, ,

Oczyszczanie świątyni

59. Wieczór Biblijny

Ostatnio różne bieżące, głównie bytowe sprawy pochłonęły nas tak bardzo, że trudno nam było znaleźć czas na znane stałym czytelnikom Tezeusza Wieczory Biblijne. Ale wracamy do nich znowu z ufnym zamiarem, że tym razem uda nam się spotykać częściej i bardziej regularnie. Nasza dzisiejsza refleksja skupiła się wokół fragmentu Ewangelii z sobotnich czytań Kościoła katolickiego:

Zbliżała się pora Paschy żydowskiej i Jezus udał się do Jerozolimy. W świątyni napotkał tych, którzy sprzedawali woły, baranki i gołębie, oraz siedzących za stołami bankierów. Wówczas sporządziwszy sobie bicz ze sznurków, powypędzał wszystkich ze świątyni, także baranki i woły, porozrzucał monety bankierów, a stoły powywracał. Do tych zaś, którzy sprzedawali gołębie, rzekł: «Weźcie to stąd, a nie róbcie z domu mego Ojca targowiska». Uczniowie Jego przypomnieli sobie, że napisano: «Gorliwość o dom Twój pożera Mnie». W odpowiedzi zaś na to Żydzi rzekli do Niego: «Jakim znakiem wykażesz się wobec nas, skoro takie rzeczy czynisz?» Jezus dał im taką odpowiedź: «Zburzcie tę świątynię, a Ja w trzech dniach wzniosę ją na nowo». Powiedzieli do Niego Żydzi: «Czterdzieści sześć lat budowano tę świątynię, a Ty ją wzniesiesz w przeciągu trzech dni?» On zaś mówił o świątyni swego Ciała. Gdy zatem zmartwychwstał, przypomnieli sobie uczniowie Jego, że to powiedział, i uwierzyli Pismu i słowu, które wyrzekł Jezus. (J 2, 13-22)

Małgorzata: Czytając Ewangelię, powinniśmy się starać, aby odnaleźć jej związek z naszymi konkretnymi życiowymi sytuacjami. Aktualność tego tekstu narzuca się sama, gdyż niewątpliwie przeżywamy w tej chwili proces oczyszczania się Kościoła, zwłaszcza polskiego Kościoła. Jeżeli czytamy prasę czy oglądamy telewizję, to wiemy, ile grzechów wytyka się teraz Kościołowi, ile jego grzechów się odkrywa, ile przemilczanych spraw wychodzi na wierzch, by wspomnieć tylko pedofilię, homoseksualizm, nadmierne bogacenie się duchowieństwa czy rozmaite duszpasterskie nieprawidłowości.

Nie jestem zwolenniczką tezy głoszonej przez niektórych katolickich publicystów, że media są biczem, który Bóg ukręcił sobie przeciwko Kościołowi, żeby go oczyścić. Na  pewno jednak media wpływają na nasz sposób obserwacji tego procesu oczyszczania, sprawiając chociażby, że więcej ludzi dowiaduje się szybciej o różnych rzeczach, niż miałoby to miejsce jeszcze kilkadziesiąt lat temu. Patrząc pozytywnie, oznacza to, że dzięki mediom mamy większe szanse osobistego uczestnictwa w oczyszczaniu Kościoła w sposób, o którym powiem jeszcze na zakończenie.

Drugą sprawą, która oprócz ogromnej aktualności uderza w tym tekście, jest obraz rozgniewanego Jezusa. Jezus nie jest tutaj na pewno uosobieniem łagodności, jakim niektórzy chcą Go postrzegać w cukierkowatej wizji chrześcijaństwa. Wielu chrześcijan spotyka się przecież z szantażem, że skoro Jezus był łagodny, skoro uczył wybaczać i z pokorą znosić różne przykrości, to Jego naśladowcy nie powinni denerwować się czy ostro przeciwstawiać napotkanemu złu. Tymczasem Jezus pokazuje tutaj, że są takie sytuacje w życiu człowieka czy wspólnoty, gdy gniew jest jak najbardziej słuszny, bo służy ważnym celom – w tym wypadku czemuś, co wykracza poza doczesne interesy, a nawet w ogóle poza sferę profanum.

