Pokora proroka

56. Wieczór Biblijny

W naszych wieczornych rozmowach skupiliśmy się tym razem na czytaniach z soboty 12 stycznia 2013 roku. Były to następujące fragmenty Pisma św.: 

Najmilsi: Ufność, którą pokładamy w Synu Bożym, polega na przekonaniu, że wysłuchuje On wszystkich naszych próśb zgodnych z Jego wolą. A jeśli wiemy, że wysłuchuje wszystkich naszych próśb, pewni jesteśmy również posiadania tego, o cośmy Go prosili. Jeśli ktoś spostrzeże, że brat popełnia grzech, który nie sprowadza śmierci, niech się modli, a przywróci mu życie, mam na myśli tych, których grzech nie sprowadza śmierci. Istnieje taki grzech, który sprowadza śmierć. W takim wypadku nie polecam, aby się modlono. Każde bezprawie jest grzechem, są jednak grzechy, które nie sprowadzają śmierci. Wiemy, że każdy, kto się narodził z Boga, nie grzeszy, lecz Narodzony z Boga strzeże go, a Zły go nie dotyka. Wiemy, że jesteśmy z Boga, cały zaś świat leży w mocy Złego. Wiemy także, że Syn Boży przyszedł i obdarzył nas zdolnością rozumu, abyśmy poznawali Prawdziwego. Jesteśmy w prawdziwym Bogu, w Synu Jego, Jezusie Chrystusie. On zaś jest prawdziwym Bogiem i Życiem wiecznym. Dzieci, strzeżcie się fałszywych bogów. (1 J 5,14-21) 

Jezus i Jego uczniowie udali się do ziemi judzkiej. Tam z nimi przebywał i udzielał chrztu. Także i Jan był w Ainon, w pobliżu Salim, udzielając chrztu, ponieważ było tam wiele wody. I przychodzili tam ludzie i przyjmowali chrzest. Bo jeszcze nie wtrącono Jana do więzienia. A powstał spór między uczniami Jana a pewnym Żydem w sprawie oczyszczenia. Przyszli więc do Jana i powiedzieli do niego: „Nauczycielu, oto Ten, który był z tobą po drugiej stronie Jordanu i o którym ty wydałeś świadectwo, teraz udziela chrztu i wszyscy idą do Niego”. Na to Jan odrzekł: „Człowiek nie może otrzymać niczego, co by mu nie było dane z nieba. Wy sami jesteście mi świadkami, że powiedziałem: «Ja nie jestem Mesjaszem, ale zostałem przed Nim posłany». Ten kto ma oblubienicę, jest oblubieńcem; a przyjaciel oblubieńca, który stoi i słucha go, doznaje najwyższej radości na głos oblubieńca. Ta zaś moja radość doszła do szczytu. Potrzeba, by On wzrastał, a ja się umniejszał”. (J 3,22-30) 

Małgorzata: Według mnie dzisiejszy fragment Ewangelii jest bardzo ciekawy i ważny dla tego, co dzieje się współcześnie w Kościele czy wokół Kościoła. Cóż tu widzimy? Jeden lider religijny ma swoją grupę zwolenników, nauczając gromadzi ich wokół siebie i nagle oni mu zaczynają odchodzić, bo pojawił się nowy lider. Sytuacja dla każdego lidera dość trudna niezależnie od tego, w jakiej dziedzinie działa. Zwykle bywa tak, że w tego rodzaju sytuacji następuje konflikt. Widzimy tutaj nawet próbę wywołania konfliktu przez osoby trzecie, które przychodzą i czekają na wypowiedź Jana Chrzciciela, spodziewając się może jego ostrej reakcji wobec Jezusa. Taka reakcja nie następuje, co wydaje się dość niezwykłe, jeżeli weźmiemy pod uwagę naszą wiedzę na temat dynamiki tworzenia się i funkcjonowania grup społecznych. 

Jan mówi, że stało się to, na co przecież sam przygotowywał i co jest zgodne z wolą Bożą. Jan nie wchodzi ani nie daje się wmanewrować w polityczne przepychanki, lecz pokazuje swoją wierność Bogu i własnemu posłannictwu. 

