Gdy większość czuje się dyskryminowana przez mniejszość

Z Siecią – na głębię pytań

28 września 2009 w redakcji „Rzeczpospolitej” odbyła się debata o miejscu mniejszości w demokracji. Zwrócono uwagę na kilka zagrożeń, które wiążą się z przeciwdziałaniem dyskryminacji, wyrównywaniem szans czy polityczną poprawnością.

Janusz Kochanowski, rzecznik praw obywatelskich zauważył, że „mniejszość i większość nie powinny być podstawowymi kategoriami, w jakich obywatele definiują swoją tożsamość. Podstawową kategorią powinna być równość wobec prawa, które ma zagwarantować odpowiednią sferę wolności. (…) Patrzenie więc na człowieka w pierwszym rzędzie jako na członka grupy mniejszościowej czy większościowej grozi zapominaniem o istocie jego człowieczeństwa”.
 
Zdaniem posła Jarosława Gowina, mimo że w 1989 roku do głosu doszła tradycjonalistyczna i konserwatywna większość, przejawów czynnego braku tolerancji jest w Polsce wyjątkowo mało w porównaniu z innymi europejskimi krajami. Gowin stwierdza jednak: „W Polsce w ciągu ostatnich 20 lat toczy się nieustanna wojna między zwolennikami wolności, którzy są rozsiani w różnych obozach politycznych, a tymi, którzy świadomie bądź nie dążą do ograniczenia wolności. Mam wrażenie, że na razie górą są ci drudzy”.
 
Zdzisław Krasnodębski, socjolog: „Wszyscy uważają, że Polska to jest straszny, katolicki kraj. Tymczasem jeszcze 20 lat temu były tu dwa kody kulturowe, dwa systemy wartości. PRL była państwem ideokratycznym. Ciągle to widzę w dyskusjach, szczególnie prowadzonych z ludźmi identyfikującymi się z lewicą. (…) Myślę, że w Polsce reakcją na komunizm był konserwatyzm – bardziej niż trwała religijność”.
 
Barbara Fedyszak-Radziejowska, socjolog opowiada się za równością szans i równością wobec prawa, a nie za przypominającym PRL „statystycznie adekwatnym rozkładem uprawnień narzucanym ustawowo lub przymusem”. Według Fedyszak-Radziejowskiej zagrożeniem są nie tyle nieuprawnione roszczenia mniejszości, ile niesprawnie działająca w Polsce demokracja, która może nie poradzić sobie z tymi roszczeniami.
 
Dariusz Gawin, historyk idei: „Mniejszości nie chcą uzyskać praw, lecz w istocie chcą zmienić funkcjonującą kulturę i społeczeństwo. (…) Kiedy słucha się roszczeń tych mniejszości, to wygląda na to, że chcą wynieść wszystkie korzyści z dobrze funkcjonującej całości bez żadnego poczucia odpowiedzialności za jej funkcjonowanie, ponieważ jej nie ogarniają”.
 
Zbigniew Stawrowski, filozof polityki: „Zazwyczaj uzasadnianie potrzeby uprzywilejowania pewnej grupy dokonuje się za pomocą odwołania do powszechnie uznanych, pozytywnych wartości, np. dobra rodziny, interesu społecznego, szczególnego miejsca, jakie dane grupa zajmuje w społeczeństwie, czy pewnych obiektywnych trudności, na jakie jest narażona (np. osoby niepełnosprawne). Ale od pewnego czasu pojawiły się nowe grupy, które domagają się przywilejów – nazywając je właśnie prawami mniejszości – nie w imię jakiegoś pozytywnie sformułowanego celu, lecz powołując się na zasadę negatywną, zasadę niedyskryminacji. (…) W gruncie rzeczy taka argumentacja antydyskryminacyjna – w imię fałszywie pojętej równości – toruje w konsekwencji drogę do zakwestionowania usprawiedliwionych, bo zakorzenionych w samej naturze człowieka, przywilejów”.
 
***
Każdy z nas zaliczyłby siebie zapewne do jakiejś społecznej większości w jednym aspekcie, a zarazem do mniejszości – w innym. Ktoś należy na przykład do mniejszości jako człowiek niepełnosprawny ruchowo, ale za to do większości jako osoba heteroseksualna, do większości jako katolik, ale do mniejszości jako Słowak lub Grek mieszkający w Polsce itp. W lusterku nie widać tego za bardzo, ale gdybyśmy chcieli te wszystkie skomplikowane zależności rozrysować na kartce papieru, to powstałby jakiś ogromnie skomplikowany wykres. Mówiłby on wiele przede wszystkim o jednostkowej niepowtarzalności poszczególnych osób.
 
