O tym, że przyjaźń jest tylko dla Człowieka.

O tym, że przyjaźń jest tylko dla Człowieka.

 

Jeśli przyjaciel oszedł, nigdy nim nie był”.

/Fryderyk Nietzsche/

 

Mniejsza o mnie!”

/Fryderyk Nietzsche/

 

 

Człowiek jako żyjące indywiduum nie ma prawa decydować o obecności i nieobecności w swoim życiu drugiego człowieka: Obecność jest nadana, jest epifanią Inności, objawieniem – darem, metafizycznie i moralnie przewyższającym osobiste preferencje każdej egzystencji. Decyzja o Innym jest uprawomocniona jedynie w odniesieniu do formy – a i to w pewnych granicach, ustalonych w porozumieniu – kontaktu człowieka z człowiekiem: Odrzucanie bliźniego, choćby najbardziej toksycznego łotra, jest profanacją śladu bliźniego we własnej egzystencji, a przez to – uniwersalnego wymiaru własnej indywidualności, jakże innego od konwecjonalnej obiektywności bycia jednostką społeczeństwa. Człowiek, który jest obojętny wobec drugiego człowieka, jest zaniedbany sam w sobie i nieświadomy, że lekceważy własne człowieczeństwo. Człowiek jest pojęciem – ideą. Znakiem i imieniem własnym. Stanowi wartość uniwersalną, a przez wzgląd na regulatywność w byciu ideą, rządzi się niezbywalnymi prawami, tak kategorycznie przypominanymi przez Kanta. Odrzucanie drugiego człowieka, nie odpowiadanie na maile i smsy, zdawkowe i lekceważące odpowiedzi na zadane pytania, wyrzekanie się lub próby zapomnienia własnej historii związanej z drugim człowiekiem, stanowią negację człowieczeństwa w ogóle, negację, która nie ma niczego wspólnego z mądrą, intelektualną nihilizacją idei człowieka. Nie tylko przyjaciele, ale wszyscy moi wrogowie i ludzie, z którymi przebywanie sprawia mi ogromne trudności, ludzie męczący, zapijaczeni idioci, amoralne cwaniaki, krętacze i kłamcy, ignoranci o mentalności skażonej resentymentem, etycznie i intelektualnie brzydkie, zaniedbane, grzeszące wobec samych siebie, pełne odrażającej hipokryzji jednostki: Wszyscy ci mali i podli ludzie, których ścieżki przypadkowo bądź celowo skrzyżowały się z moimi drogami, mogą liczyć na moją pomoc, empatię i otwartość. Są jak róże, o które należy bezwarunkowo dbać od momentu napotkania ich jestestwa. Nie mam najmniejszego prawa decydować o tym, czy udzielę swojej ludzkiej pomocy drugiemu człowiekowi, czy nie, poprzez zwyczajny, ludzki kontakt z nimi, przez brak obojętności, który zazwyczaj wystarczy. Jeśli jestem człowiekiem, muszę swoje człowieczeństwo przyjmować jako dar, z godnością i szacunkiem. Jako uniwersalium, którego doniosłość zobowiązuje mnie do zachowania respektu wobec głębi i rozległości samej tej idei, która nigdy do końca nie będzie poznana, a przez to – nieredukowalna do mojej centrycznej jednostkowości, do mojego ego-centrum, człowiek we mnie jest – wobec mnie! – bardzo wymagający. (Jest wolą mocy; właściwie nie widzę różnicy pomiędzy nietzscheańskim Nadczłowiekiem a ideą Człowieka, oczywiście nie tego „arcyludzkiego”; Nadczłowiek to taki niearcyludzki człowiek. „Mniejsza o mnie!” – krzyczał przecież sam Nietzsche!) Człowiek we mnie jest tym, co otwiera mnie jako monadę na doznanie Inności, a także – obcości. Człowiek we mnie jest czymś więcej niż „Ja”-sam. Człowiek we mnie jest mną właściwym, mną indywidualnym, ale uniwersalnym, a przez to obejmującym innych ludzi, wnikającym w ich egzystencję i rozbijającym pozór samotności i wyobcowania, skutków zwyczajnej ignoracji względem człowieka w sobie, tchórzostwa i etycznej nikczemności. Jako Człowiek, nie mam prawa być obojętny wobec najgorszego ze zbrodniarzy; Jego życie jest moim życiem, nie tylko wtedy, kiedy o to prosi.

