Kiedy postawa marnotrawna napełniona zostaje sensem?

Chomiki to dopiero potrafią „marnować” czas …i są z tego dumne! 😉

 

W mediach na różne sposoby komentowana jest „magiczna” data 12.12.12., jak również koniec świata, który rzekomo według Majów ma nastąpić 21.12.12. Jednocześnie na stronie NASA czytam o przelatującej niedaleko Ziemi planetoidzie, to znów o deszczu niecodziennych meteorytów, wykazujących zagadkowe pochodzenie.  A jednak nic z tych rzeczy nie jest powodem mojego niepokoju. Kiedy w nocy zbudziłem się z silnym i bolesnym uciskiem w piersi, myśląc, że to już koniec (i to bynajmniej nie z powodu Majów czy innych spektakularnych przepowiedni), wtedy szczególnie wyraźnie zdałem sobie sprawę, że przecież światło zgasnąć może w każdej chwili. A moje dłonie są tak puste…

 

W sumie się cieszę, że to nasze życie nie jest zbyt długie. Byle by tylko zachować swoją duchową gotowość do Spotkania.  I tu właśnie pojawia się problem: martwi mnie jałowo tracony czas, który tak łatwo przepływa mi przez palce. Tak mało potrafię z siebie dać innym. Jedyne pocieszenie w ufności, że Bóg wybaczy mi tę bylejakość, że w istocie chodzi o coś zupełnie innego, niż zewnętrznie postrzegane zasługi, społeczne czy religijne zaangażowanie…  Może ważniejsze od wielkich dzieł jest to ulotne słowo, gdzieś tam komuś wypowiedziane, gest wykonany, czy nawet czas dla kogoś „stracony”? Słowo lub działanie, o którym natychmiast zapominamy, a które jak piasek pustyni – przesypywane jest z miejsca w miejsce i często zupełnie przykrywane innym piaskiem…

 

Ale zaraz przychodzi myśl , że to rzeczywistość tylko pozornie rozwiana i bezpowrotnie przemijająca. Bo właśnie ów piasek w pustynnych wydmach potrafi przetrwać niejedną twierdzę! Z wielkich budowli pozostają tylko ruiny, a rozwiane przez wiatr ziarenka wciąż wędrują po tej ziemi – choć same w sobie nie są widoczne, potrafią szlifować najtwardsze skały, kształtować głębiny oceanów i stanowić budulec dla coraz to nowych ludzkich domów i katedr… Tak, czuję przeciekający przez palce czas, trwoniony potencjał, marnowane talenty. Ale chyba w każdym z nas  jest trochę tego biblijnego syna marnotrawnego. Gdzieś ostatnio czytałem, że gdyby nie świadomość przetrwonienia czegoś ważnego w swym życiu, człowiek nigdy nie obudziłby się w pełni na przyjęcie Bożego Miłosierdzia. I może to jest główny sens tych, jakże obficie marnowanych darów i trwonionego czasu?…

… 

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code