Gdy przyjdzie Nadzieja…

Rozważanie na Czwartek III tygodnia Adwentu, rok C1
 

tezeusz_adwent_2012.jpg

 
 
Kilka lat temu uczestniczyłam w pasterce w jednym z krakowskich kościołów oo. Pijarów. Mimo, że upłynęły 4 lata, doskonale wbiła się w moją pamięć treść tamtego kazania. Zawierała się dosłownie w kilkunastu słowach. Brzmiały one następująco:
 
                 Drogi Bracie, Droga Siostro, dziś w Betlejem narodziła się Nadzieja.
 
                                                Życzę Ci, aby ta Nadzieja
 
                                            narodziła się również w Tobie!
 
Można powiedzieć, że te dni to już takie ostatnie „podrygi adwentu”. Jeśli dobrze wykorzystaliśmy ten czas – jesteśmy gotowi na przyjęcie Nadziei. A jeśli nie…?
 
Boże Narodzenie to czas, w którym przeżywamy prawdę o tym, że Bóg kocha nas do tego stopnia, że stał się jednym z nas. Jeśli ogarniają nas myśli, że jesteśmy zdani sami na siebie, osamotnieni i pozostawieni bez jakiejkolwiek pomocy – to właśnie te Święta rozwiewają wszelkie wątpliwości. Pozwalają nam zrozumieć, że tak nie jest.
 
Bóg chce z nami przebywać i zależy Mu na tym, aby człowiek Go przyjął. Jednak, jak się okazuje, ludzie są różni. Dobrze tę prawdę obrazują dzisiejsze czytania. Ich główni bohaterowie to Achaz (Iz 7,10-14) i Maryja (Łk 1,26-38).
 
W zasadzie te dwie postaci łączy to, że zarówno do Achaza, jak i do Maryi przemówił Bóg, chcąc okazać im Swą łaskawość i bliskość. Do obojga Jahwe posłał swoich wysłanników. Różnica polega na tym, że Maryja otworzyła się na propozycję, a król judzki nie.
 
Achaz pod pozorem swej „niegodności” nie poprosił Boga o znak. Oczywiście był to przejaw fałszywej pokory. Achaz nie chciał uniżyć się przed Bogiem Jahwe. Nie chciał okazać swej małości, bezradności. Zamknął się na Boga. Odrzucił Jego pomoc, skazując się tym samym na utratę nadziei. Wierzył, że sam sobie poradzi, że skoro jest królem – wszystko zależy od niego. Zresztą nie musiał długo czekać, aby przekonać się, że nie miał racji. Dla potrzymania swego złudnego myślenia wprowadził kult nic nieznaczących pogańskich bożków. Zbagatelizował też radę proroka Izajasza, będącego wysłannikiem Boga. Boga, który naprawdę stara się, aby pozyskać człowieka dla jego dobra. Mimo to Achaz pozostał nieugięty. Do końca obstawał przy swoim zgubnym myśleniu, co doprowadziło go do poddaństwa królowi asyryjskiemu. Jego pycha pozbawiła go możliwości przyjęcia Nadziei.
 
Zupełnie przeciwnie zachowuje się Maryja. Pełna pokory i ufności pozwala prowadzić się Bogu, Jego Słowu i woli. Przyjmuje boskiego posłańca, uważnie słucha Jego słów i wyraża gotowość wypełnienia tego, co przygotował dla niej Bóg. Achaz nie usłuchał zarówno samego Boga, jak i jego wysłannika. Maryja wchodzi w relacje z Gabrielem, przyjmuje Boga. W niej dosłownie narodziła się Nadzieja, bo zgodziła się przyjąć ją do siebie.
 
Warto zadać sobie pytanie: która z tych dwóch postaci jest mi bliższa?
 
W tych ostatnich dniach adwentu Słowo Boże przedstawia nam dwie możliwe postawy. Zresztą bardzo konkretne, bo wymagają od nas odpowiedzi albo twierdzącej, albo przeczącej. Myślę, że to nie przypadek. Dzisiejsze czytania mogą posłużyć nam jako rachunek sumienia, w którym powinniśmy odpowiedzieć sobie, jak przygotowaliśmy się na przyjście naszej Nadziei? Ten fakt podkreśla również Ojciec Święty Benedykt XVI w Liście Apostolskim „Porta fidei”, zachęcając do pogłębienia naszej wiary poprzez spotkanie z Osobą , która nadaje życiu nową perspektywę, a tym samym decydujące ukierunkowanie.
 
Bóg do spełnienia swych planów potrzebuje współdziałania człowieka, jego zgody i aktywności. On kocha naprawdę. W Jego dzieło można się włączyć, odpowiadając miłością na Bożą miłość.
 

monstrance12.jpg

Rozważania Rekolekcyjne

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code