Spotykam się – jak każdy – z obojętnością ludzi, którzy cokolwiek w moim życiu zrobili. Przestaję wówczas wierzyć w Człowieka i zamiast żyć zdrowym nihilizmem, popadam w czarną dekadencję. To jedno ze smutniejszych doznań w moim życiu. Bo straciłem ostatnio człowieka, który dał mi w życiu bardzo dużo. Komuś po prostu zobojętniałem, empiryczna odległość okazała się zbyt dużą przeszkodą do realizacji ludzkich powinności; przyjaźń i empatia okazują się niczym wobec pragmatycznych wyzwań rutynowej codzienności. To tak jakby ktoś umarł na moich oczach, jakby jego dusza gdzieś uleciała, choć ciało niby jeszcze żyje. Żyjemy tylko o tyle, o ile żyjemy dla innych, z innymi lub poprzez innych. Nawet w samotnej, pustelniczej chatce. Skazywanie drugiego człowieka na izolację wobec siebie jest skazywaniem go na śmierć w sobie. A skoro warunkiem indywidualności Sobości jest jej uniwersalny wymiar, obojętność wobec drugiego człowieka jest zwyczajną, rozłożoną w czasie zbrodnią. I choć nie tak uderzającą jak tragiczna śmierć, to jednak skazującą przez jakiś czas na smutek i zawód, codziennie żłobiący swe rysy na twarzach milionów ludzi. Homo homini lupus est. Jakże żałosna to i banalna prawda, jakże żałosny, upokarzający i napawający wstrętem jest fakt, że tak to właśnie jest i do tego w ponurym pejzażu zbliżającej się zimy.

Ludzie obojętni są obrzydliwi tak samo jak ci narzucający się. Jest w tym gnuśna pycha i nieuzasadnione przekonanie o własnej autarkii, byciu pępkiem świata. Świadczy o nikczemności charakteru i obnaża cały, jakże prosty do rozwikłania schemat ressentiment. Nie ma niczego przyjemnego w odkryciu takiego faktu. To tak jakby okazało się, że wszystkie te lata przyjaźni, infantylnych – ale mimo to zobowiązujących – obietnic, te wszystkie wspomnienia, wspólne chwile, uśmiechy, kłótnie, sukcesy i kryzysy, szaleństwo i powaga okazały się obłudnym, cynicznym kłamstwem, a siła przyjaźni – pozorem ukrywającym miernotę i pustkę. Żegnaj, nie byłeś mnie godzien, mój Przyjacielu. Przyjaźń wymaga siły i determinacji, nie jest dla słabych ludzi, nie zna ani pojęcia czasu, ani przestrzeni. Przyjaźń jest mężnością, wojną, wyzwaniem, nawet podczas wspólnego rozkoszowania się winem i Słońcem. Przyjaźń jest silniejsza od Ciebie i nie zna rezygnacji.

 

 

 

 

 

10 Comments

  1. Halina

    Taka jest istota przyjaźni

    syci się samą sobą, jest źródłem wsparcia i ochrony, nakazuje ufność,koronuje ją wierność, a jej fundamentem jest lojalność. Przyjaźni można się nauczyć, nie można stać się przyjacielem przez przypadek, być może dlatego prawdziwe przyjaźnie są rzadkie. Masowe, konsumpcyjne społeczeństwo pozbawia znaczenia słowa" przyjaźń" do tego stopnia, że używa się go przy lada okazji. Przyjaźń powinna być miejscem życia, a nie przeżycia. Przeżyć-jak wskazuje sam wyraz, znaczy żyć nad kimś, nad czymś.Żyć znaczy opierać się tylko na sobie samym. Tylko ta osoba, która żyła naprawdę,dała się ponieść uczuciom, która działała, mogła odczuć cierpienie, niemoc, frustrację, niespełnienie, niezaspokojenie pragnień. Życie. Tylko ta osoba, która poznała własne słabości, własne ograniczenia, może zrozumieć siebie samą w sposób głębszy, może zrozumieć w sposób głębszy innych. Może mieć przyjaciół.. W przyjaźni dochodzi się do momentu, w którym trzeba wybrać, którą drogą pójść: łatwiejszą i wygodniejszą i tym samym uniknąć trudności i dojśc do kompromisu, czy trudniejszą i bardziej męczącą, prawdziwą, autentyczną,właściwą nam. Ta osoba, która wybierze drugą drogę-będzie żyć i dawać życie-wykorzysta nieznane strony siebie samego i drugiego. Nikt nie stanowi kopii drugiego, choć społeczeństwo każe nam wierzyć, że wszyscy jesteśmy podobni. Prawdziwa przyjaźń rozwija unikalność i niepowtarzalność naszej osoby.Ponieważ dużo osób jest niezdolnych do przeżywania unikalności swojej i innych, więc przyjaźń czasami bywa " towarem deficytowym".

