Ostatnia misja

Bajka powstała jako ćwiczenie stylu i próbka warsztatu pisarskiego na potrzeby konkursu koleżeńskiego szortów czyli krótkich opowiadań w edycji "Bezzębny anioł" (portal internetowy Science-Fiction). Polecam zdrowy dystans i zmrużenie oka 🙂

*

– Mamo, a co lobis?
– Kolację dla Zastępów Niebieskich. Zaraz będą.
– A pójdzies ze mną do lasu?
– Nie teraz, aniołku.
– No chodź, Mamo, tylko na chwilkę. Chcę Ci coś pokazać…
– Dobrze, ale tylko na momencik.
Mały bezzębny anioł ujął dłoń kobiety, by poprowadzić ją do ogrodów. Szła za nim myśląc, co zrobić dla jednostki specjalnej, która dziś kończyła misję „Armagedon”. Koniec Świata był na ukończeniu, a jej przypadło w udziale przygotowanie Ostatniej Wieczerzy – tym razem będącej uwieńczeniem Sądu Ostatecznego.
Anioł z uśmiechem rozsunął listowie. Za ścianą zieleni kobieta zobaczyła polanę pełną niezwykłej barwy kwiatów. Srebrzyły się i migotały niczym wyhodowane z ziaren diamentowca. Pośrodku rosło małe obsypane owocami drzewo.
– Zobac, jakie fajne dzewo znalazłem! A jakie ma doble owoce! Splóbuj!
Kobieta patrzyła na drzewo prawie nie słysząc słów małego. Nie istniało nic oprócz niej i połyskujących wśród liści owoców. Ich kolor, purpurowy z domieszką granatu, zdradzał soczystość i nieznany, kuszący smak. Wyciągnęła rękę i ostrożnie dotknęła owocu. Ciepły dreszcz ogarnął jej ciało.
– Nie widziałam ich wcześniej. Nie znam ich. Czy aby nie są trujące?
– Takie ładne i pachnące? Cy Bóg posadziłby w Laju tlujące dzewo?
– No nie, masz rację… Wszystko, co tu rośnie, jest przecież dobre. Ale lepiej pójdę Go zapytać, czy możemy z nich zrobić deser.
– Eee tam, po co pytać? Ja wezmę jeden na splóbowanie.
Anielątko było dzieckiem adoptowanym w ramach wdrażanego od niedawna programu resocjalizacyjnego i Maria dobrze je znała. Nie zdziwiła się więc zbytnio, że tak odważnie wkroczyło na kwiecistą polanę, ani nie przestraszyła, gdy srebrzyście połyskujące kwiecie ukazało jej cień malucha. Stanęła między nim a drzewem.
– Poczekaj. To drzewo jest jakieś dziwne – lepiej go nie dotykać.
– Ale pzeciez ono jest takie ładne i pachnące, Mamo. Myślałem, ze zlobię ci miłą niespodziankę…
– No już, nie smuć się. To miłe, że pokazałeś mi to piękne drzewo i nowe owoce, ale pamiętaj, że nie my jesteśmy ogrodnikami.
– Jeden malutki owocek, Mamo… Zobac, jakie są pysne. Po co tu losną, skolo nie mozna ich zlywać?
Maria jeszcze raz spojrzała na lśniące niepokojąco wśród liści owoce. Wiatr ucichł, rajskie ptaki umilkły – jakby świat wstrzymał oddech w oczekiwaniu na coś, co ma zadecydować o jego losie. Cień anioła na srebrzystokwietnym dywanie wyszczerzył się w demonicznym uśmiechu.
– Koniec Świata jest bliski, a chłopcy w boskich zbrojach zaraz wrócą do domu Ojca. Nie możemy pozwolić im czekać. Wracamy do kuchni. I nigdy więcej nie waż się wodzić mnie na pokuszenie.
– Ale Mamo…
– Amen, kochany!
Maria stanowczym krokiem opuściła polanę. Zdruzgotany aniołek powlókł się za nią. Cień bezzębnego smoka smętnie popłynął za nim.
– Zęby zjadłem na świętych babsztylach, a ta mi wciąż na głowę włazi… – wymamrotał pod nosem. – Ech…
Z kuchni dobiegły go wesołe okrzyki braci i sióstr. Powoli wpłynął między nich.
– Przywitaj się z rodzeństwem Lucek. I nie dąsaj się. – upomniała go Maria.

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code