NOTATEK 82 – BANALNY


SZTUKA BANAŁU VER. 2.0 ( po poprawkach z 18.02.2009)

Dla Jasia i Edka z ukłonami.

Banalne wnętrze zupełnie nieistotnego wielkomiejskiego baru z okresu „Tandetnego” (koniec XX i początek XXI wieku)” Za wikipedią

Plastikowe ogrodowe krzesła i małe stoliki. Przesiąknięte smrodem papierosów i wylanego piwa tapety i stare pożółkłe kalendarze wiszące jeden na drugim, pani siedząca za barem ogląda tabloidy wypełniając sobą barowe krzesło, gdy za nią w odbiciu luster osiada kurz na plastikowych egzotycznych pustych butelkach. Wokół zafalowane białe ściany i plastikowe kwiaty stojące na parapetach zaparowanych okien, piwo po dwa pięćdziesiąt , chiński zegar z martwymi wskazówkami obok plastikowego krzyża kupionego pod kościołem na „odpuście”, z „jamnika” stojącego na lądzie dobiegają cicho rytmiczne dźwięki przerwane co parę minut bezlitosnym rykiem reklam zmuszającym panią Alinkę do mimowolnej konwulsji połączonej z prawie niesłyszalnym westchnieniem wypływającym z jej bladych ust. Krótkie odbicie kiedyś czerwonej trwałej ubarwia bar wyschniętym kolorem życia. Przy jednym z trzech stolików siedzi trzech facetów w wieku podwyższonego ryzyka. Barwa skóry na twarzy świadczy, że naskórki już dawno zostały spolerowane setkami pociągnięć rękawa.

 

BRUNO

Wiesz co ? Boje się jak cholera.

 

EDEK

Kaca masz…

Napij się, przejdzie.

 

BRUNO

(pije łyk piwa)

Edek, ty mi powiedz, jak to się stało, że wylądowaliśmy w tej cholernej zimnej i wilgotnej dziurze?

 

EDEK

(patrzy w dal)

 

BRUNO

Edek wiesz co…Wydaje mi się, że życie ze mnie ucieka.

 

EDEK

E tam…

 

BRUNO

Marnujemy się Edek. Życie ucieka. Rozumiesz? Jak cholerna bateria w tym chińskim zegarze. Skończyło się.

 

EDEK

(patrzy w okno. Za zaparowanymi szybami rozmazane plamy czerwieni, żółci i zieleni, zmieniająca się rozmyta kolorystyka przechodząca z góry na dół lecz nigdy z dołu do góry, czasami z boku w bok, w obie strony, z bliska w dal, przenika się wzajemnie. Brak ostrości nie pozwala ocenić czy człowiek jest już pijany, czy wciąż, to tylko świat za oknem pijanym obrazem mu się jawi. Edek podnosi dłoń i przeciera okno rękawem. Ostro widzi wystawę pobliskiego religijniaka).

 

BRUNO

Co tutaj robimy?

 

EDEK

Siedzimy w smrodzie.

 

BRUNO

Ty się nie śmiej, tylko mi powiedz dlaczego do ciężkiej cholery tutaj siedzimy? Gdzie są ludzie renesansu? Widzisz tutaj choć jednego? Widzisz jakiś twórców kina albo teatru którzy robią z serca a nie z komerchy? A może słyszysz jakiegoś muzyka? Pokaż mi tutaj kogoś wrażliwego i ze smakiem, z wyczuciem i należnym człowiekowi dystansem który nie liczy kasiory, władzy i wpływów? Ci którzy tacy byli już dawno poszli w góry. Edziu… Pokaż mi teraz chociaż jednego takiego kto nie oniemiał, pokaż mi poeto zachlany…

 

EDEK

(długo patrzy przez szklaną jarzącą się tym razem błękitami i brązami martwą kwarcową szybę. Patrzy w oczy duszy odległej czasem i przestrzeniom, określonej tylko w lustrze jego własnych wilgotnych od wyciśniętych dymem łez – gałek ocznych. Tak jak on sam kiedyś… W końcu obraca się i wskazując na panią za ladą).

 

A Pani Alinka? Jest przecież szefową. Ma swój własny bar. Człowiek sukcesu. Czego więcej ci trzeba?

 

BRUNO

Czy ja ci coś złego w życiu zrobiłem Edek ? Powiedz coś, czy kiedykolwiek cie okłamałem? Tandeta nas pożarła Edziu rozumiesz? Tandeta i nie da się z tego cholerstwa wyleźć. Wymyśl coś!

 

EDEK

O co ci chodzi Bruno? Ciepło ci jest? Masz co żreć i pić? Czy ja ci coś obiecywałem?

Daj mi spokój. Poszliśmy tylko na piwo.

 

BRUNO

Na piwo? Dobrze wiesz, że nigdzie nie chciało mi  się łazić.

