Odbiorę wam serce kamienne

 
Rozważanie na Wielką Sobotę, rok B1

Rekolekcje2015_black.jpg

                                     Stwórz, o Boże, we mnie serce czyste

                                                   i odnów we mnie moc ducha.

                                  Nie odrzucaj mnie od swego oblicza

                               i nie odbieraj mi świętego ducha swego.

                                                                        Ps 51

      I dam wam serce nowe i ducha nowego tchnę do waszego wnętrza,

                      odbiorę wam serce kamienne, a dam wam serce z ciała.

                                       Ducha mojego chcę tchnąć w was i sprawić,

               byście żyli według mych nakazów i przestrzegali przykazań,

                                                  i według nich postępowali.

                                                   Z Księgi Proroka Ezechiela

  

Ostatnio zastanawiam się bardzo głęboko nad relacją między sprawiedliwością Boga i Jego miłosierdziem. I nad tym, czy człowiek potrafi być choć troszkę w tym podobny do Boga. Sprawiedliwy i miłosierny.

Ostatnio wplątałam się w dyskusję na temat postulatów środowisk LGBT wobec Kościoła. Zajmując stanowisko zgodne z moim stanem wiedzy o nauce Kościoła i zgodne z moim sumieniem, niestety czasem używam mało miłosiernych argumentów wobec ludzi z krwi i kości. Mam świadomość, iż może to zranić uczucia, sprawić emocjonalny ból, może nawet wzbudzić gniew, rozżalenie.

To samo dzieje się, gdy rozmawiam z ludźmi o związkach pozamałżeńskich czy życiu w konkubinatach. Próbując zrozumieć zasady moralne innych ludzi i rozpatrywać różne sytuacje w świetle zasad moralnych głoszonych przez chrześcijaństwo (katolickie), często staję przed dylematem: jak to powiedzieć? Nieraz słuchając o historiach rozwodów, rozpadów małżeństw moich bliższych i dalszych przyjaciół, myślę o próbie odpowiedzi na pytania o prawo Boga w życiu człowieka.

Słuchanie i milczenie z mojej strony to czasem najlepszy sposób komunikacji z ludźmi, którzy obdarzając mnie zaufaniem, mówią o swoich upadkach i ciężkich doświadczeniach, które często stają się przyczyną odchodzenia od Boga i Kościoła.

Paradoksalnie, przybliżając się do ludzkich historii o cierpieniu w powodu upadku, zaczynam rozumieć serce Boga, o ile to w ogóle jest możliwe do nazwania w ten sposób. Bóg kocha ludzi słabych, upadających, podłych, błądzących. A najczęściej to właśnie niewiedza i jeszcze raz niewiedza są powodem upadku ludzkiego. Nie chodzi o wiedzę intelektualną.

Chodzi o wiedzę na temat tego, co dobre i złe. Nie taką ustaloną przez filozofów, ale tę ustanowioną przez Stwórcę na początku istnienia świata i ludzi. Biblia nazywa tę wiedzę najczęściej Prawem Boga.

Często milczę, przemilczam kwestie sporne, ale czasem zdarza mi się zajmować stanowisko w sposób bardzo kategoryczny, pozbawiony emocji, z którymi kojarzą mi się postawy miłosierne. W imię prawdy, w jaką wierzę, czasem uważam za słuszne wypowiedzenie się bardziej w duchu sprawiedliwości niż miłosierdzia.

Czytania dzisiejszego dnia przeplatają słowa sprawiedliwości ze słowami miłosierdzia. Prorok Ezechiel przekazuje mocne słowa: „Kiedy dom Izraela mieszkał na swojej ziemi, wówczas splugawili ją swym postępowaniem i swymi czynami. Wtedy wylałem na nich swe oburzenie z powodu krwi, którą w kraju przelali, i z powodu bożków, którymi go splugawili. I rozproszyłem ich pomiędzy pogańskie ludy, i rozsypali się po krajach, osądziłem ich według postępowania i czynów”. Ale potem Bóg ustami proroka mówi: „Dam wam serce nowe i ducha nowego”.

