miłość małżeńska wobec wieczności

 

Miłość i Śmierć stają na przeciw siebie i obie wołają:
«Daj! Daj!… są nigdy niesyte, …nie mówią: Dość!» (Prz 30, 15).
Lecz miłość ze swą żarliwą i wyłączną namiętnością potrafi to przeżyć.

kard. Gianfranco Ravasi

 

Wstęp

„On patrzy na ciebie z niebios, jako zwycię[z]ca wspiera cię w twym trudzie i przygotowuje ci obok siebie miejsce z równie serdeczną miłością…” – pisał św. Hieronim do wdowy Teodory po śmierci jej męża, Lucyniusza. W innym liście autor Wulgaty chwali chrześcijańską heroinę, która w obliczu straty ukochanego, nie zagasiła nadziei na ponowne spotkanie w Królestwie Bożym: „opłakiwała zgon młodego małżonka w ten sposób, że stała się wzorem żony, a zniosła ból tak mężnie, jakby uważała, że wyjechał, a nie, że go straciła”. W tym czasie inny świątobliwy mnich, Jan Kasjan stwierdził (jak gdyby parafrazując «Hymn o Miłości»), że „tać jest miłość, której żadne nie rozdwajają przypadki, której nie tylko odległość miejsca lub czasu rozłączyć i zniszczyć nie może, lecz nawet sama śmierć nie przecina”. Zdaniem św. Ambrożego „miłość, która trwa zaledwie do końca doczesnego życia, nie jest godna mienić się prawdziwą miłością”. Z kolei św. Augustyn wysławiał „zjednoczenie osób, które kochają Boga z całego serca, kochają swoje dusze i umysł i kochają się tak jak siebie same i są zjednoczone przez całą wieczność ze sobą i z Chrystusem”, nazywając małżeństwo „przylgnięciem serc” będącym owocem zakorzenienia się dwojga osób w Bogu. Skoro bowiem jest ono uczestnictwem w miłości łączącej Chrystusa i Kościół [Ef 5, 25], to duchowe więzi między małżonkami cechować powinna ta sama nieprzejednana moc, którą opiewa List do Rzymian: „ani śmierć, ani życie, ani aniołowie, ani Zwierzchności, ani rzeczy teraźniejsze, ani przyszłe, ani moce, ani co wysokie, ani co głębokie, ani jakiekolwiek inne stworzenie nie zdoła nas odłączyć od miłości Boga” [Rz 8, 38-39]. Nie bez powodu tekst ten trafił do czytań ślubnych w obrządku rzymskokatolickim.

Starożytni Ojcowie i Doktorzy Kościoła byli pewni: Chrystus, wciąż nauczający w Piśmie, dał obietnicę nieskończonego trwania każdej prawdziwej miłości, również tej pomiędzy kobietą i mężczyzną. Choć samo małżeństwo przemija wraz z obecnym kształtem świata [Łk 20, 34-36], to zrodzone dzięki niemu connexio cordium nie tylko przetrwa na wieki, ale wręcz odnajdzie w Królestwie Bożym swoje ostateczne spełnienie, nieporównywalnie większe niż na ziemi. Dzieła takich „uprzywilejowanych świadków Tradycji”, jak św. Augustyn, św. Jan Chryzostom czy Tertulian, będące „jednym z narzędzi, które wprowadza nas w żywe i eklezjalne rozumienie słowa Bożego”, przypominają te teksty biblijne, które świadczą o miłości nigdy nie przemijającej, ani w tym, ani w przyszłym życiu [1Kor 13, 8]. Tak też należy tłumaczyć pochwały na cześć wdowieństwa i bezwzględnego jednożeństwa („jedyny Adam, jedyne żebro”, „jedyny Chrystus, jedyny Kościół”) przenikające niemal całą literaturę patrystyczną. Wynikały one wprost z przekonania o wiecznym charakterze więzi w Chrystusie i Kościele.

W rozważaniach niniejszych pragnę przedstawić kilka perełek Ojców i Doktorów Kościoła, papieży, egzegetów oraz świętych mówiących o oblubieńczej komunii mężczyzny i niewiasty w perspektywie Królestwa Bożego. Szczególny nacisk kładę na słowa tych, których cechowała tzw. „wybitna nauka” (eminens doctrina), a więc – cytując Benedykta XIV – szczególne „odniesienie do prawdy Objawionej zawartej w Piśmie Świętym, dzięki czemu będzie można zwyciężać ciemności błędu, rozjaśniać rzeczy niezrozumiałe w Biblii, rozwiewać wątpliwości oraz odkrywać inne jej tajemnice”. Wszystkie cytowane tu pisma składają się na komentarz do słów Objawienia: „miłość nigdy się nie kończy” [1Kor 13, 8], starając się wydobyć z nich drzemiące w nich bogactwo.

 

Miłość między niebem i ziemią

W Liście do rodzin Jana Pawła II można przeczytać następujące słowa: „Jak bardzo jest ważne, ażeby «komunia osób» [communio personarum] w rodzinie stawała się przygotowaniem do «Świętych Obcowania» [communio sanctorum] w niebie” (I, 14). W innym dokumencie papieskim, Familiaris Consortio, myśl ta znajduje pewne rozwinięcie: „ponieważ wedle zamysłu Bożego rodzina została utworzona jako «głęboka wspólnota życia i miłości», przeto na mocy swego posłannictwa ma ona stawać się coraz bardziej tym, czym jest, czyli wspólnotą życia i miłości «w dążeniu», które — podobnie jak każda rzeczywistość stworzona i odkupiona — znajdzie swoje ostateczne spełnienie w Królestwie Bożym” (II, 17). Małżeństwo jest więc jedną z dróg zdążających do nieba: „małżonkowie chrześcijańscy, miłując się wzajem, wypełniając właściwe im obowiązki i dążąc do właściwej swemu stanowi świętości, kroczą razem do Ojczyzny niebieskiej” (Paweł VI, Sacerdotalis Caelibatus II, 20). Co to oznacza?

