Mistyka źdźbła trawy

Normal
0

21

false
false
false

PL
X-NONE
X-NONE

/* Style Definitions */
table.MsoNormalTable
{mso-style-name:”Table Normal”;
mso-tstyle-rowband-size:0;
mso-tstyle-colband-size:0;
mso-style-noshow:yes;
mso-style-priority:99;
mso-style-parent:””;
mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt;
mso-para-margin-top:0cm;
mso-para-margin-right:0cm;
mso-para-margin-bottom:10.0pt;
mso-para-margin-left:0cm;
line-height:115%;
mso-pagination:widow-orphan;
font-size:11.0pt;
font-family:”Calibri”,”sans-serif”;
mso-ascii-font-family:Calibri;
mso-ascii-theme-font:minor-latin;
mso-hansi-font-family:Calibri;
mso-hansi-theme-font:minor-latin;
mso-bidi-font-family:”Times New Roman”;
mso-bidi-theme-font:minor-bidi;
mso-fareast-language:EN-US;}

 

Mistyka źdźbła trawy

 

Dla rumuńskiego myśliciela czerpiącego inspiracje m.in z filozofii form symbolicznych Ernsta Cassirera (1874 – 1945), Mircea Eliadego (1907 – 1986), człowiek to przede wszystkim homo religiosus. Tak jak Cassirerowski człowiek żyje w świecie symboli zawierających sens, czyli inaczej: uzasadnienie jedności człowieka z Naturą, tak homo religiosus poszukuje hierofanii – miejsc (topos) uświęconych, w których objawia się Sacrum. Niezależnie od konfesji religijnej Sacrum jest tym czynnikiem ludzkiej egzystencji, którego epifania przebiega na sposób przedstawienia tajemnicy fascynującej – mysterium fascinans (sposób mistyczno-ekstatyczny) bądź tajemnicy przerażającej – mysterium tremendum (sposób powodujący trwogę). Trwoga mistyczna nie jest lękiem, tzn. czynnikiem psychicznym wtórnym wobec trwogi egzystencjalnej, wpisanej w ontykę człowieczego nastrojenia wobec Natury, a tym bardziej nie jest strachem, posiadającym swój określony przedmiot. Trwoga to przede wszystkim świadomość śmierci, której spychanie w podświadomość owocuje lękiem. Myślenie śmierci i przemijania jako spoiny (fugen) łączącej indywidualną egzystencję z czasową, płynną i przemijajacą w każdym swoim aspekcie Całością, poprzez epifanie mysterium tremendum prowadzi wprost do ekstatycznego fascinans. Tak jak śmierć i życie, tak trwoga z fascynacją pozostają modi Tego-Samego; Fati, Natury. Amor Fati jest tutaj postawą osobowości dojrzałej do pokonywania lęku przez odnalezienie szerszej Jaźni pośród Natury, już poza odseparowanym abstraktem ego.    

Amor Fati jest postawą waleczną. Tym, co jest tutaj zyskiwane, jest Wielka Jaźń – The Self, której atrybutem pozostaje taka relacja z uprzednio sztucznie oddzielonym środowiskiem zewnętrznym, gdzie logiczny stosunek Całości i jej elementu ulega zawieszeniu („wzięciu w nawias”) jako obowiązujący w ramach jednego tylko paradygmatu logiki arystotelesowskiej, a na płaszczyźnie przestrzennej, pośród prawideł geometrii euklidesowej. Nie negując poprzednich paradygmatów przechodzimy jednak do nieredukcyjnego, holistycznego spojrzenia na egzystencję człowieka jako nierozdzielnej z Całością jedności. Fenomenolog Max Scheler (1874 – 1928) w kilku swoich dziełąch poświęconych m.in. relacji człowieka wobec kosmosu jako konstytutywne dla ludzkiej natury wyznacza takie jego modi jak Pęd i Duch. Oba związane są wprost z transcendencją. Nawet jeśli zgodnie ze stanowiskiem materialistycznym transcendencję uznamy jako symboliczne określenie zwykłej transgresji, przyjdzie nam za Schelerem uznać tezę o otwartości człowieka wobec Całości Kosmosu. Człowiek jest istotą, której chodzi o Wszystko – w relacji do niego samego. Separacja bytów nie tylko stoi na przeszkodzie w zawiązaniu relacji człowieka z Naturą, lecz jest czymś wręcz niezgodnym z istotą człowieczeństwa.

