Historia Mariana Łapińskiego – przed i po wypadku!

Normal
0

21

false
false
false

PL
X-NONE
X-NONE

/* Style Definitions */
table.MsoNormalTable
{mso-style-name:Standardowy;
mso-tstyle-rowband-size:0;
mso-tstyle-colband-size:0;
mso-style-noshow:yes;
mso-style-priority:99;
mso-style-parent:””;
mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt;
mso-para-margin-top:0cm;
mso-para-margin-right:0cm;
mso-para-margin-bottom:10.0pt;
mso-para-margin-left:0cm;
line-height:115%;
mso-pagination:widow-orphan;
font-size:11.0pt;
font-family:”Calibri”,”sans-serif”;
mso-ascii-font-family:Calibri;
mso-ascii-theme-font:minor-latin;
mso-hansi-font-family:Calibri;
mso-hansi-theme-font:minor-latin;
mso-bidi-font-family:”Times New Roman”;
mso-bidi-theme-font:minor-bidi;
mso-fareast-language:EN-US;}

 

Normal
0

21

false
false
false

PL
X-NONE
X-NONE

/* Style Definitions */
table.MsoNormalTable
{mso-style-name:Standardowy;
mso-tstyle-rowband-size:0;
mso-tstyle-colband-size:0;
mso-style-noshow:yes;
mso-style-priority:99;
mso-style-parent:””;
mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt;
mso-para-margin-top:0cm;
mso-para-margin-right:0cm;
mso-para-margin-bottom:10.0pt;
mso-para-margin-left:0cm;
line-height:115%;
mso-pagination:widow-orphan;
font-size:11.0pt;
font-family:”Calibri”,”sans-serif”;
mso-ascii-font-family:Calibri;
mso-ascii-theme-font:minor-latin;
mso-hansi-font-family:Calibri;
mso-hansi-theme-font:minor-latin;
mso-bidi-font-family:”Times New Roman”;
mso-bidi-theme-font:minor-bidi;
mso-fareast-language:EN-US;}

Przeglądając Internet w poszukiwaniu historii ludzi, którzy walczą o życie o powrót do żywych natrafiłem na historię Mariana Łapińskiego.
Historia jest dość długa i podzielona na części to jednak przeczytałem ją od razu z zapartym tchem. Od razu pojawiła się jakby duchowa łączność z tym człowiekiem, który walczy. Walczy i się nie poddaje! Nigdy się poddał i nie zanosi się by kiedykolwiek to zrobił!
To historia o tym, że pomimo kalectwa można dalej kochać życie i podziwiać piękno tego świata.
To historia drogi, która doprowadziła do poznania Pana Boga i Jego miłości, do docenienia czym jest rodzina. Pokazuje to, że ludzie, którzy byli oddaleni, odwróceni od siebie, zblizają się i jednają.
To droga, która przebył pan Marian od zdrowego do chorego dla mnie jest inspirująca, dająca do myślenia jak kruche jest życie ludzkie i jakim darem Ty droga siostro i drogi bracie dysponujesz, a mianowicie sprawnością.
Życzę Ci drogi czytelniku aby ta historia Tobą wstrząsnęła, poruszyła, zmotywowała.
Jeśli jesteś zdrowy doceń to czym dysponujesz, jeśli jednak cierpienie, choroba czy cokolwiek złego Cię dopadło to ta historia jest właśnie dla Ciebie.
Zatem zapraszam do lektury tego co przeżył pan Marian i z czym dzieli się z nami wszystkimi!

