Nadzieja Inków i Azteków

Cerkiew w Równi (koło Ustrzyk Dolnych) i znak solarny – archaiczny symbol słońca nad jej drzwiami oraz analogiczny znak u Azteków 

 Mityczny władca Inków nie mogąc pogodzić się z podejrzeniami, że syna mógł spłodzić ktoś inny (bo wyrosła mu broda, a to wśród Indian stanowiło rzadkość), wygnał go z królestwa. Jednak sam źle sprawował rządy, więc i on został przez poddanych wygnany. Gdy wrócił syn, Kuzi, lud obwołał go królem. Panował dla wszystkich łaskawie, a religię zogniskował na nowym wierzeniu w brodatego stwórcę świata, Wirakoczę. Wedle inkaskich podań, zanim jeszcze do wybrzeży dotarli Hiszpanie, na niebie ukazała się kometa, a Księżyc otaczał potrójny pierścień. Tak zrodziła się przepowiednia o mającym rychło przybyć Wirakoczy (imię boga znaczyło „biały pan”). Święte miasto nad Jeziorem Titicaca miało być wedle przekazów założone przez owego boga (zdaniem archeologów założył je jakiś lud obcego pochodzenia). Starożytne legendy głoszą, że protoplastą był starzec z białą brodą – łagodny i mądry, głoszący płomienne mowy wzywające do zaprzestania rozlewu krwi. Wprowadził zwyczaj spowiedzi, a w jego świątyniach odnajdywano później symbolikę, przywodzącą skojarzenia Trójcy Świętej: Pana, Syna i Brata – każdą z osób wpisaną w słoneczną tarczę (co ciekawe, solarne znaki były też wyrazem Boga wśród Prasłowian przyjmujących chrześcijaństwo i po dziś dzień zachowały się na odrzwiach starych cerkwi w Bieszczadach). Jednak dobry bóg Wirakocza (pierwszy misjonarz?) odpłynął na zachód, a jego wyznawcy zostali zabici. Wszystkie podania zgodnie głosiły, że odpływając obiecał wrócić…

  

Nieco inny, a jednak w zasadniczych kwestiach zbieżny motyw, znajdujemy w wierzeniach azteckich. Pierzasty wąż, będący wyobrażeniem Quetzalkoatla, pozwalał Aztekom panować nad innymi i żyć w dostatku. Nauczył też ich tajemniczych praktyk – m. in. precyzyjnego odmierzania czasu i obserwacji kosmosu. Toczył wojnę z bogiem ciemnej i zimnej północy oraz z bogiem gorącego południa. Quetzalkoatl był bogiem o białej skórze i przybył zza wschodniego oceanu. Zdecydowanie sprzeciwiał się składaniu ofiar z ludzi (praktykowanemu na południu) i wzywał do moralnej odnowy wobec nieuchronnej śmierci (utożsamianej z północą). Gdy poczuł, że ludzie są zbyt oporni w przyjmowaniu jego nauk, udał się za wielką wodę, aby złożyć się na stosie ofiarnym i wniknąć w czeluści Mictlanu (podziemnego świata śmierci, azteckiego piekła). Od tego czasu Indianie oczekiwali jego powrotu. Wierzono, że biały bóg światła, Quetzalkoatl, zrodzony był z dziewicy daleko na wschodzie – stamtąd też miał wrócić, aby odebrać zagrabione królestwo. Miały mu towarzyszyć istoty niebieskie (później utożsamiane ze zbrojnymi Hiszpanami), osadzone na czteronogich smokach (konie) i uzbrojone w błyskawice (broń palna). Gdy więc u meksykańskich wybrzeży pojawiła się flota hiszpańskiego konkwistadora Hernána Cortésa, Aztekowie nie mieli wątpliwości, że przybył sam Quetzalkoatl.

  

Czy przedstawione tu indiańskie mity są dowodem na transatlantycką łączność, jaka miała miejsce przed oficjalnym skolonizowaniem Ameryki? Czy stanowią jedynie późniejszą kompilację starożytnych legend i „nowej wiary” przywiezionej z Europy? A może też mają charakter swoistego proroctwa? Trudno dziś Hiszpanom przypisywać Boże posłannictwo. Konkwistadorzy pod wodzą Francisca Pizarra zaprosili inkaskiego władcę, Atahualpę na spotkanie – wraz z 5 tysiącami indiańskich dostojników. Spotkanie miało być pokojowe, więc Indianie przybyli bez broni. W czasie uczty zostali podstępnie przez Hiszpanów wymordowani. Oszczędzono tylko władcę – ale tylko po to, żeby wyłudzić od niego sześć ton złota i dwanaście ton srebra. Wódz również został zabity. Podobnie było z podbojem Azteków – Cortés uwięził przychylnie mu nastawionego wodza, Montezumę i stłumił azteckie powstanie. Nie wdając się jednak w historyczną ocenę tych faktów (czasami skrajnie interpretowanych), chciałbym raczej zatrzymać się nad pierwotnie zadanymi pytaniami. Czy w dawnych wierzeniach ukryte było jakieś duchowe przesłanie, które wprowadziło Amerykę w przestrzeń nowej nadziei? Nadziei budowanej ponad bezprawiem tego świata, tak często powołującego się na różne świętości – ale także tej nadziei, która odnosi się do prawdziwej wymowy krzyża. Czy to Hiszpanie przywiedli Indian do chrześcijańskiej wiary? A może wręcz odwrotnie – może to Indianie przekazali nam jakiś mocny sygnał nadziei, wbrew beznadziejnej przemocy tego świata?…

