Eucharystia. Ku doświadczeniu Erosa

Normal
0
21

false
false
false

MicrosoftInternetExplorer4

/* Style Definitions */
table.MsoNormalTable
{mso-style-name:Standardowy;
mso-tstyle-rowband-size:0;
mso-tstyle-colband-size:0;
mso-style-noshow:yes;
mso-style-parent:””;
mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt;
mso-para-margin:0cm;
mso-para-margin-bottom:.0001pt;
mso-pagination:widow-orphan;
font-size:10.0pt;
font-family:”Times New Roman”;
mso-ansi-language:#0400;
mso-fareast-language:#0400;
mso-bidi-language:#0400;}


 

Wejdziecie, jeśli macie zwyczaj czynić dwa jednością

 

Pierwotnie eucharystia odbywała się w porządku przyrody, boska komunia wyzwalała społeczne uprzedmiotowienia przywracając podmiot do ekstatycznej logiki świata zwierzęcego. Spożywanie wina utożsamionego z krwią Dionizosa dawało namiastkę namacalnej obecności Boga, wyzwalało z hierarchicznej zależności; szaleństwo niesione w upojeniu było najbliższym stopniem doświadczenia jedności z Bogiem, a przez owoc pobrany z winorośli, ekstaza przypominała o wypartej przez "rozum" unii z światem natury. Eucharystia chrześcijańska zatraciła ten kontekst tylko pozornie, jednak identyfikowanie spożywania ciała Boga przestało się jakkolwiek kojarzyć z odzyskaniem świata materii utraconego na rzecz "ducha" – zostało wyparte w obszar nieświadomości. Niezależnie od tego, obrazy chleba oraz wina wiążą się nierozerwalnie z obszarem pracy rolniczej, a co za tym idzie niosą na powrót pierwiastek świadomego już zakorzenienia w przyrodzie; Bóg nie przychodzi inaczej jak przez mięso i krew, świat widzialny z którym ponownie się łączy przypominając o pierwotnej jedności wykorzenionej wraz z koncepcją radykalnej transcendencji pozbawiającej Boga związków z "upadłą" rzeczywistością ludzi. Bóg poprzez zbrukanie materią włącza się w proces życia i umierania, wcielenie nie jest jednak zbawieniem dla ziemskich realiów, to nie człowiek zostaje odkupiony: rzeczywiste zbawienie obejmuje Boga poprzez wchłonięcie czwartego pierwiastka, nieobecnego w świętej Trójce. Liczba cztery oznacza tutaj pełnie (Pleroma), odzwierciedlającą Ziemię w jej całości czyli cztery jej końce. Wejście Boga w nasz świat nie usprawiedliwia Ziemi, lecz znosi przeciwstawny świat ducha, przecząc wszelkim dualistycznym podziałom – afirmuje naturę w jej obecnym kształcie co przejawia się w przebraniu Boga za jej treść, życiodajny pokarm dla ludzi. Sam człowiek nie może czuć się już wyobcowany, królestwo Boga należy do tej ziemi i dosłownie jest częścią człowieka. Na końcu umiera także i Bóg ale odrodzenie przelewa się wspólnotę: nieśmiertelność w kontynuowaniu eucharystycznego obrządku, w wzajemnych spotkaniach i erotycznym pochłanianiu. Wszystko to jest częścią tego samego procesu, a dopełnia się w penetracji partnerów stosunku wzajemnego pogodzenia się, pogodzenia się ze światem w integracji Boga i człowieka na płaszczyźnie egzystencjalnej komunikacji.

 

Eucharystia bierze początek z fazy oralnej rozwoju, kiedy to dziecko przez złączenie z matką uzyskuje spełnienie wiążące się z pełną afirmacją własnej osoby. Spożywanie ciała boga ma swoje źródło w kanibalistycznym akcie pochłaniania mleka matki, złączenia się z praprzyczyną, odnowieniu pierwotnej jedności. Oralne złączenie partnerów w seksualnym uniesieniu odnawia tą więź, przywraca pierwsze chwile ciepłej stabilności, pewnego ciała w którym dziecko znajduje oparcie i uznanie; oralne pieszczoty to kolejny akt wzajemnego "zjadania" się, proces kanibalizacji życia w którym zachodzi odzyskanie pierwotnego kształtu egzystencji odczuwanej jako całość, ponowne zejście do łona kobiety może odbyć się już tylko w pożarciu tego, który nie jest mną (czynnikiem prowokującym jest głód, pustka, brak, wcześniej towarzyszący wspólnym posiłkom – brak nie jest negacją tylko okazją do uzyskania jedności, żeby powstała pełnia musi wpierw istnieć niepokój pochodzący z naturalnego rozdzielenia). Eucharystia jest więc nowym typem przeistoczenia, pierwotnie przedstawiona w poza rytualnym charakterze, bez nadętego ceremoniału ustanowiona w strukturze zdarzeń codzienności (wspólny posiłek) jest przejściem od ontologicznej jedności bezosobowej normy w kierunku subiektywnego dialogu między autonomicznymi wyspami; w końcu zaczyna się liczenie z warunkami jednostki, rzeczywistym rdzeniem bycia znajdującym się poza absolutnymi zasadami (statyczny/zimny quasi-boski świat i jego próba regulowania nieświadomości, świata ognia).