 

EDEK

To po coś lazł?

 

BRUNO

Jak po coś lazł? A to całe gadanie, że od stania w miejscu niejeden zginął kwiat? Że nie rozdziobią nas kruki i wrony ? Edek, kurwa,   A te piosenki SDM-u śpiewane po nocach przy ognisku?

 

 (do baru wchodzi chłopak. Mija ich i podchodzi do lady).

 

CHŁOPAK

Hot doga.

 

PANI ALINKA

(wstaje i bez słowa wyciąga bułkę z plastikowego worka. Wrzuca ją do kuchenki mikrofalowej, w jej oczach odbijają się cyferki gdy nastawia czas).

 

BRUNO

(patrzy przez chwilę na chłopaka i próbuje się podnieść)

Gadałeś o wolności i to jest wolność?!

Mówiłeś o wiosnach, o ludziach! A co mamy? Zapaprane plastikowe okna i plastikowe bułki z jakiegoś pieprzonego E ! I to ma być wolność?

 

EDEK

Wolność to bieda.

Wolność to zaprzeczenie konieczności dokonywania wyboru.

Wolność to Ty i Ja i ten obok.

Wolność to śmierć.

 

BRUNO

Edek kurwa ty jego mać. Rozumiesz, że siedzimy już tutaj ze trzydzieści lat?

Dupa mnie już boli jak cholera, a Ty ciągle to samo.

(siada zatoczywszy się)

 

NARRATOR

Siedzą nasi bohaterowie. Siedzą i piją swoje ulubione piwko. Rozglądają się za życiem, niezdecydowani,lub zdecydowani zbyt wiele. Uwolnieni, lub całkowicie zaprzeczeni. Zhomogenizowani, oswobodzeni z zainteresowania i prawie spełnieni. Czas wokół nich zamarzł, odpłynął w nicość. Przeniósł się w martwy kwarc. Powtarzalność czynności, taktów w radio, niedziel, mrugających świateł, odbitych kart, taśm. Trans, dzień za dniem, noc za nocą, z konta w konto, piwo za piwem, mija czas… Mija w ciszy i kosmicznym wyizolowaniu.

 

BRUNO

Pamiętasz tego gościa co tutaj jeszcze wczoraj był? Ten co się tak zatoczył jak wychodził.

 

EDEK

(kiwa głową wyrwany z rozmyślań)

 

BRUNO

Tak, żebyś wiedział. Jak każdy, kto po setkach lat siedzenia chce wstać.

 

EDEK

To po co wstajesz? Mamy tutaj wszystko.

 

BRUNO

Ale on był, on był jakiś… On wyszedł z wiarą.

 

EDEK

Gość jak gość, wiara jak wiara: rozkrzyczana.

 

BRUNO

(pociąga piwka)

Edek ty wiesz jak ciężko się chodzi gdy idziesz z wiarą… sam to tyle razy próbowałeś, a potem się usprawiedliwiałeś. Znam to na pamięć: wiara nie jest spokojna i obliczalna. Jest pełna uniesień krzyków i upadków. Jest roześmiana i niedoskonała, niedopełniona i zawsze nieobliczalna, ułomna, pełna cierpienia i połączona w bliżej nieokreśloną dawkę wyobrażeń, twarzy, piersi, rąk i bród. Chybotliwa i potliwa, prowadząca się w kierunkach których nie kontrolujesz, zakręcona i okrwawiona, żywiołowa. Wiara to nasze sumujące się osobowości, wątpliwości, słabości, nadzieje i zachcianki. Wiara jest taka jak jej członkowie. Chwiejna od krawężnika do krawężnika. Rozumiesz?

 

EDEK

Skończ z tym: "rozumiesz". Myślisz, że nie wiem?

 

BRUNO

To dlaczego tutaj tak długo siedzimy?

 

EDEK

A co on mówił pamiętasz: czasami możesz tak upaść, że się nie podniesiesz? Że szuka przykładów? Że ma dość tych zza szyby? Że teraz szuka takich z życia wziętych?

 

BRUNO

Tak mówił.

 

EDEK

I co? Wiara się z niego śmiała !

 

BRUNO

Wiesz co ci powiem? On szukał nas. Szukał sensu innego niż forsa i władza. Mówię ci.

Szukał właśnie tego.

 

EDEK

A ty co mu dałeś?

 

BRUNO

Jajco!

Piwo mu dałem. A co miałem mu dać, jak to tylko mam?

 

EDEK

Napij się…

 

BRUNO

(wstając)

Idę Edziu. Wybacz, ale idę. Idę go poszukać. Jak ma mnie życie rozjechać, to na świeżym powietrzu.

 

JASIU

(ocknął się właśnie)

Czekaj idę z tobą.

(pożegnał ich dzwonek kuchenki mikrofalowej) 

 

PANI ALINKA.