    Nie będzie to chyba porażką zupełną, kiedy stwierdzę, że właśnie nie nadzwyczajne dobro, nie nadzwyczajne zdolności tworzenia dzieł wielkich, ale codzienna przeciętność jest istotą człowieczeństwa w tym realnym świecie zewnętrznym. Ta przeciętna mieszanina, pełna sprzeczności i nielogiczności, mieszanina zła i małości, dobra i wzlotów wielkości, mądrości i głupoty, wiedzy i zabobonów, współczucia i nietolerancji itd., itd.-jest empirycznie, codziennie stwierdzanym człowieczeństwem naszych bliźnich i nas samych tłoczących się wokół spraw różnych wymiarów i zabiegów róznego kalibru. W każym " egzemplarzu" te cechy występują i że jest on zarazem dobry i zły,  że jest " wielostronny’., A dobro i zło zjawiają się dopiero wraz z innym człowiekiem , nie lokują się ani we mnie, ani w nim, ale między nami. Tak sobie niedawno o tym rozmyślałam rankiem stojąc stłoczona w zatłoczonym autobusie, w zaduchu wilgotnych okryć, czując cudze łokcie wbijające sie w moje żebra, że oto Ci moi bliźni, raczej dokuczliwi są dla mnie wartością najwyższą? Czy może to tylko presja wyniosłego humanizmu?  Co nas sprawdza, ile jesteśmy warci nie w rozważaniach filozofów czy ideologów, ale w codziennym życiu, w domu, w pracy i życiu publicznym,w autobusie, kolejce w stosunkach z sąsiadami. Może w małości codziennych zjawisk: czas, cierpienie i los.? To wysokie próby wartości człowieka.

    Nadludzka wielkość jest wytworem historii. Między aniołami i szatanami -człowiek lokuje się ze swoją przeciętnością. Kiedyś czytałam co o Napoleonie napisał jego lokaj-nie będę powtarzała:)

     

     

     
    Odpowiedz
  2. ahasver

     Nadludzka wielkość nie

     Nadludzka wielkość nie jest wytworem historii. Nadludzka wielkość jest wewnętrzna i nie potrzebuje ujawnienia Siebie; zazwyczaj jest siłą samowystarczalną i spokojną, a jej rzekome zewnętrzne objawy – pod postacią patetycznych dzieł gigantów historii – są wskaźnikiem zanikania potęgi, konieczności stworzenia pozoru jej trwałości poprzez nadanie jej symbolicznego lub materialnego potwierdzenia, jakby z obawy przed własną maluczkością, która da o sobie znać, kiedy historia zacznie zmieniać swój bieg. Nadludzkość jest przeciwieństwem siły. Jest mocą, antynomią manifestacji. Pozbawiona pomników i patosu kształtuje charaktery ludzi silnych, dzielnych, nie potrzebujących form ekspresji, zazwyczaj upokarzających innych ludzi; Manifestacja Nadczłowieczeństwa jest jego zaprzeczeniem, koniecznością znalezienia potwierdzenia własnej szlachetności pośród innych, afirmacji, której źródło tkwi w słabości, niepewności samego siebie.; takie uzewnętrznienie ma specyfikę zbliżoną do odgłosu małych, ospojlerowanych jak wyścigówki, oczojebnych samochodzików dla drechów, posiadających malutkie, tanie silniki, ale i sportowe, pierdzące wydechy. To wyjątkowo głupawe porównanie, proszę mi wybaczyć, ale miałem męczący dzień  i ciężko mi się teraz myśli. Ale kocham samochody, jestem facetem w końcu. Nadczłowiek przypomina mi raczej takie zwyczajne z wyglądu i ciche auto, które ma pod maską olbrzymi, szemrzący ledwo, wolnoobrotowy silnik V8. Można przemykać niezauważonym między pierdziczkami drechów, a na autostradzie kazać im wąchać własne spaliny, ku ich zaskoczeniu, niechcący przyczyniając się do rumieńca wstydu, a później ryknąć niczym lew. Eeeeech, jak ja lubię silniki V8 . No… To jest forma manifestacji, ale ładna i przychylna innym ludziom.