Przynależność do większości daje często poczucie bezpieczeństwa i siły. Przyjemnie być we wspólnocie podobnych do siebie. Czy jednak nasza większościowa duma potrafi wytrzymać konfrontację z innością? To dość naturalne zjawisko, że zdrowy człowiek odczuwa coś w rodzaju lęku czy niesmaku, gdy spotyka na ulicy niewidomego z białą laską. Równie naturalny jest dyskomfort poznawczy polskiego katolika w zetknięciu z ateistą lub chrześcijaninem należącym do innego Kościoła. Jak potrafimy radzić sobie z takimi spotkaniami?
 
Tymczasem Polacy jako społeczeństwo stają przed problemem coraz większego zróżnicowania. Globalizacja, wielkie migracje, szybki przepływ informacji i osób powodują coraz częstsze kontakty z ludźmi innych kultur czy wyznań. Mniejszości nie tylko upominają się coraz głośniej o swoje prawa, ale też będzie ich w naszym kraju coraz więcej. Wydaje się, ze zwłaszcza osoby, które wiele lat przeżyły w szarości PRL-u, mają wciąż kłopoty, aby ucieszyć się taką barwną różnorodnością.
 
To prawda, że przedstawiciele mniejszości – w poczuciu niepewności i zagrożenia – bywają hałaśliwi i agresywni. Jest to jednak znakomity test, aby sprawdzić, czy z większością łączy nas coś więcej niż pierwotny stadny instynkt. Człowiek heteroseksualny, w pełni świadomie identyfikujący się z własną płcią, nie czuje się raczej zagrożony przez osoby homoseksualne i nie będzie ich poniżał, co nie znaczy, że zamierza zmieniać swoją seksualną orientację. Podobnie jest z przynależnością narodową czy wyznaniem religijnym. Czy jesteśmy na tyle silni i świadomi, aby nie popadać w ksenofobię, prowadzić dialog z ludźmi mającymi odmienny światopogląd, współdziałać na co dzień z niepełnosprawnymi?
 
 

12 Comments

  1. zibik

    Kto odczuwa większy dyskomfort?…..

    Rzecz nie w tym, kto kogo, lecz – dlaczego dyskryminuje, dyskredytuje, znieważa, poniża, krzywdzi etc.

    Owszem w świecie, także w RP "powinna być równość wobec prawa", także sprawiedliwość, a czy jest?…….

    Naszą religijność, tożsamość, a ściślej osobowość – człowieczeństwo nie powinna warunkować, określać dowolność, swawola tj. wolność w rozumieniu wszelkiej maści socjalistów, ateistów, czy libertynów tzn. bezbożników. Rzeczywiście rozsianych niczym kąkol w rożnych środowiskach.

    "Czy jednak nasza większościowa duma potrafi wytrzymać konfrontację z innością?"….. nie tylko z innością, także z swawolą, dowolnością, oraz kłamstwem, draństwem i głupotą. Jestem przekonany, że tak, bo z nami zawsze jest Pan Bóg – Wszechmocny i Sprawiedliwy. 

    "…….. dyskomfort poznawczy polskiego katolika w zetknięciu z ateistą lub chrześcijaninem należącym do innego Kościoła. Jak potrafimy radzić sobie z takimi spotkaniami?"

    Skąd to szczególne zatroskanie, akurat o polskiego katolika?……. Proszę zastanowić się – kto odczuwa większy dyskomfort i nie tylko?….. – tam, gdzie zło konfrontuje się z dobrem, a prawość z lewactwem.

    Szczęść Boże !

     
    Odpowiedz
  2. kudron

    Pomoc zamiast przywilejów

    Czy potrzebne są narzędzia polityki społecznej preferujące daną grupę, jeżeli przywileje obywatelskie daje każdemu demokracja?

    Najdealniejsza forma demokracji nie zmieni schematycznego myślenia, ukształtowanych przez wieki wzorców.  Niekoniecznie dyskryminowane są mniejszości, jeszcze w XX -leciu międzywojennym toczyła się dyskusja na temat praw wyborczych kobiet.

    Zwolennicy parytetów twierdzą, że dopóki nie nastąpi przełom, nie zmienią się wzorce społeczne. Przeciwnicy tej formy ingerowania w demokrację mówią o nowej formie dyskryminacji większości przez mniejszość.