Historia będzie publikowana w odcinkach na Tezeuszu co tydzień.
Dziś część pierwsza: „Wypadek”

Jest lato 1 sierpnia 2002 roku. Jak co dzień rano budzi mnie odgłos budzika, otwieram oczy i spoglądam na zegarek jest godzina 5.30. to o tej porze zawsze wstawałem do pracy. Zaspały wyciągnąłem rękę w kierunku zegarka , wyłączyłem budzik i zamknąłem oczy. W tym dniu nie szedłem do pracy- ale okropnie chciało mi się pić , co zmusiło mnie do wstania. Powoli wstałem: bardzo kręciło mi się w głowie,  więc szybko usiadłem na fotelu i napiłem się napoju ,  była to chyba oranżada – nie pamiętam , wziąłem papierosy i wyszedłem na podwórko. Usiadłem na ławce,  zapaliłem papierosa i ze spuszczoną głową myślałem: Jak ja przyjechałem do domu! Nie mogłem być tak pijany skoro przyjechałem rowerem, cały nie poobijany! Ale nic nie pamiętam! Poszedłem do garażu zobaczyć czy jest rower, stał jak zawsze na swoim miejscu. W tym dniu było bardzo gorąco , zbliżała się godzina 8.00. a na termometrze było prawie plus 20 stopni. Usiadłem jeszcze na chwile, spaliłem papierosa i poszedłem do domu,  gdzie nagle usłyszałem krzyk mamci: Gdzie ty byłeś wczoraj? W pracy- odpowiedziałem i poszedłem do pokoju. Nagle: Pół nocy! rzekła: wtedy zamilkłem i zacząłem się ubierać. Ubrałem krótkie spodenki, koszulkę, klapki i poszedłem do kuchni zrobić kawę. Wziąłem kawę,  papierosy i wyszedłem na powietrze,  gdzie usiadłem na ławce aby wypić kawę. Po wypiciu kawy poczułem się lepiej. Poszedłem do garażu wyprowadziłem rower i byłem gotowy do jazdy. Kiedy siadałem na rower wyszła mamcia i rzekła: ,,Jak mnie zabraknie to zginiesz,  jak się nie uspokoisz! Nie kracz – powiedziałem i pojechałem w kierunku sklepu. Do sklepu miałem  1- kilometr więc dojechałem szybko.


Kiedy dojechałem sklep był już czynny a za sklepem słychać było rozmowę ludzi. Byli to moi koledzy którzy popijali sobie winko. Włączyłem się w rozmowę i zapaliłem papierosa. Jeden z kumpli zapytał gdzie jadę , odpowiedziałem że do Rzewnówka ( jest to mała wieś gdzie pomagałem robić ogrodzenie pewnej rodzinie ). W taki upał będziesz pracował? – spytał jeden z nich. Nie,  jadę im powiedzieć że w takie upały nie będę przyjeżdżał – odpowiedziałem i poszedłem do sklepu. Wszedłem do sklepu, ludzi nie było więc usiadłem na krześle i zacząłem rozmawiać ze sklepową ,  była to moja koleżanka Asia. W czasie rozmowy kupiłem papierosy i picie a po kilku minutach wyszedłem by jechać w dalszą drogę. Kiedy siadłem na rower jeden z kolegów zaproponował mi dotrzymać towarzystwa a więc ruszyliśmy w drogę we dwoje. Dojechaliśmy powoli do pierwszej miejscowości , zatrzymaliśmy się koło sklepu aby kupić coś do picia. W sklepie były trzy albo cztery osoby. Bez kolejki kupiłem dwa piwa i poszedłem za sklep , gdzie czekał na mnie kumpel. Z potem na czole usiadłem w cieniu by napić się piwa , które wypiłem duszkiem. Chwilę jeszcze posiedzieliśmy i ruszyliśmy w dalszą drogę. Po około 10min. byliśmy na miejscu , jednak do tej rodziny gdzie robiłem ogrodzenie poszedłem sam. Kolega czekał na mnie na początku wsi , powiedziałem mu że zaraz wracam tylko im powiem że w tą gorączkę nie będę pracował. Wjechałem na posesję gdzie robiłem fuchę a z mieszkania wyszedł gospodarz by się przywitać. Zaprosił mnie do mieszkania w którym to jego żona zaproponowała kawę. Odmawiałem mając na myśli swojego kolegę , który na mnie czeka ale ta Pani tak nalegała że zostałem na tej kawie.
Nie patrząc na zegarek upłynęło sporo czasu przy tej kawie i rozmowie. W czasie rozmowy ten Pan sam zaproponował aby w taką pogodę przerwać pracę , na co bardzo chętnie się zgodziłem. Na koniec rozmowy otrzymałem pieniądze za prace które zostały przez mnie zrobione i ustaliliśmy termin następnych prac. Przed wyjściem podziękowałem i wyruszyłem w drogę powrotną. Wracając kolegi już nie było , pojechał do domu nie czekając na mnie tak długo. Spotkałem go pod sklepem , gdzie wcześniej piliśmy piwo. Był na mnie zły ale po kilku minutach wszystko było w porządku. Poszedłem do sklepu kupiłem piwo dla mnie i dla niego , poszliśmy za sklep aby je wypić. Wypiłem dwa może trzy łyki i zrobiło mi się nie dobrze na żołądku. Poszedłem w pobliskie krzaki gdzie zebrało mnie na wymioty.  Po chwili żołądek miałem już pusty i poczułem ulgę. Resztę mojego piwa wypił kolega a ja mu dotrzymywałem towarzystwa. Kiedy wypił piwo , pojechaliśmy do naszego sklepu tam wypiłem oranżadę i poszedłem za sklep gdzie byli moi koledzy. Upał był nie do zniesienia , zbliżała się godz.13.00 ponieważ u nas w sklepie nie było wódki zaproponowałem koledze aby jechał ze mną do sąsiadującej wsi. Bez dłuższego namysłu usiedliśmy na rowery i ruszyliśmy w drogę. Kiedy dojechaliśmy koło sklepu było wielu znajomych    , którzy sobie pili piwo i grali w szachy. Kupiłem piwo i przysiadłem się do tych    którzy grali w szachy z myślą że będę mógł zagrać. Zagrałem dwa razy i padło hasło ,,Jedziemy nad jezioro wykąpać się” po krótkiej naradzie , poszliśmy do sklepu zrobić zakupy na ognisko które wcześniej było w planie.

