, ,

My, religijna mniejszość

Czy to już? Statystycznie jeszcze nie, bo katolicy w Polsce, jakkolwiek będziemy liczyć, wciąż stanowią przeważający procent populacji. Jeżeli jednak rozejrzymy się wokoło, to śladów katolickiej religijności w codziennym życiu robi się coraz mniej, a zdziwienie czy wręcz irytacja obecnością osób, które otwarcie mówią o swoich religijnych poglądach i praktykach, pojawia się coraz częściej. Coraz więcej mamy kontaktów z osobami innych narodowości, kultur, wyznań. Katolickość sąsiada czy kolegi z pracy nie jest już tak bardzo prawdopodobna, jak mogła się wydawać jeszcze kilkadziesiąt lat temu.

Nie jesteśmy jeszcze w Polsce religijną mniejszością, ale nie wiadomo, co będzie za kolejne dziesięć, dwadzieścia lat. Prośmy Boga i życzmy sobie nawzajem, abyśmy jako katolicy stanowili zawsze przeważającą i społecznie wpływową grupę. Nie traćmy jednak kontaktu z rzeczywistością i nie zamykajmy oczu na zachodzące procesy.

Już dziś niektórzy snują katastroficzne wizje powszechnej ateizacji, deklarują się jako prześladowani, budują obronne twierdze, szukają winnych. I tego nie można lekceważyć, bo to także jest znak czasów. Proponuję nieco inne spojrzenie. Zakładam mianowicie, że raczej wcześniej niż później jako katolicy staniemy się jednak w Polsce religijną mniejszością. Toteż zamiast przerzucać problem na dzieci czy wnuki, lepiej chyba zastanowić się, jak powinniśmy postępować, gdy nawet statystyki zaczną pokazywać, że jest nas mniej niż niewierzących i wyznawców innych religii.

Rozmyślając o doświadczeniach grup, które w naszym kraju trwają od wieków jako religijne mniejszości (np. luteranie, żydzi), sformułowałam roboczo dziesięć zasad mogących być dla nas, katolików drogowskazami w chwilach próby. Oto one:

Pielęgnujmy naszą wiarę. Czyńmy to poprzez modlitwę, życie sakramentalne, ale także lekturę, rekolekcje, dyskusje, samodzielne lub zorganizowane studia. Bądźmy systematyczni i konsekwentni. Czytajmy Pismo św. i dzielmy się z innymi refleksjami na jego temat.   

Wierzmy we wspólnocie. Nie uciekajmy w prywatność. Szukajmy wsparcia we współwyznawcach, ale też bierzmy odpowiedzialność za funkcjonowanie naszej religijnej wspólnoty. Nie czekajmy, aż ktoś załatwi coś za nas. Przetrwamy tylko wówczas, gdy na miarę osobistych możliwości weźmiemy sprawy w swoje ręce.

Umacniajmy osobiste więzi. Przypomnijmy sobie o ewangelicznych ideałach braterstwa. Niech członkowie naszej religijnej wspólnoty nie będą dla nas anonimowi. Jako współwyznawcy nauczmy się wzajemnej ufności i wspomagajmy się w konkretnych sprawach.

Pamiętajmy, że dajemy świadectwo. Mniejszość wyróżnia się i skupia na sobie uwagę. Przez pryzmat pojedynczego członka mniejszościowej wspólnoty lub jednostkowego zdarzenia bywa oceniana cała zbiorowość. To jest schemat myślowy, ale z jego istnieniem warto się liczyć przy podejmowaniu różnych decyzji.

Żyjmy zakorzenieni w tradycji. Sięgajmy do bogatej duchowej skarbnicy katolicyzmu i innych chrześcijańskich wyznań. Dbajmy o liturgię i przeżywanie religijnych świąt w gronie rodziny czy przyjaciół. Budujmy w ten sposób mosty między przeszłością i przyszłością.

Pamiętajmy o materialnym aspekcie naszej religijności. Ważne, aby wszyscy członkowie wspólnoty zdawali sobie sprawę, że są odpowiedzialni za jej materialny byt. Dobrze, jeżeli w tej kwestii zostaną wypracowane  solidne systemowe rozwiązania.