    Zgadzam się z Barbarą Fedyszak Radziejowską, zagrożeniem jest niesprawnie działająca demokracja, która nie potafi zaspokoić praw dyskryminowanych.  W ramach obecnie funkcjonujących przepisów można się skutecznie upominać o swoje prawa. Pod jednym warunkiem, Państwo powinno ułatwić dostęp do informacji na ten temat. Jest rzeczą oczywistą, że grupom dyskryminowanym trudniej jest przebić się przez gąszcz procedur. Obecnie tę sferę działalności władze zrzuciły na barki słabo finansowanych, walczących bezustannie o fundusze organizacji pozarządowych.
     
     .

     

     
    Odpowiedz
  3. zibik

    Zagrożeniem są ludzie, a nie …

    "Czy potrzebne są narzędzia polityki społecznej preferujące daną grupę, jeżeli przywileje obywatelskie daje każdemu  demokracja?"

    Czytając w/w fragment nie wiem, czy Pani kpi, żartuje, a może usiłuje czytających wprowadzić w błąd?…..

    W demokracji m.in. przywileje, oraz lukratywne posady i inne dobra uzyskują, nabywają za friko jedynie ci, co zostają wybierani, oraz ich sponsorzy, krewni, kolesie etc. Oczywiście wybierani nie koniecznie, przez bezwzględną większość obywateli, lecz jedynie najliczniejszą grupę uczestniczącą w wyborach, która de fakto może być i zwykle jest mniejszością.

    Zagrożeniem, dla prawych i poczciwych obywateli zawsze byli i nadal są wszelkiej maści bezbożnicy, nie tylko złoczyńcy – ludzie podli i nikczemni, lecz również ci udający świętoszków.

    Dostęp, do wiarygodnych źródeł, oraz prawdziwych i rzetelnych informacji obywatelom – swoim wyborcom, mają obowiązek zapewniać i ułatwiać wszyscy funkcjonariusze państwowi m.in. właściciele i zarządcy mediów publicznych, także politycy, dziennikarze, publicyści etc.

    A jak naprawdę jest ?……, każdy dzisiaj może zorientować się – jeśli choć trochę zechce.

     

     
    Odpowiedz
  4. kudron

    O lukratywnych posadach

     

    Szanowny Panie

    Czy potrzebne są narzędzia polityki społecznej preferujące daną grupę, jeżeli przywileje obywatelskie daje każdemu  demokracja? – pisząc tak,  nie kpię, zadaję pytanie.

    Pisze Pan, że za dostęp obywateli do rzetelnych informacji odpowiadają politycy, urzędnicy i dziennikarze. Zawody, które pełnią określa się funkcją zaufania publicznego. Demokracja ma dążyć do tego, aby ich role się uzupełniały i równoważyły. Jednak od społecznej świadomości obywateli będzie zależało, czy nie zostanie nadużyte  zaufanie społeczeństwa.

    Pisze Pan o lukratywnych posadach dla sponsorów, kolesi itd. Takie zjawisko wynika z natury ludzkiej, braku kręgosłupa moralnego a także zwykłego braku instynktu samozachowawczego. Przypominam sprawę Zyty Gilowskiej, która w biurze poselskim zatrudniła synową. Chciała jej pomóc, synowa była w ciąży. Gdyby to była prywatna firma, to sprawa jej zarządu i ludzkich relacji. W  biurze poselskim utrzymywanym z pieniędzy obywateli postrzegana jest w kontekście etyki w polityce.

     

     
    Odpowiedz
  5. Malgorzata

    Troska o polskiego katolika

    Panie Zbigniewie!

    Rzeczywiście, polski katolik jest przedmiotem szczególnej troski Tezeusza, a więc także moim jako współredaktorki portalu. To chyba oczywiste. Nie zapominamy oczywiście o zagrożeniu katolików w Indiach, o wyzwaniach misyjnych Afryki itp., ale niedobrze byłoby, gdybyśmy zajmowali się odległymi sprawami, pomijając problemy na własnym podwórku.

    Poza tym warto pamiętać, że sytuacja katolików w Polsce jest szczególna. To katolicy stanowią religijną większość. Dlatego sytuacja polskiego katolika jest zdecydowanie inna niż na przykład w Rosji czy Wielkiej Brytanii. Tam po prostu struktura wyznaniowa społęczeństwa jest inna i katolicy stanowią mniejszość. Inaczej jest też w krajach bardziej zlaicyzowanych, w których ateiści czy agnostycy stanowią statystycznie znaczącą grupę.

    Dodam jeszcze, że moja szczególna troska dotyczy polskiego katolika w wydaniu tradycyjnym, tego, który czuje się prześladowany i zamyka się w oblężonej twierdzy. Nawet w najpotężniejszej warowni może przecież zabraknąć z czasem wody i pożywienia…

    Pozdrawiam

    M.F.

