Cóż pamiętam. Lata 70-e ubiegłego wieku. Początkowo dość sympatycznie. Kaplica i salka katechetyczna w Sopocie. Po szkole, wieczorem, fajna załoga. Wkurzała obowiązkowość na porannej mszy. Nie było wolnych sobót i niedziela mogła być jedynym dniem leniuchowania. Nie była, nie mogłem się wyspać i oglądać filmów w "Teleranku", bo trzeba było być na porannej mszy. No i to wkuwanie martwych regułek… Stres przed konfesjonałem…
Miałem taki grubaśny, fioletowy katechizm. Ciekawe historie ze Starego Testamentu i zgrabne uda spod tuniki na jednym z obrazków. Samotnym się poczułem, gdy siostra-katechetka mobilizowała chętnych do autokaru, celem zobaczenia Matki Boskiej, co to się ukazywać miała, chyba w Piotrkowie. Potem byłem jeszcze bardziej samotny, gdy okazało się, że bierzmowanie wiąże się z pocałowaniem biskupa w rękę. Fu, zostałem tzw. ateistą.
Nie było łatwo. Pewnego razu zostałem tatą. Żadnych ślubów i chrzcin – obwieściłem. – To, to będzie bękart?! – przeraziła się moja Mama. Tak się złożyło, że pierwszą klasę podstawówki córeczka zaliczyła w Hamburgu. I spoko. A potem trafiła do mnie, na beskidzkie zadupie, gdzie do szkoły wędrowała siedem kilometrów. Czasem na rowerku, czasem piechotą. Lekcje religii odbywały się już wówczas w szkole. Dałem jej tzw. wolną rękę: chcesz to chodź.
Razu pewnego przyniosła ze szkoły plik katechizmowych książeczek. "Od koleżanki, ksiądz dał". Nieufnym będąc zapakowałem książeczki w folię – i słusznie. W naszej zakopconej chałupie szybko mogłyby "się zużyć". Po jakimś tygodniu okazało się, że trzeba płacić. Powędrowałem do szkoły i dorwałem katechetę w sieni-korytarzu – zabrał pakunek i schował się w klasie. Fajnie, bo była przerwa i wszystkie dzieci widziały księdza-cykora, córeczka miała spokój, choć jako jedyna nie chodziła na lekcje religii.
Acz czasem uczestniczyła. Obietnice rządu Mazowieckiego, że lekcje religii będą na początku lub na końcu zajęć – okazały się kłamstwem. Nie mówiąc o alternatywnych lekcjach "etyki".
Zlikwidowano wiejską szkółkę i znów wylądowaliśmy w Sopocie. W gimnazjum też była córka jedyna, co na lekcje religii nie chodziła i w środku zajęć podpierała ściany. Kilka razy była "na religii" – i potem, za każdym razem opowiadała o niezłych "kwiatkach" głoszonych przez katechetę. Zapamiętałem historię o tsunami, jako o karze za bezwstyd azjatyckich plażowiczów. Liceum – to już luzik. Więcej dzieciaków miało "wolną rękę", nie "chodziło na religię" i córeczka przestała mieć przerąbane.
Uff..
Uff. Córka jest już dojrzałym, 20-letnim człekiem i niech se robi, co chce. Zdaje się, że jest niezłym twardzielem. A dla mnie religia jest najważniejszą i najbardziej intymną sferą życia. Wszystkim właściwie.
I dlatego chrzanię religijne i wszelkie inne gwałty.
A najbardziej te, które samemu zdarza mi się popełniać.
Nie ma lekko – Uff !
Dziękuję za wyznania, tylko dlaczego niezbyt rzetelne np: "Potem byłem jeszcze bardziej samotny, gdy okazało się, że bierzmowanie wiąże się z pocałowaniem biskupa w rękę. Fu, zostałem tzw. ateistą."
"Pewnego razu zostałem tatą" – wg. mnie jest zasadnicza różnica być ojcem, czy tatą. Ojcem można rzeczywiście zostać "pewnego razu", a Tatą niestety już nie.