Twórzmy atrakcyjne oferty w pozareligijnych obszarach. Bądźmy rzetelni i perfekcyjni w swoich dziedzinach pracy zawodowej. Organizujmy katolickie instytucje i przedsiębiorstwa, które będą mogły z powodzeniem konkurować z innymi na wolnym rynku, a nawet zyskają sobie szczególnie dobrą renomę.

Dbajmy o edukację dzieci i młodzieży. Przekażmy młodszym zasady naszej wiary, ale też zatroszczmy się, aby umieli stosować je w codziennym życiu, aby ich intelektualny czy zawodowy rozwój łączył się harmonijnie z rozwojem duchowym. 

Bądźmy obecni pięknie. Przypominajmy o sobie współczesnemu światu, korzystając z rozmaitych PR-owych narzędzi i starając się o wysoką estetyczną wartość naszego przekazu. Promujmy wybitne osiągnięcia naszych współwyznawców w różnych dziedzinach społecznego życia.

Nie schodźmy za wcześnie do katakumb. Diagnozujmy zagrożenia, ale nie roztaczajmy wokół siebie atmosfery prześladowanego getta. Możemy być nieliczną twórczą elitą, lecz nie powinniśmy stać się obrażoną na rzeczywistość sektą, a tym bardziej archipelagiem wzajemnie zwalczających się sekt.

Lista jest otwarta. Zapraszam do dyskusji.

 

13 Comments

  1. Jadzia

    no to dyskusja:)

    Wierzmy we wspólnocie. Nie uciekajmy w prywatność. Szukajmy wsparcia we współwyznawcach, ale też bierzmy odpowiedzialność za funkcjonowanie naszej religijnej wspólnoty. Nie czekajmy, aż ktoś załatwi coś za nas. Przetrwamy tylko wówczas, gdy na miarę osobistych możliwości weźmiemy sprawy w swoje ręce. 

    Wybacz, ale mi to tak bardzo przypomina naszą polska demokrację – niby mamy wziać sprawy w nasze ręce a tu i ACTA i wiek emerytalny i nagroda za stadion, ustawa refundacyjna……niby w nasze rece… Z religią i władza Kościoła jest podobnie.

    Pamiętajmy o materialnym aspekcie naszej religijności. Ważne, aby wszyscy członkowie wspólnoty zdawali sobie sprawę, że są odpowiedzialni za jej materialny byt. Dobrze, jeżeli w tej kwestii zostaną wypracowane solidne systemowe rozwiązania.

    A kto ma te systemowe rozwiazania wypracować? System. Czyli władza. Tyle ze władza zawsze wypracowuje rozwiazania dobre po jej myśli a nie innych ( patrz Ordynacja Wyborcza)

    Twórzmy atrakcyjne oferty w pozareligijnych obszarach. Bądźmy rzetelni i perfekcyjni w swoich dziedzinach pracy zawodowej. Organizujmy katolickie instytucje i przedsiębiorstwa, które będą mogły z powodzeniem konkurować z innymi na wolnym rynku, a nawet zyskają sobie szczególnie dobrą renomę.

    Biznes? Nie wiem czy to takie chrzescijańskie….Jezus nie stworzył spółki Jezus&Apostołowie sp.z o.o.

     
    Odpowiedz
  2. Malgorzata

    @Jadwiga

     Przetrwamy tylko wówczas, gdy na miarę osobistych możliwości weźmiemy sprawy w swoje ręce. 

    Na miarę osobistych możliwości, Jadwigo… W Kościele czy w państwie na wiele rzeczy nie mamy oczywiście wpływu, ale też wiele zależy od każdego z nas. I to nie tylko dlatego, że jak napisał Miłosz, "lawina bieg od tego zmienia, po jakich toczy się kamieniach". W Kościele potrzebna jest zarówno modlitwa ciężko chorego, jak wysokie kompetencje profesora teologii, zarówno ofiarność starszej pani, która przystraja ołtarz kwiatami, jak radosne spotkania i happeningi młodzieży. Ważne, aby każda z tych osób chciała po swojemu działać dla Jezusa i Jego wspólnoty. 