Aby lepiej zrozumieć objawiony „zamysł Boży”, również ten sięgający wieczności, należy wpierw odwołać się do biblijnego „początku”. Otóż kobieta i mężczyzna zostali stworzeni jako skierowani ku sobie. Okrzyk pierwszego człowieka na widok swej towarzyszki („Ta dopiero jest kością z moich kości i ciałem z mego ciała” [Rdz 2, 23]) uznawany jest wręcz przez Tradycję za pierwsze proroctwo Starego Testamentu. Toteż, zgodnie z pierwotnym planem Stwórcy, Adam i Ewa wzajemnie dopełniają się, poznają i przenikają dzięki stawaniu się „jednym ciałem”, co wedle żydowskiej wrażliwości językowej oznacza nie tylko sam wymiar cielesny, ale również duchowy, sięgający serca, całokształtu życia („obyśmy razem dożyli późnej starości” [Tb 8, 7]) i samego rdzenia osobowego. Małżeństwo zostało ustanowione i pobłogosławione przez Boga już u progu ludzkiej historii, aby „osoby różne w swej mentalności złączyły się ogniwem, wzajemną miłością” (Tomáš Špidlík) oraz współdziałały w dziele stworzenia poprzez wydanie na świat potomstwa. Właściwą płaszczyzną spotkania staje się tu dar płci, dzięki któremu można mówić o komplementarności, o wzajemnym uzupełnianiu się mężczyzny i niewiasty. Małżeństwo to nie tylko sprawa ciała. To rzeczywistość duchowo-cielesna, która dzięki łasce może wznieść się na wyżyny nadprzyrodzone. „Pierwszym skutkiem takiej miłości będzie nierozerwalna spójnia waszych serc”, nauczał św. Franciszek Salezy, dodając: „sam Bóg niewidzialną ręką zadzierzgnął węzeł świętego związku małżeństwa. Jest to bowiem nie tylko spójnia ciał, lecz przede wszystkim spójnia serc, uczuć i miłości” (Filotea III, 38).

Wraz z „wypełnieniem się czasów” [Ga 4, 4] mocy nabiera jednak dziewictwo rozumiane jako wyjście naprzeciw eschatologicznego, całkiem odmiennego niż ziemski stanu, gdzie ludzie „nie będą się żenić, ani za mąż wychodzić, lecz będą jak aniołowie w niebie” [Mk 12, 25]. Wielki piewca czystości mniszej, św. Cyprian z Kartaginy, tak pisał: „Jak nosiliśmy wyobrażenie tego, który z mułu jest, nośmy i wyobrażenie tego, który z nieba jest” (De habitu virginum III). „Tak wielka jest potęga dziewictwa – wtóruje św. Grzegorz z Nyssy – że zarówno przebywa u «Ojca dusz» w niebiosach, jak i tańczy z radości wespół z niebieskimi mocami” (Ad virg. II).

Jak widać, pomiędzy tym, co było «na początku» a «nowym niebem» i «nową ziemią» zachodzi zasadnicza różnica [Ap 21, 5], dochodzi do głosu perspektywa wzniesienia i przemienienia ludzkiej relacji. Ciało człowieka – czy raczej: jego jedność duchowo-cielesna – doświadczy przebóstwienia na wzór jaśniejącego oblicza Pańskiego [Mk 9, 2-8]. W świetle bezżennego Chrystusa, „który z nieba jest”, małżeństwo jawi się tym samym jako struktura doczesna i przemijająca, właściwa tylko obecnemu światu. „Bo kiedy ludzie powstaną z martwych, nie będą się żenić ani za mąż wychodzić, lecz będą jak aniołowie w niebie” [Mk 12, 25]. Zarazem jednak Słowo Boże odsłania drugą stronę „tajemnicy wielkiej”. Wiadomo bowiem, że każda prawdziwa miłość, a więc również miłość między małżonkami, nigdy się nie kończy [1Kor 13, 8], ani w tej, ani w przyszłej egzystencji. Co więcej, kobieta i mężczyzna zaślubieni sobie w Panu, powołani są do naśladowania Jezusa Chrystusa [Ef 5, 32] w tym, co najistotniejsze – w Jego gorącej i czystej [1P 1, 22] miłości do Kościoła. Na sposób mistyczny pierwsze proroctwo zbiega się z ostatnim. To dlatego Tertulian zapytywał:

Lecz jeżeli w przyszłym wieku «nie będą się żenić ani za mąż wychodzić, lecz będą jak aniołowie w niebie», to czyż pozostaniemy razem? Ależ tym bardziej będziemy ze sobą związani, że do lepszego stanu przeznaczeni jesteśmy, zmartwychwstaniemy na duchowe pożycie między sobą, a nie cielesne, jak w małżeństwie ziemskim, i rozpoznamy tak siebie jak i bliskich (…). Będąc z Bogiem będziemy razem, ponieważ wszyscy będziemy u jednego Boga (…). Bóg jeszcze bardziej nie rozdzieli przez siebie złączonych, jako że nie zezwala, aby rozdzielać się za życia na ziemi (De Monogamia 10).