Amor Fati, czyli niepowstrzymany niczym pęd-ducha do objęcia Wszechświata miłością nie neguje śmierci, tylko znosi negatywny element jej recepcji jako faktu. Do zniesienia takiego dochodzi wówczas, kiedy czasowości ludzkiej egzystencji – podobnie egzystencji każdego żywego bytu – nie interpretujemy linearnie. Czas nie jest linią prostą – biegnącą od bliżej nieznanej przeszłości ku bliżej nieznanej przyszłości – na której wyznaczone są odcinki lub punkty przedstawiające znikomą partycypację bytów w jej historii. Czas i przestrzeń w fizyce newtonowskiej, a także jako fundamentalne pojęcia filozofii Immanuela Kanta (1724 – 1804) obowiązują w zakresie mechaniki klasycznej. W przypadku bytów znajdujących się w bardziej subtelnych relacjach z Całością, dla których opisu stosujemy złożoną geometrię nieeuklidesową, czas i przestrzeń są nierozdzielne, a w związku z przełomem w ich myśleniu dokonanym w teorii względności Alberta Einsteina (1879 – 1955), miast redukcji ich czasowości do odcinków na linii, mamy do czynienia ze zrelatywizowaną do każdego indywiduum czasoprzestrzennością ulegającą ugięciom przez każdy z bytów, zapętleniom, spowolnieniu bądź przyspieszeniu, a także sprzężeniom zwrotnym i subiektywnemu odwróceniu. Nie poruszając jednak bergsonowskiej teorii psychologicznej czasu subiektywnego, pozostajemy przy takiej relatywności czasoprzestrzeni, która zarazem nie będzie stała w opozycji do jej obiektywnego opisu. Zarazem nie wchodząc w wysoko wyspecjalizowane kompetencje współczesnej fizyki, pozostajemy przy takim ujęciu relacji indywidualnego bytu z czasoprzestrzenią Wszechświata, gdzie Amor Fati obejmuje śmierć, znosząc jej negatywne pojęcie jako końca pewnego bytu w obliczu dalej trwającego Kosmosu. W tym celu za przykład weźmiemy źdźbło trawy, które – podobnie człowiekowi – stanowi okamgnienie (augenblick) Całości.

Wychodzimy tutaj wpierw od uznania okamgnieniowej struktury Wszechświata, następnie dopiero uznając źdźbło trawy jako jego okamgnienie. Ontogeneza nie dotyczy porządku istotowego; porównując źdźbło trawy z Kosmosem nie używamy kryteriów linearnej czasowości ani przestrzeni euklidesowej, dlatego nie uznamy źdźbła za znikomy i wtórny byt, tylko za swoisty dowód na istnienie Wszechświata, a wręcz – do czego dojdziemy – za Wszechświat. Wszechświat jest okamgnieniowy, ponieważ aktualizacja potencjału pewnej Całości dokonuje się w pojedyńczym bycie, otwierając się, rozkwitając w pełni i przemijając po ukazaniu wszystkich możliwości Wszechświata, względem tego-oto, konkretnego i śmiertelnego indywiduum, będącego okamgnieniem wszystkiego. Wszechświat jako taki nie mógłby dokonać swojej aktualizacji poza poszczególnymi bytami. Błędem jednak byłaby izolacja tychże i przyjmowanie, że Całość jest zbiorem odrębnych bytów, w których się udziela jako unifikująca je siła. Aktualizacja potencjału Wszechświata dokonuje się w każdym spośród bytów – i to nie na raz w tym samym dla każdego bytu czasie, tylko – ponieważ każdy byt ma swój relatywny czas, będąc zarazem modi czasowości Kosmosu – w każdym bycie pojedyńczo, raz i całkowicie. Każdy byt jest Wszechświatem. Każde źdźbło trawy jest powracającym Tym-Samym; parafrazujemy tutaj nietzscheańską koncepcję Wiecznego Powrotu Tego-Samego, gdzie indywiduum stanowi augenblick, okamgnienie Całości. 

