Prorokini Errosa

Moje blogi na YouTube

 
„Na pustyni.Kryptoteologie późnej nowoczesności” Agaty Bielik-Robson na polskim gruncie jest książką niezwykłą i całkowicie oryginalną. Pod powierzchnią gęstego erudycyjnego wywodu skrywa się tam prorocki żar nowego ateizmu, zsekularyzowanej religii Życia, która ma zastąpić chrześcijaństwo, przynajmniej w dziedzinie teologizującej filozofii. Głównym celem ataku filozofki nie jest jednak chrześcijaństwo – które uważa ona za skończone – ale jego świecka spadkobierczyni, czyli nieomal cała tradycja filozofii Zachodu, zwłaszcza późnonowoczesnej, którą nazywa „religią śmierci”. O uwodzicielskiej sile książki niech świadczy fakt, że przemknęła mi nawet pokusa: jeśli miałbym nawrócić się na ateizm czy choćby skromniejszy agnostycyzm, to dzień wyzwolenia od przebrzmiałego chrześcijańskiego zabobonu świętowałbym, smakując filozoficzne przysmaki przyrządzane przez kuchnię Agaty Bielik-Robson. To ona właśnie zostałaby moją nową Prorokinią Errosa, czyli Życia jako błędu.
 
Ta książka jest ważna, bo pokazuje, jak zsekularyzowany judaizm staje się również w Polsce wehikułem dechrystianizacji elit, znużonych chrześcijańskim błędem. Gdy część elit zasmakuje wyrafinowanego Życia jako błędu, masy po prostu ucieszą się życiem bez wymagań i ofiary. Takiego świata Agata Bielik-Robson pragnie i nadejście takiego świata prorokuje. Filozofia jest tylko przykrywką i szyfrem tego głęboko egzystencjalnego projektu.
 
Najlepiej w istotę zamysłu Agaty Bielik-Robson wprowadzi analiza tytułu książki „Na pustyni. Kryptoteologie późnej nowoczesności”. Sformułowanie „na pustyni” (hebr. Bemidabr) autorka zapożycza z czwartej księgi Biblii Hebrajskiej (chrześcijańska Księga Liczb) i jest ono synonimem kryzysu, który przeżywają Izraelici na pustyni, gdy wiara w Boga słabnie i „ustępuje miejsca chaosowi powrotu do negatywności niezorganizowanej” (czyli świadomości śmierci). W interpretacji Bielik-Robson metafora „na pustyni” najlepiej opisuje kondycję człowieka późnej nowoczesności: konieczność zadomowienia się w świecie bez wyraźnych norm i dyrektyw, w stanie zawieszenia między życiem a śmiercią.
 
Pojęcie „kryptoteologii”, zapożyczone przez autorkę od Waltera Benjamina – drugiego obok Franza Rosenzweiga patrona książki – wprowadza nas w rozumienie przez nią ukrytej relacji między filozofią i teologią. Twierdząc, że od religii uciec się nie da, a jej myślowy wyraz, czyli teologia współcześnie jest nie tyle kwestią istnienia lub nieistnienia Boga czy metafizycznego uzasadnienia dobra i zła, lecz wszystkiego, co dotyczy naszych trosk ostatecznych, Bielik-Robson ujawnia, że filozofia współczesna w swej istocie jest ukrytą teologią – kryptoteologią. To właśnie pytania i wybory teologiczne (brzydki karzeł ukryty pod szachowym stołem), formułowane w języku filozofii stają się obszarem badań autorki. Jak pisze ona dobitnie: „Celem tej książki będzie wywlec je [kryptoteologie], spod stołu i odsłonić publiczności jako filozoficzne sprawczynie gier późnej nowoczesności” (KPN, 9-10). Tłem dla tych gier jest późnonowoczesna debata nad statusem sekularyzacji, którą autorka wzorem Charlesa Taylora uważa nie tyle za zanik wiary, ale „ustalenie się nowych warunków posiadania przekonań religijnych”.
 
Według Bielik-Robson źródłem kryptoteologii, rozumianej jako troska o sprawy ostateczne, jest „pierwotna negatywność” czyli po prostu świadomość śmierci. Życie przez swą niezgodę na śmierć i unifikację z martwicą reszty bytów jest według Bielik-Robson swoistym Błędem przeciw Prawdzie. Dla oddania oryginalności swego rozumienia życia filozofka ukuwa nowy termin Erros, czyli nieskończone pragnienie życia, błąd który się umacnia, tworząc „na pustyni” własną formę istnienia. Obok nieskończonego pragnienia życia i niezgody na śmierć Erros czerpie swój etos z odrzucenia obietnic oferowanych czy to przez tradycyjną religię w postaci życia wiecznego, czy przez filozofię, która obiecuje pojednanie z całością poprzez zniesienie różnicy bytu odseparowanego i poszczególnego. Nadzieja życia errotycznego jest szczególna: nagrodą za wytrwanie w napięciu ma być nowa forma życia. Jaka? Autorka nie dopowiada.
 