Widać zatem, że w przyobiecanym podobieństwie człowieka do aniołów nie chodzi o odrzucenie znaczenia ziemskiego małżeństwa, lecz o wskazanie, że owa jedność w ciele przekształci się w inny, duchowy i dziewiczy, a zarazem nieporównywalnie głębszy sposób wyrażania miłości. I choć przytoczony tekst pochodzi z montanistycznego okresu twórczości Tertuliana, stanowi on przecież dokument starochrześcijańskiej interpretacji zmartwychwstania podzielanej przez znakomitą większość Ojców Kościoła. Święty Jan Chryzostom pisał na przykład:

[…] i tu będziesz miała ochronę i tam, po śmierci, odnajdziesz swoje skarby. Dlatego porzuć łzy i szlochania, staraj się żyć tak, jak żył twój mąż, albo jeszcze lepiej, ażeby, zrównawszy się z nim w cnocie, znaleźć się w tym samym co i on ustroniu i zamieszkać tam na nieskończone wieki, złączona z nim nie tym węzłem małżeńskim, ale innym, znacznie ten przewyższającym. Albowiem małżeństwo jest cielesnym sposobem zjednoczenia, a tam nastąpi złączenie duszy z duszą, o wiele ściślejsze, przewyższające to złączenie pod wszelkimi względami (Ad viduam 7).

Zgodnie z powyższym wybitny polski biblista, o. Hugolin Langkammer, mógł napisać, że według Listów Pawłowych z jednej strony „stan małżeński jest przemijający”, a z drugiej „skoro małżonkowie realizują miłość Chrystusową w małżeństwie, staje się ono również eschatologiczne jak dziewictwo, gdyż poprzez miłość Chrystusową, która trwać będzie i w przyszłym eonie, życie małżeńskie staje się niebiańskie”. Miłość bowiem „nigdy nie ustaje” [1Kor 13, 8]; ona wcale nie przemija wraz z obecnym wiekiem, gdyż „nie jest jak proroctwa, które się skończą” [1Kor 13, 8]. Komunia osób zmieni jednak swój wyraz na pełniejszy, głębszy i doskonalszy („gdy przyjdzie doskonałe, częściowe zaniknie”, 1Kor 13, 10): tak właśnie należy rozumieć objawioną prawdę o doczesnym charakterze ziemskiego małżeństwa. „Wiarę zastąpi ujrzana rzeczywistość, nadzieję zaś sama szczęśliwość, jaką osiągniemy, natomiast gdy tamte ustaną, miłość raczej umocni się [zamiast ustać]” (św. Augustyn, De doctrina christiana I, 42).

 

Od małżeństwa do świętych obcowania

Zatrzymajmy się jeszcze na słowach Chrystusa: „Gdy bowiem powstaną z martwych, nie będą się ani żenić, ani za mąż wychodzić, ale będą jak aniołowie w niebie” [Mk 12, 25]. Ojciec Hugolin Langkammer, w KUL-owskim komentarzu doEwangelii Marka tak wnioskuje:

Niestety [tekst ten] sprzyjał w teologii systematycznej wnioskom niezgodnym z tym, co Jezus chciał wówczas wyrazić (…). Ponieważ Jezus jest zmuszony odpowiedzieć saduceuszom na temat małżeństwa i rodzenia, koncentruje się wyłącznie na tym zagadnieniu (…). Saduceuszom problemy poruszane w dzisiejszej etyce małżeńskiej, jak miłość istniejąca pomiędzy partnerami, osobowe dopełnienie drugiej osoby itp., były zupełnie obce. Jeśli więc nasza współczesna teologia głosi, iż przyszły eon ma być także udoskonaleniem i dopełnieniem porządku obecnego stworzenia i w ten całościowy aspekt włącza także osobowe kontakty między ludźmi i między małżonkami w formie najdoskonalszej, innej, Bożej, nie sprzeciwia się to nauce Jezusa o zmartwychwstaniu.

Z drugiej strony chrześcijanie otrzymali obietnicę, że każda prawdziwa miłość między ludźmi jest skarbem, który rozbłyśnie pełnym blaskiem w Królestwie Bożym [1Kor 13, 8]. Cytując Abpa Edwarda Ozorowskiego:

Miłości została przyobiecana wieczność. Tym między innymi różni się ona od wiary i nadziei. O ile bowiem wiara przylega do doczesności, a nadzieja wyrywa się do bezczasu, o tyle miłość już tu na ziemi nosi w sobie wieczność i dąży do swej pełni w wieczności. Wiara zatrzymuje się na progu śmierci, miłość próg ten przekracza. Wieczność jest jej stacją końcową. Idąc drogą miłości, podążamy do wieczności.

A więc, jak uczy Kościół, małżeństwo jest rzeczywistością przemijającą nie dlatego, aby miała ustać miłość pomiędzy kobietą i mężczyzną budowana tu, na ziemi (na Mk 12, 25 należy spojrzeć przez pryzmat 1Kor 13, 8), ale dlatego, że miłość ta – doznając dziewiczego przebóstwienia – rozszerzy się następnie na całą zbawioną ludzkość. Mowa tu o tajemnicy «obcowania świętych». Już w IV wieku św. Augustyn dostrzegł, że „symbol małżeństwa z jedną żoną za naszych dni oznacza przyszłą jedność nas wszystkich, poddaną Bogu w jednym państwie niebieskim” (De bono coniugali XVIII, 21). Wcześniej Tertulian wskazywał, iż w przyszłym świecie ustąpi zazdrość i wyłączność relacji (Ad uxorem I, 4). Podobnie wyraził się też średniowieczny mistyk bł. Jan van Ruusbroec:

Wszyscy bowiem będziemy wiecznie, z miłością i radością przebywać nawzajem jeden w drugim i radować się w Chrystusie. Ten namiot będzie trwał wiecznie, gdyż on realizuje prawdę, zapowiadaną przez dawne figury (Van den Gheesteliken I, 1).