Z musztardą czy keczupem?

 

CHŁOPAK

e…

  

JASIU

(w drzwiach)

"Tyle dróg budują a tu kurwa nie ma dokąd iść".

 

 KONIEC

 

 

 


 

6 Comments

  1. slawomir.majewski

    NOTATEK 82 – BANALNY

    Czy to jest interesujące? Czy dało mi sekundę refleksji? Czy w zaprezentowanej tutaj "scenie z życia" jest coś, co warto zanotować w pamięci? Gdyby pogłębić "ból istnienia" Bruna i doładować filozoficznie stoicyzm epikurejski jego kompaniona – z pewnością!

    Oglądały oczy moje i słuchały moje konchy uszne niejednego adzia-badzia w spowitych dymem mordowniach; niejeden pet gasiłem w zakrętce od słoika w straszliwych pijalniach piwa na obrzeżach miast i bezimiennych miasteczek. Knajpki zazwyczaj nazywały się "Zacisze" a w dymie papierosów najpodlejszych z podłych, czaiły się mord i żądza odwetu na kimkolwiek, za wszystko; za niewinność i upodlenie podłym życiem właśnie.

    Kufajki, wyświechtane marynarki, wyglansowane albo zabłocone stare buty; twarze wyszorowane do czerwoności i zmoczone włosy eks-inteligentów, aby ukryć przepicie. Albo brudne, niemyte i zapyziałe chamskie mordy rodem z rynsztoka czy chlewa.

    Tak, oglądały oczy moje… I – co tu ukrywać – zawsze traktowałem opowieści galerników upadku; ich gesty, mimikę i pozy jako najlepsze bo surowe a więc najprawdziwsze tworzywo dla mojej wyobraźni, nieodmiennie spragnionej poznawania życia w jego najczystszej, nieskażonej intelektem postaci. Skażonej upadkiem albo zatrzymanej w tej fazie rozwojowej, która porównać można do życia aksolotla meksykańskiego, dziwnego stworzenia Bożego, które nie wychodzi poza stan ćwierć-rozwoju, choć może, jeśli tylko wyrwie się poza otaczające środowisko. Jeśli zechce, ale – nie czyni tego, bo – nie wie, że może…

    Weredyku Adamie Ty! Popracuj nad tym, bo warto; zacząłeś nieźle i nieźle przeszedłeś do końca (?) ale tu trzeba jeszcze gwoździa w postaci:
    – Rozumiecie wy, którzy mnie czytacie? Rozumiecie?

     

    .

     
    Odpowiedz
  2. awer

    Drogi Plezantropie.

    Wybacz proszę ten z mojej strony nieodpowiedzialny ruch związany z wycięciem notatki którą skomentowałeś. Zainspirowałeś mnie i gdy przeczytałem mój wpis jeszcze raz, doszedłem do wniosku, że Twoje uwagi są tak cenne, że postanowiłem tekst "wycofać".  Jeszcze raz prosze o wybaczenie.

    Aver. 

     

     

    P.S. Tekst po zmianach został wklejony.

     
    Odpowiedz
  3. ahasver

    Zdravim!

    A Bar Pistulka nieopodal Rynku jeszcze egzystuje?  Mmhhh… Pszczyński Park, lato, nieopodal pałacu -tam nad wodą pierwszy raz pocałowałem dziewczynę. Pszczyna jest urocza, wraz z Cieszynem tworzą odrębny na Śląsku tygiel kulturowy.

    W Twoim tekście podoba mi się dynamika banalnej z pozoru dyskusji. Fajna jest też puenta. No i humor. To chyba taka specyfika regionu geograficznego, w którym przyszło nam żyć – tuż nad wesołymi, piwkowatymi Czechami.

    Zdravim!

     
    Odpowiedz
  4. awer

    Ahoj!

    Ano egzystuje ino że teroz to "muzyczna". Pjykny  żeś plac na pjyrszy dziubek wybroł (a może to dziołaszka ja?).Kaś mom fotka, jak znojda to wkleja, pierona może cylna? :). Cieszyn tyż jest pjykny, a teroz jak mosz Tesin za groblom bez karlusów w mundurach to… ino żol,  że jazzowom zawarli  (zaroz za groblom po lewej była).

    Puenta w tekście to cytat  Jasia Himilsbacha.

    Śląsk nas uczy tolerancji. Ostatnio mówiłes ile jest u Ciebie różnych kościołów. Rozumiem to doskonale, w  Pszczynie jest ich trochę mniej, ale tak i tak już w wieku dziecięcym przyzwyczaiłem się do tego, że kumpel z placu w niedziele idzie do kościoła obok i wcale nie ma rogów, choc niektórzy tak bardzo chcieli by mu je doprawić. 

    Zdravim zza dwupasmówki.

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code