 

Komentarze

  1. eskulap

    @Beszad

    Witaj Beszad,

    wyprawy Pizzara i Cortesa dopuściły się straszliwych kaźni, jak na ironię śmierć niesiono pod przykrywką szerzenia chrześcijaństwa – religii obiecjującej odkupienie.

    Myślę, że ważne jest pytanie "jak mamy się dziś odnosić do tamtych zbrodni i historii, jak ją relacjonować i czy winniśmy się czuć odpowiedzialni?"

    Wydaje się, że mordy w Ameryce dodkonane przez wyprawy mieściły się i odzwierciedlały ówczesną europejską doktrynę polityczną i wojenną. Ale może posuwały się nieco dalej i skalą oraz okrucieństwem wykraczały poza ową doktrynę (z pewnością ograniczaną przez idee chrześcijańskie). I może właśnie dlatego, tam w Ameryce, poza oczami, poza kontrolą hamulców ktore także pochodziły z chrześcijaństwa, tłumiona w Europie agresja znalazła swój upust.

    Z pewnością koncepcja polityczna indiańskiej elity nie brała pod uwagę "uczty" która zamieni się w rzeź.

    Myślę, że pożytecznie jest spojrzeć na historię i szukać w niej zmian oraz pola własnej odpowiedzialności … tyle że to wymaga pracy i wiedzy, czyli wysiłku i czasu. Ja jednego i drugiego nie mam, lecz czytałem że C.G.Jung zastanawiał się nad ewolucją aresji społeczeństw w powiązaniu z systemami religijnymi i wplatał w to własne koncepcje nieświadomości.

    PS.

    Znak z belki, może być znakiem solarnym, lecz zwany jest też rozetą (róża), także dość podobny jest uproszczony znak dziewięćsiłu często pojawiający się ornamentyce Podhala. Tyle, że kwiaty zawsze zwracają się do słońca 🙂

    pozdrawiam,

    Eskulap

     
    Odpowiedz
  2. beszad

    Jak naczynia ułomne…

     Eskulap, to wszystko, co piszesz, to oczywiście prawda. Zwróciłem jednak szczególną uwagę na dwie poruszone przez Ciebie kwestie. Pierwsza ma charakter historozoficzny: na ile cały impet konkwisty rozładował nagromadzoną w europejskich społeczeństwach agresję? Może istotnie jest w tym coś, nad czym mało kto się dziś zastanawia – zaborczość, której źródło leży gdzieś znacznie dalej niz się spodziewamy (to już moja konkluzja wychodząca poza ramy historyczne). Czy i sami konkwistadorzy nie działali pod presją swych mocodawców i czy ich ślepa zachłanność nie była skutkiem jakiejś wcześniejszej ślepoty chrześcijan? I tutaj przechodzę do drugiego aspektu Twej wypowiedzi, który wydał mi się nurtujący…

    W jaki sposób wiedzę historyczną wykorzystać, aby budować własną odpowiedzialność za czyny? Czy historia może w zasadniczy sposób wpływac na moje życie osobiste? W moim odczuciu może – jeśli tylko traktuje się ją nieco głębiej, niż arenę jakiejś gry strategicznej i wniknie się w prawdziwą motywację minionych pokoleń. A z tym nie jest tak łatwo, skoro nawet nie sposób dać jednoznacznej odpowiedzi na to, czy zdobywcy nowych lądów działali istotnie tylko z pobudek "światowych", czy może jednak kierowali się szlachetnymi intencjami, które z czasem rozwiane zostały przez wichry różnych żywiołów, i nad którymi nie zdołali zapanować? A może pytanie trzeba by było jeszcze inaczej postawić – może przez konkwistadorów mimo wszystko działał Bóg? I choć wielu z nich sprzeniewierzyło się swemu posłannictwu, może i tak posłużyli jako "naczynia" – choć często brudne i dziurawe, jednak mimo wszystko będące nośnikami żywej wody?…

    Twoja uwaga do znaków solarnych i góralskich rozet jak najbardziej adekwatna – faktycznie kwiat w tej symbolice (jeśli był promienisty i centralnie zamieszczany) odnosił się zawsze do Chrystusa (utozsamianego z obrazem słońca). W Bieszczadach dotyczyło to wschodniokarpackiej rośliny, jaką jest smotrawa okazała – wysoka bylina, niegdyś nagminnie wykopywana z przypotokowych łęgów i sadzona obok cerkwi czy przydrożnych kapliczek… Dziękuję za wnikliwe wejście w temat! I za to, że podzieliłeś się swoim osobistym widzeniem problemu.

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code