Antycypacją tej powszechnej miłości staje się dziewictwo. Kardynał Ratzinger w liście Współdziałanie kobiety i mężczyzny pisał, że „celibat dla Królestwa Bożego chce być znakiem prorockim”, ponieważ „antycypuje rzeczywistość życia, które choć pozostanie życiem mężczyzny i kobiety, nie będzie już poddane ograniczeniom obecnym w relacji małżeńskiej”. Zdanie to wskazuje na zamknięte ramy obecnego świata. Wedle nauki Kościoła dziewictwo Jezusa nie oznaczało bowiem pogardy dla jedności w ciele ani „mniejszej miary” miłości, ale wręcz przeciwnie: Jezus jest – jak głosi Tradycja – wcieloną Miłością i Oblubieńcem, a Jego bezżenność wyrażała nadobfitość miłości, którą mógł oddać wszystkim ludziom i każdemu człowiekowi z osobna tak, aby cały Kościół stał się Jego Małżonką. Celibat i dziewictwo zapowiadają więc rzeczywistość nieba w tym sensie, że wówczas Bóg otworzy serce człowieka na całą zbawioną ludzkość; zdolność do miłowania przypominać będzie cud rozmnożenia chleba i ryb [Mt 14, 19-21]. Nie tracąc na jedyności i niepowtarzalności każdej z komunii osób, zdolność do bezgranicznego miłowania nie będzie ograniczona związkiem małżeńskim („Celibat nie oznacza, że nie kocham nikogo, tylko że kocham każdego”, Grzegorz Ryś). Jezus w swojej bezżenności stał się Umiłowanym całej ludzkości, a zarazem konkretnych osób: „Jezus miłował Martę, jej siostrę i Łazarza” [J 11, 5], "ten, którego Jezus miłował – spoczywał na Jego piersi" [J 13, 23].

„Dla tych, którzy żyją w małżeństwie – kontynuuje papież – ów stan celibatu staje się przypomnieniem i proroctwem wypełnienia się, które ich relacja znajdzie w spotkaniu z Bogiem twarzą w twarz”. Mowa jest nie o zubożeniu, ale o spełnieniu, ponieważ „miłość obejmuje całość egzystencji w każdym jej wymiarze, także w wymiarze czasu” a „jej obietnica ma na celu definitywność: miłość dąży do wieczności” (Deus Caritas Est I, 6). Dotyczy to oczywiście każdego powołania chrześcijańskiego, gdyż każde z nich sięga tajemnicy miłości. Tym samym osoby konsekrowane, oblubieńczo związane z Chrystusem, wskazują, że w Królestwie Bożym podobnie rozwinie się komunia dwojga osób złączonych w Kościele. A wraz z dwojgiem – jedność wszystkich zbawionych (bez doznania uszczerbku na każdej indywidualnej relacji). Wystarczy wczytać się chociażby w miłosne rozmowy św. Brygidy z Jezusem, aby zrozumieć, jaka głębia miłości wypełni «obcowanie świętych».

Oczywiście, rzeczywistość przyszłego świata pozostaje wciąż tajemnicą [„ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć”, 1Kor 2, 9]. Niemniej jednak, Pismo Święte w wielu fragmentach pozwala nam na wyobrażenie tego, jak wyglądać będą w wieczności ludzkie relacje. I tak dla św. Jana Chryzostoma małżeństwo „jest obrazem nie czegoś ziemskiego, ale niebiańskiego” (P.G. LXI, 215), gdyż Paweł Apostoł, aby je wysławić, nie mógł znaleźć żadnego innego porównania prócz eschatologicznej unii Chrystusa z Kościołem (Ad Eph. XX, 5). Rodzina stanowi Mały Kościół. Jest to więc zapowiedź i częściowe uobecnienie przyszłego („anielskiego”, czyli dziewiczego) zjednoczenia kobiet i mężczyzn, wzajemnego oddania i miłości. Warto przytoczyć w tym miejscu wyjątek z katechez środowych Jana Pawła II:

Jeżeli „w zmartwychwstaniu ani się żenić będą, ani za mąż wychodzić” (por. Mk 12, 25), znaczy, że tam jest jakby ojczyzna owej bezżenności, w której człowiek, mężczyzna i kobieta, znajduje równocześnie pełnię osobowego oddania i pełnię intersubiektywnej komunii osób dzięki uwielbieniu całej swojej duchowo-cielesnej istoty w wiecznym zjednoczeniu z Bogiem.

W związku z tym współczesna myśl katolicka wskazuje na prawdę, iż sakramentalna więź mężczyzny i kobiety jest pewnym odbiciem jedności Trójcy Świętej, i jako taka ma okazję zrodzić pomiędzy dwojgiem miłość, która „nigdy się nie kończy” [1Kor 13, 8]. Celibat jest z kolei zapowiedzią przyszłej formy egzystencji. Ludzie „nie będą się żenić, ani za mąż wychodzić” [Mk 12, 25], ponieważ wszyscy złączą się pełnią miłości w Chrystusie, bez uszczerbku dla indywidualnych relacji; trynitarna jedność ogarnie cały świat zbawionych osób, aby „wszyscy byli jedno” [J 17, 21]. „Jak przypomina Teresa z Lisieux – pisze polska teolog, dr Monika Waluś – komunia w niebie objawi nam niewidoczną na ziemi rzeczywistość przyjaźni i miłości, prawdziwa jedność osób będzie realna także w rzeczywistości niebiańskiej”. Zdaniem o. Wiesława Łyko, duszpasterza wdów i wdowców odwołującego się do nauczania papieża Piusa XII, w zmartwychwstaniu „dziewiczość i oblubieńczość zlewają się ze sobą ponad wszelkimi różnicami”, zaś „małżeństwo jest profetyczną zapowiedzią intymności Raju”, czyli komunii miłości wszystkich zbawionych.