    Podobnie zresztą w państwie  – bardziej niż rzeczywiste ograniczenia paraliżuje nas poczucie braku wpływu na cokolwiek. A to, że nie mam wpływu na budowanie czy niebudowanie stadionów nie znaczy, że nie mogę zadbać o estetykę otoczenia mojego domu albo o zadowolenie klientów mojej firmy.

    Co do systemowych rozwiązań, to zgadzam się z Twoim poglądem, że są ustanawiane przez jakąś władzę w tym sensie, że ktoś ostatecznie musi je zaakceptować i następnie przestrzegać ich realizacji. Taka władza istnieje i musi istnieć w każdej wspólnocie – tylko naprawdę zagorzali anarchiści twierdzą, że może być inaczej. Problem w tym, aby systemowe rozwiązania dobrze służyły wspólnocie i odpowiadały większości zainteresowanych (bo jacyś niezadowoleni zawsze będą)…

    Jezus nie stworzył spółki Jezus&Apostołowie sp.z o.o. 

    Ładnie powiedziane i bez wątpienia prawdziwe. Choćby dlatego, że spółki prawa handlowego nie były znane w czasach Jezusa. 

    Przyjrzyjmy się jednak takiej chociażby historii z życia św. Pawła: Jak mówią Dzieje Apostolskie, św. Paweł udał się do Koryntu, aby dać początki tamtejszemu Kościołowi. "Znalazł tam pewnego Żyda, imieniem Akwila, rodem z Pontu, który z żoną Pryscyllą przybył niedawno z Italii, ponieważ Klaudiusz wysiedlił z Rzymu wszystkich Żydów. Przyszedł do nich, a ponieważ znał to samo rzemiosło, zamieszkał u nich i pracował; zajmowali się wyrobem namiotów" (Dz 18, 2 – 3). Inaczej mówiąc, św. Paweł został w Koryncie zaakceptowany najpierw jako dobry fachowiec w konkretnej dziedzinie, a dopiero później mógł zacząć nauczanie. 

    Sprawa połączenia biznesu z etyką chrześcijańską to osobny i złożony temat. Tutaj chcę tylko zasygnalizować, jak ważny jest ten wymiar naszego życia, poprzez który dziś możemy dawać chyba największe świadectwo niewierzącym, obojętnym czy wątpiącym: nasza praca i tworzone przez chrześcijańską wspólnotę instytucje. Jeżeli ktoś zostanie dobrze potraktowany w prowadzonym przez katolików szpitalu, jeżeli katolicka szkoła zapewni jego dziecku dobre wykształcenie, jeżeli polubi prowadzony przez katolików sklep, to już będzie ważnym elementem preewangelizacji.

     
    Odpowiedz
  3. Jadzia

    Przyjrzyjmy się jednak

    Przyjrzyjmy się jednak takiej chociażby historii z życia św. Pawła: Jak mówią Dzieje Apostolskie, św. Paweł udał się do Koryntu, aby dać początki tamtejszemu Kościołowi. "Znalazł tam pewnego Żyda, imieniem Akwila, rodem z Pontu, który z żoną Pryscyllą przybył niedawno z Italii, ponieważ Klaudiusz wysiedlił z Rzymu wszystkich Żydów. Przyszedł do nich, a ponieważ znał to samo rzemiosło, zamieszkał u nich i pracował; zajmowali się wyrobem namiotów" (Dz 18, 2 – 3). Inaczej mówiąc, św. Paweł został w Koryncie zaakceptowany najpierw jako dobry fachowiec w konkretnej dziedzinie, a dopiero później mógł zacząć nauczanie.  

     

    Czyli sugerujesz ze pierwszy jest biznes, aby zdobyc srodki  – a potem nauczanie. Nie wiem.

    Natomiast wiem, ze mamy naśladowac Jezusa przede wszystkim. A Jezus biznesu nie otworzył. Gdybyśmy mieli na sladować Apostołów to równiez moglibysmy twierdzić, ze TRZEBA nasladowac niewiernego Tomasza i wszystko sprawdzac w wierze, że TRZEBA nasladowac Piotra i wypierac się kiedy tylko się da, ze wreszcie TRZEBA by nasladować Judasza i zdradzac – w koncu mozna tez powiedziecv, że TW – to nasladownictwo Apostoła…..

