Przeciw dowodom na istnienie Boga.

Normal
0

21

false
false
false

PL
X-NONE
X-NONE

/* Style Definitions */
table.MsoNormalTable
{mso-style-name:”Table Normal”;
mso-tstyle-rowband-size:0;
mso-tstyle-colband-size:0;
mso-style-noshow:yes;
mso-style-priority:99;
mso-style-parent:””;
mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt;
mso-para-margin-top:0cm;
mso-para-margin-right:0cm;
mso-para-margin-bottom:10.0pt;
mso-para-margin-left:0cm;
line-height:115%;
mso-pagination:widow-orphan;
font-size:11.0pt;
font-family:”Calibri”,”sans-serif”;
mso-ascii-font-family:Calibri;
mso-ascii-theme-font:minor-latin;
mso-hansi-font-family:Calibri;
mso-hansi-theme-font:minor-latin;
mso-bidi-font-family:”Times New Roman”;
mso-bidi-theme-font:minor-bidi;
mso-fareast-language:EN-US;}

 

Przeciw dowodom na istnienie Boga

Społeczeństwo zachodnie przeżywa aktualnie ześwieczczenie, będące wynikiem rozbieżności tradycyjnych interpretacji narracyjnej ciągłości tożsamości człowieka z wymogami, jakie stawia płynna, postmodernistyczna rzeczywistość. Jest to etap przejściowy; podobnie postępowi cywilizacyjnemu w obrębie społeczeństwa, wyprzedzanemu przez najświeższe odkrycia nauki, światopogląd dominujący w życiu publicznym jest kilkanaście, jeśli nie kilkadziesiąt lat opóźniony względem wniosków, do jakich doszli wybitni myśliciele. Kwestią czasu jest przejście do lamusa konstrukcji intelektualnych światopoglądowego mainstreamu, wznoszonych na potrzeby vox populi lub czerpiących zeń niewymierne korzyści. Świeckość w ostateczności – poprzez świeckość oświaty – potknie się o własne tautologie, dochodząc do punktu wyjścia, jakim zawsze jest określenie człowieka jako jednej wielkiej niewiadomej względem możliwości jego kategorialnego zdefiniowania. Fenomen człowieka napotyka na tajemnicę samego siebie. Symboliczne ujęcie tajemnicy  jako czynnika transcendecji nie jest rzeczą trudną. Opór stawia tylko mentalność poszukująca dowodów na istnienie czynników transcendentnych, podczas gdy samo pytanie o możliwości „substancjalizacji” transcendencji wynika z błędnych założeń w obrębie subtelności, które subsystują stanowiąc bytowe fundamenty; fundament bytu bytem nie jest – wiemy z logiki. Bóg nie wymaga dowodów na swoje istnienie, ponieważ nie istnieje na sposób ontologiczny, wymagający kategorialnej argumentacji.  

Domaganie się ugruntowania światopoglądu chrześcijańskiego za pomocą organonu nauk przyrodniczych jest wykroczeniem logicznym, które mniej więcej do czasów Nietzschego polegało na esencjonalistycznej projekcji myślenia życzeniowego człowieka, a współcześnie – na regressus ad infinitum: Poszukiwaniu podstawy podstaw. Tymczasem od Kanta czasów wiemy, że fundamentem wszelkiej dowodliwości jest niedowodliwe a’priori i nawet jeśli epigoni przeciążonej samą-sobą racjonalności postulują zniesienie zalepiania tajemnicy terminem–wytrychem, jakim według ich ontologii miałby być „Bóg”, to mniej więcej od epoki biblijnej zdajemy sobie sprawę z tego, że – jak chciał Jaspers – Bóg jest projektem Królestwa Niebieskiego (a projekt niekoniecznie oznacza niezrealizowanego postulatu) i idealną zasadą bytu, a nie Bytem. Argumentacja przeciwko platonizmowi również na niewiele się zda przy próbie udowodnienia bezsensu boskości, ponieważ Boskie idee nie są – jak wykazuje to Paul Evdokimov – „ideami elementarnymi” stoików, przetransponowanymi przez Platona jako sam Byt, którego następnie w czasach neoplatońskiego chrześcijaństwa poszukiwano jako esencji, tylko regulatywnymi wytycznymi poznania materii. Nie musimy tutaj chyba wspominać, że tak mniej więcej od czasów kosmicznego zbawienia przez Chrystusa otwarte oczy widzą w materii epifenomen ducha, a nie samą upadłość, której miejsce było przecież w duchowym świecie aniołów, a nie w świecie materii.

