O wierności

Tezeusz się zmienia. Warto spojrzeć na to z perspektywy osobistego doświadczenia. Dwa ostatnie tygodnie były w Tezeuszu czasem intensywnym, chwilami dramatycznym, budzącym u wielu ogromne emocje, nieraz skrajne. Ja też to jakoś przeżywałem, choć ze względu na konieczność przeprowadzenia Tezeusza przez ten przełom musiałem zachować względny spokój i używać emocji ostrożnie. Dziś już mogę patrzeć na to doświadczenie z pewnego dystansu i łatwiej dopuścić do siebie całe bogactwo perspektyw, refleksji, uczuć. W sercu doświadczam jednocześnie głębokiego bólu i jeszczeg głębszego pokoju. Ból, bo trzeba było sobie i innym powiedzieć prawdę trudną, świadom, jakie to wywoła reakcje, ile przyniesie cierpienia, nieporozumień, napięć. Pokój, bo wiem, że trzeba być wiernym swemu sumieniu, a owocem tej wierności jest właśnie pokój serca. Prawda w działaniu dotyka głęboko osoby i społeczności, rodzi podziały, ale też przygotowuje nowe syntezy, które stają się gruntem głębszego zakorzenienia w prawdzie. Tak, ten ból jest rozdzierający, głęboki na miarę zaangażowania, stworzonych więzi, osobistej pozycji lidera. Bólowi towarzyszy ogromne współczucie dla nas wszystkich, a zwłaszcza wobec niektórych. To jest właśnie ciekawe doświadczenie: nie doświadczam specjalnej przykrości z powodu tego, co mnie osobiście mogłoby dotknąć. Gdy czytałem niektóre posty, czy maile ostro atakujące mnie osobiście raczej doświadczałem współczucia i zrozumienia, bo wiem, co znaczy przeżywać jakiś koniec. I wiem ile można mieć w sobie żalu, do tych, którzy są niejako sprawcami tego. Najbardziej jednak współczułem, gdy Tezeuszowcy nie podjęli próby samodzielności. Byłem prawie przekonany, że podejmą tę próbę, a na głębszym poziomie podjemiemy ją wszyscy: bo i dla nas, jezuitów, był to duże i ryzykowne wyzwanie. Pamiętam jak z Darkiem podziękowaliśmy sobie za ten etap współpracy, pożegnaliśmy się przynajmniej na te 3 miesiące z Tezeuszem, a nawet, gdyby nas potem nie zaproszono do współpracy, to też się z tym pogodzliśmy pogodnie. Doświadczyłem ogromnej osobistej wolności: w jednej chwili potrafiłem zostawić coś, w co włożyłem całe swe serce. Ale czułem, że ma to głęboki sens: nie ma nic cenniejszego niż umożliwić innym doświadczyć pełniejszej wolności i odpowiedzialności, zwłaszcza, jeśli wierzą mocno w sens przedsięwzięcia i bronią go. Dla części Tezeuszowców to był gest o innym znaczeniu: gest zerwania więzi ze strony jezuitów. Ujawniła się przepaść w rozumieniu więzi, odpowiedzialności i wierności.