    Oczywiscie to takie drastyczne przykłady….Naśladownictwo jest za Jezusem a to co potem robili Apostołowie…przeciez oni sie tam zarli miedzy soba tworzyli odłamy….

     
    Odpowiedz
  4. tomasz.zmuda

    @ Jadzia

    A co złego jest w biznesie? Jeśli prowadzisz go uczciwie, to jest to praca jak każda inna.

    ”Sami wiecie, jak należy nas naśladować, bo nie wzbudzaliśmy wśród was niepokoju ani u nikogo nie jedliśmy za darmo chleba, ale pracowaliśmy w trudzie i zmęczeniu, we dnie i w nocy, aby dla nikogo z was nie być ciężarem. Nie jakobyśmy nie mieli do tego prawa, lecz po to, aby dać wam samych siebie za przykład do naśladowania. Albowiem gdy byliśmy u was, nakazywaliśmy wam tak: kto nie chce pracować, niech też nie je. Słyszymy bowiem, że niektórzy wśród was postępują wbrew porządkowi: wcale nie pracują, lecz zajmują się rzeczami niepotrzebnymi. Tym przeto nakazujemy i napominamy ich w Panu Jezusie Chrystusie, aby pracując ze spokojem, własny chleb jedli.”  2 Tes 3,7-12

    Piszesz: Natomiast wiem, ze mamy naśladowac Jezusa przede wszystkim. A Jezus biznesu nie otworzył.

    Nie jest też w Piśmie napisane aby Jezus sie przebierał albo chodził do toalety, już nie mówiąc o oglądaniu telewizji czy pisaniu blogów na Tezeuszu. Proszę nie wpadajmy w paranoję.


     

     
    Odpowiedz
  5. elik

    Jaki biznes, jaka praca?….

    Jezus w dawniejszym, czy dzisiejszym rozumieniu biznesu, przez ludzi złej woli – nie otworzył, także nie tolerował, nie pobłażał, ani nie zaakceptował, lecz chyba dość jednoznacznie określił na czym polega wzorowy biznes, handel, czy inna pożyteczna, rzetelna i uczciwa praca.

    A co złego jest w biznesie? Jeśli prowadzisz go uczciwie, to jest to praca jak każda inna.

    No chyba nie zupełnie tak jest, bo to, co w potocznym języku nazywamy biznesem jest specyficznym zajęciem, działalnością (pracą) zdecydowanie inną, niż służba, praca najemna, czy praca twórcza, albo producenta, rolnika, artysty lub lukratywna posada np: w administracji centralnej, banku lub innym urzędzie państwowym.

    Od lat słyszę w określonych środowiskach powtarzane z nabożeństwem hasło, że: ludziom trzeba dać wędkę, a nie rybę. A wg. mnie ludziom, a szczególnie tym bardziej przedsiębiorczym, a nawet tylko ambitnym i pracowitym – nic nie trzeba dawać. W zupełności wystarczy im nie przeszkadzać tzn. nie wyrywać im z rąk wędki, którą sami sobie wymyślili i zrobili.

    Zbigniew R. Kamiński

     

     
    Odpowiedz
  6. Jadzia

    Tomaszu

    A co złego jest w biznesie? Jeśli prowadzisz go uczciwie, to jest to praca jak każda inna. 

    Po pierwsze nic złego nie jest. Ale biznes jest pracą przede wszystkim dla zrobienia pieniędzy. I to jest priorytetem.

    Po drugie – W blogu wyraxnie zaznaczono jako chrzescijański przykład – własny biznes. I w tym sie nie zgadzam.Biznes wcale zły nie jest ale nie łączmy go z przykładem chrześcijaństwa.

     
    Odpowiedz
  7. Malgorzata

    w blogu nie padło słowo “biznes”

     Jadwigo!

    Nie wiem, skąd Twoje spostrzeżenie, że "w blogu wyraxnie zaznaczono jako chrzescijański przykład – własny biznes". 