Dychotomia tradycji i nowoczesności nie wynika jednak z istotnych różnic pomiędzy ujęciami tożsamości w substancjalny, centryczny sposób (rdzeniem tożsamości człowieka jest tutaj jego immanentna, duchowa substancjalność, której początkiem i predestynacją jest transcendentny Absolut) i antyesencjonalnym, ponowoczesnym pluralizmem (tożsamość człowieka przypomina konstelację zmiennych elementów, będących w ciągłej interakcji, a zamiast centrum, mamy do czynienia z niewyraźnym neutrum – mgławicą, która sama w sobie nie stanowi zwartej całości, wyglądjaąc na taką wyłącznie z pewnego dystansu). Zarzuty, którymi filozofowie obarczyli tradycyjną teologię i metafizykę, mniej więcej do czasów Kartezjusza wiodącą prym przed świecką filozofią, dotyczą hipotetycznych sytuacji, do których prowadziłaby filozoficzna nadinterpretacja argumentów wiary.

Filozofia popełniła diametralny błąd projekcji hipotetycznej rzeczywistości nadinterpretacji na realność życia duchowego człowieka. Z biegiem czasu możliwość nadinterpretacji zastąpiła interpretowaną realność, zasłaniając przy tym istotę religii chrześcijańskiej. Teologia i filozofia weszły w dyskurs, wewnątrz którego nadbudowa ścierajacych się kontrpozycji i ich ustawiczna analiza zajęła miejsce hermeneutycznej syntezy życia duchowego człowieka i światopoglądu naukowego. Społeczeństwo, zajęte przecież praktyką egzystencji i specjalizacją pochłaniającą coraz to głębszy rewir intymnej sfery tożsamości człowieka, zostało pozbawione możliwości uczestnictwa w dyskursie, który przez wzgląd na rosnącą specjalizację uczestniczących w nim ekspertów zamienił się w meta-dyskurs, tzn. wymianę argumentów i kontrargumentów dotyczących samych sposobów prowadzenia dyskursu źródłowego i metod dochodzenia do consensusu. Doszło do separacji teorii metafizycznych względem praktyki duchowej i poznawczej człowieka, czego następstwem jest fragmentaryczny, pozbawiony całościowego kontekstu przekaz społeczeństwu interpretacji prowadzonego przez specjalistów dyskursu.

Wynikiem takiej dekontekstualizacji jest powstanie w obrębie społeczeństwa nowych narracji, których specyfiką jest z jednej strony oczywista dla ludzkiej praktyki poznawczej tendencja do uniwersalizacji (cechą dobrej teorii jest jej uniwersalność), z drugiej – wyrwanie argumentu wyjściowego z jego całościowego i niemożliwego już do ogarnięcia kontekstu. Skutkiem takiej uniwersalizującej dekontekstualizacji jest totalizujaca redukcja, tzn. projekcja pewnej możliwości interpretacyjnej świata jako jego konieczności (totalności pewnej teorii). Dochodzi wówczas do wykluczenia pozostałych możliwości interpretacyjnych uniwersum. Z redukcji takiej wynika spór pomiędzy tak spreparowanymi, wyrwanymi z holistycznego kontekstu nadinterpretacjami. Mamy więc z jednej strony znadinterpretowane pojęcie tradycji, z drugiej – znadinterpretowane pojęcie nowoczesności.