Żydzi, których Jezus spotyka w tej scenie, nie są oburzeni tym, że wyrzuca On handlarzy ze świątyni, że niszczy ich dobytek czy naraża ich na materialne straty. Mają w pamięci pewien idealny obraz świątyni, choćby ten opisany w dzisiejszym pierwszym czytaniu z Księgi Ezechiela. I w duchu tęsknią za taką świątynią, za taką nieskazitelną świętością, której obce byłyby wszelkie przyziemne interesy. Ci ludzie pytają: „Jakim znakiem wykażesz się wobec nas, skoro takie rzeczy czynisz?” Nie jest to zarzut, że Jezus czyni źle, ale wątpliwość co do tego, na jaki autorytet się powołuje i czy rzeczywiście ma prawo upominać się o tę świętość.

Myślę, że my również, wsłuchując się w krytykę Kościoła czy samodzielnie krytykując, powinniśmy zastanawiać się, w imię czego jest podejmowana taka krytyka. Wielu ludzi zaufało obecnie papieżowi Franciszkowi, że to, co robi dla oczyszczenia Kościoła, jest dobre, Boże i święte. Nie każdemu pod tym względem ufamy. Niektórzy zresztą nie ufają również papieżowi Franciszkowi… Ale jest w nas tęsknota za świętością i poszukiwanie takiego autorytetu, który pomoże nam wszystkim przejść przez to oczyszczenie Kościoła.

Przyznam, że na to, co w tej chwili dokonuje się w Kościele, czekałam od co najmniej dwudziestu lat. Ale jednocześnie to, czego jestem teraz świadkiem, przeraża mnie czasami i budzi moje obawy co do przyszłości Kościoła. Myślę, że nie jestem w swoich odczuciach odosobniona. Wspierające są tu jednak słowa Jezusa: „Zburzcie tę świątynię, a Ja w trzech dniach wzniosę ją na nowo”. Najważniejsze, że w Kościele jest Jezus, że to jest Jego Kościół. Nawet gdyby w Kościele działo się bardzo źle, gdybyśmy nawet wątpili, czy Kościół w ogóle przetrwa, to właśnie Jezus jest naszą ostateczną nadzieją.

Na zakończenie chciałabym wrócić do sprawy naszego osobistego uczestnictwa w procesie oczyszczania się Kościoła. Trafiłam niedawno na słowa św. Cezarego z Arles: „Jakim chcemy oglądać kościół, ilekroć doń przychodzimy, tak też powinniśmy przygotować nasze dusze”. Myślę, że jeśli dla nas to oczyszczenie jest ważne, to każdy powinien we własnym sercu przeprowadzić taki bolesny i wymagający wewnętrznego gniewu proces oczyszczenia, wyrzucenia z siebie pewnego rodzaju interesowności, z jaką przychodzimy do Kościoła. Gdybyśmy przyjrzeli się samym sobie dokładnie, to okazałoby się, że chyba nikt nie odnosi się do Kościoła całkowicie bezinteresownie. Mamy mnóstwo takich kupieckich, powiedziałabym, oczekiwań, które utrudniają nam życie w Kościele. Są to rozmaite formy egoizmu, przekonań, że mamy jedyną słuszną wizję Kościoła, a także postawa klienta, który płaci i wymaga, poszukiwacza przyjemnych estetycznych lub duchowych doznań. Jest też potrzeba wsparcia ze strony zbliżonej światopoglądowo wspólnoty czy chęć wykorzystania Kościoła do celów politycznych.

Chciałabym modlić się, aby trwający obecnie proces oczyszczenia Kościoła przyniósł nam pogłębienie naszej wiary i odnowę, która dobrze służyłaby życiu duchowemu, także poza Kościołem.

Andrzej: Dzisiejsza Ewangelia niewątpliwie przedstawia mocną, wyrazistą scenę. Rzadko widzimy Jezusa w świętym gniewie i oburzeniu, a tutaj używa On przemocy fizycznej i werbalnej w obronie tego, co Boże i święte. Jest to scena niezwykle realistyczna. Możemy ją sobie łatwo wyobrazić, pamiętamy też z malarstwa czy filmów, jak Jezus przewraca stoły, biczem rozpędza biedne zwierzęta, rozrzuca monety… Aż dziwne, że nie natrafia na jakiś opór. Widać jest to gest prorocki i ludzie nie śmią zaprotestować przeciwko temu. Z jednej strony autorytet Jezusa jest wystarczająco duży, a z drugiej – oni sami wiedzą, że robią coś niedobrego wokół świątyni. Godzą się więc z prorocką przemocą Jezusa.

