GĄSIOR

W notesiku zapisane: … lekcje zsyłane nam przez los nigdy nie są darowane, lecz najwyżej przesuwane w czasie…

Nie pamiętam, czyja to wypowiedź. Nieważne właściwie. Ważne, że się sprawdza. Remontuję starą chatę.
Znów. Idzie nieźle, ma się wprawę. Acz przypomniała mi się Kowalka, połemkowska chyża w Beskidzie Niskim. Mieszkałem w niej pięć lat. Rozpieprzała się staruszka. Piec, ściany, drzwi, okna , studnia, obejście…Jak wyjeżdżałem – wszystko było w porządku. Prawie. Nie odważyłem się wejść na dach, by połatać gąsior i podmurować komin. Myślałem o tym nawet. Zimą, która trwała tam zwykle pół roku, wywalałem ze strychu kopy śniegu nawiewane przez nieszczelny dach. Ale gąsiora nie zrobiłem. Chyba bałem się włazić na stromą eternitową płaszczyznę.

Parę dni temu wszystko to się przypomniało. Stałem na stromej eternitowej płaszczyźnie, murowałem komin i montowałem gąsior. Bum! Dziękuję, odrabiam zaległą lekcję. Tym razem chałupa stoi na Kaszubach, ze sto lat temu zmontowali ją tzw. Niemcy. W konstrukcji, jak nic, belki ze starszych budowli.. A do Kowalki, po dziesięciu latach klasztorowania, wrócił mnich Banzan. Gąsior i komin – to pierwsze, za co się zabrał. Ukłon.

Z kompaktu leci kozacka muza. W okolicy sporo wysiedlonych w 1947 roku Łemków. Choć późniejszy – jestem jednym z nich. Też przybyłem z Beskidów.

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code