Powołanie kobiety

WielkiPost09_02.jpg

Dzisiejsze czytania 

Dzisiejsze czytania – o niewinnie oskarżonej Zuzannie i o kobiecie pochwyconej na cudzołóstwie – skłaniają do tego, aby zastanowić się nad szczególnym powołaniem kobiety. Nie chodzi przy tym o rolę kobiety, bo ona bywa w dużej mierze warunkowana i kształtowana w zależności od społecznego środowiska. Nie chodzi też o los kobiety, czyli o jakieś zewnętrzne okoliczności, z którymi część kobiet usiłuje walczyć, a inne poddają się im mniej lub bardziej świadomie. Powołanie kobiety, odczytywane na kartach Pisma Świętego, to szczególne wezwanie do niej jako do istoty odmiennej od mężczyzny, zarazem współbytującej z mężczyzną w jedności człowieczeństwa. „Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył: stworzył mężczyznę i niewiastę” (Rdz 1, 27)

Kobieta i mężczyzna – nierozłącznie związani ze sobą nie tylko dla zachowania gatunku. Stworzonemu na obraz i podobieństwo Boga człowiekowi zostało przecież wyznaczone szczególne zadanie: czynić sobie ziemię poddaną i panować nad innymi żywymi istotami. Człowiekowi, czyli mężczyźnie i kobiecie. On i ona zakładają rodzinę, ale też wpływają – razem, choć odmiennie – na zjawiska społeczne i gospodarcze, tworzą cywilizację i kulturę. Jak jednak kobieta i mężczyzna powinni żyć dla siebie nawzajem, aby on nie widział w niej uroczej, lecz sprowadzającej na złą drogę i niszczącej czarownicy, a ona nie widziała w nim groźnego, pożerającego jej indywidualność smoka?
 
Ciekawe, że w obydwóch dzisiejszych czytaniach nie znajdujemy jednoznacznie pozytywnego wzorca kobiecości, lecz widzimy kobiety, na których kobiecą i ludzką godność pada cień tak wyraźny i ostry, że aż zagrażający ich życiu. Zuzanna zostaje wprawdzie uniewinniona, ale przecież samym swoim istnieniem zdołała wzbudzić pożądanie, uruchomić cały splot intryg, a w ostatecznym rozrachunku doprowadzić do zguby dwóch starców. Femme fatale mimo woli. Niewinność, która w skażonej grzechem, najczęściej męskiej wyobraźni przybiera demoniczną postać. Bezbronne dobro, stające się niezwykle łatwo projekcją lęków o największym nasileniu, bo zakorzenionych w sferze seksualności.
 
Mądrą analizę ewangelicznej sceny przedstawił natomiast Jan Paweł drugi w liście apostolskim: Mulieris dignitatem: Jezus zdaje się mówić oskarżycielom: czyż ta kobieta wraz ze swoim grzechem nie jest równocześnie i przede wszystkim potwierdzeniem waszych przestępstw, waszej „męskiej” niesprawiedliwości, waszych nadużyć? Jest to prawda, która ma ogólnoludzki zasięg. Wydarzenie zapisane w Janowej Ewangelii może się powtórzyć w nieskończonej liczbie sytuacji analogicznych w każdej epoce dziejów. Kobieta jest pozostawiona samotnie pod pręgierzem opinii ze „swoim grzechem”, podczas gdy za tym „jej” grzechem kryje się mężczyzna jako grzesznik, winny „grzechu cudzego”, co więcej, jako zań odpowiedzialny. Jednakże jego grzech uchodzi uwagi, zostaje zamilczany: zdaje się nie ponosić odpowiedzialności za „grzech cudzy”! Czasem staje się on wręcz oskarżycielem, jak w wypadku opisanym, niepomny swego własnego grzechu.
 
Co łączy te dwa kobiece grzechy – domniemany i faktyczny? Oczywiście, ograniczenia dotyczące kobiecej seksualności. Oczywiście, w kulturze judeochrześcijańskiej znacznie bardziej restrykcyjne w stosunku do kobiet niż do mężczyzn. Odmienność i szczególna wartość kobiety polega jednak na tym, że to jej w szczególny sposób została udzielona władza nad tajemnicą przekazywania życia. To kobieta może zdecydować, czy i kiedy urodzi, kto będzie ojcem jej dziecka, kto dowie się, że jest ojcem jej dziecka itp. Inną sprawą jest, czy z tych możliwości korzysta dobrze, czy też egoistycznie, na przykład manipulując swoim kobiecym wdziękiem lub płodnością dla osobistych korzyści, rodząc albo nie rodząc tylko dla zaspokojenia własnych zachcianek, ambicji, wygody itp. Ani rewolucja seksualna ubiegłego wieku, ani osiągnięcia medycyny nie wprowadzają w tej sprawie żadnych istotnych zmian.
 