Po doprecyzowaniu kwestii życia Bielik-Robson, z pomocą głównych patronów książki: Franza Resenzweiga i Waltera Benjamina, rusza do boju z filozofami śmierci i bycia „od Joni po Jenę” oraz późnonowoczesne kontynuacje tej filozofii. Świadomie wpisuje się ona w zainicjowany przez Szestowa spór „między Atenami a Jerozolimą”, biorąc jednoznacznie stronę Jerozolimy, czyli judaizmu interpretowanego przez nią jako witalistyczna religia życia w horyzoncie skończoności. W perspektywie radykalnej afirmacji życia, według Bielik-Robson nieomal cała filozofia Zachodu, czyli Ateny, okazuje się neutralizującą skandal życia „religią śmierci”.
 
Tak zarysowany projekt badawczy filozofka realizuje w książce w trzech częściach. W pierwszej, zatytułowanej „Triumf Tanatosa” Bielik-Robson dokonuje krytycznej analizy kryptoteologii tanatycznej, która według niej uczyniła Śmierć Bogiem lub – za Heglem – Panem Absolutnym, posiadającym status „rzeczy ostatecznej”, czyli wyroku „mówiącego Prawdę”. Autorka uważa tę swoistą religię śmierci za parafrazę tradycji chrześcijańskiej w tym sensie, że uprzednią intymną relację Boga i człowieka zajął intymny związek ubóstwionej Śmierci z człowiekiem. Dla udowodnienia tej tezy filozofka prezentuje krytycznie i z wielką erudycją szeroką panoramę koncepcji wybranych „filozofów śmierci” od Hegla do Derridy, m.in. Heideggera, Bataille’a, Kojève’a, de Mana, Agambena, Freuda, Lacana, Blanchota.
 
W drugiej części „Nierówna walka” autorka wprowadza polemicznie na scenę „filozofów życia”, czyli rzeczników „zbawiennego kłamstwa”, przeciwstawiającego się prawdomównej prostocie filozofów śmierci w imię meandrów życia. Zapoznajemy się tutaj z prezentacją myśli m.in. Kafki, Santnera, Adorna, Levinasa, Benjamina, Rosenzweiga. Głównym patronem II części jest Harold Bloom, którego koncepcja witalizmu antytetycznego ogniskuje problematykę filozofii „życionośnej”, patrzącej na śmierć z ukosa, czyli opóźniając jej nieuchronność poprzez intensyfikację swoistych fenomenów życia.
 
Trzecia i ostatnia część książki, zatytułowana „Bóg i Bycie: Nieustająca alternatywa”, poświęcona jest kryptoteologicznej dekonstrukcji, czyli demaskacji pozornych nadziei „filozofii tanatycznej”. Autorka, podążając w tej części głównie za myślą Benjamina, tropi wszelkie przejawy pozorowania życia przez filozofię śmierci i dokonuje wyostrzającej polaryzacji obu tych alternatyw. Tytułowy Bóg to właśnie filozofia życia, a Bycie jest tutaj synonimem filozofii śmierci.
 
Książkę zamyka podrozdział „Religia życia skończonego”, w którym Bielik-Robson podsumowuje własne religijne credo: nie ma powrotu do przednowoczesności z jej pustymi obietnicami chrześcijańskiej wieczności, a fundamentem nowoczesności jest odrzucenie idei osobowej nieśmiertelności i uznanie skończoności człowieka za nieprzekraczalny horyzont. W rozumieniu filozofki życie wieczne to nie „życie po życiu”, ale – jak powtarza ona za Rosenzweigem – pewien stopień skupienia i natężenia, który ze zwykłego istnienia uczyni istnienie do potęgi.
 
