OPOWIEŚĆ BUKOWEGO WZGÓRKA

OPOWIEŚĆ BUKOWEGO WZGÓRKA

Ludziom, Drzewom i Bogom

Słońce spalało lasy i łąki, zdawało się to nie mieć końca. Trawy
wyschły i zrudziały, drzewa traciły liście. Zwierzęta i ptaki
schroniły się w głębinach puszczy, gdzie w zarośniętych jarach
sączyły się wątłe źródełka. W Dolinie, ponad korytem zamarłej
rzeczki, stało kilka chat. Pociemniałe bale z oczodołami okien i
niesfornymi, słomianymi strzechami. I ani żywej duszy.[teaser]

Mieszkańcy Doliny zebrali się na Bukowym Wzgórku. Kilku krępych,
brodatych mężczyzn. Kilkanaście kobiet o surowej, wyrazistej
urodzie. Trójeczka niemowląt w przewieszonych przez szyje chustach.
Gromadka podlotków i dzieci. Wszyscy półnadzy, spoceni, znękani
nieznośnym, upałem. Obok, w cieniu drzew, stały dwie wychudzone
szkapy, zaprzęgnięte do drabiniastego wozu. Niemrawymi ruchami
oganiały się od gzów. Parę wilkowatych psów dyszało z wywieszonymi
jęzorami.

A ludzie stali nieruchomo, skupieni wokół Tego, Który Widzi Cztery
Strony. Posąg, wyrzeźbiony w cześniowym pniu, przewyższał mężczyzn o
dwie głowy. Słoje i sęki drewna wtapiały się w rysy Czterech Twarzy
Boga. Światowid patrzył ponad głowami ludzi. Widział dalej, więcej i
cztery strony jednocześnie. Dlatego Mu ufali. Dlatego i teraz
przyszli do Niego. Po raz ostatni. Pożegnać się przed drogą w
nieznane.

Przemówił Najstarszy. Siwy, długowłosy Starzec, odziany w sięgającą
kolan, konopną koszulę.

– Ty, Który widzisz tak wiele… Spójrz na nas. Twoje dzieci
odchodzą. Zostawiają domy i odchodzą. Zostawiają Dolinę, lasy, góry.
Zostawiają Ciebie i odchodzą. Nie mamy co jeść. Wyschła rzeka,
umierają źródła. Od czterech Księżyców nie padają deszcze. Bogowie i
Duchy nie słuchają naszych próśb. Ty patrzysz w cztery strony. Ale
ogień płynie z nieba i pali, co na dole. Zjedliśmy zwierzęta.
Polowania nie udają się. Co zasiane, nie wzeszło. Twoje dzieci
odchodzą. Ja zostaję. Mój płomyk dogasa. Przy Tobie złożę swe kości.

U stóp Światowida stała kamienna misa z tlącym się żarem, obok
leżały pęki ziół. Starzec ukląkł. Nucąc cicho, kruszył zioła i
wrzucał je szczyptami do misy. Pozwolił, by obmyły go wonne,
niebieskawe smugi. A potem obiema dłońmi ujął kadzielnicę i wstał.
Zbliżył się do tych, którzy stali przed Obliczem Poranka. Śpiewał
bez słów, z zamkniętymi ustami, przejmującą, znaną wszystkim
melodię. Głowy pochylały się, dłonie zbierały pasma Dymu, dotykały
serc, gardeł i twarzy. Skupione dzieci, poważni i smutni dorośli.
Ci, których obmył Dym, dołączali swe głosy do Pieśni. Najstarszy
kroczył powoli, jak Słońce. Minął Oblicze Dnia, potem Wieczoru. Gdy
stanął przed obliczem Nocy, śpiewali już wszyscy. I tam złożył
kadzielnicę. Przed Obliczem Widzącym w Ciemności. Jego Mocy
najbardziej potrzebować będą ludzie, aby kiedyś doczekać Poranka.

Starzec dorzucił jeszcze trochę ziół. W objęciach Dymu Światowid
rozmywał się i wyłaniał. Falował z Pieśnią i sercami ludzi. Potęga
przepełniała ciała, umysły i cały świat. Ale przyszedł czas, że
uleciał Dym i zamilkła Pieśń. Najstarszy przemówił raz jeszcze.

– Twoje dzieci są czyste. Ich serca są jasne, ich mowa prawdziwa,
ich ciała zdrowe. Idą tam, gdzie nie mogą śpiewać o Tobie. Tam, na
dole, nad Dużą Rzeką, mieszkają już inni ludzie. Mają żelazne
ubrania i miecze. Mają Boga zawieszonego na dwóch kijach. Wybijają
zęby każdemu, kto Mu się nie pokłoni. Twoje dzieci tam pójdą i
pokłonią się. Tam muszą zbudować swe domy. Tam jest woda, ryby,
zwierzęta, tam Ziemia rodzi potrzebny im pokarm. Pokłonią się i
pozwolą oblać wodą. Ale Ciebie nic im nic zabierze. Tyś jest w
czterech porach roku, czterech stronach świata, w obliczach dnia i
nocy. Jesteś w Ziemi, Wodzie, Ogniu i Powietrzu. Twoje Święte Twarze
były tu zawsze i będą też, kiedy znikną ludzie. Nie pozwól im
zbłądzić. Niech pamiętają, że wszystko, na co patrzą, uświęca Twoje
spojrzenie. Bądź z nimi. Nie pozwól o Sobie zapomnieć.
Starzec westchnął. Spokojnym wzrokiem ogarnął skupionych w kręgu
ludzi.
– Tak. A teraz idźcie. Idźcie, już czas.