    W blogu słowo "biznes" nie pada ani raz, a już na pewno nie chodzi tu o chrześcijański przykład, ale o wymóg współnotowej egzystencji. Jest mowa o instytucjach i przedsiębiorstwach. Jak dobrze wiesz, mogą one mieć różne formy prawne: od jednoosobowej działalności gospodarczej, poprzez rozmaite spółki, spółdzielnie, działalność gospodarczą fundacji, związków i stowarzyszeń, a wreszcie działalność całkowicie non profit.

    Gdzie w tym jest naśladowanie Jezusa? Ano, przypomnij sobie, jak Jezus kazał apostołom zebrać kilka bochenków chleba i ryby, a potem rozmnożył to tak, że starczyło dla ogromnej rzeszy. Pod tym względem Jezusa chciałby naśladować chyba każdy przedsiębiorca. 

     
    Odpowiedz
  8. tomasz.zmuda

    zapłata

    Ale biznes jest pracą przede wszystkim dla zrobienia pieniędzy. I to jest priorytetem.

    Owszem pracujemy po to żeby zarabiać pieniądze, które pomogą nam utrzymać siebie i swoją rodziną i aby przez to nie być ciężarem dla innych.

    „Wart jest bowiem robotnik zapłaty swojej.” Łk 10,7

     
    Odpowiedz
  9. Kazimierz

    przykład

    Moze podam przykład z mojego podwórka.

    Aplikujemy po środki UE na realizację szkoleń dla osób zagrozonych wykluczeniemspołecznym. Będziemy ich szkolic, płacić im staze, a potem jeszcze załatwimy im prace na co najmniej 3 m-ce. Oczywiście przy tym i ja i moja zona i nasi pracownicy zarobimy, ale idziemy w teren, w który nikt nie chce iść. Przykład- będziemy realizowac projekt w gminie, gdzie na 1000 osób prawie 700 "wisi" na OPS, czy nie jest to chrześcijańska postawa – w której, po pierwsze zarabiamy na swoją rodzinę – II Kor. 9.8, idziemy z naszą pomocą do ludzi, którzy nie potrafią zmienić swojego stanu, zadbać o swoją karierę – pomagamy im, sami przeciez takich środków nie zdobędą, ani nikt im za darmo kursów nie zrobi. A tak nie dość ze będą się uczyć, dostaną stypendium, staze, obiady, cathering i wiele innych, a nade wszystko naszą troskę. 

    I to równiez jest biznes, ale rozumny, aby wspierac blizniego. Moglibyśmy sprzedawać gorzałę, ale nigdy tego robić nie będziemy, gdyz nasze talenty wykorzystujemy aby pomagać innym 🙂

    Kazik

     

     
    Odpowiedz
  10. elik

    Co nie jest, ani nie może być oczywiste?…..

    @ Tomaszu – a  ja wraz  z moimi podwładnymi braćmi górnikami wiele lat pracowałem, a nawet traciłem zdrowie i łeb nadstawiałem, ponad 1000m pod ziemią w ekstremalnych warunkach – nie tylko po to, aby zarabiać pieniądze.

    Ponadto mam własne doświadczenie i przeświadczenie, że szczególnie obecnie w RP zbyt wielu decydentów, czy tzw. profesjonalistów tj. nowoczesnych pracodawców, także pseudobiznesmenów, czy menagerów.  Uporczywie nie chce poznać, ani respektować i uznawać, tej ewangelicznej nauki i oczywistości, oraz wymaganej normalności, prawości i sprawiedliwości, że:  robotnik wart jest zapłaty swojej.

    Skutkiem jest m.in. ubóstwo wśród wielu najemnych robotników i rolników, także masowy wyjazd w celach zarobkowych najbardziej zdolnych, pracowitych, wykształconych tj. wartościowych robotników  i pracowników.

    ————————————————————————————————————————————

    @ALL – Mam przekonanie, że nie tylko wg. mnie to absolutnie nie może być oczywiste, a tym bardziej normalne, sprawiedliwe i uczciwe, dla większości dostatecznie zorientowanych katolików i chrześcijan, oraz wielu innych ludzi nie koniecznie mądrych i prawych, lecz dobrej woli.