Kluczowy pomysł Bielik-Robson, aby spojrzeć na poźnonowoczesną filozofię jako ukrytą teologię, jest znakomity. Pozytywnie oceniam uznanie przez autorkę kwestii religii, rozumianej jako troska o „sprawy ostateczne”, za nieusuwalną i centralną dla człowieka, również w zsekularyzowanym świecie Zachodu. Za trafne uważam mocne podkreślanie faktu, że w głównym nurcie filozofii późnonowoczenej miejsce Boga zajęła ubóstwiona i zabsolutyzowana Śmierć, deprecjonująca unikalny fenomen życia. Szczególnie interesująca, choć chyba najtrudniejsza interpretacyjnie, wydaje mi się podjęta przez Bielik-Robson próba odnalezienia nowej czy odnowionej formuły filozofii życia, wyjścia poza naiwny i amoralny witalizm, pokazanie ożywczego sporu życia ze śmiercią. Na szacunek zasługuje też pewien heroizm proponowanej postawy: odrzucenie wszelkich łagodzących obietnic i egzystencja w nieustannym napięciu pomiędzy życiem a śmiercią, z nadzieją, że właśnie to napięcie stworzy nową jakość życia i zrodzi nową, lepszą moralność.
 
Agata Bielik-Robson wydaje się sugerować, że źródłowy dostęp do doświadczenia mistycznej pełni jednostkowego bycia istnieje nie w szukaniu jedności z kosmosem, ale w intensyfikacji witalnych mocy życia. Jeśli tylko nie damy się uwieść mrocznym mocom „religii śmierci”, proponującym najwyżej życie „w dogasaniu” i przygotowywaniu się na śmierć, możemy zasmakować życia, które przyswoiwszy sobie traumę śmierci, przekracza ją już tu i teraz. Ożywcze filozoficznie wydaje się ostre spolaryzowanie „religii życia” wobec „religii śmierci”, jako dwóch radykalnie różnych sposobów poradzenia sobie ze skandalem ludzkiej skończoności. Dla polskiego czytelnika niezwykle cenna jest również w „Kryptoteologiach późnej nowoczesności” szczegółowa prezentacja panoramy namysłu ważnych myślicieli późnej nowoczesności i wprowadzenie w literaturę wciąż słabo w Polsce znaną.
 
Przy swoich niewątpliwych zaletach, książka posiada istotne słabości. Wynikają one głównie z redukcjonistycznego dogmatyzmu filozofki, która przyjmuje mocne założenia wstępne bez próby ich filozoficznego przemyślenia i uzasadnienia. Oto te wzajemnie uzupełniające się dogmaty: skończoność i brak osobowej nieśmiertelności jest niekwestionowanym horyzontem doświadczeń i losu człowieka, Bóg nie istnieje, kwestia dobra i zła nie ma istotnego znaczenia dla religii, chrześcijaństwo przeżywa zmierzch (w domyśle: nie warto się nim zajmować), fundamentalną kwestią religijną jest sprawa śmierci, judaizm jest „religią skończoności”, teologia i religia są jedynie kwestią „ostatecznych trosk”, czyli życia w perspektywie śmierci. Z takich pozornie logicznych sylogizmów mamy wyciągnąć podsuwany przez autorkę jedynie słuszny wniosek: religia = życie (intensywne, skończone, samotne, bez Boga, bez wieczności, bez pozytywnej moralności, w agonicznym buncie wobec śmierci, samowystarczalne, bez nadziei).
 
Pozwolę sobie ujawnić realne filozoficzne i egzystencjalne interesy ukrytych przed widownią teologicznych karłów Bielik-Robson. Stanowiące oś książki odkrycie, że między filozofią śmierci i życia jako kryptoteologiami toczy się morderczy spór, jest pozorne: życie i śmierć nie są fundamentalnymi kategoriami religii i nie one stanowią o sensie (bezsensie) ludzkiej egzystencji. Bielik-Robson udaje lub rzeczywiście nie wie, że zarówno absolutyzacja Śmierci, jak i absolutyzacja Życia mają w istocie tożsamy cel: zastąpić zużyty koncept Boga i nasycić skończone fenomeny śmierci życia boskością, kontrolowaną myślowo przez filozofów tak, aby umocniły się przeciw lub obok Boga.
 