Bóg widzi, że człowiek sam o własnych siłach nie jest w stanie zmienić swego złego postępowania i postanawia przemienić serca ludzkie. Bóg pragnie, by ludzie żyli według Jego przykazań ze względu na świętość Jego imienia, ze względu na to, kim On sam jest. Myślę, że chodzi tu o miłość, szaleńczą miłość Boga, który widząc, jak upadla się umiłowana przez Niego istota, nie porzuca jej mimo wszystko. Dotyka jej i zmienia ją nie do poznania czekając, aż ta zmiana nastąpi i wyda owoce w postaci człowieka zgadzającego się na Jego wolę.

Słowa proroka Barucha też nie brzmią zbyt łagodnie: „Bądź posłuszny, Izraelu, przykazaniom życiodajnym, nakłoń ucha, by poznać mądrość. Cóż się to stało, Izraelu, że jesteś w kraju nieprzyjaciół, wynędzniały w ziemi obcej, uważany za nieczystego na równi z umarłymi, zaliczony do tych, co schodzą do Szeolu? Opuściłeś źródło mądrości. Gdybyś chodził po drodze Bożej, mieszkałbyś w pokoju na wieki. Naucz się, gdzie jest mądrość, gdzie jest siła i rozum, a poznasz równocześnie, gdzie jest długie i szczęśliwe życie, gdzie jest światłość dla oczu i pokój”.

Czy chcemy znać mądrość, czy wolimy opuścić jej źródło?

zburzenie-swiatyni.jpg

Zburzenie Świątyni Jerozolimskiej, F. Hayez

*

W rozmowach z ludźmi wybierającymi inne niż ja rozwiązania w kwestii relacji rodzinnych czy małżeńskich odkryłam coś, czego zapewne nie odkryłabym, milcząc miłosiernie i bacząc na to, by nie zranić czy rozdrażniać swych rozmówców.

Mianowicie – kiedy wchodzi się w dialog z ludźmi różniącymi się od nas poglądami, kiedy się brnie w ten dialog nawet w sposób czasem pognębiający rozmówców (wiadomo, cenimy sobie czasem popisy erudycji i pokazy wiedzy czy żonglerkę argumentami), można się dzięki temu wiele dowiedzieć na swój własny temat. I odkryć, że w gruncie rzeczy wszyscy cierpimy tak samo i z tego samego powodu.

Ludzie homoseksualni, pragnący być blisko Boga cierpią nie tylko dlatego, że wiele osób traktuje homoseksualizm jak zarazę i izoluje się od jej nosicieli, jak tylko może – gestem, słowem, prawem. Cierpią też dlatego, że mają problem z tożsamością jako dziecko Boga. Nie do końca wiem, jak to jest na pewno, bo nigdy nie byłam homoseksualna. Ale wydaje mi się, że w wyniku braku ładu moralnego, z którego wynika „ta orientacja”, człowiek gubi się nie tylko sam w sobie. Gubi też drogę ku Bogu. Wydawać się może, że poza Kościołem można sobie szukać takich dróg, skoro Kościół jedyne, co proponuje osobom żyjącym w moralnym nieładzie, to „nawróćcie się” albo „żyjcie w czystości”. Jednak prawda o nawróceniu jest dość prosta. Powtarza ją w Liście do Rzymian święty Paweł: „Otóż jeżeli umarliśmy razem z Chrystusem, wierzymy, że z Nim również żyć będziemy, wiedząc, że Chrystus powstawszy z martwych już więcej nie umiera, śmierć nad Nim nie ma już władzy. Bo to, że umarł, umarł dla grzechu tylko raz, a że żyje, żyje dla Boga. Tak i wy rozumiejcie, że umarliście dla grzechu, żyjecie zaś dla Boga w Chrystusie Jezusie”.