Nad jezioro pojechaliśmy małą grupą osób około godz.14.00.  Po przybyciu na miejsce rozebrałem się do kąpielówek i wszedłem do wody. Po kilku nurkach wyszedłem na brzeg , usiadłem na ręczniku i paliłem papierosa patrząc jak inni bawią się w wodzie. Kąpielisko nad którym byłem jest niestrzeżone , była tam dawniej kopalnia wapna. Był taki upał że postanowiłem wskoczyć do wody , wziąłem rozbieg i skoczyłem na głowę. Popłynąłem wzdłuż jeziora około dwustu metru , czułem już zmęczenie więc zawróciłem w stronę brzegu. W drodze powrotnej napotkałem grupę młodzieży która płynęła pontonem , namawiali mnie abym wsiadł do nich oni też płynęli do brzegu. Mimo dużego zmęczenia postanowiłem dopłynąć sam. Dotarłem resztkami sił i wyszedłem z wody brudząc sobie nogi w torfie. Był to chyba mój pierwszy w życiu taki dystans jaki przepłynąłem w tak krótkim czasie, z czego moi koledzy byli bardzo zdziwieni. Położyłem się na ręczniku i odpoczywałem ciężko oddychając, po około 10 min. wstałem i zapaliłem papierosa. Jeden z moich kolegów przygotowywał ognisko do rozpalenia , mieliśmy piec kiełbaski i pić piwo. Miałem brudne nogi od torfu, które ubrudziłem podczas wychodzenia z wody. Stojąc nieco dalej od wody wziąłem rozbieg, odbijając się od brzegu skoczyłem na główkę. Był to mój ostatni skok w życiu.

Ciąg dalszy już za tydzień!

Autor tekstu wyraził pełną zgodę na publikację opowieści Mariana Łapińskiego, której autorem jest sam bohater. Tekst bez żadnych zmian redakcyjnych.

Wojtek

 

 

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code