Pamiętam…

 
Rozważanie na Wielki Wtorek, C1
 

Pamiętam… Pamiętam tamten dzień. To był czwartek…

Poprzedniego dnia mój ojciec pozwolił dwóm obcym ludziom urządzić u nas w domu Paschę. Rano o tym rozmyślałam trochę. Jak on to sobie wyobrażał? Co myślał? Czym się kierował? Chyba nie kasą. Bo mieliśmy wszystko, co potrzebowaliśmy… Nawet dywany perskie leżały w pokojach i korytarzach. Po co mu to? Do tego moja mama wciąż chorowała. A rano zażądał ode mnie, abym usługiwała przy wieczerzy. Okropieństwo. Kto to słyszał? Jakimś obcym ludziom? Oczywiście się nie zgodziłam. Słyszałam – chodzili po całej Jerozolimie. Podobno nauczali. Kogo? To podobno zwykli rybacy. No i ten ich Mistrz… Szarlatan jakiś. Podburza wszystkich.

Przybyli po południu. Ten Mistrz i jacyś ludzie. Apostołowie… podobno. Ci dwaj, co wczoraj skrzętnie uwijali się przy wieczerzy. Ojciec znów podszedł do mnie i …tym razem poprosił, abym pomogła troszkę…, podała napoje. Ale cóż za dziwne rytuały? Ten Mistrz najpierw mył nogi swoim uczniom. Kto to słyszał? Głupi jakiś? Tak się poniżać? A później połamany chleb nazywał swoim ciałem, a kielich wina podobno uczynił swoją krwią. Chyba mu się w głowie poprzewracało. Wspominał też, że ta krew będzie za nas wylana.

Ale najlepsze było później. W pewnym momencie Jezus – bo tak Go nazywali – jakoś się wzruszył. Usłyszałam: " Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Jeden z was Mnie zdradzi”. Zapanowała wielka konsternacja wśród uczniów. Spoglądali jeden na drugiego. Ich miny świadczyły o tym, że każdy z nich zastanawia się, czy przypadkiem jakoś już nie zawiódł swojego Mistrza. Jezus był z uczniami cały czas. Razem chodzili z miasta do miasta. Słuchali Jego nauk, a teraz słyszą, że ktoś ma zdradzić ich Mistrza. Zapewne w niejednym sercu pojawiła się wątpliwość, niejeden szukał w sobie siły, by wytrwać przy Jezusie wtedy, gdy będzie tego potrzebował. Niejeden czuł się na tyle mocny, że aż pyszny: na pewno to nie ja. Ktoś inny wolał się nie odzywać, jeszcze inny może zastanawiał sie nad odejściem od Jezusa – taka mniejsza zdrada. Jeszcze inny może wyobrażał sobie wszystkie prześladowania, które mogą go czekać.

W tej chwili oczekiwania zaczęły także mnie ujawniać się myśli nigdy niewyrażone, grzechy niewyznane, instynkty zduszone zbyt późno, idee sformułowane i odrzucone, mroczne wybory, ohydne intuicje – jaskinie, gdzie dusza gromadzi swoje ponure obrazy. I pytanie: Czy to może ja, Panie? Podzielałam je z uczniami Jezusa. Moje serce zamarło na chwilkę. Udzieliła mi się ta dziwna i trudna atmosfera. Przez chwilkę zastanowiłam się nad całą sytuacją. Ale… co mnie to wszystko obchodzi?

Wzbudził we mnie podziw ten ich Mistrz. On wiedział, ale był spokojny. Ten Mistrz nie wrzeszczał, nie krzyczał, nie skoczył do gardła zdrajcy. Gdy uczniowie poprosili o wskazanie zdrajcy, bez pośpiechu umoczył kawałek chleba i podał Judaszowi, synowi Szymona Iskarioty. Ten zjadł chleb i wyszedł w mrok nocy. Goniły go słowa Mistrza: "Co chcesz czynić, czyń prędzej". Zrobiło się wtedy lekkie zmieszanie. Uczniowie jeden do drugiego szeptali, że Judasz poszedł kupić coś jeszcze na święta albo dać jakiś grosz ubogim. Przecież wszyscy wiedzieli, że trzymał pieczę nad pieniędzmi. Temat zdrady przycichł.

Jezus mówił dalej: "Syn Człowieczy został teraz otoczony chwałą, a w Nim Bóg został chwałą otoczony. Jeżeli Bóg został w Nim chwałą otoczony, to i Bóg Go otoczy chwałą w sobie samym, i to zaraz Go chwałą otoczy. Dzieci, jeszcze krótko jestem z wami. Będziecie Mnie szukać, ale jak to Żydom powiedziałem, tak i wam teraz mówię, dokąd Ja idę, wy pójść nie możecie”. Teraz to już nic nie rozumiałam. Syn Człowieczy? Kim On jest? Czyżby to ten Jezus? Dopiero co mówił, że ktoś Go zdradzi, a teraz o otoczeniu chwałą. Nazywa ich dziećmi? Do tej pory chyba chodzili razem. Czy znaczy to, że teraz oni muszą zostać sami i radzić sobie z tym wszystkim? Nie zabierze ich ze sobą? Co z nimi będzie? Teraz to im dadzą popalić… Już słyszałam, że się na nich szykują. W ogóle to dokąd On się wybiera? Ale chyba nie tylko ja nie rozumiałam…