Nawet jeżeli kobieta nie zostaje z różnych względów matką, podstawowym elementem jej powołania jest szeroko rozumiane macierzyństwo. Nic dziwnego, że przypominają jej o tym rozmaite kulturowe i religijne ograniczenia. Niewątpliwie, były one nieco inne w czasach starotestamentowej Zuzanny i żyjącej przed dwoma tysiącami lat cudzołożnej kobiety, którą przyprowadzono do Jezusa. Lecz zasada pozostaje zawsze taka sama: kobieta powinna chronić siebie jako potencjalną dawczynię życia i roztaczać opiekę nad wszelkim ludzkim życiem.
 
Biblijne historie dwóch kobiet przypominają też o tym, ze kobieta nie jest nigdy sama, że zawsze wchodzi w relację z mężczyznami. W cytowanym już liście Jan Paweł II pisze: W „jedności dwojga” mężczyzna i kobieta są od „początku” wezwani nie tylko do tego, aby bytować «obok» siebie czy nawet „razem z sobą”, ale są też wezwani do tego, aby bytować wzajemnie „jedno dla drugiego”.
 
„Jedno dla drugiego” – w opowieści o Zuzannie i o cudzołożnicy została naruszona równowaga niezbędna dla tej zależności. W pierwszym przypadku starcy chcieli mieć Zuzannę za bardzo dla siebie, w drugim – cudzołożnica była kobietą dla kogoś, kto nie był mężczyzną dla niej. Tymczasem wspólnym powołaniem kobiety i mężczyzny jest poszukiwanie trudnej równowagi bycia dla siebie nawzajem – równowagi niezależnych od płci egozimów oraz równowagi odmiennych potrzeb seksualnych czy emocjonalnych. Bóg w swoim stwórczym akcie nie wezwał nas na pewno do podsycania walki płci ani do budowania iluzji równości.
 

zuza.jpg

Rekolekcyjny uśmiech – Dzielna Margot 

 

Komentarze

  1. ahasver

    Rewolucja seksualna zmieniła wszystko, a wolność jest faktem.

    Macierzyństwo nie jest przeznaczeniem ani powołaniem kobiety, a seks nie służy prokreacji, tylko przyjemności. Cnota w pożyciu seksualnym jest symptomem niewydolności tłumaczonej w niektórych, coraz mniejszych już środowiskach, jako szlachetna umiejętność powstrzymania żądz, ascetyczny ideał władzy nad samym sobą: – Jakby to od umiejętności powstrzymania radości, przyjemności i uśmiechu siła ducha zależała! Ducha kształtują żywioły, umiar i odwaga zamiast brawury. Jeśli kobieta kwitnie swoim erotyzmem i zamiast powstrzymywać żądze, rozwija je w fantazyjny i zdrowy sposób, żyje wówczas zdrowo i radośnie. A grzech pojawia się zawsze wśród tych, którzy go za takowy uznają. Natomiast rozwój medycyny i rewolucja seksualna w ubiegłym wieku doprowadziły do takiego wyzwolenia kobiet z karbów uprzedmiotawiającej je tradycji, że dzisiaj mówienie o roli kobiety jako kury domowej, roztaczającej swe ognisko w kuchni przy piątce dzieci oraz wmawianie ludziom, że powinni kochać się tylko po to, aby spłodzić potomka, jest nie tylko problematyczne, ale skłania wręcz do przyjęcia tezy, że o braku wpływu rewolucji seksualnej i nauki na relacje międzypłciowe nie możemy dziś mówić. Emancypacja kobiet, rewolucja seksualna i medycyna ułatwiająca kontakty seksualne bez "wpadki" kształtują relację między młodymi mężczyznami i młodymi kobietami w sposób bezpośredni. Mówienie o tym, że nie odegrały znaczącej roli jest raczej anachronizmem. Wyzwolenie jest faktem. Nadeszły czasy całkowitej wolności i wizja społeczeństwa, w którym kobiety i mężczyzni mają jakoweś tam powołania, jest utopijna. Tradycja przegrała, nie sprawdziła się, więc należy ją odrzucić. Skoro młodzi ludzie chcą szaleć, uprawiać seks i zmieniać partnerów, przez co czują się świetnie i są dzięki temu lepsi dla innych ludzi, to należy z tym faktem sobie jakoś poradzić i żyć dalej, bo nie ma czego powstrzywać. Jeśli ktoś zapragnie założyć rodzinę, to w końcu ją założy, wcześniej czy później. I to niekoniecznie z jednym partnerem na całe życie. Odnajdywanie w jakimkolwiek modelu życia społecznego spełnienia człowieczeństwa, podkreślenia kobiecości lub męskości, jest redukcją istoty człowieka do jego funkcji społecznych, na dodatek określonych przez tradycję obowiązująca w określonym kontekście. Jest to już niepotrzebne. Kobieta, mężczyzna… Przecież różnimy się tylko wiadomo czym i ta różnica nie może stanowić podstawy do tworzenia społecznych, odgórnie narzuconych jako istotowe powołania, jakiegoś telos, schematów ograniczających po prostu bycie człowiekiem. A bycie człowiekiem to sfera wolności. Wolność znów polega na umiejętności osobistego ustosunkowania się do faktu, że wolności nie ma (pozorny paradoks), że jesteśmy zdeterminowani przez naszą skończoną czasowość i biologiczność. Jeśli ktoś potrafi z nagiego faktu własnej seksualności uczynić radosne, piękne dzieło i oddać się z uwielbieniem cielesności, ten spełnia swoją istotę w byciu na tym świecie. I to jest powołanie człowieka: Bycie w zgodzie z sobą, a nie ze społecznym konstruktem. Po to mamy mniej lub bardziej piękne i pociągające ciała, aby sprawdzić ich możliwości. Bezpieczna, rodzinna wizja relacji między kobietą i mężczyzną jako ta "NAJ", nie zezwala na to, co nazywa "marginesem błędu". Tak rodzi się wstręt do czystej cielesności, tak właśnie bezpieczeństwo i stabilność tworzą twierdzę, poza którą widnieje tylko horyzont grzechu. Najzabawniejsze jest to, że ów grzech "widzą" (boją się go, dlatego widzą jako coś niechcianego, zatem "zło", "grzech") tylko mieszkańcy twierdzy. Nie bójmy się przyznać, że rewolucja nadeszła. Niektórzy jej nie zauważyli, inni wyważają otwarte drzwi. A wolność stała się faktem.        