W chwilach próby sprawdzają się nieliczni. Miałem w życiu kilka sytuacji, w których zostawałem sam, lub prawie sam. Pamiętam jak po wybuchu stanu wojennego próbowaliśmy zorganizować strajk protestacyjny w szkole, po kilku godzinach załamał się, najbliżsi przyjaciele opuścili mnie wówczas. Było mi przykro, bo czułem, że trzeba było w tej sytuacji walczyć do końca, bez względu na konsekwencje, ale jednocześnie nie miałem im tego za złe: byliśmy młodzi, straszono nas wyrzuceniem ze szkoły, nawet więzieniem. Ale to doświadczenie zapisało mi się głęboko: odtąd zawsze już wiedziałem, że w momencie próby ludzie mają różne granice odporności, i zwykle załamujemy się. Dlatego też niezywkle cenią sobie wierność i lojalność w przyjaźni i współpracy. Wierność wpierw dotyczy pewnego wspólnego dobra, ale jednocześnie też jest wiernością wobec drugiej osoby, głębokim zaufaniem. W sytuacji próby ta wierność zwykle potrzebuje szczególnej Bożej łaski, bo próba właśnie na tym polega, że jesteśmy kuszeni do niewierności, do zdrady, nielojalności. I mamy wówczas niezwykle przekonywujące powody, bo to zrobić. Zwykle też działamy wówczas w sytuacji silnego stresu, lęku, niepewności. Dlatego potrzebna jest łaska, by w pewnej ciemności pozostać wiernym. Ta logika doświadczana jest w małżeństwie, powołaniu zakonnym, przyjaźni, i innych głębokich relacjach. To nie sztuka być wierny, gdy wszystko idzie po naszej myśli, wyzwanie wierności przychodzi wówczas, gdy niejako zawala nam się dotychczasowy sens relacji i wolnie przyjętych zobowiązań. Nie przeżyłem osobistego głębokiego bólu z powodu nielojalności jednej z osób z Tezeusza, raczej pewne zaskoczenie: głębiej cierpiałem, bo z tego powodu została zmarnowana wielka szansa dla pozostałych osób. Nie czuję w sercu żadnej urazy i przebaczyłem od razu. Paradoksalnie ja jestem bardzo ufnym człowiekiem, i jeśli ktoś się potem ocknie, to zwykle daję kolejną szansę, i tak po wielokroć, i mogę nawet kontynuowac relację, współpracę, itd. I mam takie pozytywne doświadczenia. Ale jest też prawdą, że zwykle nigdy potem nie jest tak jak było i pozostaje zawsze cień niepewności, i potrzeba doświadczyć kolejnych prób, by przekonać się, że ktoś rzeczywiście odnowił swoją wierność. Bywa nawet, że dla kogoś ten moment osobistej niewierności jest tak trudny, że osoba taka popada w jakąś spiralę nienawiści, czyniąc z jej szerzenia jakiś rodzaj chorej misji. Wówczas kontakt staje się realnie niemożliwy i trzeba zachować życzliwość oraz towarzyszyć modlitwą, licząc na cud Boży. Generalnie większość ludzi w sytuacji próby jest niezykle podatna na działania charakterystyczne dla tłumu, obniża się wówczas zdolność osobistego myślenia, idzie się na fali zbiorowej emocji. Następuje też zjawisko jakby rozdwojenia jaźni. Jedna z sytuacji aż mnie rozbawiła: ktoś napisał wpierw niezwykle krytyczny post o mnie, a w chwilę potem przysłał mi bardzo życzliwego maila i nowe materiały do Tezeusza Ecce homo!

Natomiast niezwykle wzrasta we mnie zaufanie do osób, które w chwili próby wykazały się wiernością wobec pewnej wizji wspólnego dobra oraz naszej wspólnej relacji. Jeśli próba była rzeczywiście trudna, to utrzymanie wierności wymaga swego rodzaju heroizmu, i otwarcia na łaskę. Jestem niezmiernie wdzięczny tym moim przyjaciołom i szerzej ludziom z Tezeusza, którzy w sytuacji próby nie zawiedli, choć też przeżywali trudne chwile. To jest właśnie ten typ ludzi, którzy są zdolni do zadbania o istnienie i rozwój Tezeusza, w ogniu różnych przeciwności. Wierność Darka jako przyjaciela i współbrata jezuity wobec Tezeusza i mnie osobiście jest dla mnie wielkim ludzkim i Bożym darem. Nie zawsze tak między nami było: właściwie przez pierwsze lata naszej znajomości trudno było liczyć na Darka w trudniejszych sytuacjach publicznych. Ale teraz jest on dojrzałym, odważnym i konsekwentym człowiekiem, na którego zawsze można liczyć. Wierność nie oznacza ślepego posłuszeństwa, przeciwnie jest głębokim i wybranym w wolności podzielaniem pewnej wizji dobra, którą wspólnie próbuje się realizować uzupełniając swe różne talenty, ale też braki. Wierność nie oznacza też ślepoty na słabości i ograniczenia przyjaciela: Darek zawsze mi mówi, co mu się nie podoba w moich poczynaniach, nieraz również robi to publicznie. I ten jego głos jest dla mnie niezwykle cenny. Wiem, że jeśli Darek nie poprze jakiejś decyzji, to trzeba się temu przyjrzeć głęboko, zmodyfikować plan, nieraz wycofać, itd. Bo wierność oznacza też zaufanie, że przyjaciel zawsze chce Twojego i pewnego wspólnego dobra, nawet jeśli błądzi, albo krytykuje. Wierność przekracza słabości, krytykę, ograniczenia. Wierność można wycofać w sposób uzasadniony etycznie jedynie wówczas, gdy druga strona czyni coś etycznie złego i ma to charakter niepoprawnej regularności. Choć nawet wówczas trzeba pozostać otwartym na czyjąś przemianę. Inne załamania wierności są rezultatem naszej zwykłej ludzkiej słabości, której trzeba współczuć, przebaczać, dawać szansę, itd.