Ten sam rodzaj cierpienia odczuwają ludzie po rozwodach, którzy nie mogą w pełni uczestniczyć w sakramencie Eucharystii. Albo ludzie żyjący w konkubinatach, którzy chcieliby być w Kościele i blisko Boga.

Nazwałabym to zgubieniem drogi do Boga i poszukiwaniem jej na własną rękę. Ludzie błądzący najczęściej pytają o drogę. Większość ludzi nie zna się na tym. Gubią drogę nawet z mapą w ręku. Szlak się zatrze i koniec, nawet doświadczonym wygom się to zdarza.

W moralnych zagubieniach, niestety, rzadko się udaje samemu znaleźć rozwiązanie. Homoseksualizm, życie rozwiązłe, stosunki pozamałżeńskie, przedmałżeńskie, konkubinaty i inne tego typu nieuporządkowania są nadal w Kościele uznawane za grzech. Czyli wybór niezastosowania się do prawa Bożego, które Jezus doprecyzował i omówił w bardzo radykalny sposób na przykład w Kazaniu na Górze czy w przypowieściach i odpowiedziach na pytania konkretnie dotyczące relacji małżeńskich czy między ludźmi.

Cierpienie, którego doświadczają ludzie zagubieni moralnie, zawsze dotyczy własnej tożsamości, pytania, kim jestem, pytania o szczęście osobiste i o odpowiedzialność za życie innych związanych z nami ludzi.

GustaveDoreAdultress.jpg

Jezus i cudzołożnica, Gustave Dore

Oceniając ludzi, warto zawsze być miłosiernym. Jezus zawsze z miłością i szacunkiem zwracał się do grzeszników, zanim nastąpiło uzdrowienie i radykalne zażądanie zmiany sposobu życia. Zatem i ja – jeżeli zależy mi na tym, aby ludzie mogli cokolwiek usłyszeć o Bogu, który zawsze czeka, kocha i wybacza wszystko, co najgorsze – powinnam często wybaczać, znosić ludzką głupotę i arogancję, przyjmować ciosy oskarżeń o własnej nieudolności czy niewiedzy, czy rzekomej niesprawiedliwości w ocenach. Myślę, że warto przemilczeć wymierzane we mnie ciosy bezsensownych argumentów i nie wdeptywać rozmówców w ziemię w imię udowodnienia swej racji.

Tak myślę. Bo celem ostatecznym jest zbawienie.

Jednak w kwestii wytyczenia drogi powrotu do Boga z głębin upadku szlak wybaczenia i pogodzenia się z Nim, niestety, prowadzi też przez konfrontację z prawdą o sobie samym.

Zastanawiałam się nad tym, idąc w tym roku 20 km na Święty Krzyż. Myślałam nad prorokami. Nad Jonaszem, Jeremiaszem, Eliaszem, Ezechielem. Co jest moją Niniwą? Co jest tym, przed czym uciekam i co wolałbym, aby się za mną zawaliło i już nie wrzeszczało za mną i nie istniało? Czy potrafię jak Jeremiasz głośno i stanowczo ostrzegać bliskich i dalekich mi ludzi przed ostatecznością, w której nie będzie już miejsca i czasu na miłosierdzie Boga? Nad tym i nad tymi ludźmi, których życie mijam codziennie, których postępowanie tak mnie boli, że czasem sama nie wiem, jak to jest możliwe, że jeszcze nie starł ich z ziemi gniew Boga.

Na przykład – grupa żulików pod sklepem, ludzi niewiele starszych ode mnie, których treścią życia jest rozbój, pijaństwo i ciemne sprawki, za które nieraz siedzieli w więzieniu. Jeden z nich jest moim sąsiadem. Drugi mi groził, kiedy go grzecznie poprosiłam, żeby przestał się wydzierać, bo mi dziecko budzi. Ale ten akurat siedzi jeszcze za poważne przestępstwa m.in. zarzut morderstwa i udział w zorganizowanej grupie przestępczej. Nie powiem, żeby mi było szkoda jego wolności. To brak miłosierdzia?