     
    Odpowiedz
  2. Malgorzata

    Seks służy niekiedy prokreacji

    Drogi Bartoszu!

    Seks służy jednak niekiedy prokreacji. Kocica Filemona, która wkrótce rozpocznie okres rui, nie zdaje sobie z tego sprawy i dlatego nie ma szansy zgrzeszyć. Najwyżej zrobi trochę kłopotu swoim opiekunom. Z ludźmi jest zupełnie inna historia.

    Nowoczesne środki antykoncepcyjne pozwoliły na większą kontrolę płodności i spowodowały rewolucję seksualną, ale nie pozbawiły seksu jego prokreacyjnej funkcji. Na szczęście, bo dzieci powinny się rodzić choćby po to, aby ludzkość przetrwała.

    Zauważ: napisałam, że kobieta może z danych jej możliwości macierzyństwa korzystać dobrze lub egoistycznie. Świadomie nie precyzowałam, jakie metody uważam za dobre. To zupełnie inny temat, związany między innymi z dokonującą się we współczesnych społeczeństwach ewolucją rodziny. A ograniczeniem dla seksu nie jest według mnie jakieś tajemnicze tabu, tylko wyobraźnia podpowiadająca dobro dzieci mogących ewentualnie przyjść na świat. Ograniczeniem może być także dobro partnera czy partnerki i odpowiedzialność za tę drugą osobę.

    W każdym razie wcale nie sądzę, że macierzyństwo to koniecznie urodzenie piątki dzieci i stanie przez cały dzień przy garach. Może Cię zaskoczę, ale macierzyństwo, podobnie zresztą jak ojcostwo, naprawdę może realizować się nawet wtedy, gdy nie doszło do urodzenia dziecka w najprostszym biologicznym sensie tego słowa.

