Listopadowe wspomnienie.

Ciotka  Julka.

 

                    Robiła najsmaczniejsze naleśniki zawijane w kwadrat, z grzybami, najsmaczniejsze placki ziemniaczane podawane ze śmietaną, najsmaczniejsze ogórki małosolne, w dużym kamiennym dzbanie. Ciotkę Julkę wspominam każdego listopada.

Ze starej, lekko pożółkłej fotografii wykonanej na twardym, grubym papierze, uśmiecha się młoda kobieta w dziwacznym kapelusiku spod którego niesfornie wymykają się długie, gęste, faliste włosy. Uśmiech „fotograficzny”, pozowany ale sympatyczny, taki na jaki zdobywać się trzeba było, gdy naprzeciwko nas, zaaferowany fotograf ślimacząc się z naciśnięciem migawki starego aparatu, pogadywał ni to do nas, ni to do siebie: jeszcze trochę, jeszcze chwilę, o tu, tu … zaraz wyleci ptaszek …   Na odwrocie fotografii jest okrągła pieczątką z wyraźnym napisem; Foto – Pietkiewicz Vilnius 1935. Ciotka Julka miała wówczas 25 lat. Oczywiście, nie była jeszcze moją ciotką – ja się urodziłem wiele lat później. Była bardzo atrakcyjną kobietą, dbającą pieczołowicie o swój wygląd, o modny strój, o swoje liczne kapelusze i kapelusiki które wzbudzały zainteresowanie mijanych na chodniku pań i panów. Właśnie dopiero co wyszła za mąż, za dosyć dużo starszego, co prawda, ale przecież niezmiernie dystyngowanego urzędnika bankowego Franciszka. Dobrze wyszła za mąż. Franciszkowi dobrze się powodziło. Ciotka Julka była zakochana w swoim Franciszku i w swoim Wilnie. To najpiękniejsze miasto na świecie, mówiła. Później, nigdy już nie widziała takiego miasta, gdzie elewacje domów wyglądałyby tak pięknie w promieniach zachodzącego słońca, gdzie byłyby takie ulice, zaułki, zapachy, tak wiele poruszających duszę i serce pamiątek narodowych i historycznych, tak wiele ważnych dla Polski i Polaków miejsc, gdzie ludzie otrzymywaliby tyle łask, ile doznawali przed obrazem Matki Boskiej Ostrobramskiej … Matki Boskiej tamtej ziemi, tamtych ludzi i tamtego życia. Tak uważała ciotka Julka. Ale czy ona, urodzona i wychowana w Wilnie, w którym spędziła dzieciństwo i młodość, pośród tych którzy byli dla niej najbliżsi i których całym swoim sercem kochała – mogła uważać inaczej.

Czas szczęśliwego życia w rodzinnym mieście przerwany został gdy sowieci napadli na Polskę. Po siedemnastym września owego tragicznego dla Polski i Polaków 1939 roku. Rozpoczął się czas przerażenia, strachu i niepewności. Dla Ciotki Julki wyraziło się to nie tylko w wymiarze realnym, rzeczywistym ale z niewytłumaczalnej przyczyny, w bardzo czytelny sposób, również w wymiarze symbolicznym. Otóż, jak bardzo często wspominała to w ciągu swojego życia, właśnie 19 września 1939 roku, kiedy ludzie w Wilnie z ust do ust podawali sobie przerażającą wiadomość, że wojska sowieckie stoją już pod miastem i że lada chwila będą je zajmować – właśnie w tej samej chwili kiedy ona usłyszała tą wiadomość – spadł jej z ręki zegarek, którego szkiełko rozsypało się na małe kawałki po uderzeniu w płytę chodnika. To był dobry zegarek. Szwajcarska Delbana. Prezent od Franciszka. Od męża, na początek małżeństwa. Ten zegarek Ciotka Julka zachowała do końca swojego życia. Zawsze miał on dla niej bardzo szczególne znaczenie.

Z upływem lat wojny, realne położenie Polaków w Wilnie, stawało się coraz gorsze. Aż przyszedł czas, że trzeba było podjąć decyzję o wyjeździe do … Polski. Nie po raz pierwszy los zadrwił z Polaków – nakazując wyjeżdżać z polskiego miasta, z ziemi na której groby i kamienie mówiły po polsku – w zupełnie inne miejsce na ziemi, gdzie nazwy miast brzmiały po niemiecku i gdzie groby i kamienie mówiły po niemiecku. I wyjeżdżali … tam, gdzie wszystko było inne. Nawet drzewa, w porównaniu z tymi na wileńszczyznie, wyglądały jak cienkie zapałki poutykane w ziemię …

Zabrali ze sobą niewiele. Ot, to co dawało się zapakować do kolejowego wagonu. Pośród rzeczy najcenniejszych były  obrazki Matki Boskiej, której tutaj, na tej nowej, dziwnej ziemi, wcześniej się nie spotykało – Matki Boskiej Ostrobramskiej.

Ciotka Julka żyła długo. Na „nowej ziemi” przeżyła jeszcze 50 lat. Do końca jej życia, w jej mieszkaniu, na „honorowym”,  jak to określała, miejscu zawieszony był przywieziony z Wilna obraz Matki Boskiej Ostrobramskiej a na komodzie z rzeczami osobistymi, na ozdobnej paterze, leżał zegarek marki Delbana.

Dla mnie, gdy ją odwiedzałem, robiła najsmaczniejsze naleśniki, zawijane w kwadrat, z grzybami.

 

 

 

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code