Drugi rys Janowej postawy, który wydaje mi się niezmiernie rzadko spotykany czy widoczny w naszych społecznych doświadczeniach, pojawia się, gdy Jan mówi: „Ten kto ma oblubienicę, jest oblubieńcem; a przyjaciel oblubieńca, który stoi i słucha go, doznaje najwyższej radości na głos oblubieńca”. Ta oblubieńcza relacja odnosi się do relacji Boga wobec Jego ludu. Ale popatrzmy na to tak zwyczajnie po ludzku. Zastanówmy się, jak rzadko potrafimy cieszyć się z miłości, sympatii czy życzliwości, która pojawia się w życiu naszych przyjaciół, dzieci, rodziców. Jeszcze trudniej o radość z tego, że między Bogiem i Jego ludem, Jego Kościołem nawiązuje się oblubieńcza relacja miłości. Często słyszymy, a może nawet sami mówimy o różnego rodzaju nakazach, zakazach, rozstrzygnięciach teologicznych itd., ale tak naprawdę w mówieniu i nauczaniu o Bogu, w postawach współczesnych liderów religijnych bardzo mało widać radości z tego, że Bóg jest, że kocha swój lud, że między Nim i ludźmi nawiązuje się piękna intymna relacja miłości. 

 Niezwykłe jest także ostatnie zdanie: „Potrzeba, by On wzrastał, a ja się umniejszał”. Jan uznaje, że jego ambicje nie są ważne. Rozumie sens przejścia jego uczniów do Jezusa i wagę początków Jezusowego nauczania dla historii zbawienia. Podporządkowuje się Bożym planom i jest gotów zrezygnować z takich czysto ludzkich przyjemności, jakie płyną choćby z posiadania zwolenników, pewnej władzy nad tłumem itd. 

Chciałabym modlić się, aby w naszym myśleniu o relacji między Bogiem i człowiekiem było jak najwięcej radości, abyśmy potrafili cieszyć się z tego, co Boże, co naznaczone miłością Boga w Jego Kościele. Módlmy się, abyśmy potrafili powtarzać za Janem: „Potrzeba, by On wzrastał, a ja się umniejszał”, aby nasze potrzeby, oczekiwania, wymagania nie kolidowały z planami Bożymi, ale podporządkowywały się im, nawet gdyby miałoby to być dla nas bolesne. 

Andrzej: Zawsze, gdy rozważam Ewangelię, staram się dotrzeć do tego, co najbardziej mnie dotyka, staram się ująć to w słowa i wymyślam taki tytuł, który obejmuje to, co jeśli nie obiektywnie, to przynajmniej dla mnie najbardziej istotne w tej Ewangelii. Ten fragment Ewangelii św. Jana zatytułowałbym: „Pokora proroka”. 

Ciekawe, że u Jana ten moment pokory pojawia się dopiero po Jezusowym chrzcie, gdy Jezus zaczął działać publicznie. Wcześniej widzimy Jana jako gniewnego proroka, który głosi Sąd Ostateczny, karę za złe czyny. To prorok groźny, gwałtowny, ascetyczny, w mocnych słowach odzywający się do tych, którym głosił Boga. Przychodzi Jezus i widzimy zmianę postawy u samego Jana. Jan staje się delikatniejszy. Dawane przez Jezusa świadectwo pozytywności życia wiecznego, a nie tylko kary, zmienia postawę samego Jana, który w głoszeniu nauki o Mesjaszu także kładzie teraz nacisk na elementy bardziej pozytywne. Ten Mesjasz, który zaczął się już objawiać, jest przecież nie tylko karzącym sędzią, ale przede wszystkim Bogiem miłosierdzia. Na Jana zaczyna oddziaływać przykład Jezusa i tutaj pośrednio widzimy skutek tego oddziaływania. Pierwsza rzecz, jaka mnie uderza, to otwartość Jana na przemianę własnej misji i wizji Mesjasza, co skutkuje pogłębieniem się Janowej misji. 