Na czym te nadinterpretacje polegają i w jaki sposób wykrzywiają ich źródłowy sens? Czy możemy dziś mówić o jakimkolwiek „źródle”, skoro zostało już nieraz dowiedzione, że prawda nie jest oderwana od prawdziwości, tzn – jest relatywna i zawsze zapryzmatowiona? Źródło-prawda jest ideą regulatywną, pewnym nieskończenie oddalającym się „punktem dojścia”, wobec którego każda teoria jest doraźna, odpowiednia na miarę czasów. Każda z prawdziwości jest relatywna, a relatywność pozostaje jedyną możliwością w obliczu wymykającej się, postulowanej obiektywności. Absolutyzacja relatywnej prawdy jest nieuprawomocnionym zawłaszczeniem, totalizacją, błędem logicznym, sprzyjającym powstawaniu wszelkiej maści ideologii. Należy jednak wyraźnie rozróżnić relatywność od relatywizmu, podobnie z resztą – obiektywność od obiektywizmu.

Relatywizm prowadzi do subiektywizmu, czyli do zasklepienia subiektywnego ego w pozbawionej kontaktu z innym monadzie. Obiektywizm prowadzi to totalitaryzmu. Relatywność natomiast uwzględnia subiektywność jako zapryzmatowienie i indywidualną modyfikację pewnej obiektywności. Relatywizm nie dopuszcza do siebie wspólnego wszystkim, tożsamościowego mianownika uniwersum. Obiektywizm – nie dopuszcza subiektywności jako indywidualnego przekształcenia obiektywności i odrzuca różnice. Nie należy dążyć do wypośrodkowania pomiędzy relatywizmem i obiektywizmem, ponieważ oba rozwiązania są błędne, podobnie z resztą wszelkie „-izmy”. Obiektywność jako regulatywny postulat poznawczy i moralny, relatywność jako pewna forma afirmacji subiektywnej indywidualności, uwzględniającej różnice w obrębie interpretacji tego samego uniwersum implikuje pojęcie szersze, a mianowicie: pluralność. Pluralność i pluralizm również należy rozróżnić.

Powszechnie postulowany, lecz zamieniający się najczęściej w ideologiczną batalię z wszelkimi formami obiektywności pluralizm łączy w sobie dwa negatywne aspekty nadinterpretacji: Po pierwsze, pluralizm społeczny nie jest pluralnością, tylko relatywizmem, nie dopuszczającym żadnej formy obiektywności. Po wtóre, pluralizm stał się obiektywizmem, czyli ideologią społecznej poprawności, populistyczną namiastką consensusu, w istocie wykluczającą wszelkie próby ukazania subiektywności (indywidualności) jako przekształcenia uniwersalnej obiektywności; indywiduum pozostające w otwartej relacji do całości obiektywnego uniwersum jest tutaj wykluczone jako zawłaszczające prawdę na rzecz pewnej totalności. Pluralizm jako ideologia społeczna nosi więc element relatywizmu i totalitaryzmu: Stał się totalitaryzmem relatywizmu – jakkolwiek niezgrabnie brzmi to określenie. Tym, co obiektywne jest tutaj tylko relatywizm. Jest to jednak relatywizm na tyle wyidealizowany, że niewielka część społeczeństwa spełnia jego postulaty. Dochodzi do izolacji społecznej, ponieważ jedyną relacją, która wówczas pozostaje, jest podejrzenie drugiego o stosowanie przemocy bądź kłamstwa – również względem nas samych. I właśnie z taką ideologiczną dominantą mamy do czynienia w przypadku ześwieczczenia społeczności postulujących tzw. światopogląd naukowy; aby uniknąć podejrzenia o ideologię, umysł relatywisty podejrzewa drugiego o ideologię, ukrytą tendencję do totalitaryzmu i przemocy. W imię walki z dogmatem postuluje się dogmat, wedle którego nauka jest stałą instancją i jedynym odnośnikiem interpretacyjnym dla filozofii. Jest to mitologia nauki i naukowego etosu, z nauką mająca niewiele wspólnego.

Każdy światopogląd stanowi pewną ontologię; monizm, dualizm bądź pluralizm. Ontologia naukowa postuluje zazwyczaj ten pierwszy i powołuje się na rezultaty nauk przyrodniczych, pomimimo tego, że nie dotyczy nauki wprost.