 

Jeśli zaś nie poznacie siebie, wtedy istniejecie w nędzy i sami jesteście nędzą

 

Przeciwieństwem eucharystycznego zespolenia z Bogiem a więc zgody kochanków na wzajemne upajanie się sobą, odrodzenie i dalsze podtrzymywanie życia w spijaniu życiodajnych soków ciała, jest przemoc ucieleśniona w gwałcie: systemie kary, lęku przed grzechem i uznawaniu własnej niegodności przed Bogiem. Wszystko to trzeba podporządkować, nadać rozumny charakter burzliwym popędom co jednak sprowadza się do okrucieństwa, wyzyskiwania ciała (pozbawienia energii) w celu przywrócenia harmonii z niebem a więc de facto walki z samym sobą – co jednak nie skutkuje i jest pozbawione sensu, gdyż to właśnie niebo przychodzi pierwsze bez stawiania wstępnych warunków – rozbraja przemoc, w pełnej afirmacji przywraca spokój ofierze, która stała się własnym katem.

 

Lęk przed karą, mający swoje źródło w poczuciu winy, w zalążku nosi już przemoc – wypartą, przenosi na innych traktowanych już w kategoriach sprawców winy a więc godnych obciążenia jej skutków, co przeradza się w potrzebę "odkupienia" poprzez dokonanie zemsty. Inaczej – wina zatrzymana wewnątrz, nieustannie domaga się krwi w masochistycznych aktach poniżenia zwraca się przeciwko sobie karcąc ciało, a w następstwie powodując dalsze wyolbrzymianie początkowego lęku. Dlatego Chrystus jest ostatnią ofiarą, zerwaniem z ciągiem krwawych ofiar, zarazem przyczyną jak i skutkiem w którym ma miejsce skoncentrowanie przemocy na ciele ale także poprzez przemoc ostateczne odrzucenie dalszego zadawania cierpień na jego członkach, przebaczenie zyskują także sprawcy kaźni tutaj uznani za niewinnych zadawanej przemocy; śmierć Boga przynosi rozpoczęcie procesu pojednania między ofiarą a jej zabójcą, znosząc poczucie winy w całkowitej afirmacji człowieka, bez względu na jego agresywne popędy zakorzenione w skórze pamiętającej czasy gdy nosiła na sobie jeszcze sierść; człowiek nie może się wyzbyć swojego zła ale nie musi już z tego powodu czuć się winnym, skoro ofiara oddaje swoje życie dobrowolnie, sprawca czynu pozostaje nie-winnym odebrania jej życia, poniekąd sam staje się ofiarą dzięki czemu rozerwane części uzyskują ponownie całość bez podziału na sprzeczne wartości przetrwania i odbierania życia.

 

Lecz staliście się jak Żydzi: lubią drzewo i nienawidzą jego owocu, i lubią owoc, a nienawidzą drzewa

 

Wszyscy jesteśmy potomkami morderców, nasze życie i status zawdzięczamy ich staraniom o zapewnienie ciągłości trwaniu; potępienie przeszłości ale także własnych natury, w której zawierają się agresywne impulsy mordów, gwałtów oraz grabieży nie prowadzą do niczego. Co najwyżej można w ten sposób osiągnąć większy stopień skupienia na potrzebie kolejnego krwawego usprawiedliwienia, co rodzi poszukiwania następnej w procesie ofiary. Kluczem jest wprawdzie uznanie tych negatywnych aspektów ludzkiej natury, ale już bez obciążania winą, której faktycznie nie ma: to co złe musi ulec wchłonięciu na gruncie łaski, nie zaprzeczeniu równającemu się z wyparciem, lecz akceptacji która prowadzi do przemiany bez okupionego krwią przymusu. W tym wszystkim nie ma przyzwolenia na to co destruktywne, to samo z siebie jest konieczne i stanowi fundament niezbywalny dla ludzkiego charakteru, lecz nie ma też potrzeby dla produkowania poczucia wiążącego się z winą zaś w jej miejsce ustanawia się leczącą świadomość, światło usuwające lęk z odziedziczonych wypaczeń. Odzyskanie dziecka, ma miejsce tylko wtedy kiedy te przestanie winić siebie za cierpienia przyniesione matce w trakcie urodzin – dziecko jest niewinne, a wszelki cierpienie musi okazać się naturalne. Życia nie da się poprawiać w nieskończoność.

