Pokochać Boga, siebie i ludzi.

W kontekście rozważań na XV Niedzielę Zwykłą czytany jest fragment Pwt 30, 10-14, według którego wypełnianie przykazań znajduje w zasięgu możliwości człowieka:

"Polecenie to bowiem, które ja ci dzisiaj daję, nie przekracza twych możliwości i nie jest poza twoim zasięgiem."

Następnie przywołany jest fragment Łk 10, 25-37:

"Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą, całą swoją mocą i całym swoim umysłem; a swego bliźniego jak siebie samego".

 
Po przeczytaniu tych fragmentów jestem zakłopotany i zastanawiam się, czy miłość można w ogóle nakazać i czy rzeczywiście jest w naszym zasięgu? Czy po samym wyrażeniu woli, że chcemy kogoś kochać – na przykład Boga, automatycznie, jak za machnieciem czarodziejskiej różdżki zaczniemy to robić? Mam obawy, że tak się nie stanie. Analogicznie będzie z miłością do bliskich, nawet tych nam neutralnych – którzy nigdy nas nie skrzywdzili i do których nie żywimy urazy.

Rozmyślając dalej zadaję sobie pytanie, czy możliwe jest, że ludzie żyjący w czasach Chrystusa inaczej niż my obecnie, rozumieli pojęcie miłości. Rozmawiałem kiedyś na ten temat z pewnym socjologiem. Stwierdził on, że miłość może być inaczej pojmowana w różnych epokach, inaczej w różnych kulturach. Czy dla przeciętnego Europejczyka nakaz miłości każdego bliżniego nie wydaje się obecnie conajmniej dziwny? Wielu powie, że to abstrakcja, że przecież nie można kochać wszystkich ludzi. Przyjrzyjmy się dalszej części drugiego czytania – znanej wszystkim opowieści o Miłosiernym Samarytaninie, opatrującym rany pobitemu przez zbójców. Jak współcześnie traktuje się pomaganie w takich przypadkach… Pomoc bliżniemu np. poszkodowanemu w wypadku nie jest w naszej kulturze powszechnie traktowana jako akt miłości, lecz raczej jako akt współczucia, a przez niektórych jako przykry obowiązek, obwarowany przepisami prawnymi, za który w przypadku braku jego wykonania można trafić do więzienia. Czynnikiem, który decyduje o tym, że udzielamy pomoc jest więc stanowione prawo a nie wartości wyższe.

Czy nakaz miłości są w stanie spełniać ludzie, którzy nienawidzą samych siebie?
Rzadko się o takich osobach wspomina. Nawet przy okazji tych rozważań, większość wpisów na blogach czy kazań jest poświęconych miłości do Boga, do bliżnich, o miłosierdziu, egoizmie a nie mówi się o rzeczy tak ważnej i podstawowej jak o pokochaniu samego siebie. Jak bowiem kochać innych ludzi, jeśli nie ma się miłości w sobie – do siebie?
A przecież są ludzie, którzy modlą się każdego dnia o śmierć! Są ludzie, którzy z całego serca nienawidzą własnego życia. Co jest źródłem ich nienawiści, dlaczego tacy są? Może winny jest brak akceptacji samych siebie, przekonanie, że będą potępieni, że przez Boga są opuszczeni i niekochani. Nieakceptowani przez społeczeństwo i Kościół, odrzuceni przez rodziny, żyjący w samotności i przerażeni wizją bycia samymi po kres swych dni. Znajdują się w stanie depresji, mają myśli samobójcze, które czasem kończą się odebraniem sobie życia. Warto mieć świadomość, że w takim stanie znajdują się czasem osoby homoseksualne. Czy Ci ludzie, mogą o tak za pstryknięciem palca zacząć kochać samych siebie? Obawiam się, że nie jest to łatwe.

Skoro nie można wyhodować w sobie miłości do Boga, siebie samego i bliżnich z nakazu, trzeba poszukać innego sposobu, który pozwoli nam zrealizować przykazanie. Pomocne może się okazać inne zinterpretowanie miłości nie jako nakazu prawnego, lecz przekonania, które wyjdzie od nas samych, z naszych serc i umysłów.

Osobiście przykazanie miłości wyobrażam sobie mniej jako nakaz, a bardziej jako nakreślony idealny stan, który wymaga spełnienia poniższych trzech warunków jednocześnie:

Warunek 1. Miłość do Boga
Warunek 2. Miłość do samego siebie.
Warunek 3. Miłość do bliźnich.  

Te trzy warunki są ze sobą połączone – brak realizacji choćby jednego powoduje, że nie możemy w pełni spełniać polecenia wydanego przez Chrystusa. Podobnie jak niektóre reakcje w żywych organizmach są ze sobą sprzężone, tak i tutaj zależności działają na zasadzie sprzężenia zwrotnego. Dla zobrazowania tych zależności, narysowałem schemat (trójkąt) i zaznaczyłem relacje między Bogiem – źródłem miłości, osobą (Ja) oraz pozostałymi ludźmi.