Monizm ontologiczny nie jest rozwijany nawet w obrębie założeń bytowych dotyczących metodologii poszczególnych dziedzin nauk przyrodniczych, ponieważ każda specjalizacja w zakresie jednej nawet dziedziny nauki, czy będzie nią astrofizyka, czy fizyka kwantowa, działa w obrębie ustalonego przez siebie paradygmatu, a nie założeń ontologicznych. Dla dokonywania obliczeń matematycznych w obrębie określonych przez grupę naukowców parametrów nie są istotne założenia ontologiczne, ponieważ różnica, czy parametry zostaną zweryfikowane w obrębie wielości światów czy jednego, stabilnego bytu, jest różnicą meta-fizyczną i nie wpływa na przebieg badania. Metody nauki oraz argumentacji światopoglądowej dotyczą innego przedmiotu rozumowania, zatem same muszą ulec rozróżnieniu. Pojęcie „światopogląd naukowy” jest wewnętrznie sprzeczne. Przyjmując pragmatyczną koncepcję nauki jako tej sfery działalności człowieka, której kryterium i zarazem cel stanowi jej techniczna stosowalność w służbie eksploracji i eksploatacji zasobów przyrody na rzecz człowieka, redukuje światopogląd do sfery metod własnej praktyki. W rezultacie określenie światopoglądu jako „naukowy” można przyrównać do konstrukcji „naukowej nauki”. Jest to tautologia, możliwa, lecz wewnętrznie pusta, tak jak sztuka dla sztuki, którą oczywiście można w nieszkodliwy sposób uprawiać, koniecznie jednak zakładając, że nie wchodzi w kompetencje innych dziedzin działalności człowieka, zwłaszcza religijnej.                   

Religia jest religią. Podobnie jak każda pozytywna działalność człowieka zasługuje na interpretację. Kontrargumentacja przeciwko religii przypomina batalię ideologicznych scjentystów ze sztuką tylko i wyłącznie z tego powodu, że byty sztuki są niedowodliwe. Podobnie niedowodliwe jest istnienie Boga i zarówno argumentacja za jak i przeciw wynika z nieporozumienia i do nieporozumień prowadzi.

Gustav Klimt, Drzewo Życia (1905 – 1909). Środkowa tablica tryptyku.

_________________________________________________________

Bardo Pond, Lord of Light

 

17 Comments

  1. dorota.bialachowska

    Z całym szacunkiem,

     Ale jak czytam: ‘Społeczeństwo zachodnie przeżywa aktualnie ześwieczczenie, będące wynikiem rozbieżności tradycyjnych interpretacji narracyjnej ciągłości tożsamości człowieka z wymogami, jakie stawia płynna, postmodernistyczna rzeczywistość.", to sobie myślę, jak kto nie potrafi prosto powiedzieć co myśli, to może i jego myśli są pokrętne? Bez staranności przeczytałam Pana tekst. Bez urazy, ale Pan może  w jednym, góra trzech zdaniach (nawet rozwiniętych), napisać o co Panu chodzi?

     

     
    Odpowiedz
  2. ahasver

    Z całym szacunkiem, ale…

    …wystarczy przeczytać tekst ze starannoscia – wówczas zapewne będzie zrozumiały.

    Gdybym miał przełożyc te mysli na język potoczny, musiałbym napisać kolaborat na 50 stron. Zdania te znaczą to, co znaczą takimi, jakimi są. Każda mysl jest pokrętna tak jak pokrętne jest życie.

     
    Odpowiedz
  3. dorota.bialachowska

    Każda myśl jest pokrętna?

     No, to jestem zdumiona. Bo czytam (nie u Pana), by mowa wasza była tak- tak, nie-nie. A Pan, że musi być pokrętna. Panie Bartoszu, myśli jasne, prostymi drogami chadzają. Rozumiem, że Pan sporo czyta. Dlatego to słownictwo. Ale, Pan da do jakiegos pisma filozoficznego, i podda sie ocenie tam. Tu, no mnie Pan nie zaimponuje. Tyle tekstów, książek znaleźć można, ale nie sposób wszystkiego starannie czytać. Pisać coś sensownego , ale by nie nudzić. To potrafi i mądry i utalentowany. Zbyt mało Pana znam, by w jednej, lub drugiej sprawie się wypowiadać. Piszę jedynie, że Pana teksty są mętne. Bez urazy.

