Marzyć, krzyczeć, kochać i słuchać rocka.

    Jezus był spoko, ale rock o Jezusie zazwyczaj (są wyjątki) jest nudny i sztuczny. Nie ma w sobie energii, jest blady. Rock jest muzyką Diabła i jest bardzo brzydki i chropowaty. Nie słuchajcie rocka, subtelni ludzie, przestrzegam Was! Rock śmierdzi benzyną i siarką. Rock jest nihilistyczny, wyzwolony, wkurzony na wszechświat i wyzywajacy Bogu. Taki musi być, inaczej nie jest rockiem i kropka. Jest pyszny, nadęty, bezczelny, arogancki, prostacki, pochodzi ze wsi i nie ma zasad moralnych, jest zepsuty i upadły, pali papierosy i marihuanę, wyrzuca z okien hoteli telewizory, nakłania do zabójstw, picia wódki i samobójstw, przyprawia rodziców, starszych ludzi, konserwatystów i księży o palpitacje serca. Powinno się zakazać słuchania rocka! Rock to zła i destruktywna muzyka, świadectwo zagubienia czlowieka, jego grzeszności i głupoty. Słucham rocka. Jestem złym i grzesznym człowiekiem i po śmierci czorty będą mnie straszyć, ponieważ kocham rocka i chciałbym przejechać wielkim harleyem albo kabrioletem z silnikiem V8 drogę nr. 66. Jest to jedno z moich marzeń, które zrealizuję w któreś wakacje. I pójdę się za to smażyć w piekle. 

 
    Rock jest muzyką rozbijającą zamknięcie człowieka w jakichkolwiek strukturach. Nawet jeśli podkreśla absurdalność i niemożliwość wydostania się z osaczajacych ram konwencji społecznej, traktuje jednostkę jako zdolną do wolności i podejmującą probę zmierzenia sięz absurdem jako dowód bycia sobą. Rock niesie wolność. Przeciwstawia się obiektywizacji – i subiektywizacji – człowieka.
 
    Obiektywizację Człowieka w krytykował Miguel de Unamuno, Max Scheler, Plessner i Mikołaj Bierdiajew. Rozkwitła tydzień temu u mnie w chałupie –po długiej rekonwalescencji- lektura Unamuna. (Przemokła wraz ze mną w parku, bo ubrałem tylko rozciągnięty sweter i wziąłem szmacianą torbę.) Według Unamuna systemy filozoficzne zwieńczające rezultaty nauk szczegółowych, nie zachowują takiej żywotności i uniwersalizmu jak systemy integralne, tworzone od strony żyjącego „człowieka z krwi i kości”. Żyjącej istoty nie sposób -krzyczał niemal Unamuno- ująć od strony obiektywnej, ani odnieść do żadnej subiektywności, ponieważ wsparta we wzajemnej relacji opozycja subiectum i obiectum zamknięta jest w epistomolicznym rozdziale, rozpoczętym –symbolicznie- przez Rene Descartesa, a zakończona –również umownie- na Nietzschem, no, z dzisiejszego punktu widzenia może na Heideggerze. Subiektywność zwinęła się w swoją poszukiwaną Jaźń, zamknęła w Ego i pękła pod naporem pierwszych symptomów dekonstrukcji integralności Idei Człowieka. Obiektywizacja jest dla Unamuna zaprzeczeniem życia jako próby, wysiłku zmierzającego do pozostawania człowiekiem z krwi i kości. Przeciwstawia on indywiduum jednostce, żyjącego człowieka – subiektywności. Subiektywność odnosi się do obiektywizacji, wspierając swoją pozorną odmienność na jednostkowych sądach, posiadających wartość powszechną. Powszechność jest upadłością istoty wolnej, upadłością, która w szczytowych formach swojego przejawu przywdziewała czarny woal decadence, ale przesycona była gorzkim chłodem ressentiment. Powszechność jest przejawem człowieka, bezlitośnie obnaża całą prawdę o nim, nagą, epifaniczną, bezbronną i stadną, którą Levinas nazwał samą Prawdą. Człowiek Nietzschego to smutna prawda pozbawiona maski, taki …”pęknięty pęcherz”. Schemat Maski Tischnera to konstytuanta struktury codziennego dramatu ukrywania się człowieka przed człowiekiem, w końcu – przed samym sobą. Powszechność prowadzi do osamotnienia, opuszczenia. Ucieczka od obiektywizującej wszystko powszechności jest syptomem rozrostu społeczeństw, relacji międzyludzkich zagęszczonych tak intensywnie, że tylko poruszanie się po utartych schematach pozwala na w miarę konsensualne porozumienie się z nimi. Całkowita redukcja istoty do funkcji, podporządkowanie –jakby to Odo Marquard rzekł: inter-esse-owności, jakiemuś inter-subiectum, między-bycia zapominającego o własnym byciu… Dopiero zamknięcie się przed nimi w tej samej strukturze komunikacji pozwala na zwrócenie się ku sobie. Jest to jednak zwrot pozorny – izolacja powoduje subiektywizację, zwykły afekt wtórny wobec obiectum, czy jakiegoś –współcześnie- Baudillardowskiego hiperobiektu. Ale tak konsekwentne trzymanie się zdania Unamuna prowadzi do rozdzielenia na monadę – taki dramat „tylko-ja-samizmu” jak u Stirnera – i „całą resztę”. Jak indywiduum miałoby egzystować w odcięciu od jednostkowości? Subsystować ponownie niczym ta sama idea w innym modusie, tylko i wyłacznie językowym? Prowadzi to znów do powtórzenia schematu dualistycznego, przez scholastyczną istotę i istnienie, kartezjańskie res cogitans i res extensa, Kanta Noumen i fenomen, później przez Jaźń, Ego, rzecz samą, jestestwo i jego język, a dziś w samych tendencjach powrotnych po ostatecznym krachu człowieka jako takiego, uśmierconego wraz z Bogiem – jego ideą. Człowiek bezradnie miota się pomiędzy spełnianiem własnych zachcianek a wzywającymi koniecznościami. Dlatego człowiek występuje przeciwko człowiekowi – i Człowiekowi. Ecce homo. Robi tak jednak od zarania. Będzie tak robił dalej. Bezrefleksyjne przyjmowanie takiego schematu przypominało Gassetowi powrót barbarzyńcy na szlachetną scenę, podniesioną przez wzgląd na doniosłość – i dla doniosłości. Tak samo jednak rzecz ma się z odtrącaniem go. Ostatecznie, umasowiona kultura i technika musiałaby stać się albo potwierdzeniem upadku, albo glorii. A dobrze wiemy, że ani upadku, ani glorii nie jesteśmy człowiekowi w stanie odmówić. Zbiór zawierający wszystkie możliwe elementy jest niedefiniowalny, nieorzekalny, nieredukowalny. I tak już z człowiekiem zostanie. Chyba że przestanie słuchać rocka, marzyć, krzyczeć i kochać.
 