„Każdy, kto miłuje, narodził się z Boga i zna Boga” [1J 4, 7], zapewnia Słowo Boże. Skoro zaś w niebie nastąpi doskonałe «poznanie Boga», to jasnym staje się, że wówczas każda prawdziwa miłość, a więc także miłość budowana w małżeństwie, nie tylko trwać będzie na wieki, ale wręcz osiągnie swoją ostateczną pełnię. Taką, której „oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć” [1Kor 2, 9]. Miłość między osobami ludzkimi nie może ulec zatraceniu, ponieważ „kto nie miłuje, nie zna Boga, bo Bóg jest miłością” [1J 4, 8].

 

Ciało zmysłowe, ciało duchowe

Paweł Apostoł pouczał Koryntian tymi słowami: „Inny jest blask słońca, a inny – księżyca i gwiazd. Jedna gwiazda różni się jasnością od drugiej. Podobnie rzecz się ma ze zmartwychwstaniem. Zasiewa się zniszczalne – powstaje zaś niezniszczalne; sieje się niechwalebne – powstaje chwalebne; sieje się słabe – powstaje mocne; zasiewa się ciało zmysłowe – powstaje ciało duchowe. Jeżeli jest ciało ziemskie powstanie też ciało niebieskie. Tak też jest napisane: Stał się pierwszy człowiek , Adam, duszą żyjącą, a ostatni Adam duchem ożywiającym. Nie było jednak wpierw tego, co duchowe, ale to, co ziemskie; duchowe było potem. Pierwszy człowiek z ziemi – ziemski, drugi Człowiek – z nieba. Jaki ów ziemski, tacy i ziemscy; jaki Ten niebieski, tacy i niebiescy. A jak nosiliśmy obraz ziemskiego [człowieka], tak też nosić będziemy obraz [człowieka] niebieskiego” [1Kor 15, 41-49].

Wynika stąd kolejny wniosek na temat przyszłego upodobnienia się człowieka do anioła [Mt 22, 30] oraz związanego z nim końca instytucji małżeństwa. Dziewictwo jest bowiem zapowiedzią życia wiecznego także w aspekcie antycypacji „nowego sensu bycia ciałem” (Jan Paweł II). Teologia katolicka i prawosławna rzeczywistość tę określają mianemprzebóstwienia i łączą ją z eschatologicznym zjednoczeniem człowieka z Bogiem, które nie będzie zwykłym powrotem do stanu sprzed grzechu pierworodnego, ale wejściem w wyższą chwałę dzieci Bożych. Innymi słowy: dziewiczość objawi się wówczas jako owoc ostatecznego uwielbienia natury ludzkiej oraz pojednania Chrystusa z Kościołem. „Zapewniam was, bracia, że ciało i krew nie mogą posiąść królestwa Bożego” [1Kor 15, 50], mówi Pismo. Dlatego też małżeńska jedność w ciele niejako przestanie mieć rację bytu, gdyż ustąpi miejsca – jak to określił Hans Urs von Balthasar – „wyższej idei integralnej ludzkości”. Znaczy to, że kobieta i mężczyzna doświadczą jedności już nie na sposób małżeński [Tb 3, 8], ale znacznie doskonalej, bo w samym Chrystusie. Człowiek odrodzi się w „ciele duchowym” [1Kor 15, 44], innym niż ciało ziemskie, które w doczesności stanowiło jedną z płaszczyzn porozumienia między małżonkami. Jak konstatuje Jan Paweł II, „ziemska bezżenność dla królestwa Bożego jest z pewnością znakiem wskazującym ku tej prawdzie i ku tej rzeczywistości. Jest znakiem ciała, które nie zatrzymując się przy śmierci, dąży do uwielbienia, a przez to jest już niejako pośród ludzi uprzedzającym świadectwem przyszłego zmartwychwstania”.

Nie można jednak na tej podstawie wysnuwać wniosku, jakoby zaślubiny kobiety i mężczyzny przestały mieć jakiekolwiek znaczenie dla życia wiecznego. Przecież to właśnie „w małżeństwie cielesna intymność małżonków staje się znakiem i rękojmią komunii duchowej” (KKK 2360), zaś owa «komunia duchowa» jest nie tylko czymś doczesnym. Przeciwnie: ona zachowuje trwałość dla Królestwa Bożego [1Kor 13, 8]. Wprawdzie Katechizm Kościoła Katolickiegojasno formułuje prawdę, iż „małżeństwo jest rzeczywistością obecnego świata, który przemija” (KKK 1619), ale z drugiej strony cytuje słowa homilii małżeńskiej św. Jana Chryzostoma mówiące o wiecznym charakterze miłości duchowej między małżonkami (KKK 2365): „Albowiem życie obecne jest niczym, a moim najgorętszym pragnieniem jest przeżyć je z tobą w taki sposób, abyśmy mieli pewność, że nie będziemy rozdzieleni i w tym życiu, które jest dla nas przygotowane” (Ad Eph. XX, 8). Podobnie zauważa współczesna teologia katolicka. Zdaniem Jana Pawła II małżeństwo – przemijające jako sakrament i instytucja – nie jest zamknięte na rzeczywistość Królestwa Bożego:

[…] człowiek w swej pierwotnej sytuacji jest sam, a równocześnie staje się mężczyzną i kobietą: jednością dwojga. W swej samotności “objawia się" sobie osoba, ażeby równocześnie w jedności dwojga objawić w sobie komunię osób. W jednym i drugim byt ludzki konstytuuje się jako obraz i podobieństwo Boga (…). Z kolei też sens bycia ciałem, a w szczególności bycia co do ciała mężczyzną i kobietą, zostaje związany z małżeństwem i prokreacją. Jednakże pierwotny i podstawowy sens bycia ciałem, a także bycia co do ciała mężczyzną i kobietą – właśnie ów sens oblubieńczy – związany jest z tym, że człowiek zostaje stworzony jako osoba i powołany do życia “in communione personarum". Małżeństwo i prokreacja sama w sobie nie stanowi bez reszty o tym pierwotnym i podstawowym sensie bycia ciałem, ani też bycia co do ciała mężczyzną i kobietą. Stanowi tylko o konkretyzacji tego sensu w wymiarach historii. Zmartwychwstanie wskazuje na zamknięcie wymiaru historii. I oto, kiedy słyszymy: “gdy bowiem powstaną z martwych, nie będą się ani żenić, ani za mąż wychodzić" (Mk 12, 25), słowa te nie tylko jednoznacznie mówią o tym, jakiego sensu ciało ludzkie nie będzie miało w świecie przyszłym, ale pozwalają nam równocześnie wnioskować, iż ów “oblubieńczy" sens ciała w zmartwychwstaniu do życia przyszłego będzie w sposób doskonały odpowiadał zarówno temu, że człowiek jako mężczyzna/niewiasta jest osobą na obraz i podobieństwo Boga, jak też i temu, że ów obraz spełnia się w komunii osób. Będzie zatem ów oblubieńczy sens bycia ciałem realizował się jako sens doskonale osobowy i komunijny zarazem. 

Ze słów tych wynika, że zjednoczenie płciowe właściwe małżeństwu jest ziemskim wyrazem miłości i jedności, «komunii osób», nie tylko w wymiarze cielesnym, ale i duchowym. Komunia ta będzie się realizowała inaczej za progiem śmierci, choć nie zostanie utracone nic z jej istoty. Relacja dziewicza w Królestwie Bożym jawi się tym samym jako ostateczne spełnienie jedności w ciele. Jest tu mowa o innej, „zupełnie nowej rzeczywistości”, w której „nasze ciała, w doskonalszym stopniu niż na ziemi, staną się narzędziami pełnej komunii” (ks. Stanisław Wawrzyszkiewicz). „Bóg nam niczego nie zabiera, tylko chce jeszcze szerzej otworzyć nasze serca – pisze o. Kazimierz Lubowicki w komentarzu do Katechizmu Kościoła Katolickiego (1619). – Teraz bardzo istotnym elementem życia małżeńskiego jest prawo do współżycia seksualnego. Człowiek pójdzie jednak dalej i przejdzie na następny etap rozwoju”. Z kolei ksiądz Stanisław Wawrzyszkiewicz w książce Małżeństwo drogą świętości ujmuje tę tajemnicę następująco: „Miłość może przecież zmienić formę, nie zmieniając istoty. Przekształcanie się pór roku może być dla nas obrazem radykalnego przekształcenia się miłości w przyszłym świecie”. Arcybiskup Edward Ozorowski poszerza spektrum rozumienia Mk 12, 25 nawiązując do pojęć «środka do celu» i «celu ostatecznego»: „W małżeństwie i rodzinie to, co jest środkiem tylko, wiąże się z tym wiekiem i przeminie, natomiast to, co jest celem zostanie i trwać będzie wiecznie”. Autor doczesnym środkiem nazywa sakramentalną jedność w ciele, celem zaś – miłość, życie i komunię.

 

W drodze do pełni

Droga do pełni, czyli przejście od „człowieka z ziemi” do „człowieka z nieba” [1Kor 15, 47]. Jeżeli bowiem psalmista wołał: „uczyniłeś człowieka niewiele mniejszym od aniołów” [Ps 8, 6], to Chrystus poszedł dalej, zapewniając, że w niebie człowiek zrówna się co do chwały z aniołami [Mk 12, 25]. Jak jednak tajemnica ta rzutuje na relację mężczyzny i niewiasty? Pytanie to jest o tyle zasadne, że Nowy Testament wskazał małżonkom nie tylko perspektywę początku stworzenia [„czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich jako mężczyznę i kobietę”, Mt 19, 4], ale wręcz podniósł jego godność do rangi widzialnego znaku miłości Chrystusa do Eklezji, Kościoła [Ef 5, 32]. Do dziś jednym z czytań ślubnych Kościoła katolickiego pozostaje fragment Listu do Rzymian:„ani śmierć, ani życie, ani aniołowie, ani Zwierzchności, ani rzeczy teraźniejsze, ani przyszłe, ani moce, ani co wysokie, ani co głębokie, ani jakiekolwiek inne stworzenie nie zdoła nas odłączyć od miłości Boga” [Rz 8, 38-39]. Zgodnie z zasadą lex orandi–lex credendi tekst powyższy ma swoje zastosowanie również w odniesieniu do małżeństwa. Mówi on bowiem o miłości Bożej, którą małżonkowie z powołania winni naśladować. Niemniej, miłość Boża nie jest człowiekowi od razu dana. Należy raczej powiedzieć: jest ona zadana. W tym sensie przed każdą ludzką komunią otwiera się droga. Kardynał Tomáš Špidlík pisał na temat komplementarności dziewictwa i małżeństwa, oraz wzrostu ludzkiej miłości w kierunku wieczności w następujących słowach:

Jak możemy sobie wyobrazić wzrost miłości? Podobnie jak rośnie objawienie w Piśmie. Widzimy tu stały postęp, przejście od spraw materialnych ku sprawom duchowym; od tego, co cielesne, do tego, co duchowe. Tak też powinno być w miłości. Na początku małżeństwa występuje pociąg zmysłowy, który przemija. Jeżeli miłość małżeńska jest na początku cielesna, z biegiem czasu winna uduchawiać się coraz bardziej (…). Żeby małżeństwo się nie rozpadło, musi rozwijać się prawdziwa przyjaźń, która staje się coraz bardziej duchowa. Zdarza się jednak, że u niektórych uprzywilejowanych osób ten rozwój jest przyspieszony. Od początku pragną kochać innych ludzi wyłącznie duchowo, a nie fizycznie. Tacy ludzie ślubują zachowanie czystości. Inni żenią się i wychodzą za mąż, ale bez duchowego rozwoju ich jedność się rozpadnie.