     
    Odpowiedz
  4. ahasver

    Wyciąga Pani pochopne wnioski. Nie twierdzę, że teksty mają być pokrętne. Mają być najjasniejsze jak to tylko możliwe, niemniej jesli sprawa jest złożona, to trudno pisać językiem nie złożonym. Na imponowaniu mi nie zależy, w czasopismach filozoficznych publikuję od dawna, a do Tezeusza pisuję charytatywnie.

    Jesli potrafi Pani wyprostować te mysli i wyrazic je jasniej – prosze bardzo, czekam na Pani wersje tekstu.

     
    Odpowiedz
  5. dorota.bialachowska

    A może tak:

     Niech Redakcja Tezeusza rzuci hasło (byle ciekawe), na jakiś tekst? I skupmy sie na tym, by dotrzeć z treścią tak do gimnazjalisty? Pan napisze, inni może też? I ja. Tak najlepiej wykazać, o co i panu i mnie i innym może chodzi? Może być? 🙂

    I dodam, że może tekst, zachęcający do lekcji filozofii w szkole? 🙂

     
    Odpowiedz
  6. dorota.bialachowska

    Oczywiście 😉

     Ale, jak ktoś potrafi wskazać gimnazjaliście, że warto siegać do filozofii, to z czasem będzie miał w nim wytrawnego czytelnika, tych "innych" tekstów też 🙂

     
    Odpowiedz
  7. ahasver

    No dobrze, niemniej nie

    Gimnazialistom zalecam lekcje wf-u, biologii, estetyki, fizyki, techniki i matematyki. Z resztą zalecam to każdemu człowiekowi na całe życie. Filozofia jest tylko przyprawą do egzystencji, a na niej poznajemy się z czasem. Są teksty proste, są bardziej hermetyczne. Dla każdego coś miłego. Jeśli się nie pdoba, no to przykro mi 😀

     

    Muzyka jest najlepsiejsza

    http://www.youtube.com/watch?v=b80OAp5u-sM&feature=fvst

     
    Odpowiedz
  8. dorota.bialachowska

    Proszę się nie przejmować moją opinią.

     Słaba z filozofii jestem, dlatego ciągle coś tam odkrywam. Dla siebie. Wiem, wiem, tak kiedyś napisał ksiądz Tischner. On się droczył. Ja piszę prawdę, co, oczywiście nie znaczy, że ks.Tischner kłamał. Pewno oboje mieliśmy rację. No tego nie sprawdzę, bo bym musiała tak dobrze znać filozofię, jak On.  No tak, trudno powiedzieć, czy ksiądz Tischner pisał prawdę. Pan Wie? Pisał prawdę ksiądz Tischner, pisząc że słabo zna filozofię?  Właściwie, to proszę się nie przejmować że i ja się nie przejmuję, tym Pana nieporzejmowaniem się mną. Ale, czy Pan się tym przejmuje ? A może? 🙂 Oczywiście, to taki żart. Proszę nie brać tego poważnie (poza tym, że słabo znam filozofię). 🙂

     
    Odpowiedz
  9. ahasver

    🙂

    Filozofia jest potężna, dlatego Tischner pisał prawdziwie. Prawdziwość jednak nie jest prawdą, ponieważ do prawdy dochodzi się ustawicznie przez całe życie. Poza tym przedmiot filozofii nie jest uchwytny. Filozofia nie jest nauką, dlatego nie sposób mówić o tym, że jakkolwiek filozofię się zna. Uprawia się ją – tak jak uprawia się sztukę. Każdy ma swój styl, nastrojowość, specyfikę problemów, które porusza i choć celem jest dojście do stanowiska czystego rozumu, sam rozum nie wie o sobie praktycznie nic. Jedni wybitnie znają historię filozofii, lecz są słabymi teoretykami-twórcami, inni, tak jak Nietzsche bądź Wittgenstein byli filozoficznymi geniuszami, choć znajomość historii idei u nich była mizerna. Zgodzę się, że najwybitniejsze są teksty proste, ale na takie – jeśli są przy tym wybitne intelektualnie – stać tylko bardzo doswiadczonych i mądrych filozofów, a ja mam dopiero trzydzieści lat i uważam, ze mój język jest w powijakach.  