Źdźbło trawy nie stanowi fragmentu przyrody. Każda żyjąca istota jest pewną modyfikacją Całości na-raz, a także spełnieniem się całej potencjalności Natury, konkretyzującej się pod postacią miejsca (topos) wyznaczonego przez człowieka jako to-oto źdźbło trawy, ten-oto ptak, ten inny-człowiek. Każdy byt jest śmiertelny, ponieważ w śmierci zostaje całkowicie wypełniony przez Wszechświat, który w nim właśnie objawił wszystkie swoje możliwości i w nim siebie dokończył. Źdźbło trawy jest jako całość wypełniana Wszechświatem i zrealizowana przez niego jak jego epifania. Pod względem strukturalnych zależności zachodzących w Naturze źdźbło trawy istnieje tylko i wyłącznie dlatego, że istnieje Wszystko. Brzmi to jak truizm, ponieważ w istocie – jest to dość jasna prawda. Czy każdy jednak zdaje sobie sprawę ze znaczenia tej zależności? Każde źdźbło trawy stanowi centrum oddziaływania wszelkich sił, które w koincydencji różnych determinant przyczyniły się do jego zaistnienia jako fenomenu. Źdźbło jest ze-względu-na Wszechświat. Podobnie Całość wraz z relacjami zachodzącymi w jej obrębie, a także owego Nieznanego poza nią, przyczynia się do kulminacji wszelkiej przyczynowości jako własnych możliwości ujawnionych w całej swej krasie pod postacią źdźbła trawy, jest ze-względu-na to źdźbło właśnie. Jeśli więc człowiek jest jak podkreślał Blaise Pascal (1623 – 1662) trzciną łamliwą na wietrze, to ów ledwo słyszalny trzask łamanej łodygi, kiedy upada w taflę wody, jest wszystkim, na co stać wiatr wobec tejże trzciny i wypełnieniem się w tej trzcinie Kosmosu. Cichy krzyk jej śmierci jest dźwiękiem Wszechświata, który jako trzcina wypełnił swoje wszelkie możliwości. W ten sposób prozaiczny fakt jej kruchości i przemijania staje się metafizycznym potwierdzeniem Całości Natury, z którą każdy fenomen, w tym ludzkie ciało, tkwi w najgłębszej interakcji i najbardziej rozległej harmonii.

Beskid Żywiecki, 5 X 2011

http://www.youtube.com/watch?v=1AdfkejJDao

 

7 Comments

  1. jorlanda

    Fenomenologia ducha

    Z tego co mi się udało zrozumieć z fenomenologii, to autorom czy też raczej odkrywcom takiego spojrzenia na świat chodziło o człowieka. Chyba trochę przeginasz (wiem, intelektu Ci nie brak, grunt to eksperyment) odnosząc to do kawałka chwastu, pewnie żywego, ale – tu chyba przyznasz mi nieco racji – pozbawionego świadomości i – chyba? 😉 – duszy…

    A gdybyś zamiast "źdźbła trawy" wstawił tam "człowieka"?

    No chyba że czegoś nie zrozumiałam…

    Pozdrawiam serdecznie

     
    Odpowiedz
  2. ahasver

    Nie wywyższajmy się ponad inne stworzenia.

    Źdźbło trawy jest pod każdym względem doskonałe, a każdy motyl – jak i każdy człowiek – stanowi centrum wszechświata. Człowiek to nie wszystko; czy cały czas musimy pisać wyłącznie o człowieku?

    Antropocentryzm jest postawą egoistyczną i nieprzemyślaną – jak każdy "centryzm" i inne błędy esencjonalistycznej ekstrapolacji, przez którą nieświadomie tworzymy sobie Boga na swoje podobieństwo, zamiast słuchać jak przemawia do nas w swoim stworzeniu…

    Dlaczego dżdżownica nie miała by mieć duszy? Według Chasydów duszę może mieć nawet garnek… Czym z resztą jest dusza? Czy dusza jest tożsama ze świadomością? Czym jest świadomość? Aż tak różnimy się od szympansa czy gołębia? Z tysiąca stronic logarytmicznego zapisu kodu DNA od psa różni nas ostatni fragment ostatniego wersu zapisu…

    Z fenomenologią ducha nie mają myśli te zbyt wiele wspólnego, ponieważ to właśnie ciało, materia i powierzchnia życia są tutaj tym, co mistyczne, a nie wyabstrahowany ideał ducha zawartego w pojęciu, jeśli już o Heglu mowa. Raczej odrzucam układ hierarchiczny bazujący na błędnej spuściźnie manichejskiego dualizmu oddzielającego czystego ducha od ciała i przyjmuję logikę holarchicznego zawierania się bytów w sobie.

