Miękki totalitaryzm

Czy nie jest Państwu momentami w naszym kraju duszno? Niektórzy już nawet wieszczą ograniczenie swobód obywatelskich, ale to chyba nawet nie w tym rzecz. Swobody istnieć mogą, jak najbardziej, mogą być zapisane w Konstytucji, na marginesie warto dodać, że Konstytucja z 1952 r. była wspaniałą, liberalną ustawą zasadniczą, a jednak niektórym obywatelom rzeczywiście może być duszno. I idę o zakład, że mimo tej całej górnolotnej retoryki, iż w państwie winny być respektowane prawa mniejszości, znajdą się piewcy tezy, że są grupy, których prawa respektowane być nie mogą, na zasadzie – nie może być wolności dla przeciwników wolności. A grupy te przecież wskazać jest łatwo.

Czy można jednak czuć się swobodonie w kraju, w którym usiłuje się narzucić jedną jego wizję, już chcialem napisać modernziacji, ale przecież tu tak naprawdę nikt żadnej modernizacji nawet nie proponuje. Rozglądam się wokół w tym moim może niedużym światku, gdzieś w Polsce B, i jakoś zaczyna mi tu brakować różnorodności. Najpierw antykaczystowskie plalakty na ścianach w kilku zacnych NGOsach, później desant zwolenników PO w Urzędzie Wojewódzkim, Urzędzie Miasta, a później sugestie, że to wstyd nie deklarować się, jako zwolennik PO, zagorzały fan, albo co najmniej osoba wspierajaca mentalnie, duchowo. No i do tego jeszcze te prztyczki w postaci wyrzutów, że przecież młodzi, wykształceni, z wielkcih miast, a skoro mamy aspirować do miana metropolii, no to sam wiesz… Nim się objerzałem niemal wszyscy wokół stali się zwolennikami PO. I można byłoby ten stan skwitować stwierdzeniem – pal to licho, to przecież tylko polityka! Ale problem w tym, że ta polityka wkrada się tu w każdą szczelinę, wypełni każdą lukę, wszędzie znajdzie sobie ujście, jak woda; w pracy szefowa opowiada coś wściekle o "przebrzydłym pisowcu Gowinie" (tak, tak, mówiła o Gowinie jako o pisowcu ze względu na przekonania posła), znajomemu marzy się wyrzucenia Kaczora z Wawelu (szacunek dla zmarłych? nie bądźmy śmieszni), na konferencji o prawach osób niepełnosprawnych kilku uczestników w przerwie z pogardą cedzi coś przez zęby o Kaczyńskim. Na facebooku w profilach loga Platfromy, strony Bronisława Komorowskiego w ulubionych, deklaracje "zagorzały fan PO".