     
    Odpowiedz
  10. misjonarz

    Zacząłęm sobie coś

    Zacząłęm sobie coś ciekawego przemyśliwać. Te "twoje teksty" Bartku wydają się mądre, ale chyba należy zadać ciekawe pytanie – czy to jest filozofia ?

    Filozofia z definicji to "umiłowanie mądrości", to poszukiwanie a poszukiwanie to STAWIANIE PYTAŃ I ZDZIWIENIE. 

    Przedstawiasz jakieś teksty "wyrwane z innych tekstów" i dopełnione swoimi dopowiedzeniami, ale w/g mnie to nie jest "twoja filozofia". To jest "referat filozoficzny" polegający na odtworzeniu tego co "ktoś kiedyś powiedział".  Tak więc moim zdaniem to jest "odtwórczość", a nie twórczość (czemu służąca ? " to można pytać i pytać).

    Ok. "jak powinna wyglądać filozofia na podany wyżej temat" ?

    Nie wiem , ale mógłbym wymyślić.

    Np. tak :   "dlaczego Pan Bóg chce, lub nie aby udawadniać jego istnienie" ?

     "Czy Panu Bogu zależy na tym aby ludzie mieli pewność, że on istnieje" ?

    "Co może się zmienić w życiu ludzi, gdy będą mieli pewność o Bogu" ?

    "Dlaczego Jezus udawadniał, że zmartwychwstał" ?

    "Dlaczego udawadniać  wiarę i czy wiara udowodniona będzie tą samą wiarą" ?

    "Czy wierzyć i mieć pewność różni się poziomem aktywności neurofizjologicznej mózgu" ?

    "Czy ewangelie to jest coś udowodnionego, czy tylko jakąś treścią literacką" ?

     

    Ok. bo pytań mógłbym mnożyć w nieskończoność, (no bo, jak nie pytać jeżeli treść jest otwarta).

     

    No to na końcówkę – już przytaczane przeze mnie pytanie Jezusa.

    UWIERZYŁEŚ TOMASZU BO MNIE UJRZAŁEŚ ?………………………………………………………….

    Jezu, dziękuję Ci za tą przepiękną filozofię.

     

     
    Odpowiedz
  11. ahasver

    🙂

    Filozofia i sztuka nie są samorodne i większej mierze polegają na przekształcaniu dotychczasowej tresci, na łączeniu elementów zastanych (bricolage), na interpretacji. Natomiast tak, jest to filozofia, czyli umiłowanie mądrosci, jest to dążenie poprzez zastany "tekst swiata" do lepszego zrozumienia swojego miejsca na Ziemi. 

    Co do pytań zadanych przez Pana – są to ogromnie trudne pytania i możemy an nie formułować odpowiedzi bez końca.

    Odpowiem tylko na jedno pytanie: Czy Bóg chce, abysmy dowodzili Jego istnienia?

    Moim zdaniem tak, ponieważ zarówno argumentacja za Jego istnieniem jak i przeciw jest już jakąs literalną formą zbliżania się ku Niemu. Uważam jednak , że są to argumenty i kontrargumenty tymczasowe i prowizoryczne.

    Pozdrawiam.

     
    Odpowiedz
  12. misjonarz

    Również uważam, że “Pan

    Również uważam, że "Pan Bóg chce abyśmy mieli dowody jego istnienia". Pan Bóg pokazuje lub wskazuje

    ZNAKI a znaki są po to aby je odkryć albo wykryć i przemyśleć a następnie wysnuć wnioski. Znaki Bożego działania są różne i czasem ciężko jest odróżnić je od czegoś naturalnego bo właściwie są one "wplecione w naturę". Np. jest powiedziane "słońce się zaćmi". Oczywiście, że nie każde zaćmienie słońca jest od Boga (chociaż i tu można filozofować".  Jest to natomiast pewien znak, który można jakoś interpretować, no bo co to jest to zaćmienie ? To jest zakrycie częściowe lub całkowite tarczy słońca przez dużo mniejszy księżyc.