Jak po dwóch tysiącach lat mam odnieść to wydarzenie do mojego życia, do życia Kościoła, w którym jestem? Na pewno metafora świątyni jako targowiska namiętności, interesów, doczesności – bo nie chodzi tylko o kramy odpustowe – mocno trafia w naszą obecną wizję Kościoła. Kościół bardzo się odsakralizował. Mamy do czynienia z przesytem doczesności w opisie Kościoła zarówno jako rzeczywistości instytucjonalnej jak i naszej wspólnoty. Ujawnia się coraz bardziej nasza interesowność jako ludzi Kościoła – świeckich i duchownych.

Tu można mówić o różnych przykładach. Najgłośniejsze są teraz przykłady nadużyć seksualnych ze strony duchownych. Jest to też przykład interesowności, wprawdzie nie w kategoriach finansowych, ale w kategoriach korzystania z władzy wobec młodszych, słabszych, aby czerpać korzyści w postaci przyjemności czy leczenia swoich kompleksów.

Dalej element finansowy jest też bardzo mocny. Kościół jawi się wciąż w wielu krajach, a na pewno w Polsce jako potęga finansowa, mocny gracz biznesowy: Kościół to duży biznes, którego szefami są biskupi, a trzymając w ciemnocie resztę i pasąc się na swoich owieczkach, wykorzystują oni instrumenty prawne i polityczne, aby zabezpieczać swoje materialne interesy. I taka wizja Kościoła jest do pewnego stopnia zgodna z prawdą. Jest parcie ludzi Kościoła na pieniądz, zysk, materialne zabezpieczenie.

Trzecia sfera z kolei dotyczy raczej świeckich: Kościół jest radykalnie instrumentalizowany przez polityków, przez różnych działaczy i sympatyków politycznych. Dokonuje się to w dwie strony. Prawica polityczna, która jest pusta duchowo i religijnie, w warstwie retorycznej niezwykle Kościołem manipuluje, zagarnia energię boskości, aby ją defraudować w postaci energii politycznej. Z kolei lewica, również instrumentalizując Kościół, używa go do walki politycznej z prawicą. Mamy więc do czynienia z obopólnym instrumentalizowaniem, chociaż bardziej gorszące jest oczywiście to prawicowe, bo ludzie, powołując się na swoją wiarę, degenerują tę wiarę dla politycznych korzyści i władzy.

Media interesują się głównie takimi elementami sensacyjnymi. Nie interesują się w zasadzie duchowym aspektem Kościoła. W zdecydowanej większości mają optykę pogańską, świecką, nie rozumieją transcendencji, nie potrafią jej przekazywać, więc przekazują elementy doczesne: pedofilię, chciwość Kościoła, manipulację polityczną. Dla większości mediów Kościół jest rzeczywistością doczesną, traktowaną jako targowisko. Owszem, media katolickie bardziej wyczuwają element transcendencji i potrafią się o niego upominać, ale przez polityzację i instrumentalizację religii też są kuszone, aby pojmować Kościół w sposób doczesny.

Spotykamy się z takim właśnie obrazem Kościoła. Kościół Chrystusowy, ewangeliczny jest teraz w defensywie. Jest on coraz mniej widoczny i ujawnia się raczej w naszej osobistej modlitwie, gdy idziemy rano lub wieczorem na codzienną Mszę św., gdy w ciszy kontemplujemy i adorujemy Chrystusa, podczas liturgii i Eucharystii, gdy w działalności charytatywnej czy innej posłudze spotykamy się z Chrystusem obecnym w biednych, chorych, cierpiących, gdy spotykamy się z rzeczywistością przebaczenia, ze świętością u innych. Ten Kościół cichy, czysty i święty wciąż istnieje, ale znalazł się jakby w podziemiu, w ukryciu.

Na pewno jest potrzebny głos prorocki i prorockie święte oburzenie, do jakiego są zdolni zawsze święci, którzy upomną się o dom Ojca, wybuchając mocnym świętym gniewem. Nawet w sytuacji kryzysu Kościoła pojawiają się święci. Teraz papież Franciszek pokazuje ten Boży gniew, to upominanie się o dom Ojca i o przemianę Kościoła z targowiska w rzeczywistość Królestwa Bożego. On jest teraz takim najbardziej widocznym prorokiem gniewnym. Choć jest łagodny, to też ma taki potencjał, też ma swoje bicze, też coś rozwala i piętnuje, a zarazem do czegoś mobilizuje. I to jest potrzebne – takie publiczne, nagłaśniane oczyszczenie Kościoła.