 

Afirmacja służy wyzbyciu się win a co za tym idzie przerzucenia środka ciężkości na proces lepszego poznania, wglądu w naturę rzeczy bez jej oceniania pozbawionego ofiarniczych zapędów jednostki nieustannie rozdartej upokarzającym poczuciem winy, zapętlonej w szukaniu ciągłego zadośćuczynienia własnemu istnieniu co jest oznaką słabości i w efekcie barierą, przeszkodą do własnego zrozumienia, które obciążenie winą skutecznie tłumi i zaprzecza poprzez stawianie rzeczy w oskarżającym świetle zniekształcającym naturalny charakter bytu (tutaj zaprzeczony, a następnie wyparty). Należy zauważyć że nawrócenie jest pewną formą przemiany, Eucharystia jest przemianą chleba i wina w ciało Chrystusa; obydwa przypadki zamiast usunięcia, zniszczenia i stłamszenia, nawołują do metamorfozy, niemal alchemicznego połączenia składników dokonując zmiany substancji obydwu w coś zupełnie różnego. Osoba opętana własną winą obsesyjnie dąży do ukojenia upadlającego poczucia, przestaje szukać przyczyn skupia się na wykrzywionym postrzeganiu siebie samego. Przebaczenia nie jest w stanie zaoferować komuś takiemu spowiedź, kaleka forma pojednania (raczej sądu) w której kapłan "udaje" Boga a w rzeczywistości domaga się oczyszczenia zanim ten będzie mógł zjednoczyć się z Bogiem – to kolejny przykład odrzucenia na gruncie etycznym, a więc sprowadzenia człowieka jako całości do jego poszczególnych elementów, wyrwanych z kontekstu zdarzeń/błędów tutaj podniesionych do rangi bezwzględnej i obiektywnej, obciążenia bytu winą absolutną odrzucającą człowieka w oczach Boga (absurdalna wizja bezgrzeszności, znowu przykład ideału bez-względu-na-osobę bo szczegółowy wgląd w motywy postępowania nie ma racji bytu przy ciągłym szukaniu niezgodności z normą na podstawie skutków). Jednak Bóg w samo-ofiarowaniu akceptuje człowieka takim jakim on jest, formy pośrednie przebaczenia nie mają tutaj racji bytu i niejako starają się odsunąć Boga z strefy grzechu, zaprzeczając Jego zstąpieniu w obszar fałszywie obciążonej materii, która ciągle musi się wyzwalać/podnosić w kierunku Boga nawet jeśli ten przyszedł do niej znacznie wcześniej. Eros jednak znosi wymagania, gdyż jego naturą jest pełne zespolenie, przyjacielska akceptacja która przecież nie polega na stawianiu ciągłych żądań. Pierwotna wina zostaje zniesiona, pełna akceptacja uzyskana w rytuale samo-ofiarowania się Boga, integrującego człowieka z jego ciemną stroną, z którą on sam nie może się pogodzić (wojna braci), nie jest wstanie uzyskać przebaczenia, które w ostatecznym rozrachunku przychodzi ze świata boskiego

 

On bowiem jest naszym pokojem. On, który obie części uczynił jednością, bo zburzył rozdzielający je mur – wrogość. Aby z dwóch stworzyć w sobie jednego nowego człowieka.

 

Ponieważ archetypem dla boskiej komunii jest ludzka seksualność, podobnie jak spożycie wina pozwala na wniknięcie w najgłębsze podstawy gdzie człowiek pozbawiony racjonalnych blokad, spogląda w swoje ukryte Ja – autonomiczne o podstawach starszych niż sama świadomość, zostało wyparte przez kolektywne Ego stawiające na społeczne układy w celu spełnienie samozachowawczej zasady ogółu. W tej Głębi człowiek dopiero odnajduje siebie, stąd można już powiedzieć że odkrycie oraz zintegrowanie fundamentalnych cech zwierzęco-ludzkiej natury, podstawowych impulsów czających się na dnie powierzchowną przytomnością, równa się wcieleniu czegoś boskiego w ściśle cielesny sposób bycia.