    No i właśnie – można tutaj bardzo dużo filozofować – czyli "co nam przesłania słońce jakim jest Jezus" ?, albo inaczej "dlaczego bzdury przesłaniają nam samego Jezusa" ?

    Jeszcze co do "naukowości, nienaukowości wiary". Jest taki fragment w którym (bodajrzee św Paweł) pisał:

    "bo zdrowej nauki nie będą się słuchać, bo ich uszy świerzbią".

    Czemu Paweł mówił o nauce ? i dlaczego mówił o "zdrowej" ? Skąd ta nauka ma pochodzić ?

    Szaweł to był uczony w piśmie, czyli naukowiec. Tak więc używał ROZUMU aby znaleźć Boga (chociaż jego rozum przed zrzuceniem z konia był – powiem tak "zakręcony" ). Dopiero w momencie gdy ukazał się mu zmartwychwstały Jezus i usłyszał jego głos to "spadły mu łuski z oczu". Bóg udowodnił mu swoje istnienie i dlatego Szaweł przemienił się w Pawła – apostoła pogan.

    Tak więc rację miał JP II "fides et ratio" – to są dwie łodzie na których unosię się nasza wiara.

     

     

     
    Odpowiedz
  13. misjonarz

    Zacząłem sobie znowu coś

    Zacząłem sobie znowu coś "przemyśliwać" :-).

    Zadałem pytanie – "czy ingerencja Pana Boga wpływa na neurofizjologię" ?  Jest to bardzo trudno udowodnić, ale jednak można. Oczywiście można pytać – "czy to mózg wywołuje pewne doznania, czy doznanie to jest tylko uzewnętrznienie Pana Boga" ?

    To skomplikowana sprawa bo może być różnie. Różnie bo może się zdarzyć, że pewne osoby "zakłócenia mózgowe odbiorą jako ingerencję Pana Boga, ale też może być, że:

    "wpływ Pana Boga zmienia neurofizjologię a co za tym idzie zachowanie lub zachowania człowieka".

    Posłużę się tylko jednym przykładem (nienaukowym bo opartym na minimum).

    Ktoś kiedyś (już nie pamiętam kto i kiedy) postanowił zrobić pewien eksperyment. Polegał on na podłączeniu umierającego człowieka do aparatury badającej fale mózgowe (chyba to był aparat eeg ?).

    Obserwowano zachowanie się aparatury. W pewnym momencie wskazówka tej aparatury wychyliła się maxymalnie a obserwator "oniemiał". Wskazówka pokazała wartość promieniowania równą mocy największej radiostacji emitującej sygnał radiowy w USA. Osoba umierała, ale w pewnym momencie ZACZĘŁA SiĘ MODLIĆ a modlitwa była bardzo intensywna i polegała na PRZEBACZENIU WINOWAJCOM.

    Ok. można oczywiście powątpiewać "skąd taka energia" ?, można coś "insynuować – typu aparatura się popsuła, itp". Tak można ale też można np. tak ???????????, czyli dlaczego tak się stało, dlaczego Pan Bóg tak czasem wpływa na mózg ludzki ? Dlaczego pozwala udawadniać swoją interwencję ? (bo przecież jeżeli uznać, że nie był to przypadek to MUSIAŁ w To MACZAĆ PALCE PAN BÓG".

    Ok, oczywiście można zadać pytanie "czy to był Bóg ? "

    No tak można, ale też można pewnie jakoś tak ? "Jeżeli nie Pan Bóg to co" ?

     

     

     

     
    Odpowiedz
  14. misjonarz

    Jeszcze jedno – będzie

    Jeszcze jedno – będzie krótki esej:

    "przeciw dowodom na istnienie nauki"  . No bo co to jest nauka ?