Często mijam ludzi od 7.00 pijących pod sklepem. Szkoda mi ich, bo zastanawiam się, jak można tak żyć, gdzie ich rodzina, żony, dzieci, mężowie. I myślę o tym, że mam szczęście, bo nie spędzam życia w ten sposób. Jestem wolna od nałogów. Jestem wspanialsza niż oni… Tylko czy na pewno, skoro nawet nie wiem, jak im pomóc i czy w ogóle chcę… Czy modlitwa wystarczy?

Odkrywam też szlak do Niniwy w moich rozmowach z bardzo trudnymi ludźmi. Rozpoznaję głos Boga w tych miejscach i swoje powołanie do proszenia Go, by jeszcze się nie gniewał, by jeszcze poczekał chwilę, ja z nimi pogadam, może się opamiętają. Może dlatego czasem mówię do ludzi takim tonem wiedząc, że to nie jest miłosierne.

Zrobić wszystko, co można, co trzeba, co umiem i wiem, żeby każdy, kto błądzi i nie chce zgodzić się jako chrześcijanin na konsekwencje chodzenia za Jezusem, oskarżając Kościół o brak postępu, a Boga o sadyzm, opamiętał się i znalazł siebie samego na prostej dawno wytyczonej drodze praw moralnych, ustanowionych przez Boga. Chrześcijaństwo jest wymagającą drogą.

triumph-of-christianity.jpg

Triumf chrześcijaństwa, Gustave Dore

Miłosierdzie i sprawiedliwość nie są łatwe dla ludzi. Trudno być sprawiedliwym, gdy ktoś jest wobec mnie czy innych złym człowiekiem i gdy jednocześnie mam świadomość, że tego, kogoś Bóg też kocha, posyła i w nim działa.

Jak można wtedy karać, złorzeczyć, wściekać się na stan rzeczy świata?

Z drugiej strony trudno być miłosiernym, kiedy się widzi, jak ludzie wykorzystują to przeciwko wybaczającym, dającym szansę. Kiedy lobby aborcjonistów czy LGBT manipulują prawem i prawdą na temat człowieka, kiedy koncerny medyczne przypominają struktury mafijne, a państwowe instytucje wykorzystują władzę i prawo przeciwko wolności obywateli – trudno być miłosiernym w ocenie zjawisk i procesów niszczących cywilizację życia i miłości.

Ale jeśli uznam, że nie raz i nie dwa ludzie robią złe rzeczy z premedytacją nie tyle dla zysku i prestiżu czy z powodu władzy, ale po prostu w niewiedzy – wtedy łatwiej zdobyć się na miłosierdzie. Na to, by uczyć, głosić, cierpliwie mówić o prawdzie Życia, jakim jest Bóg. Zdobyć się na odwagę mówienia o mocy nadziei i miłości, jaką daje Bóg, zwłaszcza w sytuacjach beznadziejnych, takich jak np. ciąża z gwałtu czy powstrzymanie się od aborcji nawet w najgorszych sytuacjach życiowych. Czasem trzeba mówić o Bogu delikatnie i z taktem, czasem niestety trzeba upomnieć i powiedzieć coś mocniej.

*

Rozpatrywanie ludzkich spraw w kategorii win i kar czy zasług i nagród zawsze w okolicy wniosków eschatologicznych pryska jak bańka mydlana, kiedy przypominam sobie scenę biblijną p.t. Jezus wybacza łotrowi na krzyżu.

Sprawiedliwość wymagała kary za to, co ten człowiek zrobił w swoim życiu, za to, jak krzywdził innych ludzi. I za to, jak bardzo błądził w życiu, a błądził tak bardzo, że aż trafił na krzyż.