 

Seks i śmierć niemal od zawsze szły w parze, w dużej mierze będąc stronami tego samego bytu, uzupełniając się wzajemnie. Rywalizacja między członkami grupy zawsze miała na celu walkę o władzę, zaś ta stanowiła wstęp do dominacji nad samicami czego skutkiem było zagwarantowanie ciągłości linii genetycznej zwycięzcy. Każda przemoc u podstaw ma zasadę reprodukcyjną, przetrwanie w krwawym pojedynku zapewnia możliwość kopulacji, obiektem walki nigdy nie jest przeciwnik lecz potencjalny nośnik genów agresora. Żeby gatunek mógł się rozwijać potrzebna jest walka, to w jej procesie samica wybiera partnera do reprodukcji ponieważ to w trakcie niszczenia konkurentów okazuje się czyje cechy zostaną oznaczone jako warte powielania (jakiekolwiek zarzuty pod adresem rzekomego uprzedmiotowienia, nie mają tutaj racji bytu – kobieta zawsze jest niejako nagrodą wynikającą z naturalnej konkurencji w walce o byt). Dlatego agresja i napaść tak często mają podłoże seksualne, a  w szczególności czerpią swoją pożywkę z władzy nad podbitą stroną – zwycięskie armie dokonują gwałtu na podbitym wrogu, gwałceni są mężczyźni co jest symbolicznym upokorzeniem, gwałt na kobiecie ma w założeniu przekazać dominujące cechy agresora. Nawet próba zachowania pokoju bierze początek w umacnianiu barier przed ewentualnym intruzem, przy czym ochrona motywowana strachem musi skończyć się ulepszaniem nie warstwy obronnej lecz skupia swe siły na wspieraniu rozwoju środków ofensywnych tak że każda ochrona społeczeństwa, a w tym jego fundamentalnych składników czyli kobiet i dzieci, jest już po części wstępem do agresywnej napaści. Nie ma wyboru, żeby zachować bezpieczeństwo przedłużające płodność grupy, należy podbić każdego potencjalnego wroga by samemu nie paść ofiarą. Niekończący się wyścig zbrojeń zawsze napędzany seksem.

 

Tam bowiem, gdzie jest początek, tam będzie i koniec. Błogosławiony, kto stanie na początku – pozna koniec i nie zakosztuje śmierci

 