Według mnie najważniejsza jest relacja Ja – Bóg. Miłość jest darem od Boga. Gdy nie kochamy, a miłości pragniemy nie bójmy się o nią prosić. O dar miłości można i nawet trzeba Boga prosić, modlić się, medytować. Starać się to znaleźć, odkryć. Spróbować otworzyć się na Boga, zaufać Mu.
Myślę, że poczucie, że jesteśmy przez Boga kochani, że zostaliśmy przez Niego powołani do miłości, że jesteśmy wyjątkowi to pierwszy krok, żeby tę miłość Bogu odwzajemnić.

Jeśli człowiek zyska świadomość i poczucie miłości na lini Ja – Bóg, dużo łatwiej a czasem automatycznie będzie mógł pokochać siebie. Doznając miłości od Boga, kochając siebie staje się godny. Na diagramie zaznaczyłem to pogrubionymi strzałkami ponieważ uważam, że ta relacja jest najważniejsza w całym układzie.

Miłość do Boga i pokochanie siebie jest sprawą podstawową. Umożliwia nam spełnienie kolejnego warunku – czyli pokochania innych ludzi. Żeby kochać innych ludzi, trzeba najpierw pokochać samego siebie. Najpełniej miłość realizuje się z wybrankiem życia. Człowiek, kochający i kochany przez drugiego człowieka jest szczęśliwy i spełniony.

Powyższe rozmyślanie oparłem na założeniu, że osoba nie ma miłości w sobie i może ją otrzymać bezpośrednio od Boga – źródła miłości. Jadnak patrząc na schemat można założyć, że jest jeszcze inna droga Ja – Ludzie. Tu czynnikiem, który może wzbudzić w nas miłość może być inny człowiek.
Warto się czasem zastanowić, czy ludzie których znamy, nie potrzebują czasem naszej miłości. Może to właśnie dzięki naszemu zaangażowaniu dajemy sobie wzajemnie szansę na zrealizowanie przykazania miłości. Dzięki nam staje się ono w zakresie naszych możliwości, w naszym zasięgu…

Na koniec chcę się podzielić modlitwą św. Franciszka, na którą natrafiłem kiedyś w internecie.

O Panie, uczyń z nas narzędzia Twojego pokoju,

Abyśmy siali miłość tam, gdzie panuje nienawiść;

Wybaczenie tam, gdzie panuje krzywda;

Jedność tam, gdzie panuje zwątpienie;

Nadzieję tam, gdzie panuje rozpacz;

Światło tam, gdzie panuje mrok;

Radość tam, gdzie panuje smutek.

Spraw abyśmy mogli, nie tyle szukać pociechy, co pociechę dawać;

Nie tyle szukać zrozumienia, co rozumieć;

Nie tyle szukać miłości, co kochać;

Albowiem dając, otrzymujemy;

Wybaczając, zyskujemy przebaczenie,

A umierając, rodzimy się do wiecznego życia.

Przez Chrystusa Pana naszego. Amen.

 

 

 

 

Komentarze

  1. Halina

    Miłość, modlitwa, wybaczenie..

     Piękna ta modlitwa-nie znałam jej-dziękuję.

    To prawda, miłość jest lekarstwem na choroby ludzkie. Można żyć jeśli ma się miłość. Do takiego wniosku doszedł również w innym miejscu psychiatra Viktor Frankl, wiedeński  Żyd, więziony przez Niemców  ponad pięć lat. Przenoszono go z jednego obozu koncentracyjnego do drugiego. Kilka miesięcy spędził w Oświęcimiu. Dr. Frankl powiedział, iż dość wcześnie poznał jedyny sposób przeżycia-codzienne golenie się rano, nawet gdyby brzytwą miał być kawałek szkła, bez względu na samopoczucie. Gdy twarz była ogolona i bardziej różowa, szanse na uniknięcie śmierci tego dnia zwiększały się. Pewnego ranka , gdy wychodzili układać tory kolejowe na zamarzniętej ziemi wiele kilometrów od obozu, towarzyszący im strażnicy wrzeszczeli i bili ich kolbami swoich karabinów. Każdy, kto miał poranione stopy wspierał się na ramieniu towarzysza. Sąsiad Frankla, chowając usta za podniesionym kołnierzem, wyszeptał: Mam nadzieję, że naszym żonom lepiej się dzieje w ich obozach i dobrze, ze nie widzą, co dzieje się z nami.