Pójdźmy dalej i zapytajmy: dlaczego autorka wybrała za swój cel deprecjacje „filozofii śmierci” i gloryfikuje „filozofię Życia”? Ponieważ uważa, że bunt „filozofów śmierci” przeciw Bogu nie jest dość radykalny. Ubóstwienie Śmierci jest pośrednim uznaniem, że to, co fundamentalne dla człowieka rozstrzyga się po śmierci i znajduje się w sferze Niewidzialnego. Prorokini Errosa, odrzucając „filozofię śmierci”, radykalizuje swój sprzeciw wobec Boga i wieczności: ludzka skończoność ma odtąd rozstrzygać się w świetle dnia, a intensyfikacja życia ma zneutralizować grozę śmierci i doprowadzić do „skurczenia” cień odrzuconej wieczności. Jeśli autorka ucieka od kwestii Boga, wieczności, dobra i zła, grozy śmierci, problematyki winy, unieważnia tę problematykę lub tak przeformułowuje, że otrzymujemy czystą myślową spekulację, nie może dziwić, że tak zredukowane życie w ogóle, a religijne w szczególności wypada niezwykle blado. W książce nie znajdujemy poważnego argumentu, dlaczego akurat Życie miałoby być lepszą absolutyzacją niż Śmierć. Trzeba jednak uczciwie przyznać, że postulat „więcej życia” wobec anihilującej mocy śmierci, skazującej „byty na uczestnictwo w otchłani nieistnienia”, zawiera w sobie jakieś rozpaczliwe domaganie się życia pomimo śmierci i w ten sposób ujawnia głęboko zakorzenioną w człowieku intuicję nieśmiertelności i wieczności.
 
Podjęta przez autorkę próba dotarcia do doświadczenia dobra pełnego, uprzedniego wobec polaryzacji dobra i zła, i szukanie takiego doświadczenia życia, którego intensywność przenosiłaby człowieka do witalnego raju jako źródła moralności, wydaje się całkowicie nieudana. Bielik-Robson w swoim zacięciu emancypacyjnym nie może się pogodzić z faktem, że człowiek, choć ma intuicje pełni, również moralnej, nie jest do niej zdolny. Jej usilna wiara w dobro będące wykwitem życiowej witalności, w to, że sama intensywność życia wystarczy, by odnaleźć dobro sprzed upadku, nie ma charakteru tezy filozoficznej, ale jest aktem dość rozpaczliwej wiary. Ta wiara jest nieudana, bo filozofka, ufa, że można ją wytworzyć poprzez uprawianie filozofii i utrzymać kontrolę nad rezultatami takiej pracy. Autorka pragnie dostąpić boskiej pełni, choćby jej kresem była śmierć, jakby trawestowała Augustyńskie „Kochaj, i rób co chcesz” w „Żyj i rób co chcesz”, mając nadzieje, że etyczny wynik będzie podobny albo lepszy. Ponieważ umyka jej problem zła oraz immanentnej kruchości moralnej człowieka, jej wiara w moralną doniosłość intensyfikacji procesu życiowego ma jedynie status nieugruntowanej hipotezy.
 
Jaka więc jest ta książka: dobra czy słaba? Dobra, a nawet znakomita, bo z wielką erudycją, kompetencją i pasją podejmuje temat zsekularyzowanej religii jako troski ostatecznej o życie zagrożone śmiercią w późnonowoczesnym „świecie bez Boga”. Słaba, bo uwikłana w postoświeceniowy dogmatyzm, nie dostarcza żadnych przemyśleń i uzasadnień dla fundamentalnych kategorii religijnych, którymi operuje, traktując je jako bezdyskusyjne oczywistości. Wydaje się też, że Bielik-Robson radykalizuje ważną tendencję późnonowoczesnego ateizmu i agnostycyzmu: nie jest to już proste odrzucenie Boga i religii judeochrześcijańskiej w imię etosu czystej świeckości. Przeciwnie: następuje asymilacja i redefinicja religii tradycyjnych – w przypadku Bielik-Robson judaizmu – w duchu zateizowanej religii skończoności. Autorka, choć silnie zainspirowana zachodnimi filozofami (Rosenzweigiem, Bloomem i Beniaminem), stworzyła na polskim gruncie jedną z najbardziej ekscytujących apologii religii Życia, pokazując zarazem ogromne bogactwo późnonowoczesnego myślenia o życiu i śmierci w horyzoncie skończoności.
 
Jestem przekonany, że dla filozofów i teologów, którzy poważnie myślą o przyszłości chrześcijaństwa, ta niełatwa książka powinna stać się lekturą obowiązkową. „Kryptoteologie późnej nowoczesności” dowodzą, że Agata Bielik-Robson wydaje się wyrastać na najpoważniejszą polską myślicielkę quasi-religijną, która filozofom i teologom rzuca wyzwanie obrony i odświeżenia namysłu nad fundamentalnymi kategoriami religii: Bogiem, dobrem, złem, życiem, śmiercią, zbawieniem. Podążając szlakiem poszukiwań Leszka Kołakowskiego, Bielik-Robson nie jest jednak wyrafinowanym sceptykiem, poczciwie głoszącym sens religii, ale żarliwą prorokinią Errosa. Chce ona wyprowadzić nas na permanentną pustynię religii skończoności, byśmy tam ćwiczyli się w życiu bez Boga i nadziei wieczności, radując się jedynie Życiem w niezgodzie na śmierć
 
 
Agata Bielik-Robson, „Na pustyni”. Kryptoteologie późnej nowoczesności, Wydawnictwo UNIVERSITAS, Kraków 2008, s. 565.