    http://pl.youtube.com/watch?v=xELPzmo2VwA

    Nadczłowiek jest realną, szlachetną ideą, którą można realizować przede wszystkim w przyjaźni. Zgodzę się z Panią, że przyjaźń nie jest przypadkowa, że jest zawsze dziełem człowieka. Ale zupełnym przypadkiem jest, kto tym przyjacielem zostanie. Nie mamy wpływu na koincydencję zbliżających – lub wręcz przeciwnie, uszlachetniających przez odmienność – cech charakteru, podobnych lub odmiennych preferencji. Nie mamy wpływu na zawartość naszej arcyludzkiej, pełnej niedoskonałości treści, smutnej, szarej i rozpychającej się łokciami w cuchnącym autobusie pełnym ludzi rozmawiających o takich rzeczach, że zazwyczaj uszy więdną (dawno w sumie nie jechałem autobusem, ale pamiętam czasy studenckie, kiedy jeździłem do swojej dziewczyny). Powiedzmy sobie szczerze: Ludzie zazwyczaj śmierdzą czosnkiem lub jakimś kalafiorem albo smażeniną, są brzydcy i tępi. Ale przyjaźń polega na przezwyciężaniu takich arcyludzkich przypadłości, dlatego wszystkie je w implikuje. Przyjaźń wybacza nawet fetor hippisowskich butów w przedpokoju i kaleczące uszy i mózg przeklinanie kumpla z kapeli. Uważam przyjaźń za najbardziej szlachetną relację, bardziej szlachetną niż miłość; jedna z moich odległych kobiet o tym wie, dlatego jesteśmy wspaniałymi przyjaciółmi, nie mamy przed sobą żadnych tajemnic, mówimy nawet o tym, co najbardziej maluczkie i ludzkie. Przyjaźń pozwala jednak za każdym razem być z przyjacielem kimś więcej niż człowiek rozpychający się codziennie pośród innych łokciami. Przyjaźń jest twarda i pełna miłości pozbawionej ogródek, miłości szczerej, ale nie ślepej, miłości głębokiej i pozbawionej erotyzmu (chyba, że przyjacielem jest kobieta, tudzież ładny koleżka [żartuję ]), choć nie cielesności: Wspólne dźwiganie trudów życia i zdrowy dystans do cielesności to jedno z modi przyjaźni. Przyjaźń jest zobowiązująca bardziej niż miłość; miłość może przeminąć, przyjaźń – nie. W przyjaźni jest miejsce na szorstkie i brutalne uczucia. Dlatego jest najbardziej szlachetna, jak dobre wino, łączące owocową słodycz z cierpkością wytrawnej dojrzałości., nad którą należy pracować całe życie. Jeśli przycjaciel odchodzi, nigdy nim nie był. Należy się nad takim odejściem przez chwilę zatrzymać, zastanowić, może i zasmucić, ale w ostateczności: Nie ma czego żałować. To nie przyjaciel odszedł, tylko pękło nasze własne złudzenie. 

    Pozdrawiam 

    -Bartosz.   

     
    Odpowiedz
  3. Halina

    Nadludzkie siły w człowieku…

    czasami wydobywane są przez los, który jest wielką próbą wartości człowieka, jest wymiarem, który przenosi człowieka ponad sferę  działania intelektu, przewidywania, mądrości życiowej, wiedzy naukowej. To los sprawdza siłę charakteru, umiejętność radzenia sobie z nieprzewidywanym, zdolność do wydobycia z siebie sił nadludzkich, których nie może rozwinąć w nas żadne odbicie innych ludzi ani świata rzeczy. Los nagłym uderzeniem może zażądać znacznie więcej i wtedy trzeba sięgnąć do tych wartości jednostki, które może wytworzyć tylko jej czysta indywidualność. Pewnie, że człowiek jest wartością samoistną, którą odkrywam w sobie codziennie, rozwiązując problemy zarówno osobiste, jak i innych ludzi, (z samochodem sobie nie radzę, więc stoi na warsztacie 🙁  Ale w innych sytuacjach, kiedy nie mogę się odwołać do nikogo i niczego,i muszę znaleźć w sobie siłę, wiedzę, umiejętność poradzenia sobie z sytuacją-nie czuję się nadczłowiekiem-:) Czasami poznaję ludzi o indywidualności niepowtarzalnej, którzy mi imponują w jakiś sposób-w życiu jest  wiele różnych rodzajów wartości człowieka. Otóż wartość człowieka może też sprawdzić się w autobusie, kiedy to trzeba wytrzymać smród czosnku( może biedak leczy się z przeziębienia), nerwowe kopanie jakiegoś malca po nogach( pewnie nie chce iść do przedszkola-ma swoje powody), z każdym zakrętem ,wieszanie sie na sobie różnych ludzi( są niskiego wzrostu i nie sięgają  do uchwytów, a może nie jedli biedacy śniadania?)-polecam czasami przejechać się autobusem-jest się wtedy bliżej spraw ludzkich. Oprócz samochodów, lubię szybkie motory( choć jestem kobietą)-czasem któryś z moich domowników, w nagrodę  za jakiś dobry uczynek mnie na nim przwiezie 🙂