    Frankl w  swoich wspomnieniach obozowych; " Człowiek w poszukiwaniu sensu" pisze tak:

    "To przypomniało mi o mojej żonie. Wlokąc się tak kilometrami, ślizgając na zamarznietych kałużach, podtrzymując się i pomagając sobie iść, żaden z nas nic nie mówił. Ale obaj myśleliśmy o tym samym. Od czasu do czasu spoglądałem w niebo, na którym gwiazdy już bladły, a różowe światło poranka zaczynało rozchodzić się za ciężkimi chmurami. Moje myśli przylgnęły jednak do obrazu mojej żony. Słyszałem jak mi odpowiada, uśmiecha się i spogląda na mnie swym dodającym odwagi wzrokiem. Przeszyła mnie pewna myśl; po raz pierwszy w życiu ujrzałem prawdę, jaką opisują poeci w swych pieśniach, którą obwieszczają najwieksi mędrcy. Prawdę, która mówi, że miłość jest podstawowym i najwyższym celem ludzkich dążeń. Potem uchwyciłem znaczenie tego największego z sekretów, przekazywaną przez ludzką poezję, ludzlką myśl i ludzką wiarę: zbawienie nadchodzi przez miłość i w miłości.."

     

    http://www.youtube.com/watch?v=aBIxvh5arcc

     
    Odpowiedz
  2. zefir

    @ Halina

    Dziękuję pięknie za tę historię. Czytając to jeszcze jedna mi konkluzja przyszła do głowy – miłość daje siły do życia. Nawet w takich ekstremalnie trudnych, nieludzkich warunkach…

     
    Odpowiedz
  3. Halina

    @ Zefir

     miłość daje siły do życia.

    Dlatego nikt nie powinien być jej pozbawiony, bo akty miłości i dobroci przenoszą się często daleko poza miejsce ich występowania-rozchodzą się jak fala.

    Miałam wtedy 10 lat i moja starsza siostra była bardzo chora. Pewnego razu wstałam w środku nocy, żeby się czegoś napić. Kiedy przechodziłam obok pokoju siostry, spostrzegłam światło. Zajrzałam do srodka. Mój ojciec siedział w szlafroku przy jej łóżku i nic nie robił. Siostra spała. Wpadłam do pokoju i krzyknełam-Co się stało? Dlaczego nie spisz?. Ojciec uspokoił mnie i powiedział; Nic się nie stało. Po prostu jestem przy niej.

    Kiedy w dorosłym życiu musiałam zmierzyć się z podobną sytuacją, zastanawiałam się jak poradzę sobie z fizycznym i psychicznym obciążeniem towarzyszącym opiece nad chorym , który jest mi kimś tak bliskim. Pewnego wieczoru przypomniałam sobie dawno zapomniane już zdarzenie. Sama nie wiedząc skąd znalazłam siłę do podołania swoim kłopotom. To światło i ciepło z pokoju chorej siostry miało niesamowitą siłę, a słowa mojego ojca: Po prostu jestem przy niej-tchneły coś we mnie. Rola, jaką miałam teraz spełnić, nie wydawała mi się aż tak ciężka. To tak jakby odezwało się coś z przeszłości albo z mojego wnętrza. Spoglądając wstecz widzę,że wszystko co wiem o miłości zawdzięczam moim rodzicom. 

    Patrząc zaś w drugą stronę, dochodzę do wniosku, że moje dzieci-są dawcami miłości innego pokolenia. Uczę się jej także i od nich. Kontakty międzyludzkie mają charakter wielopokoleniowy. Człowiek uczy się zarówno odnosząc sukcesy, jak i ponosząc niepowodzenia w bliskich kontaktach z innymi ludzmi. Osobiście nauczyłam się wiele w obu tych przypadkach

    Czasami myśląc o miłości, myślimy o spektakularnych uczuciach i bohaterskich czynach względem partnera czy innych ukochanych osób. Najlepsze stosunki miedzyludzkie powstają jednak poprzez kumulowanie się małych aktów dobroci, bo miłość jest procesem, który się tworzy przez całe życie. Nienawiść nie potrzebuje żadnej instrukcji. Jezus powiedział " Idzcie i czyńcie dobro". On sam nie tylko nauczał miłości. On także był ucieleśnieniem takiej miłości. Po raz pierwszy widzimy Go w wieku 12 lat, kiedy otoczony jest ludzmi z którymi wiele Go łączy i którzy Go miłują. Pózniej obserwujemy Go jak podejmuje inicjatywę miłowania innych, wyrządzając przysługi obcym, broniąc potrzebujących, ryzykując sobą za innych nie licząc przy tym na nic. Jego miłość przemieniła piaszczystą prowincję Imperium Rzymskiego w Ziemię Świętą. I dziś ludzie pełni miłości budują. Są twórcami. Nie dziedziczą nienawiści, lecz zbierają miłosierdzie. 

     

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code