Ale z drugiej strony to właśnie błądzenie i dno moralne, które osiągnął, zaprowadziło go na krzyż stojący obok krzyża Zbawiciela. I jeden porządny akt skruchy, prośba skierowana do Boga w niemal ostatniej chwili życia sprawiły, że łajdak wszedł do raju razem z Chrystusem.

itian_-_christ_and_the_good_thief_-_wga22832.jpg

Tycjan, Jezus i dobry łotr

„Szukajcie Pana, gdy się pozwala znaleźć, wzywajcie Go, dopóki jest blisko. Niechaj bezbożny porzuci swą drogę i człowiek nieprawy swoje knowania. Niech się nawróci do Pana, a Ten się nad nim zmiłuje, i do Boga naszego, gdyż hojny jest w przebaczaniu. Bo myśli moje nie są myślami waszymi ani wasze drogi moimi drogami. Bo jak niebiosa górują nad ziemią, tak drogi moje nad waszymi drogami i myśli moje nad myślami waszymi”. Tak napisał Izajasz i to właśnie się dzieje, gdy człowiek zapragnie wrócić z drogi grzechu do Boga. Przebaczenie, przemiana, radość i wielkie, wielkie zadziwienie.

Bóg zawsze nas zaskoczy. Tak jak zaskoczył kobiety pragnące namaścić martwe ciało Jezusa. Zamiast zwłok zobaczyły pusty grób i anioła, który wysłał je w drogę: „Idźcie, powiedzcie Jego uczniom i Piotrowi: Idzie przed wami do Galilei, tam Go ujrzycie, jak wam powiedział”.

Zatem w drogę! Siostry, bracia wierzący i niewierzący, oczyszczeni i nie – szukajmy Pana, gdy pozwala się znaleźć, wzywajmy Go, póki jest blisko… Na pewno spotkanie z Nim zadziwi nas na wieki.

Arka Noego, Wuchta wiary

pusty-grob-jezusa.jpg

Rekolekcje Wielkopostne 2014

Rozważania Rekolekcyjne

 

13 Comments

  1. zk-atolik

    ŚWIĄTECZNA DEDYKACJA

    Zmartwychwstał Chrystus!

    Pani Jolu gratuluję i serdecznie dziękuję. Oto przykład zapewne wysłuchanej modlitwy tj. z okazji Świąt Wiekanocnych nam dedykowanej całości – nie tylko natchnionego tekstu napisanego, przez autorkę, lecz również pięknego Ps 51 i unikalnych świętych obrazów.

    Sądzę, że kontemplacja tej wyjątkowej całości w okresie Świąt Wielkanocnych Ad 2015 – może być szczególnie owocna, kiedy ludzkie dusze i serca stają się czyste, oraz bardziej otwarte na moc Jego świętego ducha.

    Szczęść Boże!

     
    Odpowiedz
  2. arturah

    za myślenie

    "największa strata, na jaką narażony
    jest współczesny człowiek, zarówno na Zachodzie, jak i na Wschodzie,
    to utrata ducha"

    Tracąc pod wpływem idei moderności i jej radykalnego
    przedłużenia – postmoderności – Boga i cnotę oraz świadomość właściwego
    porządku rzeczy, człowiek w pożądaniach zatraca siebie. Nie ma nawet
    świadomości tego, co zostało utracone. Rozwiązaniem nie jest oczywiście
    upolityczniona oraz często gwałtowna religijność, jaką serwuje fundamentalizm
    religijny. Utwierdza ona jedynie człowieka w jego upadku. Aby
    się ocalić, współczesny człowiek musi poznać siebie ponownie

     
    Odpowiedz
  3. zk-atolik

    Poznanie siebie, czy spotkanie z Nim?…..

    Utrata ducha to również zanik człowieka wiaryufności w Boga, także pożądanej miłości, nadziei, oraz radości i szczęśliwości. Natomiast "namiętność" (pathos) z pełną wieloznacznością tego słowa. Stanowi jego chorobę moralną, wadę i dotyczy sfery organicznej, osłabiając ciało, niesie ze sobą cierpienie.