    Nie znamy odpowiedzi na pytanie o duszę. Zamiast wywyższać się ponad inne stworzenia, choć nie mamy do tego najmniejszego prawa – gdyż nie mamy żadnych dowodów na własną wyższość, a nawet w obliczu katastrof i morza nienawiści, do których doprowadziliśmy, wręcz przeciwnie – raczej starajmy się udowodnić sobie i innym stworzeniom, że stać nas na ich totalną afirmację.

    Z logiki z resztą wynika, że źdźbło trawy nie istniałoby, gdyby nie istniał cały Kosmos.

    Dlaczego miałbym na miejsce źdźbła trawy stawiać człowieka?

    Tak zadufani jesteśmy w sobie my – ludzie?

     

    Pozdrawiam

     
    Odpowiedz
  3. jorlanda

    A może jednak człowiek?

    "Zamiast wywyższać się ponad inne stworzenia…"

    Nie taka była moja intencja. Skoro źdźbło trawy zawiera Całość jak piszesz, to dlaczego Bóg w osobie Chrystusa wcielił się w człowieka, a nie w coś innego?

    Dlaczego Bóg – Człowiek? A nie Bóg-Trawa?

    Może to jest jednak jakiś trop do uzasadnienia ważności (nie wyższości ale ważności) bycia człowiekiem?

    Może jednak człowiek jest jednym z bardziej wartościowych bytów na tej ziemi?

    Może jednak to człowiek wart jest zachodu bardziej niż trawa?

     
    Odpowiedz
  4. ahasver

    Źdźbło trawy jest zbawione samo-w-sobie 🙂

    Droga Jolu. Z jednej strony piszesz, że Twoim celem nie było wywyższanie człowieka ponad inne istoty, a następnie sugerujesz odpowiedź w formule pytania: czy jednak człowiek nie stanowi bardziej wartościowej istoty na ziemi? Otóż nie. Z biocentrycznego lub po prostu nie-antropocentrycznego punktu widzenia człowiek jest największym pasożytem na ziemi i upieranie się przy odpowiedzi, że tak nie jest – jest przeciwko wskazującym na to faktom. Oczywiście biocentryczne spojrzenie na antropologię byłoby logicznym przewinieniem, ale stawianie człowieka w centrum bytu pozostaje ontologiczną redukcją.

    Nie istnieje żaden ślad hermeneutyczny uprawomacniający nas do stwierdzenia, że Boska epifania była dana wyłącznie pod postacią Chrystusa. Nie sugerując już wyników badań nad archeologią chrześcijańskiej symoliki, wedle których zarówno Mitra jak i Zaratustra na długo przed Jezusem narodzili się z dziewicy, umarli męczeńsko i zmartwychwstali, proponuję porzucić antropocentryczną redukcję Absolutu do kategorii ludzkiego intelektu i sugeruję rozważenie metafory konia, który potrafi mówić i posługiwać się narzędziami; czy wówczas Bóg nie byłby koniem zarżniętym w rzeźni przez grzesznego człowieka?

    Chrystus jest epifanią Boga daną człowiekowi pod postacią człowieka. To nie znaczy, że każde źdźbło trawy nie posiada swojej Bożej epifanii. Prawdopodobnie jest tak, że człowiek został skażony grzechem, ponieważ przez wzgląd na swój bardzo rozbudowany mózg zbuntował się przeciwko Bogu i jego stworzeniu, za Szatanem pytając: "Dlaczego? Jak?". Zjadł z ciekawości zakazany owoc. Zwierzęta zakazanych owoców nie jedzą; instynktownie już wiedzą, że ropucha lub salamandra plamista są niejadalne. Człowiek przez swój upadek potrzebował pomocy, aby móc powrócić do Natury i zdać sobie sprawę z jej doskonałości. Bóg pomógł człowiekowi i zesłał mu Mitrę / Zaratustrę / Jezusa, który zbawił jego świat, jego kosmos, jawiąc się jako swoja epifania właśnie przez człowieka; to po to, aby uświadomić człowiekowi na powrót, że jednak nie jest od świata odrzucony. Że stanowi ze światem jedno, że swiat to jego Eden…