Bardzo istotne są słowa Jana: „Człowiek nie może otrzymać niczego, co by mu nie było dane z nieba”. Jan patrzy na Jezusa jako na Mesjasza, na kogoś, kto otrzymuje pewien dar, którego nie można zakwestionować. Mesjasz nie może sam siebie wymyślić, nie może być własnym konstruktem ani konstruktem innych ludzi. Jeżeli ludzie za Nim idą, to znaczy, że Jego świadectwo jest wiarygodne, potwierdzone przez dar Najwyższego. Pamiętamy głos Najwyższego podczas chrztu Jezusa: „Tyś jest mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie”. Przekonanie, że to, co Mesjasz ma w sobie boskiego, może być dane tylko z nieba, decyduje o wiarygodności Jezusa, który nie głosi nic oprócz tego, co jest dane przez samego Boga. 

Janowi towarzyszy niewątpliwie radość, że jest przyjacielem oblubieńca. Pojawia się większa subtelność Jana Chrzciciela jako proroka. Może też w Ewangelii św. Jana, która jest Ewangelią przyjaznej miłości, widać to szczególnie wyraźnie. Jan zaczyna mówić językiem oblubieńca, językiem miłości. 

Ostatnie zdanie – „ Potrzeba, by On wzrastał, a ja się umniejszał” – to niezwykle rzadki przykład pokory. Wiemy, że nawet prorocy i święci mieli kłopot z pokorą. Takie oddawanie pola widzimy aż do śmierci Jana. Ludzie od niego odchodzili, więcej było z Jezusem, później Jan został zamknięty w więzieniu, zmarginalizowany, a ostatecznie zabity. Bestialska śmierć w ukryciu i z kaprysu Herodiady, nieprawej żony Heroda była jeszcze bardziej marginalizująca jako element tego procesu umniejszania. Jan zaświadcza o tym, że prawdziwy, wiarygodny prorok jest prorokiem pokornym. 

W całej historii chrześcijaństwa widzimy, że wielu fałszywych proroków posługuje się Bogiem w celu wywyższenia samych siebie, posługuje się religią jako instrumentem do zdobycia własnej chwały, własnej pozycji politycznej, chce żyć w blasku Boga i jakby przesłania Boga. Ważni liderzy Kościoła w Polsce są też fałszywymi prorokami, jeżeli przesłaniają Boga oraz instrumentalizują religię. 

Jan był prawdziwym prorokiem, więc czerpał radość z umniejszania się. radość z tego, że zrobił wszystko, co miał zrobić, od początku do końca, aby inni przygotowali się na przyjście Mesjasza i potrafili Go dostrzec. 

***

Nietypowo dla naszych rozważań chciałbym nawiązać też do Listu św. Jana z dzisiejszego czytania. Rzadko się zdarza, żeby Ewangelia czy Pismo św. budziły mój sprzeciw, ale tym razem tak się zdarzyło. Chodzi o fragment: „Jeśli ktoś spostrzeże, że brat popełnia grzech, który nie sprowadza śmierci, niech się modli, a przywróci mu życie, mam na myśli tych, których grzech nie sprowadza śmierci. Istnieje taki grzech, który sprowadza śmierć. W takim wypadku nie polecam, aby się modlono”. 

Ja modlę się również za ludzi, którzy są w grzechu śmiertelnym czy są przypadkami beznadziejnymi. Uważam, że taka modlitwa ma sens i pozwala wyrwać się z tej śmierci. Według św. Jana popadnięcie w grzech, który likwiduje łączność z łaską Bożą, jest czymś ostatecznym i sprowadza śmierć. Być może należałoby dokładniej powiedzieć, które grzechy sprowadzają śmierć. W każdym razie według tej teologii już za życia możemy być w grzechu ostatecznym. Wedle mojego myślenia o grzechu, o przebaczeniu i o Bożym miłosierdziu nie ma takiego grzechu, również śmiertelnego, który byłby ostateczny, dopóki człowiek żyje. Nawet grzech przeciwko Duchowi Świętemu nie musi mieć w sobie takiej finalności. Boże przebaczenie jeszcze za życia, a później po śmierci może być zawsze większe niż ten grzech śmiertelny. Nie zgadzam się więc z taką koncepcją grzechu, który jeszcze za życia uśmierca człowieka na wieczność i dlatego nie warto się wtedy modlić. 