     
    Odpowiedz
  3. Halina

    Matka musi być kobietą

    kobieta nie musi być matką. Wolność i godność nie dadzą pogodzić się ani z koniecznością,ani z przymusem. Macierzyństwo należy odideologizować i odpaństwowić;uczynić je przedmiotem świadomego, wolnego wyboru, a tym samym przywrócić mu jego właściwą rangę-rangę cnoty. Trzeba uczynić wszystko, aby dzieci rodziły się w sposób świadomy ,zgodny z wzniosłym macierzyńskim posłannictwem. Nie powinno być miejsca na inne macierzyństwo np.: ideologiczne, instynktowne( za wszelką cenę), wywalczone( rodzenie wbrew biologicznym ograniczeniom), niefrasobliwe(nieznajomość antykoncepcji), konformistyczne( upodabnianie się do większości),pragmatyczne( zapewnienie sobie ekonomicznego bezpieczeństwa, zabezpieczenia na starość, uzyskania cieszącego się szacunkiem statusu matki), egzystencjalne( nadanie sensu własnemu życiu), romantyczne( obdarowanie ukochanego mężczyzny). Macierzyństwo jest przyrodzonym darem i zaszczytem kobiety. Chociaż z różnych powodów próbuje ona o tym zapomnieć, to i tak pozostanie ono jej dziedzictwem, bo z przyrodzonym dziedzictwem nie da się nic zrobić, można próbować o nim zapomnieć, można się go wyrzec, ale i tak pozostanie ono jej dziedzictwem; tylko, że  niewykorzystanym lub zapomnianym. Każda kobieta musi indywidualnie odpowiedzieć sobie na pytanie; czym ono dla niej jest i na tej podstawie ułożyć sobie stosunki ze światemoraz podjąć decyzję o byciu matką.Niezwykle pożytecznym i godnym szacunku sposobem realizowania macierzyńskiego dziedzictwa jest macierzyństwo zastępcze. Kobieta potrzebuje mężczyzny, choćby po to, aby zrealizować to swoje zaszczytne posłannictwo. Wszystko w życiu jest tak ułożone przez Boga, że kobieta żyjąca w bliskiej relacji ze Stwórcą, nie ma problemów z ustawieniem priorytetów w swoim życiu i nadania odpowiedniej rangi swojemu macierzyństwu i małżeństwu oraz wie ,co jest godne inwestycji. Czas dla Boga, dla męża, dla dzieci i dla siebie samej. Stawianie tych czterech spraw na pierwszym miejscu w ustalonej kolejności nie jest formą egoizmu, lecz gwarancją tego, że jesteśmy w stanie dać coś z siebie innym.Kobieta jest odpowiedzialna za swoje dzieci przed Bogiem. Dzieci to dar, życie, które mamy kształtować tak, by mogło dalej przebiegać w harmonii ze Stwórcą. Kobieta zamężna jest odpowiedzialna przed Bogiem za relacje z mężem i wychowanie dzieci, w związku z tym jej zaangażowanie w sprawy zawodowe jest uwarunkowane wieloma obowiązkami w stosunku do rodziny. Osoba samotna może miec wiele dzieci w kategoriach duchowych. Będąc osobą samotną, można być błogosławieństwem dla wielu, można wnieśc radość i znaczenie w życie dużego grona ludzi potrzebujących. Bycie osobą samotną, może oznaczać wolność w sensie pozytywnym.

    Raduj się niepłodna, która nie rodziłaś, wykrzykuj radośnie i wesel się ty, która nie zaznałaś bólów, bo więcej dzieci ma porzucona niż ta, która ma męża-mówi Pan; Iz.54

     
    Odpowiedz
  4. ahasver

    Powołaniem kobiety jest bycie.

    No ja tam to już nie wiem. Czasem idę sobie do koleżanki, poprzytulać się, pogrzać. Duchowym posłannictwem macierzyństwa zajmę się może kiedyś, po wszystkich przyjemnościach. Ona pewnie też, pewnie z kimś innym. Jestem wolny. Lubię koleżanki, kocham je. Mają swoją wrażliwość, foszki stroją, śmieją się i marudzą, pachną kwiatkami, uroczo malują buźki, jak kotki takie, stroją się, myślą trochę odmiennie od facetów, można z nimi o wszystkim porozmawiać, pooglądać filmy i pić herbatę. W ogóle – są fajne. Ich powołaniem jest bycie sobą. Mam koleżanki tak fajne i kochane, że dla mnie ich powołaniem zawsze już będzie ich człowiecze, urocze bycie. Jedna z moich koleżanek jest bezpłodna i uważam, że jako kobieta w 100 % wypełnia swoje powołanie, a seks nie służy jej bynajmniej prokreacji – czy ma uważać przez to, że nie wypełni swojego powołania jako kobieta? Przecież mówienie ludziom taki rzeczy prowadzi do dyskryminacji. A Ona jest zmysłowa przez swój sposób bycia, kocha balet i jest cudowną, czułą kobietą. 

    Nie można podciagać pojęcia kobiecości pod jakiekolwiek pojęcie wartościujące to pierwsze w taki sposób, że odstępstwa od tak poszukiwanej reguły stają się nie tyle kontrargumentami dla jej poparcia, ile pretekstem do znalezienia marginesu błędu lub niszy odmienności, ukazywanych zawsze jako grzech i zło. Ponadto uważam, że prokreacji służy akt prokreacji i potrafią tego dokonać koty, psy i małpy. Seks ludzi i niektórych innych zwierząt poniżej szczytu piramidy pokarmowej jest aktem przyjemności, czułości, bliskości i jako taki jest bezcelowy i bardzo związany z zabawą. Związek ludzkiego seksu z prokreacją jest przypadkowy; gdyby seks nie dostarczał tylu przyjemności, ludzie i tak by się rozmnażali. A gdyby się nie rozmnażali, uprawiali by przyjemny seks dalej.   

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code