    Zwierzęta i źdźbła trawy nie upadły ontycznie, tylko onto-logicznie (logos: ludzka myśl, logika; Słowo dane człowiekowi na jego miarę); tzn., że upadły tylko w oczach odrzuconego od Edenu człowieka. Po zbawieniu przez Chrystusa człowieka, został uratowany również status ontologiczny kosmosu. Ontycznie było to obojętne, ponieważ stworzenie boskie niezależnie od człowieka było, jest i będzie doskonałe – tak jak to Bóg rzekł po kreacji: "Dobre". Dlatego źdźbła trawy nie potrzebują zbawiciela. One są od samego początku zbawione. One nie upadły. Źdźbła trawy są epifaniami Boga same-w-sobie i same-dla-siebie. 

    Nie stawiajmy stokrotki przed trybunałem człowieczego rozumu, bo ten rozum jest być może bardziej rozbudowany, ale o wiele mniej doskonały od kwiata mlecza. Różnica  jest ilościowa, nie jakościowa. Jakość ludzkiej egzystencji została przez człowieka zaprzepaszczona, dlatego ów potrzebował epifanii Boga w sobie – w człowieku. Została mu dana pod postacią Bogoczłowieka.

    Chrystus zalecał człowiekowi pochylenie się nad najbardziej maluczkimi (w oczach człowieka) istotami.

    Dlatego pochylmy się nad źdźbłem trawy i słuchajmy go. Patrzmy. Spójrzmy jak doskonałe jest, jak doskonałym w swoim milczeniu przemawia językiem.

    Źdźbło trawy jest Boską epifanią.

    Okamgnieniem Wszechświata.

    Wszechświatem całym.

    _________________________________________

     

    Jest oczywiste, że jako ludzie będziemy bezwarunkowo bardziej kochać swoich bliźnich krwi, czyli ludzi. Człowiek jest fascynujący, a nawet w swoim upadku jest istotą świetlistą i piękną. Dla kota taką istotą jest kot. Dla źdźbła trawy – inne źdźbło trawy. Nie mówię tutaj o świadomości, tylko o relacjach ontycznych. Moim zdaniem człowiek nie potrzebuje żadnego sztucznego, nieprawdziwego, a przede wszystkim szkodliwego wywyższania gatunku ludzkiego ponad inne istoty żywe bądź nawet skały… Odrzucenie układu hierarchicznego na rzecz układu holarchicznego pozawala cieszyć się innym człowiekiem, a zarazem dostrzec, że w tym drugim człowieku zawiera się cały Kosmos wraz ze mną samym. I wówczas cieszymy się wszyscy wszystkim, co jest w nas zawarte i wszystkim, co nas w sobie zawiera. Źdźbło trawy, na które spoglądam zawiera mnie samego.

    Jedna, wielka, Kosmiczna, mistyczna, uniwersalna, miłosna harmonia – nawet jeśli wewnątrz toczy się walka

    Pozdrawiam Cię serdecznie

    http://www.youtube.com/watch?v=sonYFxHHvaM

     
    Odpowiedz
  5. ahasver

    Moralność supererogacyjna 🙂

    Witaj Małgosiu

    Andrzej Michał Kaniowski napisał prześwietną, choć dość ciężką książkę pt: "Supererogacja. Zagubiony wymiar etyki" – ogromna inspiracja dla mojej inicjatywy. Jest to jakaś forma supranaturalizmu albo hipernaturalizmu moralnego, gdzie zawsze chodzi o zwrócenie się ku wartościom najwyższym, z punktu widzenia moralności praktycznej – zbędnych. Jest to niewątpliwie etyka transcendencji.

    Z miłością do przyrody wiąże się to w ten sposób, że bez wykroczenia poza własne ego (małe ja) w kierunku Wielkiej Jaźni (the self), która tożsama jest z całym Kosmosem, miłość do świata nie jest pełna.