Również dalsze słowa Jana nie są zgodne z obecnym myśleniem: „Wiemy, że każdy, kto się narodził z Boga, nie grzeszy, lecz Narodzony z Boga strzeże go, a Zły go nie dotyka”. To zdanie mówi, że każdy, kto przyjął chrzest, staje się bezgrzeszny i nie upada. Jak wiemy, nie jest to prawdą. Rzadko kiedy się zdarza, żeby ktoś, kto narodził się z Boga, choćby nawet przyjął chrzest w wieku dorosłym, żył już zawsze bez grzechu. Mamy tu taką koncepcję teologiczną przyjęcia łaski Bożej, która to koncepcja jest sprzeczna z naszą dzisiejszą wiedzą o życiu Bożym w człowieku, o ludzkiej grzeszności i drodze do świętości. 

I ostatnie zdanie, które przytoczę: „Wiemy, że jesteśmy z Boga, cały zaś świat leży w mocy Złego”. Nie jest to jedyna teza na temat świata w Piśmie św., bo świat, jak wiemy, jest tam różnie interpretowany. Lecz to najbardziej radykalne ujęcie świata odpowiada wielu chrześcijańskim fundamentalistom. „My jesteśmy wybrani i święci, a świat jest w mocy zła” – to bardzo ułatwia życie. „Jeżeli trzymam się pewnej religii, pewnej wiary, pewnego guru, to jestem narodzony z Boga, mnie zło nie dotyka, a cała reszta świata leży w mocy Złego”. Taki quasi-mqnicheistyczny podział jest bardzo atrakcyjna dla uproszczonej wizji świata. W Polsce nurty fundamentalizmu katolickiego też sięgają do tej wizji. Według nich są tacy grzesznicy, za których nie warto się modlić, są takie sfery życia poza daną quasi-sektą w obrębie katolicyzmu, które są w mocy złego i z niej się w ogóle nie wyrwą… Jak widać, te interpretacje św. Jana po dwóch tysiącach lat zdobywają karłowatą teologiczną i eklezjalną formułę w naszym życiu. Te zdania mogą być podstawą dla wielkiego grzechu, jakim jest przekreślanie innych od nas i używanie do tego faktycznej ekskomuniki. 

Na pewno to myślenie o świecie, który leży w mocy Złego, nie jest zgodne z moim myśleniem. Świat – to, co nie jest wprost z Boga, co nie jest wprost święte – jest domeną zarówno Boga jak i diabła, natomiast Bóg ocala zawsze ten świat. Jego miłosierdzie, Jego łaska dosięga największego zła w tym świecie. Owszem, świat poza Bogiem, świat jako rzeczywistość ludzka, która stara się zamknąć na Boga, jest szczególnie podatny na działanie zła. Wiemy, że zamykanie się na Boga powoduje coś takiego, ale nie można substancjalizować świata jako rzeczywistości leżącej w mocy Złego. 

Jak widać – to jest metarefleksja – można nie zgadzać się radykalnie ze Słowem Bożym. Nie zgadzam się z tym, co św. Jan pisze w swoim Liście, tak jak go rozumiem, a mogę go oczywiście rozumieć błędnie. Nie mogę zgodzić się z zawartą w tym fragmencie koncepcją grzechu, świata, człowieka i samego Boga. Bóg jest na pewno większy od naszego grzechu i silniejszy od świata kuszonego złem. Wiedzmy jednak, że Jan, który w Ewangelii daje świadectwo pokory proroka głoszącego Mesjasza i autor Listu to ten sam Jan, przez którego mówi Bóg… 

Dziś chciałbym się modlić o łaskę pokory w naszym świadectwie o Bogu: aby język religii nie służył nam nigdy do naszej chwały, do uniewinniania siebie, do piętnowania innych, którzy naszej wiary nie podzielają; abyśmy potrafili rozeznawać prawdziwych proroków po ich pokorze. Módlmy się za siebie nawzajem, także za tych, którzy są w grzechu śmiertelnym – w szczególności wtedy warto się za siebie nawzajem modlić ufając, że Bóg umarł i zmartwychwstał również za ten świat kuszony do grzechu, za każdego z nas.