     
    Odpowiedz
  6. Alicja

    Mniejszość jako azyl

    Kategorie mniejszości  i większości mogą mieć oczywiście rozmate zabarwienie, pozytywne, negatywne. Zależy od problematyki.

    Jeśli będziemy traktować mniejszość jako swoistę odskocznię – zawsze jest potrzebna. Mniejszość zatem to będzie grupa, która zachowała swój charakter, "koloryt", gdzie ludzie nie gubią się w masie bezimiennych postaci… Takich mniejszości nam potrzeba. Po drugiej stronie mamy większość jako zbiorowość, tłum, anonimowość.

    Obie te rzeczywistości istnieją, a raczej powinno się napsiać – współistnieją. Aby uniknąć konfliktów (zminimalizować je) należy umieć opuścić zbiorowość, warto też umieć do zbiorowości wrócić… W ten sposób tworzymy nasze relacje.

     
    Odpowiedz
  7. zibik

    Demokracja !

    Może najpierw wyjaśnijmy sobie, co Pani rozumie?……., przez pojęcie demokracja w następującym stwierdzeniu: "Demokracja ma dążyć…." , czy " przywileje obywatelskie daje każdemu demokracja?….."

    Wg. mnie demokracja jest tylko przedmiotem (instrumentem) w gestii podmiotów tzn. ludzi, którzy "dążyć" mogą, a nawet powinni np: do wybranego i wyznaczonego celu albo do wielkości, doskonałości i świętości.

    A przestrzeganie i stosowanie demokracji  np: zapewnia większości wyborców przeforsowanie swoich przedstawicieli, reprezentantów w strukturach władzy. Problemem może być i najczęściej jest to, że owa większość wcale nie musi być prawa i światła, a tym bardziej dokonywać trafnego (słusznego) – właściwego wyboru. Dlatego mamy w RP – państwie demokratycznym takich, a nie innych przedstawicieli w strukturach władzy.

    Natomiast sprawa Pani Z.Gilowskiej, czy innych znanych podobnych przypadków to wyraz nepotyzmu. O ile wybierający(a)  kandydata(kę) nie kieruje się rzetelnością, sprawnością (efektywnością) wykonywania powierzonych zadań i obowiązków, czyli  kompetencjami, lecz jedynie osobistymi korzyściami i związkami rodzinnymi. Nie wiem, czy akurat, w tym przypadku dokładnie – tak było?…..

    Z poważaniem Zbigniew R. Kamiński

     
    Odpowiedz
  8. zibik

    @ Alicja – Replika !

    Czytając ten fragment Pani komentarza : "Kategorie mniejszości  i większości mogą mieć oczywiście rozmate zabarwienie, pozytywne, negatywne. Zależy od problematyki."

    Mam conajmniej wątpliwość, czy owo zabarwienie zależy wyłącznie, od problematyki, a może bardziej, od tego – jaką mają osobowość, mentalność?….., – kim naprawdę są?…… ludzie stanowiący mniejszość lub większość.

    Absolutnie nie zgodzam się z Pani końcowym stwierdzeniem : "Aby uniknąć konfliktów (zminimalizować je) należy umieć opuścić zbiorowość, warto też umieć do zbiorowości wrócić… W ten sposób tworzymy nasze relacje."

    To jest nieprawda, a nawet zła rada (sugestia), że zbiorowść należy opuszczać, aby unikać, czy minimalizować konflikty. Przecież wystarczy być mądrzejszym, a zatem ustąpić – wiadomo komu.

    Proszę uwzględnić, że w zbiorowości tj. rodzinie, grupie, społeczności zawsze są jeszcze inne osoby, którym zwykle nie trzeba ustępować, ani nie trzeba ich opuszczać – najczęściej wystarczy je szanować i kochać.

    Pozdrawiam Panią serdecznie i radzę bardziej zastanawiać, co się pisze publicznie.

     
    Odpowiedz
  9. zibik

    Czy katolicy w RP, a nawet w EU mogą czuć się prześladowani?

    Pani Małgosiu !

    Niezbyt miło czytać, takie oświadczenie, że "Katolicy są przedmiotem……", a nie podmiotem. Choć domyślam się, że Pani intencje są szlachetne. Dzisiaj zajmować się trzeba wszystkimi sprawami wartościowymi (ważnymi), tymi bliskimi i odległymi. Przecież posługujemy się możliwe często najnowszymi zdobyczami techniki m.in. samolotami, internetem i egzystujemy w globalnej wiosce.