    Ciągłe smucenie się – przewlekłe przygnębienie jest jednym z symptomów duchowej choroby, a dla człowieka bezdusznego i nie mającego dostatecznej w/w wiary, ani miłości, która jest wszystkim i….. – rzeczywiście staje się stratą, także jakimś szczególnym utrapieniem, zubożeniem i nieszczęściem.

    • Czy poznanie siebie jest wystarczającym remedium na ów stan utraty ducha i……?

    Sądzę, że człowiek upadły, który nie kocha i sprzeciwia się Jego woli – zawsze potrzebował i nadal potrzebuje przede wszystkim Jego miłości, również troski i pomocy.

    Może ona objawiać się i urzeczywistniać poprzez spotkanie z siostrą lub bratem, nawet w necie, czy w realu z wspólnotą Kościoła, których wiara przemienia się w miłość, w tym wielkoduszność i wspaniałomyślność wobec bliźnich.

    Szczęść Boże!

     
    Odpowiedz
  4. arturah

    Cytat

    "W ciągu zaledwie jednego pokolenia, wręcz na naszych oczach, mieszkańcom
    Zachodu, którzy dokonali własnej dekonstrukcji – ludzi bez
    Boga, bez cnoty, bez obyczaju, a także często bez własnej rodziny i bez
    dzieci – grozi utrata ich dotychczasowej wiodącej ekonomicznej, politycznej
    i kulturowej roli na świecie. Pustka, którą stworzyli, czeka na wypełnienie
    przez inne cywilizacje.

    Obecność cnoty w społeczeństwie pomnaża ludzki dobrobyt i tworzy cywilizację. Jedynie
    dzięki działaniu, które można określić jako zwrot ku początkom,
    a mianowicie dzięki twórczemu powtórzeniu i przypomnieniu źródeł cywilizacji
    zachodniej – idei zawartych w kulturze klasycznej i chrześcijańskiej
    – upadająca cywilizacja może zostać odbudowana"

    W. Julian Korab-Karpowicz

    RELIGIA, ROZUM I TO, CO ZOSTAŁO UTRACONE:
    DYSKUSJA Z JÜRGENEM HABERMASEM

     

    a*

     
    Odpowiedz
  5. zk-atolik

    Pytania!

    • Kto z owego grona mieszkańców Zachodu był, czy jest najbardziej wpływowy i odpowiedzialny nie tylko za ową pustkę, lecz powstający, czy istniejący stan?…
    • Co grozi tym ludziom, którzy nie dokonali własnej dekonstrukcji…… i nie mają aspiracji, ani koniecznych i wymaganych środków tj. sposobności i możliwości, aby w sposób realny pełnić – wiodącą rolę na świecie?……
     
    Odpowiedz
  6. zk-atolik

    Odpowiedzialność za przyszłość i jakość całości

    No dobrze wszyscy są………, lecz w różnym stopniu, czy zakresie, a zagadnienie, które prezentujemy, rozważamy i rozpatrujemy, dotyczy m.in. istnienia, rozwoju, bądź dekadencji, czy upadku, oraz konfrontacji diametralnie różnych cywilizacji.

    Chyba nie należy go banalizować, czy redukować, ani wyłącznie utożsamiać z teatrem i przedstawieniem, a tym bardziej z aktorami i publicznością. Nawet w tym przypadku są przecież osoby bardziej twórcze, kreatywne, zaangażowane i wynagradzane, a więc i odpowiedzialne za jakość całości tj. efekt finalny współtworzonego i prezentowanego spektaklu.

    • Kto personalnie, czy gremialnie jest najbardziej odpowiedzialny nie w teatrze, lecz świecie, także  Europie, czy RP za chrześcijaństwo i cywilizację Zachoduprzyszłość i jakość całości?….

    Ps. Czy takie pytania są nieuprawnione, a może kontrowersyjne lub zbędne, czy zbyt trudne, aby na nie na forum starać się udzielać odpowiedzi?……

    Szczęść Boże!

