,

Małe ojczyzny, wielkie ojczyzny

Wstęp do bloku tematycznego na stronie startowej 

Bardzo lubię małe miasteczka, a dwa jakoś szczególnie mam w ciepłej pamięci: Cieszyn, ten polski i Bolzano we włoskich Dolomitach. Śliczne, zadbane, a przede wszystkim tętniące zapałem mieszkańców, którzy godzinami potrafią opowiadać o rozmaitych lokalnych atrakcjach. mnóstwo czasu poświęcają pracy na rzecz swojego terenu i wciąż wymyślają nowe fantastyczne inicjatywy, aby przyciągnąć życzliwych gości z odległych zakątków świata. Zawsze zazdroszczę, że w wielkich miastach nie ma tak bardzo zaangażowanych środowisk, a przynajmniej nikną one, gubią się gdzieś w wielkomiejskim zgiełku.
 
Myślę jednak, że z roku na rok w Polsce robi się w ogóle coraz ładniej. Ludzie sadzą przed domami iglaki, strzygą trawniki, malują dachy, organizują się, aby w swojej miejscowości zbudować oczyszczalnię ścieków, porządniejszą drogę czy bardziej ekologiczny system ogrzewania. Normalniejemy. Żyjemy chyba coraz bardziej jak mieszkańcy starej, jeszcze znacznie od nas bogatszej Europy, coraz mniej okopujemy się przeciwko prawdziwym lub urojonym wrogom, choć realne ksenofobiczne lęki wciąż rzucają ostry cień na przysłowiową słowiańską gościnność.
 
Dłuższy wyjazd z Polski nie oznacza już wygnania ani zdrady. Najczęściej jest to wybór podobny do tego, jaki dokonuje się w innych krajach: ludzie chcą zdobyć wykształcenie, zarobić więcej pieniędzy, pracować w miejscach dających większe możliwości rozwoju, wreszcie znaleźć bardziej odpowiednie dla siebie warunki życia. Nie ma w tym żadnego dramatyzmu, a najwyżej zwykła banalność życiowych rozstrzygnięć.
 
Pięknieją nam domy, ulice, miasta, miasteczka i tylko niekiedy – zwłaszcza przy okazji narodowych świąt lub nagłośnionej przez media kontrowersyjnej wypowiedzi jakiegoś intelektualisty – zaczyna uwierać narodowa romantyczna tradycja. Na powstańczych mogiłach zapalają się świece, przypominamy sobie słowa wieszczów i piosenki z okresu „Solidarności”. Pytamy jednak: czy warto jeszcze przypominać dzieciom o takich sprawach? Może lepiej, aby w przyszłości jak Fortynbras zajmowały się projektami kanalizacji i aby to, co po nich zostanie, nie było przedmiotem tragedii…
 

Komentarze

  1. jadwiga

    Ojczyzna zawsze kojarzyła mi się

    z czarną wilgotną ziemią, która rodzi, łanami pszenicy,w których odbija się słońce, gniazdem bociana na wiejskim dachu, szumem rwacej rzeki….sadem pięknych kwitnących jabłoni czy grusz….

    Nie, nie potrzebowałam do tego historii ( moze dlatego ze historia nigdy nie była mocną moją stroną). Pochodzę z dużego miasta Krakowa – jednak polskość i Ojczyzna kojarzy mi się z prostym wiejskim życiem.

    Nie lubię małych miasteczek. Cytuję

    "Śliczne, zadbane, a przede wszystkim tętniące zapałem mieszkańców, którzy godzinami potrafią opowiadać o rozmaitych lokalnych atrakcjach. mnóstwo czasu poświęcają pracy na rzecz swojego terenu i wciąż wymyślają nowe fantastyczne inicjatywy, aby przyciągnąć życzliwych gości z odległych zakątków świata. Zawsze zazdroszczę, że w wielkich miastach nie ma tak bardzo zaangażowanych środowisk, a przynajmniej nikną one, gubią się gdzieś w wielkomiejskim zgiełku."

     

    Dla mnie takie miasteczka kojarzą sie jedynie z wscibstwem sasiadów, plotkami, wyscigiem szczurów i  pseudo-zapałem mieszkancow do zrobienia czegokolwiek, wymyslanie nowych fantastycznych incjatyw po to tylko aby napełnic własna kasę i poprawic własny prestiż metodą "po trupach do celu".

    Wole więc zginąc w wielkim miescie i byc w miare aninimowa.

     

    Na zakonczenie pytasz

     

    "Pytamy jednak: czy warto jeszcze przypominać dzieciom o takich sprawach? Może lepiej, aby w przyszłości jak Fortynbras zajmowały się projektami kanalizacji i aby to, co po nich zostanie, nie było przedmiotem tragedii…"

     

    Pomimo ze nie lubię historii uwazam ze jak najbardziej TAK. Nie tylko trzeba ale i nalezy. Patriotyzm zanika , niby weszlismy do Europy – pojawiły sie nowe hasła "jestem Europejką" zamiast "jestem Polką", młodzi wyjezdzają i w zasadzie własny kraj ich nic nie obchodzi. Te piekne złote łany pszenicy…..

    No coz moze jestem romantyczna….

     
    Odpowiedz
  2. ahasver

    Gdybym urodził się w Mozambiku, kochałbym Mozambik.

    Młodzi ludzie wyjeżdżają, ponieważ nie chcą wegetować za 1000zł na ręke.  Ponadto klimat mentalny jest jakiś taki  chorobliwy:  Ciągle tylko słychać o esbekach i innych łotrach, a zamiast autostrad mamy  setki kilometrów jakichś mało istotnych faktów z przeszłości, z których rozliczone jest prawie każde nazwisko w kraju.

    Patriotyzm zanika za granicą w przypadku jednostek, których konsumpcyjny tryb życia skłania do poszukiwania ekwiwalentów tożsamości na półkach hipermarketów albo tych, którzy zorientowali się, w jakim smutnym kraju do tej pory dane im było żyć.

    Historia, poświęcenie i męczeństwo przodków są sprawami, które przedstawiane są na zajęciach z historii w każdym kraju.

    Zawsze kocha się to, co własne, bardziej swojskie i rzeczywiście jest w tym jakiś romantyzm.  Ale nic ponadto. To przypadek, że jestem Polakiem. Gdybym urodził się  w Mozambiku, kochałbym Mozambik.

    Patriotyzm to uczucie takie jak miłość.

     

     

     

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code