Przy tym wszystkim śmierć Jezusa jest nie odpuszczeniem grzechów, obecność kobiet w wydarzeniu ukrzyżowania ma kluczowe znaczenie dla zrozumienia mesjańskiej kaźni. Wyzbycie się przez Jezusa życia jest de facto zamienną formą pozbawienia się praw do samoobrony czy też bardziej przerwaniem spirali przemocy opartej na sprawiedliwości, która u podstaw ma odpłacanie wrogością za poczynienie krzywdy. Jezus na krzyżu wyzbywa się przemocy w pierwszej kolejności przebaczając żołnierzom, co bierze się z akceptacji dla naturalnej, walczącej o przetrwanie, agresywności gatunku (kat nie może zrozumieć swojej ofiary) – tym samym odrzuca pokusę władzy opartej na ciągłym przetwarzaniu przemocy zapewniającej dominacje nad podbitym wrogiem. W dalszej kolejności, poświęcenie odbija się na obecnych w scenie kobietach. Jak już zostało powiedziane, każda śmierć w pojedynku jest uwarunkowana przez przetrwanie bazujące na seksualnej dominacji (swoją drogą, tutaj mają źródło seksualne praktyki sadomasochistyczne, polegające na podporządkowaniu partnera, fetysz władzy) a co za tym idzie każda taka walka musi się odbywać w przebywającej w pobliżu partnerki gotowej do uznania zwycięzcy pojedynku. Ta zasada została złamana na Golgocie, w rzeczywistości nie ma tutaj zwycięzców: żołnierze zyskują przebaczenie a oczekiwany mesjasz właśnie poniósł śmierć. Kobiety nie stają się łupem konkurujących stron, zamiast tego zyskują autonomię nie będąc już częścią odwiecznej walki o prawo do zapłodnienia. Oczywiście sam seks nie zostaje tutaj usunięty z pola widzenia, co więcej zostaje wzmocniony tyle że już na innych warunkach tj. bez przemocy – miłość właściwie przestaje być rozumiana w kategoriach wypełnienia prawa, zamiast tego jest prawidłowo zinterpretowana jako spotkanie (jest wyborem nie zasadą). W prawdziwej walce zwycięża Eros (ponownie sprzężony z Tantosem), o ile śmierć ma miejsce tak nie jest wynikiem morderczej rywalizacji przy czym śmierć nie ponosi ta łagodna strona lecz zasadniczy czynnik dominujący, którym jest…Bóg. Do tej pory patriarchalny obraz władcy absolutnego, pana Ziemi i bezwzględnego przywódcy plemienia zostaje w końcu rozbrojony. Bóg w tej tradycji nie jest Pierwszym Kochankiem lecz bezwzględnym mężem domagającym się lojalności od swojej żony; za niewierność grozi kobiecie kara w postaci radykalnego podporządkowania przez obce narody, kara będąca gwałtem za odstępstwa. Ten Bóg żąda radykalnego porządku, jest logosem czyli pra-zasadą organizującą wszechświat a więc jest utożsamiany z rozumową wolą, szukającą jedynie racjonalnych form i obliczalnego zachowania, spełnia się poprzez formułowania zakazów oraz nakazów – środków regulujących władzę, która tutaj stanowi istotę rzeczy. Jezus wraz sobą przynosi drastyczną odmianę, wprawdzie wciąż jest Logosem ale wyrzeka się tej władzy należnej mu od początku: Logos zabija się w obecności kobiet, będących nośnikiem cech Erosa czyli bliskości pragnącej bezwzględnego zjednoczenia, miłosnej grawitacji przezwyciężającej wyobcowanie niesione przez władzę opartą na przemocy. W tym znaczeniu to właśnie na płaszczyźnie podporządkowującej agresji dokonywało się uzupełnianie, napędzane racjonalną kalkulacją produkującą potomstwo. Rezygnacja przez Jezusa z tej przemocy jest otwarciem drzwi dla nowej dominacji Erosa, nie rozumowej lecz bazującej na reinterpretacji znaczenia Słowa jako pomostu łamiącego bariery czyli dialogu przeciwieństw osiągającego cel w pełnym zjednoczeniu – orgiastycznym uwolnieniu z samotności co jest esencją Eucharystii, pochłaniania Boga łączącego pary, przywrócenie rajskiej jedności Adama i Ewy po rozłączeniu z bytu w którym stanowili jednego człowieka (panseksualizm, miłość jest ciągłym przezwyciężaniem, wyjściem poza pewne limity). Finalizacja procesu ma swoje miejsce tam gdzie jest początek każdego życia; ciało Jezusa zostaje złożone w jaskini, pierwotnego obrazu reprezentującego łono kobiety* ale to także Głębia ludzkiej psychiki, niezmierzony obszar nieuświadomionych popędów, sił nieokiełznanej energii napędzającej stworzenie od samego początku. Erotyczna metafora śmierci Jezusa: racjonalny logos umiera, ale z tej śmierci powstaje nowe życie ponownie zakorzenione w łonie teraz reprezentującym cały świat (Słowo/Sperma jest ziarnem, nasieniem zapładniającym ziemię), materialny pierwiastek Ziemi w którym dokonuje się scalenie tego co wieczne z tym co przemijające, skończone.

 

To ewolucja ludzkiej psychologii, która usuwa z tła mentalności zadrę kierującą myślami ku koncepcji upadku natury; jeśli przez kobietę przychodzi cierpienie to jest ona tutaj oczyszczona z zarzutu jako iż oczekiwany oblubieniec zamiast zemsty za zerwanie owocu, sam wiesza się na nowym Drzewie Poznania. Zdejmując hańbę, odwraca układ sił czyniąc z człowieka Boga (odwrócenie ról, miłość będąc bezwarunkową akceptacją znosi granice wynikające z alienacji, rozdziału między bogiem a człowiekiem). Bo gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich – to samo o orgii, w życiu ostatecznym (nie wiecznym) w multipersonalnej jedności rozpuszczającej ego**.

 

*Mahabharata, słowa boga Kryszny: Pierwotna materia jest moim potężnym łonem. Tam umieszczam moje nasienie życia i stamtąd rodzą się wszystkie istnienia, ja jestem składającym w niej swe nasienie ojcem

** Powierzchowność, codzienność, także każdy system sztywnych norm i zakazów

 

 

Komentarz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code