W tej chwili najstarszy i podobno najwierniejszy z uczniów poderwał się szybko i podbiegł do Jezusa. Powiedział, że chce iść z Nim i życie swoje oddałby za Niego. Ale Mistrz ze spokojem odpowiedział, że próżne to są deklaracje, bo zanim kogut zapieje, to ten człowiek zaprze się Go trzy razy. Aż przysiadłam. Znów wiedział. Znów zdrada. I znów ta postawa Jezusa. Jasne, konkretne fakty, zero ocen i komentarzy. Żadnego potępienia, żadnego złorzeczenia, rozczarowania. Spokój i akceptacja. Malujące się na twarzy zaufanie Bogu.

Pamiętam późniejsze wydarzenia. Zaraz na drugi dzień pojmali tego Człowieka – Jezusa. To Judasz podszedł i wskazał Go żołnierzom. Wydał im Go na ukrzyżowanie. Dostał podobno trzydzieści srebrników za to. Zdradził swego Mistrza. Nikt nigdy już nie widział Judasza. I ten drugi. Piotr chyba. Słyszałam, jak opowiadał komuś na rynku, jak żałował, że się zaparł znajomości z Jezusem. Wstydził się swojego czynu. Pamiętam… Mówiono, że Jezus uczynił go opoką zawiązującego się kościoła wyznawców Jezusowych, powołał do tego, aby głosił Jego Ewangelię. Jego słabość wzięła górę nad jego deklaracjami, ale żałował swojego czynu, a Jezus i tak mu zaufał i powołał. Czyżbym i ja mogła przyznać się do swojej słabości? Czy i ja mogę odzyskać zaufanie?

Tak. Ten dzień… wydarzenia Ostatniej Wieczerzy… wryły się na zawsze w moją pamięć. Odmieniły mnie. Nauczyłam się w inny sposób patrzeć na ludzi. Już nie byli dla nie tymi tam…, obcymi, włóczęgami… Już nie patrzyłam na nich z pogardą i wyższością, bo biedni…, bo niedołężni…, bo kalecy…, bo niezaradni i nic nie mają…, bo niedorozwinięci, głupi…, bo zdradzają, opuszczają…, bo źle się odzywają…, Przecież ci dwaj, którzy towarzyszyli wtedy Jezusowi, właśnie tacy byli… Ale On nie oceniał, nie krytykował, nie okazywał swojej wyższości czy pogardy… Jezus dokładnie wiedział, jaką misję musi wykonać. Wiedział, że ma cierpieć, a potem umrzeć.

Wiedział też doskonale, co kryje się w sercach Jego uczniów i innych ludzi. To małość, słabość, brak wierności, chęć układania wszystkiego po swojemu, brak wiary w siebie, zazdrość… A mimo to był z nimi. Kochał ich, nauczał, dbał o nich, jadał z nimi. Jezus znał ich… Zna mnie… Zna ciebie… Wie, że przyjdą takie momenty, gdy będzie trudno, ciężko, gdy powrócą stare schematy krytykowania i oceniania innych, ale i siebie. Będą momenty zwątpienia w sens patrzenia na ludzi Jego oczami. Oczami pełnymi miłości i wyrozumiałości. Oczami, które widzą całą moją nędzę i biedę egoizmu, ale nie potępiają. Zachęcają do przyznania się do tej biedy i zaufania Jego sile i mocy. Bóg może przemienić serca i napełnić je radością ze spotkania drugiego człowieka, ze spotkania na swojej drodze życia Boga.

Moje serce przemienił na zawsze.

Jeden-zdradzi.jpg

Rekolekcje Wielkopostne 2013

Rozważania Niedzielne

 

Komentarz

  1. beszad

    Patrząc na siebie oczami Jezusa…

    "Będą momenty zwątpienia w sens patrzenia na ludzi Jego oczami. Oczami pełnymi miłości i wyrozumiałości. Oczami, które widzą całą moją nędzę i biedę egoizmu, ale nie potępiają."  

    Refleksja o ludzkich słabościach zawsze jakoś wiedzie nas ku nadziei, ale też do pełnej wiary – bo czy nie słabnie nasza wiara zawsze wtedy, gdy w czymkolwiek próbujemy ograniczać wielkoduszność i miłosierdzie Boga, który mimo tych naszych zwątpień i zastygnięć zawsze jest blisko?

    Eskulap na swym blogu pisał o naszej skłonności do jednoznacznego osądzania Jodasza i Piłata. Te osoby stały się w naszej kulturze symbolem zdrady i bezwzględności – choć w istocie są uzewnętrznieniem naszych osobistych, jakże mrocznych skłonności …i braku wiary, że Bóg patrzy na nas innymi oczami niż ludzie. Piękne rozważanie, Agato – i oryginalny sposób narracji! Pozdrawiam z mroźnych i zawianych dziś Bieszczadów – Adam.

     
    Odpowiedz

Skomentuj beszad Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code