Jak wspomniano, celibat jest zapowiedzią dziewiczego stanu ludzkości w wiecznym zjednoczeniu z Bogiem. Zbawieni „nie będą się żenić, ani za mąż wychodzić” [Mk 12, 25], ponieważ w przyszłym wieku prokreacja przestanie być potrzebna, zaniknie wyłączność relacji właściwa małżeństwu („jedność dwojga” zostanie zastąpiona przez „jedność wszystkich”), a człowiek – powołany do kontemplacji Boga również w wymiarze cielesnym – odrodzi się w „ciele duchowym” [1Kor 15, 44]. Jednocześnie, jak stwierdza Jan Paweł II, komunia osób, która stanowi serce chrześcijańskiego małżeństwa, w zmartwychwstaniu osiągnie pełnię (Familiaris Consortio II, 17). „Zatem szczególność i jedyność miłości łączącej małżonków – wnioskuje o. Jacek Salij – ujawni się w niebie w całym swoim, dla nas obecnie w ogóle niewyobrażalnym pięknie”. Potwierdza to doświadczenie wielu osób zakonnych, które w powołaniu do wyłącznego oddania siebie Bogu, mogły otworzyć serce nie tylko na wszystkich ludzi, ale także na konkretne relacje duchowej miłości. Francuski teolog, Paul Sabatier w ten sposób rozważał przebóstwienie ludzkiej miłości:

Zjednoczenie płciowe ma w sobie coś boskiego, ponieważ przedstawia w sposób symboliczny zjednoczenie dusz. Miłość fizyczna jest tylko przelotną iskierką, której zadaniem jest rozpalenie ognia trwałej miłości; jest przedsionkiem świątyni a nie świętym świętych… Istnieją dusze tak mało ziemskie i tak czyste, że od razu wchodzą do świętego świętych i kiedy już tam się znajdą myślenie o innym zjednoczeniu byłoby dla nich nie tylko upadkiem, ale wręcz czymś niemożliwym. Taką była miłość między świętym Franciszkiem i świętą Klarą. 

O pewnej intuicji tej rzeczywistości pisała bł. Maria Beltrame Quattrocchi w liście do męża. Cenny wydaje się w tym przypadku kontekst biograficzny: w pewnym momencie w bł. Alojzym obudziły się obawy, czy kontemplacja Boga nie sprawi, że żona zapomni o nim, o jego miłości i oddaniu, a on o niej? Czy ich małżeństwo jest jedynie cieniem zaślubin duszy z Bogiem? W obliczu tej troski bł. Maria uspokoiła męża słowami: „Mój kochany, możesz być pewny, że moja miłość do ciebie i czułość, jaką we mnie teraz wzbudzasz, są nieporównywalnie większe niż dawniej. Zrozum, że nie musisz czekać na niebo, żeby się ze mną zjednoczyć. Już teraz jesteś ze mną tak ściśle zjednoczony, jak nigdy przedtem. Pan Bóg nie dzieli, lecz łączy, bo jest Miłością”.

 

Podsumowanie

Apostoł Paweł zachęcał Kolosan: „Jeśliście więc razem z Chrystusem powstali z martwych, szukajcie tego, co w górze, gdzie przebywa Chrystus zasiadając po prawicy Boga” [Kol 3, 1]. Rzecz jasna, słowa te odnoszą się także do powołania małżeńskiego, ponieważ – wedle nauki Jana Pawła II – „chrześcijanin winien przeżywać małżeństwo pod kątem swego ostatecznego powołania”, czyli życia wiecznego. Każda autentyczna miłość przeżywana tu, na ziemi, wypełni z pewnością «obcowanie świętych». „Miłość, do której wzywa sakrament małżeństwa, w życiu wiecznym znajdzie swoją pełnię” (II, 39), głosi dokument Konferencji Episkopatu Polski, Służyć prawdzie o małżeństwie i rodzinie.

Literatura wczesnochrześcijańska wszystkie przejawy chrześcijańskiego życia ujmowała w perspektywie Królestwa Bożego, częściowo już uobecnionego przez wiarę i miłość [Łk 17, 21]. Dzięki temu Ojcowie Kościoła mieli świadomość eschatycznego charakteru samej miłości doświadczanej w sakramencie małżeństwa. Głęboka relacja jednego z małżonków z Bogiem nie doprowadza do zapomnienia o ukochanej osobie, wręcz przeciwnie – w Panu można odnaleźć ją na nowo i zjednoczyć się z nią jeszcze bardziej niż dotychczas. Dla św. Jana Chryzostoma perspektywa wieczności powinna być obecna w życiu małżeńskim na codzień, a nie tylko w obliczu śmierci ukochanej osoby, dlatego w Homilii na List do Efezjan zachęcał nowożeńców do wzajemnego wyznania:

Modlimy się razem, prosimy i czynimy wszystko tak, by nas uznano godnymi tego, byśmy mogli bezpiecznie przebywać razem w wieczności. Obecny czas jest krótki i przemijający. Jeśli zaś, podobając się Bogu, zostaniemy uznani za godnych tego życia, które nadejdzie, zawsze będziemy przebywać z Chrystusem i ze sobą w pełniejszej radości.

