Miłość bliźniego

 
 
Rozważanie na XXIII Niedzielę Okresu Zwykłego, rok A

Dzisiejsze czytania

Nic mnie tak nie zniechęca do kościoła katolickiego jak brak miłości bliźniego. I jeszcze, żeby to był tylko brak objawiający się zanikiem empatii oraz zrozumienia, ale zazwyczaj zostaje on wypełniony zawiścią, zazdrością, jadem i plotkami. Jeśli to wszystko podlewane jest niewiedzą i nieznajomością wiary, którą się wyznaje, robi się naprawdę niesmacznie.

Ostatnio na facebooku moja koleżanka zamieściła czyjś cytat: „Przyszłam zaprotestować przeciwko szerzącemu się zjawisku stawiania tęcz i wymagania od nas, katolików, byśmy byli tolerancyjni”. Nie chcę być kojarzona z ludźmi, którzy wypowiadają się w ten sposób – także w moim imieniu! Nie chcę piętnować tęcz, gejów, lesbijek, in vitro, bo wychodzę z założenia, że dopóki sprawa nie dotyczy mnie bezpośrednio, nie powinnam się wypowiadać. Nie jestem tolerancyjna, jeśli chodzi o szeroko pojęte zło – nie akceptuję agresji, przemocy, rozwiązań siłowych. Resztę kwestii pozostawiam zainteresowanym, chociaż nie wyobrażam sobie, by odrzucić kogoś mi bliskiego tylko z tego powodu, że np. jest gejem. Według mnie dobry chrześcijanin kocha syna-geja i syna-niegeja, bo takie jest przykazanie miłości. Nie wyobrażam sobie, by dobry chrześcijanin wystawiał syna-geja za drzwi, a tak się czasami dzieje.

Niedawno w oczy rzuciła mi się dowcipna (!) zapowiedź artykułu o chrześcijańskim małżeństwie: „Czy przyszło mu kiedykolwiek do głowy, żeby się rozwieść z żoną? Rozwieść nie, ale zabić tak. Kilka razy". Jakoś mnie to nie śmieszy. Bo niestety w wielu katolikach istnieje przekonanie, że jeśli ślub, to do grobu – nawet jeśli w tym małżeństwie jest przemoc, rozpacz i alkohol. Nawet gdy jedna ze stron nie dotrzymuje złożonej przysięgi. W ten sposób dochodzi do wielu ludzkich, rodzinnych tragedii – zabójstw, samobójstw, wypadków. Czy nie bardziej po chrześcijańsku byłoby uświadamiać kobiety, że są wartościowe w oczach ludzi i Boga, zapewnić im odpowiednie schronienia i psychologów, namawiać do odejścia i walki o własną godność, niż przekonywać, że tak po prostu musi być?

Marzy mi się, by w naszym kraju zapanowała prawdziwa miłość bliźniego. By chrześcijanie się wzajemnie wspierali, by dzielili się radością i chlebem z tymi, którym tego zabrakło. By katolik nie był kojarzony z wrzeszczącą przeciwko tęczy panią, z dostojnikiem, który „zatyka usta” księdzu Lemańskiemu, a ze światłem, spokojem, opiekuńczością i głęboko refleksyjnym usposobieniem.

Tymczasem – oczywiście w ramach miłości bliźniego – ojciec Bashobora kasuje na Stadionie Narodowym 40 zł na bilet. U nas w parafiach to przynajmniej jest co łaska – chociaż oczywiście wiadomo, że to i tak z góry ustalony cennik. Ale chociaż zachowane są jakieś złudzenia, że można dać mniej albo w ogóle nic. By dostać się na Stadion Narodowy – trzeba było zapłacić. Nie mieli zniżki niepełnosprawni, emeryci ani renciści, tylko małoletni do 16 roku życia. Oczywiście można uznać, że były to koszty organizacyjne. Ale czy w Polsce mamy mało łąk, błoń, pól, sanktuariów? Drugie spotkanie odbyło się w Licheniu i tam – z tego, co się zorientowałam – był wstęp wolny. Czyli się da – można znaleźć wolontariuszy pełnych miłości bliźniego i chęci pomocy, i nie trzeba kasować spragnionych nadziei ludzi.

Jeszcze lepszy jest Nick Vujicic, który niesie radosną nowinę i pociesza znękanych za minimum 130 zł – tyle kosztuje najtańszy bilet na spotkanie z tym niepełnosprawnym mówcą, który na całym świecie wygłasza prelekcje dotyczące Bożej miłości. Do Polski przyjeżdża w 2015 roku – będzie przemawiał na poznańskim stadionie. Trudno powiedzieć, co Nick wie o polskich realiach, ale chyba niewiele, bo najdroższe wejściówki są do kupienia za… 900 zł. Kogo będzie na nie stać? Wybrańców. Jaki będzie efekt jego występów za TAKIE pieniądze? Kolejna fala krytyki i opinie, że na religii robi się naprawdę wielką kasę.

Nie lepiej jest z tym upominaniem, o którym mowa w dzisiejszej Ewangelii. Bo zazwyczaj przyjmuje ono formy srogiej reprymendy. W moich rozmowach z osobami wierzącymi rzadko spotykam kogoś, kto mógłby mnie z moimi wątpliwościami odesłać do odpowiedniej lektury czy dać konkretne wskazówki. Za mało wiedzy, za mało pasji – pogłębiania i poznawania swojej wiary.

Andrzej Sikorowski w piosence „Lekcja religii” śpiewa: „Bo religia, rumiany kolego, to nie taca i rewia pacierzy, to jest wiara w każdego bliźniego i nadzieja, że on też tak wierzy”. Bo cichu więc łudzę się, że w każdym z nas ta miłość bliźniego jest. Czasami po prostu trzeba ją w sobie odnaleźć i przypomnieć sobie, że to do niej najbardziej jesteśmy zobowiązani.

milosc_09.png

Rozważania Niedzielne

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code