     

     

     
    Odpowiedz
  7. arturah

    Myśli przyblogowe.

    Czyta się Bloga. Czasami natychmiast budzi on zapał. Pod naporem emocji trzeba
    przerywać lekturę. Wizje się tłoczą. Czasami trzeba czytać kilkakrotnie, zanim się dostrzeże
    właściwą drogę. Niekiedy nie znajduje się żadnej.

    Idealna sytuacja jest wówczas, gdy autor pisze dla swoich aktorów, dopasowuje do nich role. Np Katolik pisze dla Katolików a Protestant dla Protestantów . Jednak  wówczas brakuje obiektywizmu.

    Trzeba przede wszystkim sprawić aktorom radość. Jest to sprawa zasadnicza: aktorzy muszą być szczęśliwi, zadowoleni, pełni ufności, muszą wierzyć w siebie swoje role – nawet odtwórcy najmniejszych ról na Tezeuszu . Trzeba słuchać, chwytać nowe idee; czasami jest to sprawą przypadku. Niektórzy się złoszczą, są
    wściekli na swoje role. Inni śmieją się lub płaczą z ich powodu. Trzeba ich wtedy podglądać,
    polować na nich, przyłapywać na tym. Właśnie tak musi "pan" krzyczeć, milczeć, oburzyć się
    w tej czy innej scenie, jak pan to zrobił teraz, kiedy skarżył się "pan" na swoją rolę. Należy
    zapamiętywać intonacje, ruchy, trzeba "szpiegować". Niejeden chce poznać tło, głębszy sens.
    Większość chce grać tylko szlachetne postaci. Wielki aktor odrzuca rolę Kasjusza w Cezarze,
    bo ten „ma coś na sumieniu”. Czegoś takiego nie umie i nie chce robić. Niektórzy mają własne
    pomysły, chcą grać wesołego diabła jako upadłego anioła. Tragicznie, wspaniale. Trzeba z
    zainteresowaniem przytakiwać, potwierdzać. Te samodzielne pomysły rzadko kiedy mają
    jakieś znaczenie, ale trzeba je traktować poważnie. Trzeba pozwolić się przekonywać.

     

    Odczytywanie Teatru . Antologia. Wybór tekstów dla studentów.

    a*

     
    Odpowiedz
  8. zk-atolik

    Idealna sytuacja komunikacyjna

    Arturze – dziękuję za to, że dzielisz się różnymi przemyśleniami i konkluzjami, a szczególnie za poruszenie niezwykle istotnej sprawy, bo dotyczącej idealnej sytuacji komunikacyjnej tj. zapewniającej osiąganie porozumienia i zgody, nie tylko między autorem (reżyserem), a aktorem, lecz również między innymi osobami np: uczestnikami dyskusji na forum Tezeusza.

    Oczywiście chodzi o zgodę, której przysługuje powszechna ważność, a osiąganie jej jest uwarunkowane m.in. tym, że :

    nikt nie może zostać z dyskusji arbitralnie wykluczony

    wszyscy mają jednakową szansę (możliwość) wypowiedzenia się w sprawie

    wszyscy muszą mówić/ pisać to, co myślą

    każdemu przysługuje prawo do krytyki i odpierania argumentacji innych, oraz formułowania własnej 

    Natomiast nie dostrzegam analogii wprost między forum w necie, a teatrem, czy w roli aktora i interlokutora, a nawet w komunikacji między reżyserem i aktorem, czy autorem i komentatorem jego tekstu.

    Stąd większość zaleceń, predyspozycji i wymagań, dla osób aspirujacych, do pozycji i funkcji reżysera, czy aktora chyba nie jest konieczna w poprawnej relacji między uczestniakami dyskusji.

    Ponadto jeśli jeden lub obaj uczestnicy dyskusji usiłują być reżyserami, czy aktorami to porozumienie i osiąganie w/w zgody nie jest możliwe. Jednak tak zbyt często dzieje się nie tylko na forum Tezeusza, bo nie wszyscy chcą spełniać w/w warunki tj. nikt, wszyscy, każdemu.