Oczywiście można stworzyć takie wrażenie, że partia opozycyjna to zagrożenie dla ładu konstytucyjnego państwa demokratycznego. Można z jednej strony gardzić tłumem, a z drugiej żywić głębokie przekonanie, że jego emocjami przy pomocy zaprzyjaźnionych stacji TV, radiowych, gazet, tygodników da się zarządzać. Ale tłum ma to do siebie, że zdanie lubi często zmieniać, dziś popiera siłe przewodnią kraju, a gdy się pojawi środowisko bardziej wpłwowe, zdolne do przejęciea mediów, pójdzie za nim. Teraz u władzy mają być siły jasne, siły psotępu, normalności, Europejczycy, luzie młodzi, wykształceni, z wielkich miast, w sferze deklaratywnej pełni demokraci, zwolennicy wolności, tolerancji i równości, ale to tylko w sferze deklaratywnej, bo w rzeczywistości to wygląda już dużo gorzej. Wszak to ci sami ludzie, którzy na co dzień nie potrafią ze sobą kooperować, przepełnieni są cynizmem, nieufnością, gotowością do rywalizacji nieuznającej jakichkolwiek reguł. Raporty socjologów dotyczące kapitału i zaufania społecznego nie pozostawiają żadnych złudzeń. Nie ufamy sobie, nie umiemy ze sobą współpracować, nie jesteśmy wobec siebie życzliwi, nie cenimy uczciwości. Ta nowocześność, europejskość, demokratyzm i egalitaryzm, to tylko sfera werbalna, którą zmienić można równie łatwo jak barwy polityczne. Dziś jest moda na PO, a jutro? Jaką możemy mieć gwarancję, że do głosu nie dojdą ugrupowanie radykalne? Unia Europejska zagwarantuje nam demokrację i pokój społeczny? Wątpliwe. UE nie jest w stanie zagwarantować przestrzegania na swoim terytorium praw człowieka – patrz kazus deportacji Romów z Francji i nie kiwnęła nawet palcem, by wyegzekwować przestrzeganie praw mniejszości polskiej na Litwie. Bruksela nie zapewni nam wolności, swobód i nomalności na zawsze. Dla Europy zachodniej jesteśmy dzikimi polami, na które spogląda się pobłażliwie i ceni, gdy te nie podnoszą się i nie szumią. Co się więc stanie, gdy ci wszyscy młodzi, wykształceni, z wielkcih miast kiedyś stracą sympatię do PO? Przecież nikt nie ma wątpliwości, że ona będzie trwać wiecznie. I co będzie dalej, jeśli sprawowanie władzy ma być pojmowane, jako zarządzanie, sterowanie, manipulowanie emocjami tłumu? Co się stanie, jeśli władza wymknie się z rąk ugrupowaniom demokratycznym i trafi w ręce kogoś pokroju Adolfa Hitlera? Niemożliwe? A czy nie w sposób legalny, przy zachowaniu procedur demokratycznych Hitler doszedł do władzy? Czy to naprawdę już tylko czasy minione? Uratuje nas rosnący dobrobyt? A czy go mamy? Czy nie jesteśmy krajem zwiększających się nierówności? Ponad 50 % Polaków nie bierze udziału w wyborach. Ci zadowoleni, ci szczęśliwi, to z reguły ci, któzy potrafią się podpiąć pod odpowiednie ugrupowanie polityczne we właściwym czasie. Dziś to jest PO, wcześniej był PiS, jeszcze wcześniej SLD. Na prownicji widać to doskonale, jak ludzie niekoniecznie kierujacy się wartościami i ideami, okupują ważne stanowiska w partiach, a następnie rozdają karty – ta grupa do rady miasta, ta do urzędu wojewódzkiego, a tamta do urzędu miejskiego, poza tym jest jeszcze kilka referatów, departamentów do rozparcelowania.

Nie jestem analitykiem, nie jestem politologiem, ani  socjolgoiem, ale pytania takie stawiać warto. Czy rzeczywiście – jak przekonuje nas Eryk Mistewicz – Public Relations to, to na co  jesteśmy skazani i każdy nowoczesny polityk, jeśli chce za takiego uchodzić musi stworzyć własną przekonującą i skuteczną narrację. I może nie być problemu, gdy owa narracja mieści się w ramach porządku demokratycznego, alo co się stanie, gdy uzna, że w tych ramach jest jej za ciasno i zechce się z nich niepsotrzeżenie uwolnić? Czy politycy zechcą już na zawsze osadzać swoje narracje w wolności, konstytucji, państwie prawa, równości? A jeśli zamarzą by wyjść poza nie i zaproponować nam społeczeństwo, w którym nie ma na przykład miejsca dla słabych? W mainstreamowych, zaprzyjaźnionych mediach pojawią się odpowiednie programy propagujące jedyną słuszną linię. Jeśli na autortytety czy idoli można wykreować postaci pokroju Joli Rutowicz, Dody, Kuby Wojeówdzkiego, to można też  pewnością co bystrzejszego szaleńca. Zresztą dowody na to mamy z historii i z czasów nam współczesnych. Czyż szaleńcem nie jest Osama Bin Laden? Jego poparcie w świecie islamu trudno oszacować, ale nie ulega wątpliwości, że ono w jakiejś niemałej przecież skali istnieć musi. Czyż Stalin nie miał szczerych i oddanych zwolenników? Znajdą się wszak tacy jeszcze dziś w Rosji.

Nic zatem dziwnego, że lęk nas ogarnia na samą myśl dokąd może zaprowadzić taka sterowana, zarządzana przez grupy wpływy deomkracja, jaką mamy dziś.

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code