Orzeł i Wąż

"Kosmogonie, jakimi zabawiają się ludzie wykształceni, są niezmiernie złożone. Zrozumienie nawet ich zarysu wymaga ogromnej wiedzy oraz określonych nawyków myślowych. (..) Kosmogonia zawarta w Księdze Rodzaju jest wszakże tak prosta, że pojmie ją każdy kmiot. (…) Ignorantowi oferuje nieodpartą sensowność nonsensu."

/H. L. Mencken/
 
 
Jak zinterpretować wypowiedź H. L. Mencken’a? Nasuwa mi się na myśl skojarzenie z trzema stadiami rozwoju duchowego człowieka, o których pisał Kierkegaard. Zgodnie z tym skojarzeniem: 1) W stadium estetycznym człowiek poszukuje złożoności atrakcyjnych kosmogonii, wabiących swą estetyką niczym drzewo Yggdrasil, 2) w stadium etycznym znajduje rozwiązania prostsze, dzięki którym może odnaleźć uniwersalne powiązania pomiędzy poszczególnym kosmogoniami po to, aby żyć w zgodzie z ludźmi, 3) w stadium religijnym nie dba już o ich złożoność, ponieważ wszędzie dostrzega ich uniwersalną trafność. Zgodnie z powyższym, cytat H. L. Menckena odzwierciedla stadium 1. 
 
Przychodzi mi na myśl również Nietzsche, który podobnie jak Kierkegaard, podzielił świadome życie człowieka na trzy etapy: 1) Wielbłąd nosi na sobie ciężar ideologii, religii, systemów filozoficznych, autorytetów. Podporządkowuje się swojemu panu, nie myśląc nawet o tym, że pan ów osiągnął etap 2) lwa, który agresywnie walczy z innymi lwami-panami, za pomocą innych zabiegów (filozoficznych, ideologicznych) ujeżdżającymi inne wielbłądy; lew, to ten, który dzielnie krusząc kajdany wrogich sobie myśli, wciąż jednak jest niewolnikiem walki, w przeciwieństwie do 3) dziecka, którego akt poznawczy jest najwyższy, ponieważ czysty, nie skażony jakże niskimi wobec Kosmosu interesami "dorosłych". Zgodnie z tym, cytat H. L. Menckena obrazuje jakąś formę pośrednią między etapem 1, gdzie pełny resentymentu, zmęczony wielbłąd nie jest w stanie walczyć ze swoim panem inaczej niż przy pomocy złośliwego podstępu lub pomówienia, a etapem 2, gdzie lwu wydaje się, iż rozwikłał zagadkę świata.  
 
Inna myśl, jaka mi się nasuwa, jest taka, że ludzie walczący z wiarą religijną, (ponieważ kompletnie niezdolni do jakiegokolwiek namysłu hermeneutycznego [nie potrafiący interpretować alegorii]) znajdują się mniej więcej pomiędzy wierzącymi prostaczkami i wierzącymi geniuszami. Zgodnie z tym, walka z przejawami religijności jest świadectwem intelektualnej przeciętności, żeby nie powiedzieć – miernoty. Być może zagmatwanej w dostępną na wyciągnięcie ręki encyklopedyczność wiedzy, niemniej pod względem wnikliwości i elastyczności umysłu mniej kreatywnej od pomysłowości przeciętnego majstra po zawodówce. 
 
A kim ja jestem? Jestem prostaczkiem, zwyczajnym i takim jak większość ludzi estetą i hedonistą, niemniej w myśl powyższego z geniuszami takimi jak Einstein mam przynajmniej jedną cechę wspólną: Staram się nie plwać żółcią z wątroby nadpsutej nieumiejętnością zrozumienia zjawisk, które mnie przerastają, nie porównywać ludzi prostych do ignorantów i nie wynosić na wyżyny intelektu osób stojących po stronie najbliższej sobie opcji światopoglądowej. Staram się – nie zawsze mi to wychodzi, ale staram się. Jestem prostym czlowiekiem, choć mózg płata mi figle i nie potrafi niektórych spraw przekazać za pomocą języka potocznego. Ale staram się. Nie wywyższam. Nie krytykuję już tak jak kiedyś. Pismo Święte stanowi obiekt namysłu hermeneutycznego najwybitniejszych myślicieli świata, takich jak m.in. Paul Ricoeur. Jako człowiek prosty, w równie prosty sposób spoglądam na osiągnięcia H. L. Menckena i P. Ricouera i tak spobie porównuję, który z tych Panów i jaki miał stosunek do Pisma Świętego. Ku swojemu zdumieniu odkrywam, że im bardziej wysublimowany intelekt, tym większy szacunek do Pisma – i to niezależnie od własnej wiary czy światopoglądu.
 
Prostaczek i geniusz łączą się w stadium dziecka, a autentycznie prostacki pozostaje intelekt, który ubzdurał sobie, że stanowi oręż w walce z tym, co arbitralnie uznał za prostackie, sprowadzając do takiego poziomu tylko i wyłącznie z powodu własnej ślepoty na piękno kosmogonii prostych. Amen.
 
 
Orzeł i wąż. Najniżej pełzający z wznoszącym się w przestworza.   
 
 
Oraz kultowy Jacek Kleyff:
 
 

Komentarz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code