 

***

Tekst ukazał się w najnowszym numerze miesięcznika "Więź", 11-12 (613)/2009

 

Komentarz

  1. ahasver

    Gratuluję!

    To Twój najlepszy artykuł, jaki do tej pory miałem okazję czytać, Andrzeju. Przyjmij moje gratulacje! Czytałem omawianą przez Ciebie książkę i zgodzę się z Twoimi uwagami krytycznymi. Podzielam opcję światopoglądową Pani Bielik-Robson, o czym świadczyć mogą propozycje zawarte w moich skromnych esejach. Od jakiegoś czasu bronię jednak tezy, że Chrześcijaństwo i Judaizm stanowią współbieżną strukturę hermeneutycznych wyzwań dla świadomie egzystującego jestestwa, które przy pomocy kluczy pojęciowych opartych na schemacie transcendencji i dualistycznych założeń dotyczących Czasu – i Bycia – jest w stanie uchwycić (co nie znaczy zawrzeć w pojęciowych kategoriach) sens swojego skończonego istnienia. Jak rozstrzygał Heidegger – nieskończoność jest wtórna wobec faktu skończoności. Kategoryzujące rozwikłania dają wejrzenie w sytuację rzucenia-w-świat, którą Nietzsche ujmował jako powracające w Wiecznym Kole Ogromu To-Samo, a wcześniej Kierkegaard – jako czasowy Paradoks, przez który wieczność Tamtego Świata rozstrzyga o wartości życia człowieka na Tym Świecie. Tu i teraz ma "miejsce" (właściwie "jest" bez-miejscowe, bowiem dotyczy kwestii troski, a nie ontologicznej konstytucji) sąd ostateczny, potępienie i zbawienie. Georges Bataille w "Erotyzmie" porównał ekstazę do transgresywnego przekraczania, w którym przeżycie stanowi nie tyle suplement przeżycia mistycznego po utraconej nadzieji na naiwnie rozumianą transcendencję ku zaświatom, ile jedną z możliwości interpretacji ekstazy w tradycyjnym znaczeniu chrześcijańskim w czasach współczesnych, kiedy utrzymywanie możliwości redukcji Królestwa Nie Z Tego Świata do czasowych kategorii wieczności, konstytuowanych wszak jako nieskończnony ciąg momentów Tego Czasu, stanowi najwyżej ekstrapolację rozumowych struktur w "rzeczy-wistość", (a właściwie – nie-wistość, tzn. "niewidzialność") która trybunałowi rozumu podlegać nie może. Porównując tezy zawarte w "Na pustyni…" z wizją duszy cierpiącej w "Duchu powierzchni…" wskazałbym jednak, że meritum książki Pani Bielik-Robson jest sytuacja, w której człowiek ma do czynienia nie z bezwarunkowym brakiem Boga, ile z niemożliwością dokonania pojęciowych rozstrzygnięć o jego istnieniu / nieistnieniu. Nietzscheańska powierzchnia jako głębia, którą następnie Heidegger w dwóch tomach "Nietzsche I" i "Nietzsche II" porównał z odsłanianiem się fenomenu, który jawi się takim, jakim właśnie jest, tylko wszelkie – wynikające ze skończoczoności jestestwa – zasłonięcia każą domniemywać coś-innego jako głębię – jest właśnie tym rodzajem wistości-rzeczy, który nadaje skończoności (mojemu "momentowi") wymiar nieskończoności. Cezary Wodziński w "Logo nieśmiertelności" rozróżnia nieśmiertelność od naiwnego jej rozumienia jako "unieśmiertelnienia" (o którym i filozofowie, i teologowie winni zamilknąć). Ekstaza życia (być może tożsama w tym przypadku z errotyzmem Pani Agaty) polega na takim przezwyciężeniu śmierci, w którym wartość każdej chwili życia stanowi samoistny sens, jako taki wyrwany z władania Tanatosa. Taka jest moja interpretacja errotyzmu – i niekoniecznie lawiruje ona pomiędzy ateizmem i agnostycyzmem; spór pomiędzy teizmem i a-teizmem wobec sensu pojęcia Absolutu wydaje mi się wtórny. 

     

    Pozdrawiam serdecznie – i muzycznie!        

    http://www.youtube.com/watch?v=kuUqFxyBD14

     

     

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code