Miłosierdzie, czyli strata

 Rozważanie na Piątek III Tygodnia Adwentu, rok C2

tezeusz_adwent_2015.jpg

Józef przechodzi w ekspresowym tempie drogę od bycia człowiekiem sprawiedliwym do bycia człowiekiem miłosiernym. Taką szkołę dał mu sam Bóg, a on musiał pogodzić się ze stratą, z jaką po ludzku się to wiązało.  

Maryja i Józef byli zaręczeni. Nagle okazało się, że ona jest w ciąży, lecz nie z nim. On – pobożny i sprawiedliwy – postanowił być w tej przykrej sytuacji dżentelmenem. Podjął decyzję, żeby dyskretnie zakończyć związek. Kiedy był już przekonany do tego rozwiązania, we śnie ukazał mu się anioł. Anioł przekonywał, by Józef pozostał przy Maryi, ponieważ dziecko w jej łonie pochodzi od Ducha Świętego. Po przebudzeniu Józef postąpił zgodnie z tą wizją i po narodzeniu nadał dziecku imię Jezus (por. Mt 1, 18-25).

Józef, aż do czasu snu, był człowiekiem sprawiedliwym. Powziął decyzję szlachetną i dojrzałą. Po przebudzeniu – był człowiekiem miłosiernym. Najpierw potraktował Maryję z najwyższym szacunkiem, potem z wyrozumiałą miłością. Obiektywnie wydarzyło się coś złego. Pogwałcone zostały zasady kulturowe i społeczne, obowiązujące zarówno w relacji dwojga ludzi, jak i we wspólnocie. A jednak to doświadczenie zła zostało pokonane przez doświadczenie miłości. Pomimo zła na wierzch wypłynęło dobro. Ale jak do tego doszło?

Po pierwsze, Józef był człowiekiem uczciwym i otwartym. Dzięki temu w tak trudnym położeniu nie zniewoliła go zawiść czy chęć zemsty. Potrafił uszanować Maryję w sytuacji, w której zwyczajowo mówi się, że człowiek „nie poszanował się”. Ale nie tylko nie zaprzeczył godności Maryi, lecz ją pomimo wszystko potwierdził przez powrót do ich związku. Po drugie, wybrał postawę miłosierdzia, czyli wydobycia tego, co dobre, spod wszelkiego zła. Do takiej postawy może człowieka skłonić tylko spojrzenie tak przenikliwe, jakim Bóg prześwietla ludzką duszę. Nie łudźmy się: Bóg nam pomaga wyostrzyć w takich sytuacjach nasz wzrok…

Rozeznanie i postępowanie według miłosierdzia jest po ludzku stratą. Owszem, Józef straciłby Maryję, gdyby po cichu ją spławił. To także byłaby strata. Ale pozostając z nią, pozornie tracił coś więcej – tracił siebie: swoje wyobrażenie o tym, kim jest jego wybranka, jakie będzie ich małżeństwo, jakie będzie ich potomstwo, a ostatecznie, kim jest on sam. Utracenie Maryi byłoby dla Józefa niejako stratą zewnętrzną, a z kolei pozostanie z nią było stratą wewnętrzną. Taka jest cena miłosierdzia – tracisz jakąś część siebie.

Ale jest też prawda miłosierdzia. Ta, która sprawia, że w miejsce pustki po stracie zaczyna rosnąć coś nowego i większego. Uzmysławia ona, że żyjemy w relacjach, które dynamicznie nas zmieniają. A logika miłości jest logiką mnożenia poprzez dzielenie – im bardziej potrafisz się dzielić, tym więcej mnoży się dobra. Żeby jednak nie popaść w banał i naiwność, trzeba pamiętać, że dzielenie się – każda taka strata, umieranie czegoś własnego na rzecz wyboru dla drugiego człowieka – boli i będzie boleć. Poczucie umniejszania się, rezygnacji, poświęcenia nie będzie nigdy samo w sobie nieść satysfakcji. Radość może pojawić się dopiero potem, kiedy z własnego obumierania wyłoni się nowe życie, cudze dobro. Może, ale nie musi…

Czy Józef kiedykolwiek za swojego życia doświadczył radości i ostatecznego potwierdzenia, że jego miłosierny wybór miał sens?

Sen_Jozefa.jpg

Rozważania Rekolekcyjne

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code