Wieczory Biblijne

 

Komentarze

  1. elik

    Sprostowanie

    Panie Andrzeju i inni czytający Biblię –  w sytuacjach budzących wątpliwości, bądź zastrzeżenia zachęca się, do porównania kilku przekładów Biblii. Ponieważ często możemy w nich znaleźć jaśniejszą propozycję translatorską i dowiedzieć się m.in. , że: Jan absolutnie nie zabrania modlić się za osoby obarczone grzechem ku śmierci tj. odrzucające Chrystusa, bo nie o nich mówi.

    Natomiast w kwestii modlitwy – jak najbardziej nie tylko możemy, lecz powinniśmy za nimi wstawiać i żarliwie modlić się, bo Bóg jest miłosierny i przekracza jeszcze większą granicę, niż tę między Stwórcą, a Jego stworzeniem, które „dobre było”. A mianowicie przepaść dzielącą dobro od zła. On, dobry, przychodzi do złych, właśnie dlatego że są źli. I ich wybiera. A urzeczywistnia prośby, błagania wiernych, pokornych i bezgranicznie ufających Jemu osób.

    Ale jednocześnie należy zawsze pamiętać, że każdy ma wolną wolę – prawo wolności wyboru i decyzji – i, nawet sam Pan Bóg tej granicy nie naruszy.

    Wielkość Biblii polega na tym, że Ona uczy, a słowa w Niej zapisane skłaniają do myślenia (rozważań, medytacji) i znaczą więcej, niż znaczą. Nie jest łatwo odgadnąć, co Bóg ma na myśli, kiedy mówi do nas!

    Czy w ogóle jest ktoś kompetentny w tej kwestii?…….

    Szcześć Boże!


     
    Odpowiedz
  2. Kazimierz

    Zło…

      „Wiemy, że każdy, kto się narodził z Boga, nie grzeszy, lecz Narodzony z Boga strzeże go, a Zły go nie dotyka”. 1 J. 5,18

    Ciekawe te słowa, mówią o kwestii fundamentalnej dla nas, o nowonarodzeniu jako akcie uwolnienia od grzechu, czyli ostatecznym rozwiązaniu grzechu, który mógłby sprowadzić potępienie. Nie ma tu mowy o grzechu, z którym trzeba przychodzić do Boga i myć nogi w Bożej misie – 1 J. 1.8-9

    Nowonarodzenie zaś daje rozwiązanie grzechów, które obciążają człowieka , który żyje jeszcze w świecie „Albowiem zapłatą za grzech jest śmierć, a łaska przez Boga dana to życie wieczne w Chrystusie Jezusie, Panu naszym” (Rzym.6:23). Nowonarodzenie, to życie w Chrystusie i chrzest nie daje nowonarodzenia, może jeśli jest świadomy, ale zazwyczaj nowonarodzenie dokonuje się wcześniej. Nowonarodzenie równiez powoduje, że świat staje się wyraźny i wrogi, przynajmniej w pierwszej fazie, kiedy nowonarodzony jest jeszcze duchowym niemowlęciem lub dzieckiem – 1 Ptr. 2,2 ; 1J. 2,1diabeł tez ni9er moze go tknąć, chyba, że sam flirtuje z nim. 

    Świat w póxniejszym okresie młodzieńctwa czy dorosłaści duchowej jest polem ewangelizacyjnym, polem bitwy o dusze. Odrodzony z Ducha Bożego ma wyrywać poprzez sianie Słowa (które daje życie) oraz przez namaszczone zwiastowanie i świadectwo ludzi z tego świata do Królestwa Bozego. Świat jest wrogi i we władaniu diabła, ale odrodzony w Chrystusie jest zwycięzcą J. 16,33. 

    Bóg umiłował ludzi w świecie j. 3,16 do tego stopnia, że oddał Jezusa za zbawienie ludzi, którzy dziś jeszcze sa w świecie. Każdy odrodzony wie czym jest świat, bo był w nim i jest wdzięczny Bogu, ze w nim być nie musi – w jego niewoli. Ale jako wolny moze wracać tam po to, aby miłością pozyskiwać ludzi dla Boga.

    Pozdrawiam serdecznie Kazik

     

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code