"Dałem jej tzw. wolną rękę: chcesz to chodź." , wg. mnie kochający, dojrzały i odpowiedzialny Ojciec, a tym bardziej Tato – tak nie postępuje.
Nic dziwnego :"Wkurzała obowiązkowość na porannej mszy.", a Kościół katolicki nadal głosi, że Bóg stawia ludziom wymagania, wskazując im drogę do……
Kto by się dzisiaj przejmował zasadami wiary i życia religijnego, do których odwołuje się Kościół katolicki?….
Przecież jest tyle innych ofert i propozycji, oczywiście bardziej nowoczesnych, atrakcyjnych, wygodniejszych, łatwiejszych, zdecydowanie mniej kłopotliwych, a nawet po promocyjnej cenie lub za darmo – jest w czym wybierać.
"Stres przed konfesjonałem… ", a co w tym gorszącego, dziwnego skoro się porządnie nabroiło i miało cykora.
"Fajnie, bo była przerwa i wszystkie dzieci widziały księdza-cykora, córeczka miała spokój, choć jako jedyna nie chodziła na lekcje religii." Dzieci lepiej nieraz znają się na ludziach, niż Sz. Pan sugeruje, a w tym przypadku wykazały szacunek wobec Pana decyzji i chyba szczerze współczuły swojej koleżance.
"Uff. Córka jest już dojrzałym, 20-letnim człekiem i niech se robi, co chce." , a kim Pan jest to dość łatwo zauważyć, bo dobrze ukazuje to publicznie napisany tekst?…..
Ps. Znamienne jest to Uff.
Szczęść Boże !
Zibiku, no nie wiem…
czy jest sens tu i teraz Tobą rozmawiać. Możesz sobie wyobrazić, że dziecko od początku wie lepiej? I może wybierać? Coś tam jest na ten temat w Ewangelii. Nauki Jezusa są mi bliskie, acz takie postawy jak Twoja sprawiają, że nie chcę mieć z tzw. katolicyzmem nic wspólnego. Brrrr…
Decydują emocje zamiast rozumu !
Drogi Wojciechu !
Cieszę się, że nauki Jezusa są Tobie również bliskie. Natomiast nie rozumiem, co grzeszne postawy wybranych osób – mogą mieć wspólnego z wiarą w Boga Trójjedynego, czy poznaniem i uznaniem katolicyzmu, bądź z rezygnacją przynależności, do wspólnoty Jego Kościoła.
Postawy innych osób wg. mnie nie powinny warunkować naszych (dojrzałych, przemyślanych i odpowiedzialnych) – najważniejszych wyborów i decyzji. A jak to w życiu często bywa?….. decydują emocje, zamiast rozumu.
Dialog publiczny, a nawet polemika mogą być wartościowe, bądź użyteczne – mieć sens, kiedy oboje znamy cel i pragniemy dążyć, w tym samym kierunku. Ponadto wzajemnie szanujemy się, słuchamy, uzupełniamy, rozumiemy, wykazujemy dobrą wolę i roztropność – używamy racjonalnych argumentów.
Wyobrazić sobie mogę jeszcze wiele, zapewne nie tyle, co dziecko, które z powodu braku koniecznej i zbędnej wiedzy, oraz balastu doświadczenia życiowego, ma nadzwyczajną wyobraźnię, fantazję i wrażliwość.
Każde dziecko, nawet nasto-letnie wymaga miłości, troski i koniecznej opieki rodziców – osób dorosłych.
O ile naprawdę wie lepiej, od rodziców – toto….. chyba, o czymś świadczy – no nie?………
Ps. To Twoje Brrrr…….. – to chyba wyraz jakichś uprzedzeń, złych skojarzeń i nadmiaru emocji?…….
“Jedyne, co mam
to złudzenia, że mogę mieć własne pragnienia
jedyne, co mam, to złudzenia
że mogę je mieć".
Tak leci z kompakcika. I git.
O, a teraz "Perłowa łódź" Tosi Krzysztoń. "Cały świat- osłaniany w naszych dłoniach płomyk".
Zibiku! To ja, Twoja lewa strona. Półkula. No, diabełek:-)
Zdrówka i powodzonka.