Próba ufności

 
Rozważanie na Wielka Sobota, B2
 

 Jezus Chrystus, wyczekiwany Mesjasz, który obiecywał Królestwo Niebieskie swoim uczniom – leży w grobie. Ci, którzy szli za nim i słuchali jego słów, zostali przeraźliwie sami. Umarł ten, który twierdził, że jest Bogiem – czy zatem dali się oszukać? Czy Bóg mógł umrzeć w najbardziej hańbiący sposób niczym zwykły rozbójnik? Czy Chrystus był kolejnym szaleńcem głoszącym jedyną słuszną drogę do zbawienia? Czy taka śmierć nie ośmiesza wszystkiego, co głosił? Czy nie czyni głupców z tych, którzy zostawili swoje domy i ruszyli za nim? 

Ciężko sobie nawet wyobrazić, jak trudny musiał być sobotni poranek dla uczniów Chrystusa, gdy uświadomili sobie, że naprawdę „Wykonało się”, że nie zdarzył się żaden cud mogący zapobiec najgorszemu. My, którzy żyjemy już w perspektywie Zmartwychwstania, traktujemy ten czas jako pewien etap, który trzeba przebyć w oczekiwaniu na niedzielny poranek. Oni wówczas nie mieli żadnego punktu zaczepienia poza echem coraz bardziej odległych słów Jezusa, mogli jedynie zaufać, czyli robić swoje, choć ich świat legł w gruzach i nie widzieli w tym żadnego sensu. Ta sobota była najtrudniejszą i najbardziej bolesną próbą zaufania.

Kościół przypomina nam w dzisiejszych czytaniach inne sytuacje, gdy zaufanie wydawało się największym heroizmem: ofiarę Abrahama wystawionego na nieludzką próbę wierności Bogu żądającemu ofiary z Izaaka, ukochanego syna Abrahama (Rdz 22, 1–18) oraz przejście Izraelitów przez Morze Czerwone w ucieczce przed wojskiem faraona (Wj 14,15–15,1). Obu historii nie można zrozumieć wyłącznie za pomocą ludzkich kategorii myślenia – czy miłosierny i dobry Bóg mógłby kazać ojcu zabić swoje dziecko? Czy kochający Bóg mógłby nakazać swojemu ludowi rzucać się na oślep w morskie fale, mamiąc ich obietnicą przejścia suchą stopą przez środek morza? W obu wypadkach rozsądny człowiek powinien raczej zbuntować się przeciwko tym absurdalnym żądaniom i działać na własną rękę. A jednak Abraham zabiera swojego syna do miejsca, które Bóg mu wskazał, buduje ołtarz i kładzie na nim Izaaka. Podobnie posłuszni są Izraelici, którzy ruszają w stronę morza, nie rozumiejąc zapewne, jak zdołają je pokonać. 

Obie te opowieści poprzez dramat ludzi postawionych w ekstremalnie trudnych sytuacjach pokazują ogromną miłość Boga, o której mówią słowa Księgi proroka Izajasza (także odczytywane dziś w kościołach): „Na krótką chwilę porzuciłem ciebie, ale z ogromną miłością cię przygarnę. W przystępie gniewu ukryłem przed tobą na krótko swe oblicze, ale w miłości wieczystej nad tobą się ulitowałem, mówi Pan, twój Odkupiciel” (Iz 54,7–8).

Szczególnie w Wielką Sobotę, gdy Zbawiciel leży w grobie, a my po raz kolejny oczekujemy wypełnienia się Boskich obietnic, widoczne jest to, że Kościół tworzą ludzie, którzy starają się ufać, czasem mimo wszystko. Ufać, choć tak często instytucjonalny wymiar Kościoła nas zawodzi, choć wielokrotnie spotykamy wewnątrz niego zło i grzech, ufać pomimo własnych słabości i ograniczeń, ufać nawet gdy gaśnie w nas wiara i nie dostrzegamy sensu. Ufać, że Bóg nas słyszy, gdy dziś powtarzamy za psalmistą (Ps 30[29], 11 i 12a i 13b):

„Wysłuchaj mnie, Panie, zmiłuj się nade mną  
Panie, bądź moją pomocą.
Zamieniłeś w taniec mój żałobny lament,  
Boże mój i Panie, będę Cię sławił na wieki”.

 

Rekolekcje Wielkopostne 2012

 

Komentarz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code