Rachunek pokus

Rozważanie na I Niedzielę Wielkiego Postu, rok C2
 

                     „Nikt nie może wejść do Królestwa Niebieskiego nie wypróbowany.                                                           Zabierz pokusy, a nikt nie będzie zbawiony”.                                                                                                                                                                                                         Św. Antoni Wielki

W pierwszą niedzielę Wielkiego Postu czytamy tradycyjnie o kuszeniu Jezusa na pustyni. A ponieważ post dobrze jest rozpoczynać od rachunku sumienia, tekst dzisiejszego czytania chciałabym potraktować jako pomoc w tym rachunku. Pewnie, że sporo mamy takich pomocy w książeczkach do nabożeństwa czy gdzie indziej, ale jeszcze jedna nie zaszkodzi. Posiadacze komputerów wiedzą, że dobrze jest przeskanować je paroma programami antywirusowymi, bo każdy następny może wykryć zagrożenia nieodnotowane wcześniej.

Pokusy, z którymi spotyka się Jezus, dotyczą w jakiejś mierze każdego z nas. Pierwsza pokusa polega na tym, że Jezus jest głodny, a szatan chce zaspokoić Jego potrzebę. To najprostsza pokusa, związana z materialnym aspektem naszego życia. Nie chodzi tylko o potrzebę jedzenia, ale o szereg innych materialnych potrzeb, niekiedy tworzonych sztucznie, których zaspokojenia trudno nam się wyrzec zwłaszcza w naszej konsumpcyjnej kulturze. Zdarza się, że coś będącego tylko przyjemnością uznajemy za rzeczywistą potrzebę i uważamy, że bez tego nie moglibyśmy żyć. Bywa też tak, że gubimy się w gąszczu swoich materialnych potrzeb i poza nimi niczego nie widzimy. Albo jeszcze gorzej – do naszych nadmiernie rozrośniętych materialnych potrzeb dorabiamy sobie racjonalizacje i uznajemy je za wyższe potrzeby duchowe.

To także pokusa „darmowych obiadów”, rozmaitych cudownych okazji czy wygranej na loterii. To pokusa nieroztropnej wiary w nie zawsze odpowiedzialne obietnice polityków czy w namowy specjalistów od marketingu, abyśmy kupili prawie za bezcen kolejną niepotrzebną rzecz. W dzisiejszych czasach to pokusa zaciągnięcia kredytu, który doraźnie rozwiązuje finansowe trudności, ale w dłuższej perspektywie często zniewala. Zbyt łatwo wierzymy, że ktoś bezinteresownie przemienia dla nas kamienie w chleb, a później popadamy w rozpacz, gdy zamiast chleba zaczynamy coraz wyraźniej czuć jednak kamień, wielki młyński kamień, przywiązany do szyi.

Druga pokusa to oddanie pokłonu, uległość wobec kogoś innego niż Bóg w zamian za uzyskanie władzy. Chyba każdy z nas ma taką potrzebę władzy. Czasami jest to potrzeba władzy politycznej na skalę kraju czy świata, a czasami tylko potrzeba władzy w rodzinie, w miejscu pracy, w gronie znajomych… Istnieje przy tym związek między pozostawianiem ludziom wolności a wprowadzaniem pokoju. Im bardziej we władczy sposób egzekwujemy swoje wymagania, forsujemy własne zdanie, tym większe niebezpieczeństwo oporu i konfliktu. Gdy natomiast mówimy jak Jezus „Jeśli chcesz…”, niesiemy pokój.

Odwrotną stroną tej pokusy jest opisana świetnie przez Fromma ucieczka od wolności. Wielu z nas woli oddać pokłon i uznać czyjąś władzę, aby nie brać na siebie odpowiedzialności za trudne decyzje. Niech zadecyduje małżonek, wspólnik w interesach, szef przedsiębiorstwa, przywódca partii czy ruchu społecznego – w razie niepowodzenia będzie ich można obarczyć winą. Wybieramy silne osobowości lub organizacje, a idąc za nimi, pozbywamy się niekiedy hamulców moralnych i wyrzutów sumienia. Co więcej, podporządkowani silniejszym szukamy słabszych, których z kolei moglibyśmy sobie podporządkować dla zaspokojenia swojej potrzeby władzy, tworzymy i akceptujemy sztywne hierarchie, a następnie bronimy ich jak najcenniejszego dobra. Oddawane i wymuszane przez nas pokłony nie są na ogół pokłonami należnymi Bogu.

Trzecia pokusa wiąże się z potrzebą bezpieczeństwa i z bardzo skądinąd pożytecznym mechanizmem, który człowiek posiada, a mianowicie z instynktem samozachowawczym. Jak w zły sposób zaspokajamy naszą potrzebę bezpieczeństwa? Instrumentalizujemy na przykład ludzi, traktując ich jako trybiki w maszynie do spełniania naszych oczekiwań. Uciekamy od trudnych spraw. Odgradzamy się murem od ludzi, którzy mają poważne problemy, aby nie naruszali naszego psychicznego komfortu. Instrumentalizujemy także Boga, żądając od Niego pomocy w trudnych chwilach, wchodząc z Nim w rozmaite targi czy licząc na anielską interwencję w sytuacji, gdy sami lekkomyślnie wpakowaliśmy się w tarapaty.

Jezus znalazł się w ekstremalnej i dość sztucznej sytuacji. Szatan postawił go na narożniku świątyni, na dachu. Nasze pokusy również wynikają często stąd, że szatan swoim działaniem wyolbrzymia naszą potrzebę bezpieczeństwa. Przed nami są roztaczane wizje zdarzeń i spraw, które tak naprawdę nie istnieją i nie zaistnieją, są czymś sztucznym, ale bywają nam podsuwane, aby budzić nasz lęk. Szatan skłania nas, abyśmy robili dla swojego bezpieczeństwa więcej, niż potrzeba, niż to wynika z naszego normalnego życiowego funkcjonowania. Każe nam stawiać na jakość życia i udawać, że może ono przebiegać bez cierpienia. Podpowiada, że człowiek, jeżeli tylko zechce, może zmieniać nawet prawa przyrody albo przynajmniej naginać je do swoich potrzeb. Chce, abyśmy rzucili się w dół, w przepaść niekontrolowanych biotechnologicznych i medycznych eksperymentów czy nadmiernego wykorzystywania naturalnych zasobów naszej planety.

Niech Wielki Post stanie się dla nas czasem spotkania twarzą w twarz z naszymi pokusami – tymi opisanymi powyżej oraz takimi, które nie zostały wymienione, lecz nawiedzają każdego z nas w jakiś szczególny sposób, zależny od naszych indywidualnych uwarunkowań. Ufajmy, że umocnieni przykładem Jezusa, wspierani Jego łaską potrafimy odważnie sprostać takiej konfrontacji, a uświadomiwszy sobie zagrożenia, przeciwstawić się im zwycięsko. Na pewno nie poradzimy sobie od razu ze wszystkim, ale rozpoznanie i pokonanie choćby jednej pokusy to już bardzo ważny krok ku nawróceniu.

Kuszenie_Jezusa.jpg

Rozważania Niedzielne

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code