Przeglądając temat tegorocznych rekolekcji adwentowych, postanowiłam skupić się na praktycznym aspekcie przykazania miłości bliźniego.
Teoretycznie, o co chodzi, wie każdy, kto zagląda do kościoła albo na lekcje religii. Natomiast z praktyką jest przeważnie gorzej. I nie mówię tu o heroicznej miłości bliźniego, ale takiej zwyczajniejszej sympatyczności, uśmiechu, dobroci dla zwykłych ludzi. Jak to zrobić, aby traktować z szacunkiem, sympatią, wrażliwością, miłością tych, którzy są dookoła mnie?
Powiem tak: o własnych siłach nie da się tego osiągnąć, przynajmniej ja nie potrafię. Dopiero relacja z Bogiem uzdalnia do stopniowego uwalniania się od lęku o siebie i traktowania tych, którzy są dookoła, bez tego elektrycznego wyczekiwania – krótka chwila i już się kumuluje ładunek, więc będzie spięcie. Tu mam na myśli tych, z którymi nie potrafię się dogadać, których nie rozumiem, bo nadajemy na innych falach.
Powiem tak: choćbym sobie postanowiła, że będę miła, uprzejma, sympatyczna, to słowo, gest, mina z drugiej strony potrafi szybko zburzyć owe postanowienia. I zamiast być miła, to zaczynam „warczeć” albo nabieram powietrza w płuca i w duchu przyzywam Ducha Świętego, aby dodał cierpliwości, spokoju, pokory, rozumu.
Emocje – mocna rzecz, ciężko nad nimi zapanować, zwłaszcza gdy ktoś jest jak dynamit, co się podpala od iskry i wybucha. Nie wiem, czy wolę takich jak ogień, czy takich jak woda, którzy zbierają, zbierają, zbierają, a potem powódź trzy dni albo dłużej. Chyba wolę ogień…
Potrzeba daru rozumu, aby zapanować nad emocjami, aby oddzielić to, co nie jest nawet zamierzone z tej drugiej strony, tylko automatyczne, automatycznie nieprzyjemnie dla każdego, nie tylko dla mnie. Wyuczone przez otocznie, doświadczenie, środowisko.
Czasami potrafię odsiać to negatywne tło, odpowiedzieć spokojnie i w zasadzie już to przestawia rozmowę na inne tory. Jest takie powiedzenie: łagodnością można zdziałać wiele. [1]
Czasami reaguję zbyt instynktownie – za dużo impulsywności za mało ducha. Nie chcę powiedzieć, że instynkt jest zły, wiele razy ratuje nas od nieszczęścia, ale w kontaktach międzyludzkich warto przypomnieć sobie o darze rozumu, warto o ten dar prosić Ducha Świętego.
Kolejny problem – szufladkowanie. Na podstawie wcześniejszych doświadczeń nalepiam etykietki, opatruję instrukcją obsługi, wkładam do odpowiedniej szufladki i używam za każdym razem. Jeżeli w szufladzie są negatywne doświadczenia, to wiadomo, jak może się kończyć każdy kontakt.
A gdyby tak mieć taką cenną umiejętność wymazywania tego złego, co jest w szufladach? Nie do końca dobrze, bo wcześniejsze doświadczenia uczą, czego się spodziewać i wtedy nawet bez negatywnych emocji, o ile potrafię je oddzielić, ale z ostrożnością czekam, jak się rzeczy potoczą. Jeżeli czuję, że prowadzą w złą stronę, to stop. Mogę powtórzyć za Williamem Szekspirem:
„Kochaj wszystkich, ufaj niewielu, nie czyń krzywdy nikomu.” [2]
Ale za to każdy z nas może mieć taką białą kartę u Boga. Zawsze, gdy zechcę, mogę udać się do punktu utylizacji złych, negatywnych zachowań i uczynków. Gdy obiecam, że się poprawię, gdy przyznam, że tak, TO było złe, gdy poproszę o przebaczenie w sakramencie pojednania – otrzymuję białą kartę, Bóg skreśla zapis dłużny.
Jak to zrobić, aby nie zachowywać się jak wilk, wąż albo hiena w stosunku do innych ludzi? Ktoś mi nadepnie na ogon i od razu syk albo ukąszenie. Ktoś przekroczy pas ochronny dookoła mnie i od razu groźny pomruk.
W Piśmie Świętym jest piękny fragment z Izajasza:
„Wtedy wilk zamieszka z barankiem,
pantera z koźlęciem razem leżeć będą,
cielę i lew paść się będą społem
…
dziecko włoży swą rękę do kryjówki żmii.
Zła czynić nie będą ani zgubnie działać
całej świętej mej górze,
bo kraj się napełni znajomością Pana, …” Iz 11 6-9
To są charaktery ludzi [3]. I ci gwałtowni, i ci ulegli będą spokojnie razem żyć na świętej górze Pana, zła sobie nie czyniąc. Piękne, prawda? Wskazówka dla mnie: gdy wejdę na świętą górę Pana, gdy moja rodzina, moje otocznie napełni się znajomością Boga, to da się zrealizować przykazanie miłości bliźniego.
Bez Boga w sercu wszystkie moje piękne postanowienia nie będą nic warte. Namęczę się, zacisnę zęby, a i tak nie będzie we mnie spokoju i miłości do mojego bliźniego.
To wszystko jest takie proste i takie trudne zarazem. „Słowo Boga ma moc stwarzania w nas tego, co ogłasza” [4] – cytat z jednej z książeczek Mietka Wołoszyna TJ. Powiesiłam nad łóżkiem i czasami, gdy go przeczytam, to uświadamiam sobie, że to, co czytam w Piśmie Świętym, czas, który powierzam Bogu i tylko Bogu na modlitwie – te słowa i ten czas – przemieniają moje wnętrze i muszę przyznać, że widzę efekty.
Czy się nie wkurzam? Wkurzam się, ale rzadziej. Czy nie zapalam się gniewem? Zapalam, ale rzadziej i mniej intensywnie. Cóż, jest jeszcze wiele do zrobienia, ale mam nadzieję, że jestem na dobrej drodze.
1. Fajny tekst o łagodności – http://www.lamand.pl/documents/Cnotywady/
2. Love all, trust a few, do wrong to none. / Kochaj wszystkich, ufaj niewielu, nie czyń krzywdy nikomu. Ze sztuki „All’s Well That Ends Well” („Wszystko dobre co się dobrze kończy”) Williama Shakespeare’a.
3. Inspiracją do utożsamienia charakterów ludzi z postaciami zwierząt było jedno z kazań o. Mietka Wołoszyna TJ www.mietek.com.pl
4. Ez 37, 1-14; Łk 1, 26-38
Zdjęcie ze strony: http://www.barnaba.alleluja.pl/archn.php?ro=2004&mi=12
Rekolekcje Adwentowe Tezeusza 2013