Podchodzili do Najstarszego, dotykali i obejmowali go, szeptali coś,
mówili, a on kładł im ręce na głowach. Po raz ostatni spoglądali w
nieodgadnione twarze Światowida.

Odeszli. Objuczeni tobołkami, z przeładowanym skrzypiącym wozem i
psami biegającymi w kółko. Śladem zwiadowców, którzy poszli
wcześniej. Czasem ktoś odwracał się i uniesieniem dłoni pozdrawiał
stojącego przy Posągu Starca. Córki, synowie, wnuki, prawnuki. Ich
mężowie i żony. Odchodzili, na zawsze. W końcu zanikło nawet
skrzypienie drewnianych kół. Czoło starego człowieka wsparło się o
pierś Bóstwa. Posągiem wstrząsnął głęboki, najgłębszy szloch. Ale
Cztery Twarze wciąż patrzyły spokojnie i przed siebie. Dalej, niż
widzieli ludzie. Dalej, niż mógł widzieć Najstarszy.

Mijały stulecia. W Dolinie powstawały i znikały wsie, wyrósł las,
rzeczka zmieniała łożyska. Zdarzały się susze i powodzie, i długie,
mroźne zimy. Potem ścięto las i znów zbudowano wieś. Przechodziły
wojny -jedna, później druga. Wieś znikła, w Dolinie znów nie ma
ludzi. Są zwierzęta, rośliny i ptaki. I pstrągi w wartkim
strumieniu. I… Tak. Jest jeszcze Ktoś.

Na porośniętym buczyną wzgórku stoi stary, czteropienny buk. Jego
korzenie już dawno wchłonęły resztki minerałów, pozostałe po Starcu
i cześniowym Posągu. Cztery potężne pnie splotły się i razem
dźwigają jedną, rozłożystą koronę. Kora uwypukliła się miejscami w
dziwaczne naroślą, jakby oczy, twarze…

Nikomu nie chciało się ścinać tak pokręconego i sękatego drzewa. Buk
po prostu rósł. Widział zbójców, pastuchów i żołnierzy. I krzyże,
które potem obsypały wzgórek- i po latach rozsypały się w proch.
Gościł dziki ryjące w poszukiwaniu pysznych, bukowych orzeszków.
Wciąż zasiewały się nowe drzewka. A on rósł. Rośnie, trwa.

Korzenie przenikają Ziemię we wszystkich czterech kierunkach. Ku
dołowi. Korona otwiera się na cztery strony świata. I ku górze.
A potężny pień łączy to wszystko – od czeluści po przestworza.
Dziesięć kierunków. I ciągły przepływ czterech darów – ziemi, wody,
ognia i powietrza. Stary, pokręcony buk. Może kiedyś jakiś wędrowiec
rozpozna w nim Boga. Ale jemu jest wszystko jedno. On widzi dalej
niż ludzie. Dalej i szerzej od Światowida. Sięga wyżej i głębiej niż
Ten, Którego Krzyż już zbutwiał i Którego metalowa figurka rdzewieje
nieopodal pod mchem.

Stary, Poczciwy Buk, po prostu tu rośnie. Jest. Bardziej, niż
jakikolwiek Bóg, Którego może sobie wyobrazić Człowiek.

 

5 Comments

  1. zofia

    zapomnieli(śmy) o Światowidzie?

    ciepła i ciekawa opowieść o pogodzeniu z losem i potrzebie kultu…

    mnie skłoniła raczej do refleksji – czy to możliwe, że po 1000 lat chrześcijaństwa jeszcze coś z "tego" pozostało, coś co nie uległo inkulturacji?

    zapomnieli(śmy) czy nie?

     
    Odpowiedz
  2. zibik

    Niestety !

    Wstyd się przyznać, ale rzeczywiście zapomnieliśmy o bardzo wielu fundamentalnych i istotnych sprawach.

    Osoby zainteresowane odsyłam do :

    informacji ogólniedostępnych w necie nt. Światowid ze Zbrucza, Święto-wit(Święty Pan),czy Panteon bogów Słowiańskich.

    W tym wszystkim dość interesująca wydaje się etnogeneza Słowian.

    Z poważaniem Zbigniew R.Kamiński

     
    Odpowiedz
  3. ahasver

    Ubrania ku czci Świętowita należy prać w Światowidzie.

    Światowid to takie pralki były. Ponoć prawidłowo – według Białczyńskiego – winno się "Święto-wit" mówić. Święto oznacza "światło", a "wit" pochodzi od widzenia oraz witania w sensie zapoczątkowywania czegoś, np. właśnie światła. Stąd trzy – tak wychodzi – formy są prawomocne według lingwistów wszech maści: Świętowit i Świętowiłt (od powijania światła) oraz Świętowid, od widzialnej światłości. Ale Świętowit jest również niewidzialny. Odgodził się od Zerywan Kłodzią i zamknął się w swoim Niebie, tak jak Bóg Chrześcijan. A spowił się Świętowit z Niebuły – Niebyty, czyli z Nicości. I tworzył świat (ło) przez 7 dni, a siódmego dnia nie witał już światła, tylko świętował i obżerał się mięsem. Jakieś tam zwierzęta wcinał, co to sobie potworzył. Kości rzucił w miejsce, w którym powstał dzięki temu kościół. Pewnie ludzie zeszli się jakieś resztki obadać. Czyli świątynia – od światła – powstała na kościach po obżarstwie Świętowita    Ekstra mieli się Ci dawni Słowianie! Chciałbym pobyć sobie kilka tygodni w takich czasach! 

    http://pl.youtube.com/watch?v=SCLC4-wkARc&feature=related

    http://pl.youtube.com/watch?v=v4HoixOCZWY&feature=related

     

     

     

     

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code