W liście konsolacyjnym do pewnej młodej wdowy ten sam Ojciec Kościoła zapewniał:

Taka jest potęga miłości: ona zbliża, jednoczy i utwierdza razem nie tylko tych, którzy są blisko, widzialni dla naszych oczu, ale również tych, którzy są daleko. I ani czas, ani przestrzeń, ani w ogóle żadna tego typu przeszkoda nie jest w stanie ich rozdzielić czy rozbić na części uczucia ich serc (…). Któregoś dnia wyruszysz stąd, aby przyłączyć się do niego i przemieszkiwać z nim już nie przez pięć lat, po których go straciłaś, nie przez dwadzieścia, nie sto, ani nawet tysiąc czy dwa tysiące lat, ale przez nieskończone wieki.

Dla św. Jana Chryzostoma i innych Ojców Kościoła wdowa zachowująca wierność swojemu zmarłemu małżonkowi uważana była za prawdziwą chrześcijańską heroinę i „królową życia”. Oczywiście nie wątpiono w godziwość kolejnych zaślubiny, również włączonych w tajemnicę „świętych obcowania” (o ile spoiwem tego związku była autentyczna miłość), gdzie „wszyscy będą jedno”, jednak oczekiwanie na ponowne spotkanie z oblubieńcem czy oblubienicą, która odeszła ze świata, traktowano jako możliwy do zrealizowania ideał, szkołę miłości przekraczającej granice śmierci.  Wdowieństwo przestało być przekleństwem, a zaczęło jawić się jako radosne świadczenie o rzeczywistości Królestwa, w którym każda miłość i skarb serca zostanie zachowana i pomnożona aż do przepychu: „I w jego świetle będą chodziły narody, i wniosą do niego królowie ziemi swój przepych” [Ap 21, 24]. Papież Pius XII podczas przemówienia Castelgandolfo, w dniu 16 września 1957 roku uroczyście przypomniał wdowom, że „śmierć nie tylko nie niszczy ludzkich i nadprzyrodzonych więzi miłości, utrwalonych poprzez małżeństwo, lecz może je wzmocnić i udoskonalić”. Jego zdaniem wdowieństwo powinno być rozumiane jako „przedłużenie sakramentu małżeństwa”, natomiast „wdowa chrześcijańska jest wezwana do wiary w wieczny charakter swojej miłości”.

Kościół naucza, że taka miłość nie jest dziełem tylko ludzkim. Uczestniczy w niej sam Bóg, który zaprasza nupturientów do współdziałania z Nim. To dlatego ważne jest, aby właściwie rozumieć małżeństwo jako sacramentum magnum, wraz z cielesnym urzeczywistnieniem stanowiącym jego materię: „miłość obejmuje również ciało ludzkie, a ciało uczestniczy w miłości duchowej” (Familiaris consortio II, 11). O podobnym założeniu mówi dokument papieski Małżeństwo sakramentem, wskazujący na dwa cele: wychowanie do wiary w sakramentalność małżeństwa i wychowanie do miłości w jej sakramentalnym znaczeniu. Wedle nauczania Kościoła sakrament nie tylko oznacza łaskę, ale również ją sprawia. “Każdy przejaw miłości małżeńskiej jest wyrazem woli udzielania życia Chrystusowego komuś innemu i faktycznym udzielaniem tego życia” (D. O’Callaghan). Ponieważ małżeństwo chrześcijańskie nasyca miłość ludzką – Miłością Bożą, jedność dwojga – według nauki katolickiej – ma szansę rozwinąć się, przekształcić i przetrwać nawet poza granice śmierci. Ta trwałość więzi nie jest czymś przeznaczonym „z góry”. Przeciwnie: Chrystus zaprasza do niej poprzez codzienność pełną wzlotów i upadków, przez modlitwę osobistą i wspólnotową, przez Eucharystię, krzyż i duchowe zmartwychwstanie, a dzięki temu przez stopniowe uświęcanie siebie nawzajem. W tym kontekście szczególnie wymownie brzmią wyznania bł. Marii Beltrame Quattrocchi, napisane po śmierci jej męża:

Cierpienia i radości nieustannie zacieśniały jedność i potęgowały wzajemną miłość, co doprowadziło do całkowitego zlania się intelektów, serc i duchów (…). Tak właśnie jest w małżeństwie. Nitka za nitką zostaje wpleciona w osnowę, wątek i osnowa są złączone w Bogu tak ściśle, że jedno bez drugiego nie ma racji bytu nigdy, nawet w wieczności (…). Widzę go wysoko, w niebiosach, jak żywą skałę. I wydaje mi się, że obok niego jest wolne  miejsce,  które  na  kogoś  czeka.  To  jest miejsce, do którego  muszę dojść,  muszę  je  zdobyć  także  gorzkimi  łzami, które zalewają  serce,  ale pozostają w sercu. I nie znajduję ulgi w płaczu. Płaczę i pragnę, aby skalny blok  utworzył  się  na  nowo  w  miłości,  łasce i radości.  Na wieczność. Wszystko i na zawsze (…). Tak,  właśnie  tak  się  stanie.  Urzeczywistni się to,  w  co  zawsze wierzyliśmy,  na  co  mieliśmy  nadzieję  i  co  razem miłowaliśmy. Dopiero wtedy,  w  ręku  boskiego  Tkacza,  zostanie  naprawiony porwany  materiał. Ostatecznie i na wieki wątek splecie się z osnową.

 

 

 

Komentarz

  1. golebiowski

    Pobożne pragnienia III, 3

    Dla szerszego kontekstu przedstawiam trzecią pieśń z trzeciej księgi Pobożnych pragnień (1673) Aleksandra Teodora Lackiego. Dzieło to jest przekładem najwybitniejszej barokowej książki emblematycznej, Pia Desideria (1624) Hermana Hugona:

    „Szczęśliwe tych dusz stadła spojone miłością,
    które serca krępuje wiara z uprzejmością!
    Gardzę fortuną królów! Wasze szczęśliwości
    do niebieskich mieszkańców przyrównam radości”
     
    (Aleksander Teodor Lacki III, 3)

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code