    Oczywiście, że prawdziwi przyjaciele rozumieją, ale też i wymagają! Czasem trzeba powiedzieć :nie przyjacielu! tak dalej być nie może ze wzgledu na Twoje i moje dobro!  Zapach Twoich butów przyprawia mnie o mdłośći i bół głowy!  Wystrzegam się przyjaźni bez miłości. Nie cenię miłości bez przyjaźni. Miłość i przyjaźń-tak bardzo rozdzielne, tak blisko siebie trwają, przy czym większa jest przyjaźń( z tym się zgodzę). Już samo słowo jakże bogate-przy jaźni, tak blisko, że przy naistotniejszej istocie drugiego. W przyjaźni powinno dokonać się rozróżnienie na to, co należy oddalić od siebie i to, co należy zatrzymać przy sobie, na to co trzeba odrzucić i to, co należy zachować. To co należy odrzucić-to umiłowanie siebie, zamknięcie na innych. To co trzeba zachować, przyjąć-to gotowość otwartości na innych-na odmiennego od nas samych. W relacji prawdziwej przyjaźni nasza obecność nie może być męcząca dla drugiego. Nie może stwarzać utrudnień, krępować, powinna obdarzyć wolnością nas i drugiego. Drugi przyjaciel musi czuć, że istniejemy, że jesteśmy gotowi pośpieszyć z pomocą, ale tylko wtedy gdy nas wezwie. Obecni, ale nie natarczywi. Jednak przyjaźn należy budować. Prawdziwi przyjaciele widzą się wzajemnie w sposób rzeczywisty, krytykują nawzajem i nadal są przyjaciółmi. Z tego powodu między prawdziwymi przyjacielami nie ma tajemnic-zawsze warto zapytac dlaczego odchodzisz? Zdarzyło mi się raz,  iż ja byłam powodem zerwania przyjaźni,  więc lepiej przemyśleć też, również swoje postępowanie względem drugiego.

    pozdrawiam. Halina

     
    Odpowiedz
  4. Halina

    No tak tak

    Więc ta " nawijka" wwo, w takim temacie jak przyjaźń jest dla mnie bez sensu. Każdy ma wokół siebie taką rzeczywistośc jaką sobie w pewnym sensie sam wytworzy. Spotkałam wielu niezadowolonych ludzi, którzy błędnie sądzili, że powodem ich nieszczęść są okoliczności: inni ludzie, praca, współmałżonek, korupcja, mieszkanie, szef, politycy, prezydent…albo sam Bóg. Gotowi są zmienić mieszkanie, miasto, małżonka,pracę, partię-wszystko, tylko nie siebie. Tymczasem zmiana środowiska( z wyjątkiem niem oralnego) niczego nie zmieni, jeśli nie weźmiemy odpowiedzialności za swoje życie. Ludzie koncentrują się na drobiazgach, wyolbrzymiają je, a potem zwalają odpowiedzialność za własny los, ewentualny brak przyjaciół, na innych-robiąc z siebie "ofiarę". Wszyscy be- tylko ja nie:)  Ten " kawałek "jest lepszy moim zdaniem od tego,  "zapodanego" przez-darię. Przyjaźń, życzliwość, otwartość-trzeba promować i tworzyć w miarę przyjazne środowisko wokół siebie, bo jakim my społeczeństwem będziemy za lat kilkanaście"?. Każdy z nas wywiera stale wpływ: kojący, zbawienny, pozostawiający dobry ślad w drugim człowieku, albo zatruwający i plamiący życie innych ludzi.

    http://www.youtube.com/watch?v=_V7469Kjf7k

     
    Odpowiedz
  5. Halina

    Jak dla mnie to za ostro:)

    Tak śpiewał Jarek W. z zespołem Oddział Zamknięty, kiedy to próbował wszelkimi siłami uratować  Ryśka Riedla. Ich drogi przecinały się. Gdy przyjaciel odszedł, jego refleksje nad życiem zaczęły napierać z ogromną siłą. Odszedł z zespołu u szczytu popularności.

    http://nordic79.wrzuta.pl/audio/aBb8mSe3mH/jarek_wajk-jak

    A teraz śpiewa tak-bo odnalazł prawdziwego Przyjaciela:)

    http://www.wrzuta.pl/audio/uhS2JKGWRj/jarek_wajk-bogu_wyspiewam

    Mówi, że życie to gra, a on chce żyć, nie życie grać-chyba jak każdy z nas.

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code