Natomiast o tej rzeczywistość, od której naprawdę zależy przemiana targowiska w świątynię, powrót do źródeł Kościoła, Jezus mówi, wspominając o swojej śmierci i zmartwychwstaniu. Istotą Kościoła jako wspólnoty doczesnej, grzesznej i świętej jest krzyż Jezusa, Jego śmierć i Jego zmartwychwstanie. To się odbywa nie w blasku fleszy, nie w telewizorze, nie w Internecie, nie na manifestacjach polityczno-religijnych, nie w uniesieniach publicystycznych. To się odbywa w liturgii i w modlitwie. To się odbywa w naszym nawróceniu i w naszym błaganiu o Boże miłosierdzie. Dzieje się to mocą tego samego Chrystusa, który oczyszczał świątynię z elementów bezbożnych, aby przypomnieć o tym, że jest ona miejscem relacji z Bogiem, relacji doczesnej, ale też wyprowadzającej nas w wieczność.

Chrystus jest fundamentem Kościoła. Nie pedofile w koloratkach, nie pogańscy politycy, którzy powołują się na krzyż Chrystusa, nie żądni władzy czy chciwi biskupi, nie ci, którzy robią biznesy z Kościołem. Nie jest to ani fundament, ani istota Kościoła. Tylko Chrystus ze zwoją miłością, śmiercią i zmartwychwstaniem buduje tę świątynię, buduje ją w nas i z tego grzęzawiska naszej rzeczywistości, naszego grzechu wznosi coś trwałego. On jest fundamentem. On jest odpowiedzią na kryzys. On jest światłem, które rozświetla kryzys. On jest jedynym źródłem nadziei. Nie media ani nie intensywność naszej krytyki. Jeśli już coś się liczy, to święty gniew, prorocki gniew każdego wierzącego czy niewierzącego, który został zainspirowany Duchem Świętym.

Chciałbym się modlić, abyśmy w tym trudnym i burzliwym czasie dla Kościoła, dla wiary w świecie i w Polsce pamiętali o fundamentach. Po to jest ta Ewangelia, aby wiedzieć, jaka jest hierarchia spraw, jakie są źródła, co jest bardziej, a co mniej ważne, w którą stronę obrócić się, aby szukać nadziei. I tę nadzieję, tę wiarę w święty Kościół grzeszników, w Kościół, który jest zdolny do odnowy, w którym każdy jest zdolny do nawrócenia, przebaczenia i przemiany dzisiejsza Ewangelia nam przywraca.

Wieczory Biblijne

 

Komentarze

  1. elik

    Oczyszczanie nie Kościoła, lecz ludzkiego życia i gniewu!

    Kogo i jaki gniew?…..Gniew Jezusa, jak gniew Jahwe, trwa tylko przez chwilę, a Jego łaskawość – przez całe życie (Ps 30, 6). Jezus swoimi gwałtownymi emocjami wzywa, do nawrócenia nie tylko tych, ku którym te emocje bezpośrednio kieruje, ale wszystkich żyjących w zakłamaniu i nieprawdzie.

    Ten, kto udaje chrześcijanina, "wyrządza wielkie zło Kościołowi".  Największe zgorszenie wywołuje nie ten, kto popełnia grzechy, lecz ten, kto ich nie żałuje. Każdy, kto prowadzi podwójne życie "jest zdeprawowany". "Taka osoba oszukuje. A tam, gdzie jest oszustwo, nie ma Ducha Bożego. Oto różnica między grzesznikiem, a zdeprawowanym" – Papież Franciszek

     

    Nie badając przyczyn i nie rozeznając owoców możemy łatwo pomylić ludzki gniew, zwyczajne oburzenie wypływające z nieuporządkowanych postaw, ze "świętym gniewem", którego przykład daje nam Jezus na karatach Ewangelii.

    Winniśmy unikać taniego identyfikowania własnych odczuć z odczuciami Jezusa, czy też wielkich świętych i mistyków. Liczy się bowiem nie tyle jakieś zewnętrzne podobieństwo naszych odczuć z ich doznaniami, ale przede wszystkim najgłębsza postawa serca. To ona decyduje i rozstrzyga o ocenie moralnej gniewu. Nasze serce w chwilach gniewu bardzo często bywa niepodobne, do serca Jezusa, czy też Jego świętych. Podchodząc do sprawy powierzchownie, zbyt emocjonalnie i pochopnie stwierdzamy nieraz, że nasz gniew jest "świętym", ponieważ Jezus w podobnych zewnętrznie sytuacjach również odczuwał gniew.