    Wartości, na których bazuje A.M. Kaniowski są stricte chrzescijańskie. Podchodzę do niech z entuzjazmem, uzupełniając o paradygmat nietzscheańskiego witalizmu i afirmacji.

    W wielkim skrócie chodzi o odnalezienie w przyrodzie takiej formy tożsamości człowieka, gdzie będzie on wraz z Naturą transcendował w kierunku Kosmosu, Boga. Jest to wizja panenteistyczna (nie mylić absolutnie z panteizmem). 

    W jeszcze większym skrócie wartosci, na których bazuje ekozofia K to:

    1) Bóg – niemożliwy do zdefiniowania, lecz ustawicznie definiowalny m.in. przez poznwanie Natury, jej kontemplację, a także medytacyjne zżywanie się z żywiołami, wczuwanie się w śpiew ptaków, skowyt wilka, chłód wody w jeziorze, zapach żywicznego lasu…

    2) Honor. A konkretnie: Honor i siła, pojęte jako afirmacja życia, jako dawanie z siebie więcej i więcej – oczywiście na miarę własnych możliwości – dla przyrody i ludzi, dla dobra Ziemi; sfera praktyczna i duchowa są tutaj nierozdzialne, ponieważ Honor zobowiązujący nas do aktu supererogacyjnego zdecydowanie zmienia coś w osobowości człowieka na lepsze.

    3) Ojczyzna. Ojczyzną jest Polska, ale przede wszystkim Ziemia. Dbając o własne gniazdo (o przyrodę w Polsce, a wpierw wokół siebie) otwieramy się na cały świat i uświadamiamy sobie, że tak jak przyroda utrzymuje granice, ale znosi wszelkie bariery, tak bycie prawym Polakiem polega na dbaniu o przyrodę, kulturę, sztukę i na poszukiwaniu polskiej tożsamości nie w etnicznej odrębności, tylko w interpretacji uniwersalnych praw przyrody, prawd sztuki i kultury w kolorycie lokalnego kontekstu. To zrozumienie tego, co jest wokół: Ludzi, przyrody, architektury, sztuki otwiera oczy na to, że wszystko w ostateczności łączy się bezpośrednio z Kosmosem, a nasze własne gniazdo jest czymś w rodzaju Omphalos – świątyni, centrum Wszechświata. W tradycji prawosławnej (autokefalicznej) tych centrów może być nieskończoność (stąd ideal augenblickokamgnienia).

    4) Wolność. Nie chodzi tutaj o wolność, która związana jest z samoograniczaniem siebie i z "granicami wolności innego człowieka". Nie: Wolność jest tutaj absolutna i wręcz Boska, jest nawet dowolnością w dokonywaniu aktów kreacji i aktów zniszczenia. Brzmi źle? Przyjrzyjmy się bliżej: Jakie warunki powinien spełnić człowiek, aby być absolutnie wolnym? Powinien zjednoczyć się z tym, co Absolutne… Wówczas wolność nie stoi w opozycji do dobra innych istot żywych. Czy taka wolność jest możliwa? Możliwe są tylko jej okruchy, natomiast w pełni możłiwa jest droga wyzwolenia, na której kroczy każda istota żywa, jeśli tylko nie postępuje wbrew sobie.

    Ziemia jest naszym statkiem kosmicznym, naszą Arką.

    To właściwie tyle, póki co…

    Pozdrawiam serdecznie, wszystkiego dobrego

    http://www.youtube.com/watch?v=QDZlvDL19Mk&feature=related

     
    Odpowiedz
  6. mal

    ***

    Dziękuję za książkę, poczytam.

     
     
    Wszystko to wygląda i brzmi pięknie.
    Trzeba tu zdaje mi się nieskazitelnego charakteru
    by ta mistyka mogła się obronić.
     
    Tak jak nie godzisz się na to by klecha nie był sobą nie żyjąc według tego co deklaruje.
     
    Jakoś tak weszłam poczytać o zespole którego piosenkę dołączyłeś i znalazłam takie zdanie
     
    "…demoniczna istota żyjąca wysoko w górach, wychodząca ze swego leża we wtorkowe noce by swym śpiewem wabić, a następnie karać kobiety, przyłapane na pracy. "
     
    trzeba wyrosnąć kiedyś z tych bajek.
     
     
    trzymaj się boży dzieciaku
     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code