Żadna społeczność ani dzieło nie utrzyma się bez ludzi, którzy potrafią być wierni pewnej wizji wspólnego dobra, które może zmieniać swój kształt, ale w swej istocie pozostaje niezemienne. Bo wierność rodzi z odpowiedzi na dar jakiegoś konkretnego dobra. W praktyce można zostawiać jedną konkretyzację dobra na rzecz innej. Natomiast ważne jest, by czynić to z pragnienia służenia wciąż temu samemu dobru, choć w innej formie, a jednocześnie zadbać, by nie szkodzić poprzedniemu zaangażowaniu i dobru. Wydaje się też pewne, że wszelkie nagłe porzucanie określonego dobra nie może być owocem roztropnego duchowego rozeznania, ale raczej jest skutkiem pewnych impulsów, nad którymi tracimy kontrole. Po tym też można rozpoznać realny stosunek jaki miało się do dobra zostawianego. Ale z drugiej strony dla przyszłości społeczności i dzieła, nawet takie niedoskonałe zachowania są w dłuższej perspektywie korzystne: wizja tego dobra jakim jest Tezeusz wciąż będzie się pogłębiać, zmieniać w swych wcieleniach. I realizować to dobro mogą ludzi, którzy z jednej strony dostrzegają istotę tego dobra i pozostają jej wierni, a z drugiej są plastyczni i otwarci na przyszłe redefinicje, czyli zdolni do ciągłego rozeznania duchowego sensu tej inicjatywy.

Wierność jest istotą miłości. Zawsze jesteśmy niedoskonali w miłości, w różnych jej przejawach, natomiast jedynie trwała odmowa wierności uniemożliwia miłość. To znaczy matka może być lepsza lub gorsza dla swego dziecka, ale dopóki jest jemu wierna i go nie opuszcza, dopóty pozostaje w modusie miłości. Ta sama logika dotyczy każdego powołania, zaangażowania, relacji, oczywiście w stopniu proporcjonalnym do wagi określonych wyzwań. Tezeusz trwa i rozwija się dzięki zwyczajnej wierności osób, które dostrzegają w nim pewne wspólne dobro. Ta wierność u różnych osób może mieć różny stopień intensywności oraz okresowość. Ale, aby Tezeusz trwał Bóg musi niejako wciąż darzyć go swoją łaską zapewniając wierność wystarczającą do kontynuacji i rozwoju dzieła. Paradoksalnie też, nawet tak skromna inicjatywa, wymaga nieraz wierności heroicznej. W przypowieści o talentach Jezus powiedział: "Byłeś wierny w małych rzeczach, nad wielkimi cię postawię". Bywa taż, że otrzymane talenty zakopujemy, bo nie chcemy podjąć ryzyka. Wydaje nam się wówczas, że robimy coś niezwykle roztropnego, ale ta iluzja bezpieczeństwa szybko mija: powraca Dawca daru i pyta: co uczyniłeś z talentem jaki ci dałem? To nie my określamy sens określonego daru, ale zawsze jesteśmy obdarowani, i Dawca daru zna i osądza jaki zrobiliśmy z niego użytek. Tezeusz jest niejako taką próbą wierności w małych rzeczach. To znaczy, jeśli komus udaje się być wiernym w Tezeuszu, to będzie też wiernym w innych tego typu inicjatywach, jak również szerzej ma to wpływ na jakość czyjejś wierności, zwłaszcza tam, gdzie dla utrzymania zaangażowania potrzebne są motywy duchowe, i ciągłe przekraczanie swych ludzkich ograniczeń.

Tyle niektórych spostrzeżeń. Opatrzność działa poprzez naszą wielkość i nędzę, przeprowadzając swój plan z szacunkiem dla ludzkiej wolności, jakakolwiek by ona nie była.

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code