    Nie wiem , ale coś tam słyszałem na ten temat. Po mojemu nauka to "empiryczne przedstawienie pewnego zjawiska lub zjawisk". Czyli nauka to zauważenie zjawiska lub zjawisk i udowodnienie tego poprzez

    EKSPERYMENT.  Aby udowodnić jakąś hipotezę należy zrobić eksperyment i zweryfikować go. Tak więc wymaga to RÓWNYCH WARUNKÓW. No tak, ale "warunki non stop sie zmieniają", tak więc można mówić "jedynie o prawdopodobieństwie tychże". Tak więc prawdopodobieństwo to nie jest pewność, czyli to jakgdyby "samo wyklucza się". Tak więc naprawdę w nauce (tej najnowszej) mówi się o "dużym prawdopodobieństwie". No tak, czyli ? "duże prawdopodobieństwo chaosu", a chaos to nie to samo co "uporządkowaność".

     

    Ok, a Pan Bóg powiedział: " NA  POCZĄTKU BYŁ CHAOS". Jeżeli uznać, że jednak "jest pewien porządek (albo duże prawdopodobieństwo uporządkowania), to co było "praprzyczyną owego ?

    Odpowiedź niejako "sama się narzuca" – :-),  "przed chaosem było słowo".

     
    Odpowiedz
  15. quasar

    Przebrnięcie przez tekst wymagało ode mnie wysiłku,

    w filozofii jestem samoukiem i to raczej początkującym. Filozofia to nauka o tym co dla rozumu przynajmniej nieoczywiste więc ubieranie jej w słowo i właściwe odczytywanie musi pociągac wysiłek aby dobrze zrozumieć co słowo miało przekazać. Prosty przekaz istnieje tylko jeśli nie zagłębiać się w jej arkana a stwierdzać prawdy bardziej oczywiste. I choć uważam, że kto niezgłębia jej tajników a opiera się na odczuciu prawdy, które każdy posiada jest bardziej zdolny do życia według prawdy absolutnie absolutnej, żeby wykluczyć tu jakąkolwiek subiektywność, to i tak to co w filozofii pociągające sprawia, że chcę się zagłębiać w jej tajniki. Może to jakaś moja odpowiedź na to o czym Pan pisze? Odpowiedź na to, że tak często pozostawanie na poziomie swojego (często niepogłębionego) punktu widzenia, niezagłębianie się w sytuację i uwarunkowania tego kto ma odmienne zdanie jest głównym powodem narastającej agresji w relacjach międzyludzkich. To sprawia, że czuję potrzebę potwierdzania, że wysiłek poświęcony dla zrozumeinia myśli odmiennej jest tym co może łączyć, może zastąpić spłycone myślenie, które dzieli. Każdy człowiek jest w najgłębszym swoim znaczeniu tym samym, podobne ma potrzeby (choćby wymienić miłość, akceptację), więc poszukiwanie tego co łączy zamiast tego co dzieli jest jednocześnie poszukiwaniem prawdy. I co się okazuje, aby prawdę poznać nie potrzeba znajomości filozofii. Ostatecznie okazuje się że aby żyć według prawdy absolutnej trzeba się wyrzec własnego rozumienia prawdy absolutnej:) Bo człowiek nie może swoim rozumem objąc Boga ale może żyć wg Jego prawa słuchając sumienia. Aby aby żyć wg sumienia trzeba w pewnym momencie zrezygnować ze zrozumeinia prawdy absolutnej. Ot paradox. A może nie paradoks, bo gdyby dało się zrozumieć prawdę absolutną to nie potrzebna by się stała wiara. Może tak ma być, że mamy się uczynić poddanymi aby żyć wg prawdy absolutnej?

    "Absolutyzacja relatywnej prawdy jest nieuprawomocnionym zawłaszczeniem, totalizacją, błędem logicznym, sprzyjającym powstawaniu wszelkiej maści ideologii."

    🙂

    Każda próba przedstawienia myśli ludzkiej jako prawdy absolutnej jest z góry skazana na porażkę. Świadomość tego zanika i jest to w mojej ocenie wielkim zagrożeniam nowymi totalitaryzmami ale trochę odmiennymi od tych które znamy. Te nowe będą się pojawiać jako lokalne, w małych grupach społecznych, które będą same sobie tworzyły totalitaryzmy wychodząc z tego błędnego założenia, że człowiek może rozumem pojąć wszystko. Taki przykłąd można podać np. w nauce, a jest nim dążenie do stworzenia teorii wszystkiego.

    Pozdrawiam

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code