezależnie od zewnętrznych okoliczności, mówią z własnego doświadczenia. Bo radość występuje pomimo cierpienia, wtedy się próbuje w ogniu i oczyszcza jak złoto. Być z Panem i być dla Pana – jak autorzy dzisiejszych słów – to doświadczać radości już nie z tego świata. Kiedy błądzimy – powraca jednak pytanie Tezeusza. – Pewnie wówczas właśnie, kiedy radość chcemy oddzielić od cierpienia.

Chrzciciel.jpg

Rozważania Rekolekcyjne 

Rozważania Niedzielne

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code