    Owszem sytuacja Kościoła katolickiego, w tym katolików była i nadal jest szczególna, także  inna w Polsce, Europie, czy w Azji, Afryce lub w Ameryce, o czym Pani nadmieniła.

    Wg, mnie doskonały temat (materiał) na szereg cyklicznych artykułów – reportaży w "Tezeuszu".

    Proszę wybaczyć, lecz nie wiem – jak mam rozumieć?…… końcowy fragment Pani komentarza : "Dodam jeszcze, że moja szczególna troska dotyczy polskiego katolika w wydaniu tradycyjnym, tego, który czuje się prześladowany i zamyka się w oblężonej twierdzy. Nawet w najpotężniejszej warowni może przecież zabraknąć z czasem wody i pożywienia…"

    Czy katolicy lub inne grupy religijne, czy wyznaniwe w Polsce, a nawet w EU mogą czuć się prześladowane?……

    Szczęść Boże !

    Z poważaniem Zbigniew R.Kamiński

     
    Odpowiedz
  10. Malgorzata

    Poczucie prześladowania

    Panie Zbigniewie!

    Poczucie bycia prześladowanym i bycie prześladowanym to dwie różne sprawy. Toteż odpowiadam: Każdy może czuć się prześladowany, dyskryminowany, zagrożony.

    Pozwolę sobie zacytować fragment artykułu ks. Bonieckiego z niedawnego "Tygodnika Powszechnego":

    Wierząca większość wciąż skarży się na dyskryminację i spychanie na margines życia publicznego. Nawet – powiadają wierzący – w sferze języka Polska szybko się laicyzuje. Zamiast „wiara” wypada powiedzieć „przekonania religijne”, zamiast „wierzący” – „wyznawca, zwolennik” (katolicyzmu, chrześcijaństwa). Nie „żona”, „narzeczona”, „kochanka”, ale „partner”. Nie „miłość bliźniego”, lecz „altruizm” czy „humanizm”. „Otwarty” – znaczy laicki, „doktryner” – wiadomo, katolik. A co dopiero – powiadają dalej wierzący – traktowanie katolickich propozycji w debatach nad aborcją i in vitro czy wokół sprawy Alicji Tysiąc? Katolicy naprawdę czują się dyskryminowani i zagrożeni.
     
    Zaznaczam, że fragment jest wyrwany z kontekstu, a całość warto przeczytać:

     
    Odpowiedz
  11. Alicja

    —> Zibik

    Zapewniam, że staram się przemysleć zapisane słowa, zwłaszcza gdy mają być udostępnione szerszemu gronu…

    Co do Pana uwagi-refleksji. Nie miałam na myśli opuszczania zbiorowości w sensie dosłownym, np. wychodzę z ważnego zebrania mniej lub bardziej głośno, ponieważ tylko to może mnie (i innych) uratować od wypowiedzenia kilku niepotrzebnych zdań. W tym przykładzie ("opuszczenie zbiorowości") chodziło o umiejętność spojrzenia z góry na daną rzeczywistość. Opuścić zbiorowość to tutaj stanąć obok: starać się osadzić słowa, działania w szerszym kontekście. Zastanowić się czym podobne sytuacje kończyły sie kiedyś, co mogą przynieść teraz.

    Kiedy jesteśmy w "epicentrum" to zwykle trudniej o dystans do tego co się dzieje w danej chwili…

     
    Odpowiedz
  12. zibik

    Warto być i zachwycać się chwilą…..

    Pani Alicjo !

    Dziękuję za szczere wyznanie – "zapewnienie, że…….." i rozszerzenie, doprecyzowanie wcześniejszego sformułowania odnośnie : "opuszczania zbiorowości". Taką postawę w pełni podzielam i przy okazji, o ile można będę kopiował, naśladował.

    Również staram się mówić/pisać publicznie w sposób świadomy i odpowiedzialny, choć dość często dostrzegam np: w czytanych komentarzach – nie chęć przekonania adwersarza argumentami, lecz imponowania, ukazania tego, co wiem, czy pokonania w dowolny sposób, nawet za wszelką cenę.

    W wielu przypadkach również  zauważam to, co autor (ka) zapewne nie chce ujawnić, m.in. pośpiech w pisaniu, nadmiar emocji, a niedostatek namysłu, staranności i racjonalności.  

    "Kiedy jesteśmy w "epicentrum" to zwykle trudniej o dystans do tego co się dzieje w danej chwili…"

    Ps. Proszę mimo wszystko czasami sobie pozwolić na luksus bycia : "…w epicentrum tego, co dzieje się w danej chwili…". Przecież warto być…… i zachwycać się, rozkoszować, upajać chwilą…….

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code