 
 
 

8 Comments

  1. Halina

    Zrozumieć człowieka?

    Człowiek istnieje w trzech wymiarach. W świecie zewnętrznym jest to człowieczeństwo interesów, dążeń, marzeń, walki i cierpienia, radości, zadowolenia, a więc to człowieczeństwo wszystkich cech biologicznych, psychologicznych i filozoficznych czy religijnych . W świecie wewnętrznym jest to absolutnie moje człowieczeństwo ego, gdzie jestem sama ze sobą i wszystko to, co się odnosi do innych ludzi,jest pozbawione sensu, gdyż w tym świecie nie ma innych ani ich spraw. Nic na ten temat nie mam do powiedzenia, poza tym, że jest tam inaczej niż w świecie zewnętrznym. Trzeci wymiar, to istnienie "między",tzn między czystymi indywidualnościami,i tam sobie bytuję w postaci idei człowieka,tworzonej w różny sposób w różnych kulturach i epokach. Przeważnie większośc jest zainteresowana istnieniem w świecie zewnętrznym, który jest dla nas jedynym światem realnym, chociaż w codziennych marzeniach bardzo często zaludniamy go duchami ze snów,a wyobraźnia zmienia jego realność w uporczywe przywidzenia. By więc zrozumieć innego człowieka, trzeba widzieć, znać i rozumieć go we wszystkich trzech wymiarach. Czy mogę nauczyć innych ludzi odkrywania siebie? Podobno guru himalajscy to umieją   W tym tkwi dramat egzystencji ludzkiej i dramat relacji między ludźmi. Aby można dotrzeć do człowieka trzeba przejść przez szczelnie zamknięty  dla innych świat wewnętrzny.Stąd wniosek prosty: oto dlatego człowiek nigdy nie może być w pełni człowiekiem dla innego. Ludzie są bardzo zróżnicowani. Ludzie mają niepowtarzalne cechy indywidualne. Każdy z nich jest dla siebie swoim światem. Świat wewnętrzny jest więc jedynym Królestwem każdego z nas, gdzie każdy panuje sam,ma schronienie przed burzami i niepokojami, gdzie spotykamy się z samym sobą , własnym cierpieniem i z Bogiem. Człowiek musi cierpieć aby działać: " Ty wiesz, jak muszę cierpieć, abym śpiewał"-pisał Słowacki. Cierpienie jest  także przyczyną odkrywania i poznawania świata i ludzi. Bez cierpienia inteligencja człowieka pozbawiona byłaby kierunkowskazu. Jest pierwszym sygnałem wskazującym różnicę między prawdą, a fałszem, między dobrem, a złem, między drogą właściwą i niewłaściwą.

     
    Odpowiedz
  2. ddn

    A gdyby tak przestać?

    Marzenia są szkodliwe. Odciagają uwagę od tego, co JEST,  od Prawdy.

    Krzyk? Czy może się obejść bez ciszy?

    Kochać, słuchać… a może niesłuchać i nie kochać..? i tak już z człowiekiem zostanie. Chyba że przestanie słuchać rocka, marzyć, krzyczeć i kochać... albo jednak słuchać, krzyczeć…?

    Ciągle coś trzeba robić, czymś się zająć. Mielić myśl za myslą. A gdyby tak przestać?

     
    Odpowiedz
  3. Halina

    Wszyscy się zmieniamy

    A zmiana przychodzi niby lekki wietrzyk poruszający zasłonkami o brzasku dnia, jak ulotny zapach polnych kwiatów ukrytych w trawie. Zdarza się, że niektórzy odczuwają wtedy niewielki ból-myślą wtedy najczęściej, że złapali katar, albo też czują lekką odrazę na myśl o tm, co wczoraj było jeszcze dla nich ważne. -John Steinbeck

    Zanim człowiek upewni się kim jest…już jest kimś innym. Wystarczy  jeden człowiek albo jedna myśl, żeby zmienić swoje życie i upodobania raz na zawsze.

     
    Odpowiedz
  4. ahasver

    Ale ja kocham rocka!

    Miałem w życiu kilka huraganów. Czasem jednak rzeczywiście lekka bryza przynosi nieoczekiwane zmiany. Ale rocka się nie zrzeknę. Nie ma takiej siły. To jedyna kwestia w moim życiu, której jestem pewien. Nie miejcie mi tego za złe. Kocham rocka. Od wczesnych lat 60’tych po dziś. Miłości nie powinno się zmieniać jak majtek, prawda?

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code