    A mianowicie to, że: horendalny haracz obecnie nazywany, przez Pana Kazimierza i innych poprawnych politycznie – środkami UE jest skrupulatnie pozyskiwany m.in., od niezbyt rozwiniętych i zamożnych państw takich, jak Polska. Potem w wielu przypadkach bezmyślnie trwoniony tzn. rozdysponywany wg. szczególnego klucza, czy niezbyt przejrzystego uznania.

    O ironio losu również za przyzwoleniem wielu pobożnych Europejczyków, przez współczesnych pogan, bądź barbarzyńców, czyli inteligentnych i zaradnych materialistów, oraz innych cynicznych i wyrachowanych ludzi m.in. ateistów, agnostyków, czy różnych innowierców. Wcale nie przypadkowo stanowiących struktury najwyższej władzy, a nawet większość w parlamencie UE.

    To jest dopiero "biznes", a może geszeft na miarę dzisiejszych czasów i uwarunkowań, także coraz większego upadku duchowego i moralnego, jakiego wielu z nich, także z nas doznaje i doświadcza. 

    Na to coraz powszechniejsze i rozleglejsze zjawisko, będące totalnym zagrożeniem albo już postępującą gangreną, także ludzką nędzą, krzywdą, tragedią i nieszczęściem, a w wielu środowiskach celowo nazywane kryzysem.

    Absolutenie nie mogą być panaceum, ani skutecznym medykamentem albo wymaganą, konieczną i pożądaną pomocą – jedynie szkolenia, czy refundowane stypendia, oraz różne oferowane bezpłatnie wydawnictwa, publikacje, broszury,  takż coraz liczniejsze organizacje, fundacje, stowarzyszenia lub inne inicjatywy – często zbyt naiwnych i łatwowiernych ludzi, jednak bardzo chętnie wspierane, przez w/w bezbożników w UE, także w RP.

    Szczęść Boże!

    Czy tak powinno być?……

     
    Odpowiedz
  11. wykeljol

    Manifest

     Ludzie pociągnijcie ten program, ten manifest, jesli zgadzacie się z załozeniami, a nie kłócccie się o biznes! Tam tez jest potrzebne świadectwo- i to jak!Ale autorka mówi o wiele szerzej!

    wezwana przez autorke do dyskusji dodam : wszędzie, kimkolwiek jesteś bądź świadkiem. Staraj się majac swiadomośc swojej grzesznosci, niedoskonałości itd. być żywym wcieleniem 8 błogosławienstw. Bądź otwarty. Bądź gotowy na ciosy i rany i nie bój się. NIe bój się. Nie bój się. Jestes człowiekiem wolnym. Bedąc chrzescijaninem masz przywilej przylgnąć do tego, który za Ciebie umarł i dla Ciebie zmartwychwstał. To przylgniecie daje ci siłę i moc nieznana innym. Daje ci siłe,zeby być wolnym. I bądx nim, gdziekolwiek jesteś.

     
    Odpowiedz
  12. Malgorzata

    @Jola

     Jolu!

    Dziękuję za te kilka słów komentarza. Próbuje on przywrócić właściwe proporcje…

    Cóż, sprawy materialne zawsze budzą największe emocje i tak też zdarzyło się w tym przypadku. Nie one są oczywiście podstawą Kościoła, ale nie wolno zapominać, że budując Królestwo Boże na ziemi, czynimy to w materialnym świecie – czy się to komuś podoba, czy nie.

    Dobrze, że zwróciłać uwagę na aspekt duchowy, który w mojej wypowiedzi może za mało został podkreślony i wyeksponowany.

     
    Odpowiedz
  13. Jadzia

    tak Małgorzato

    Rzeczywiście nie padło słowo biznes. Ja sobie tak pewnie dopowiedziałam. Przepraszam.

    Tyle, ze robotnik, który jest godzien zapłaty rózni się od pracodawcy dajacego tę zapłatę.

    Jeszcze raz powtarzam, biznes nie jest niczym złym, podobnie jak robienie pieniędzy. Ale nie są to wartości chrześcijanskie. 

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code