    Porozumiewać się ludziom pozwala jedynie prawdziwość (wiarygodność), ważność, szczerość i słuszność wypowiedzi.

    Szczęść Boże!

     
    Odpowiedz
  9. arturah

    Teatr w Kościele

     

    Kościół, któremu zawdzięczamy najwspanialsze dzieła wszystkich dziedzin sztuki i od którego rozpoczęło się odrodzenie naszego współczesnego teatru, w cudowny sposób rozpoznał siłę tkwiącą w dramacie, gdy między największe świętości wprowadził z szacunkiem świeckie przedstawienie o diable i kupcu, by jednocześnie objąć  swoim wpływem prostaczków. Dopiero późniejszy purytanizm sprawił, że dramat znów został przegnany z kościoła.

    Teatr jest najpotężniejszym i najbardziej bezpośrednim rodzajem sztuki. Najpotężniejszym,

    gdyż nie zwraca się do pojedynczych osób, lecz do szerokiego grona odbiorców i posiada moc

    oddziaływania i wpływania na nich. W wypadku każdego innego rodzaju sztuki wychodzi się

    z założenia, że ten, kto jest jego odbiorcą, ma pewien rodzaj przygotowania, słuch muzyczny,

    wykształcony sposób oglądania dzieł i tak dalej. Dlatego każdy inny rodzaj sztuki zwraca się

    przeważnie do pojedynczych osób, podczas gdy teatr

    niczego nie wymaga i nawet w wypadku

    najlepszych przedstawień zwraca się zarówno do odbiorców o najbardziej wysublimowanym

    guście, jak i do szerokich mas.

     

     

    "Odbiorę wam serce kamienne"

    O sztuce Teatru.

     

    Aharon*

     

     

     
    Odpowiedz
  10. zk-atolik

    Kościół i liturgia, a teatr i spektakl

    Liturgia Paschy to nie teatr

    "...jakikolwiek obrzęd z liturgi paschalnej bez jego osobistego przeżycia bedzie tylko teatrem, w którym człowiek jest jedynie widzem."

    "Potrzebujesz słowa, które Ci objaśnia znaki. Bo inaczej te znaki stają się czymś w rodzaju magii."

    Całość TU: http://ekai.pl/wydarzenia/x77474/liturgia-paschy-to-nie-teatr/

    Ps. Proszę już nie obawiać się i nie ukrywać sprawców, lecz ujawnić czytelnikom, kto sprawił, że dramat znów został przegnany z kościoła. Przecież to nie działo się w RP, lecz dość dawno, bo w XV i XVI wieku.

     
    Odpowiedz
  11. arturah

    Powoli dokonywa się zróżniczkowanie

    "Powoli dokonywa się zróżniczkowanie, jak w ogóle rozwój pod każdym względem
    powolnym u nas idzie tempem. To jedno widać: do dawnych form nie wróci. Ginie np. zupełnie
    sztuka kontuszowa. Młodsza generacja aktorska uczy się jeszcze na Fredrze nosić pas i wyloty
    [kontusza], młodsza generacja autorska rozstaje się z tym światem zupełnie. Spogląda jeszcze
    Warszawa z rozrzewnieniem na kontusz, ukazanie się jego na scenie zapewnia nawet sztuce na
    pewien czas powodzenie – dzień dzisiejszy jest jednak zbyt silny, by dal się zagłuszyć formami
    przeżytymi. Społeczeństwo się przetwarza, wysuwa nowych ludzi, nowe formacje dusz, nowe
    idee. Powieść pochwyciła je rychło – scena znacznie powolniej. Ale i ona nie mogła pozostać
    głuchą na głos czasu"

    Przytoczony tekst: pierwodruk: Piśmiennictwo polskie ostatnich lat dwudziestu. Lwów 1902

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code