    Wszystkie uczucia Jezusa rodzą dobre owoce. Jego ostro brzmiące słowa demaskowały fałsz i zakłamanie i wzywały do prawdy. Wszystkie mocne – gwałtowne reakcje Jezusa opisane w Ewangeliach mają charakter proroczy; odsłaniają nie tylko Jego człowieczeństwo, ale wskazują także na Jego Bóstwo.

    Analizując ludzki gniew moglibyśmy wyróżnić trzy jego rodzaje:

    • Po pierwsze może to być nieuporządkowany gniew wypływający z postaw naznaczonych grzechem: egoizmem, pychą, zmysłowością, zamknięciem w sobie, brakiem współczucia dla bliźnich, chciwością, przewrażliwieniem na swoim punkcie itp. Wielki gniew z powodu małych grzechów innych osób, staje się często swoistą zasłoną dymną, dla wielkich własnych grzechów. Jezus powie, że oglądanie drzazgi w oku brata odwraca uwagę od belki we własnym oku (por. Mt 7,

    • Nasza ludzka reakcja oburzenia z powodu doznanej krzywdy, to drugi rodzaj gniewu, jakiego często doświadczamy. Gniew ten rodzi się z bólu i cierpienia, zadawanego nam przez innych w sposób niesprawiedliwy. Jezus zaprotestował przeciwko niesprawiedliwemu traktowaniu. Każdy z nas ma prawo protestować, kiedy jest niesłusznie karany, krzywdzony, upokarzany, wykorzystywany, kiedy ludzie manipulują jego osobą, czy też jego wolnością. Bywamy często kuszeni, by usiłować wyrównywać krzywdy, wprowadzać własny ład, "naprawiać" naruszony, przez wroga porządek. Takie szukanie sprawiedliwości nie przywraca jednak porządku, ale jeszcze bardziej go niszczy. Zło bowiem rodzi zło, zemsta zemstę, gniew wywołuje gniew.

    • Trzeci rodzaj gniewu jakiego doświadczamy, moglibyśmy porównać – zachowując wszystkie proporcje – z gniewem proroków, Jana Chrzciciela i Jezusa. Podobnym gniewem pałali nieraz, także święci i mistycy. Dzisiejsza cywilizacja naznaczona relatywizmem filozoficznym i moralnym daje liczne powody, do budzenia się w ludziach "świętego gniewu". Budzi się w nas oburzenie, kiedy np. osoby mające wielkie wpływy polityczne, społeczne, religijne w sposób nieuczciwy kwestionują podstawowe prawa i wartości ludzkie.

    Ponieważ nasz gniew jest tylko ludzką reakcją, zawsze będzie domagał się oczyszczenia, które następuje, kiedy wyrażamy go przed Bogiem. To właśnie w spotkaniu z Nim możemy rozeznać prawdziwe źródła naszego gniewu i jego owoce. Duch Święty, który jest Duchem prawdy i szczerości, da nam światło dla rozeznawania rzeczywistości, także naszych gniewnych odruchów i reakcji.

    Całość TU: http://www.zycie-duchowe.pl/?0230,artykul,gniew

    Szczęść Boże!

     

     
    Odpowiedz
  2. Jadzia

    czy nie nadinterpretacja?

     W świątyni napotkał tych, którzy sprzedawali woły, baranki i gołębie, oraz siedzących za stołami bankierów. Wówczas sporządziwszy sobie bicz ze sznurków, powypędzał wszystkich ze świątyni, także baranki i woły, porozrzucał monety bankierów, a stoły powywracał. Do tych zaś, którzy sprzedawali gołębie, rzekł: «Weźcie to stąd, a nie róbcie z domu mego Ojca targowiska»

    Zwrócmy uwage, ze Jezus powypedzał kupców ZE ŚWIATYNI z DOMU OJCA. Nie powiedział nigdzie, ze poza światynią tez nie wolno  handlowac.Poza światynią wolno, sprzedawanie grzechem samym w sobie nie jest. Przenoszenie tej sytuacji na calutką wspólnote i inne grzechy  jest chyba trochę nadinterpretacją.

    Sądzę ze chodzi tutaj raczej o to, że DOM BOŻY jest miejscem świętym i  pewnych rzeczy , które same w sobie złe nie są – w tym miejscu nie robić.

    Wezmy pod uwage, ze np w islamie nie wchodzi się do meczetu w obuwiu, a przed każdą modlitwą należy się umyc. A Swieta księge Koran nawet nie wolno na ziemi położyć. A u nas…

    Swiątynia jest miejscem wyjątkowym i o to chyba chodziło.

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code