Effata….

 Rozważanie na Poniedziałek III Tygodnia Adwentu, rok C2

tezeusz_adwent_2015.jpg

Ta historia z Mr 7, 31 – 37 o uwolnieniu głuchoniemego bardzo silnie na nas oddziałuje. Nasza wyobraźnia pracuje i widzimy człowieka, który poprzez swoją niepełnosprawność w tamtym czasie był na marginesie życia. Nie słyszał i nie mógł mówić. Dekapol, czyli Dziesięciogród to taki odpowiednik naszego Trójmiasta. Co prawda te dziesięć miast nie było tak blisko położonych jak Sopot, Gdynia i Gdańsk, ale tworzyły one takie swoiste skupisko miast ze sobą związanych różnymi traktatami. To, co je łączyło, to głównie greccy osadnicy, którzy tam się osiedlali, tworzyli w semickim świecie nową kulturę i stwarzali przyjazny dla siebie świat. Niektóre miasta już istniały i Grecy je zasiedlali, a niektóre budowali od nowa, od podstaw. Jedynie Scytopolis leżało po zachodniej stronie Jordanu, pozostałe na wschodniej.

Mapa_0.jpg

Dziś o tych miastach nie słychać za dużo poza Damaszkiem, a pozostałe jakby przestały istnieć. Dżarasz to ówczesna Geraza, Bet’Szean to miasto izraelskie, które jest spadkobiercą Scytopolis, po pozostałych miastach poza Damaszkiem pozostały jedynie stanowiska archeologiczne. W ten sposób zauważamy, że to, co było kiedyś wielkie i pełne blasku, przemija i nie ma znaczenia, ale słowa Boga zawarte w Ewangelii żyją i historia głuchoniemego do nas przez cały czas przemawia.

W czasach opisanych przez ewangelistów nie istniał system opieki społecznej, los każdego człowieka zależał od niego samego i od rodziny, niekiedy wsparciem okazywały się grupy wyznaniowe, jak to jest i dziś. Żydzi mieli opiekować się szczególnie wdowami i sierotami. Paweł Apostoł doprecyzował kwestię wdów, że mają to być kobiety (które były we wspólnocie chrześcijańskiej) co najmniej 60-letnie, raz tylko żonate i że ich życie miało być nacechowane dobrymi czynami wobec wierzących. Młodsze natomiast według niego miały wychodzić za mąż i rodzić dzieci. Aby nie chodziły po domach i nie zajmowały się niepotrzebnymi rzeczami. Wczesny Kościół kontynuował jakby przykazanie starotestamentowe, jednak głuchoniemych tam nie było.

Ucho.jpg

Taka przypadłość sprawiała, że i wówczas, podobnie jak dziś, świat takiej osoby mocno się zawężał. Z powodów oczywistych z wieloma ludźmi nie może taka osoba się porozumieć. Ja pamiętam, że w mojej rodzinnej wiosce mieszkał Norek. Chyba miał na imię Norbert, nie jestem pewien, ale wszyscy na niego mówili Norek. On właśnie był głuchoniemy. Był najstarszy z rodzeństwa i był częścią naszej wioskowej wspólnoty. Miał kochających rodziców, był pracowity i właściwie nie za bardzo ta przypadłość mu przeszkadzała. Pracował jako pracownik gospodarczy w pobliskim POM-ie i pomagał rodzicom w gospodarstwie. Pasjonował się piłką nożną. Jako dzieci trochę się go baliśmy, bo wydawał dziwne dźwięki, a gdy go nie rozumieliśmy, rysował na pisku to, co chciał przekazać i znacząco mrugał oczami. W sumie fajny z niego był gość, choć dziwny.

Zastanawiam się, jak zachowałby się wspomniany Norek, gdyby odzyskał słuch i głos. Pewnie byłby bardzo szczęśliwy, a w życiu mógłby się realizować, pewnie mieć lepszą pracę, może żonę, rodzinę. Był starym kawalerem, żadna panna go nie chciała, a nawet chyba nie szukał tego. W tej małej naszej wioseczce była duża różnorodność. Byli rolnicy, pielęgniarki, inżynierowie, nauczyciele, Stasiu bez nogi i chory na cukrzycę, Norek głuchoniemy, Andrzej chory na padaczkę. W tej małej może stuosobowej lokalnej wspólnocie ludzi, gdzie istniała taka różnorodność, uczyliśmy się akceptacji. W naszej wioseczce był POM (Państwowy Ośrodek Maszynowy) w którym odbywały się, oprócz normalnych dla POM-ów prac, naprawy główne samochodów Jelcz. To zdominowało naszą wioseczkę, był duży ruch, wielu ludzi dojeżdżało do naszej wioseczki w ciągu dnia, wieczorami natomiast wioseczka znów była cicha i spokojna.

Jelcz.jpg

Chyba ta różnorodność sprawiła, że nikomu (poza garścią łobuzerii) nie przychodziło nawet na myśl, aby w jakikolwiek sposób prześladować tych, którzy byli inni. Mnie osobiście, zauważam to, takie wychowanie w różnorodności dało otwartość, a nawet pragnienie poznawania innych, czasami dziwnych ludzi. Jak wiemy, wychowanie determinuje nasze życie i dziękuję Bogu, że właśnie tam mnie postawił. Jeszcze jedna sprawa à propos mojej wioseczki. Pamiętam, jak rodzice (szczególnie matka) opowiadali o młodych Żydówkach, chroniących się przed Niemcami w czasie wojny. Ostatecznie, o ile pamiętam, nie zdołały one uciec przez śmiercią, ale pamiętam też, jak oczy mamy zawsze napływały łzami, gdy to opowiadała, tak jej było przykro, że nie mogła pomóc, że były takie ładne i młode, i tylko za to, że były Żydówkami musiały umierać. Ta empatia zapewne w moim sercu sprawiła, że nigdy nie cierpiałem na antysemityzm.

Nie wiemy, jaki był los głuchoniemego z opowieści biblijnej, ale zapewne nie był różowy, Pan znał jego życie, Pan znał problemy, z jakimi głuchoniemy się zmagał, może wyśmiewany, wyszydzany, może często cierpiąc głód, bezdomność tylko dlatego, że był niepełnosprawny, inny niż wszyscy. Nie mógł on siebie wyrazić tak, jak inni. Nie mógł wykrzyczeć swojego zdania. Jego zaś złość na różne kwestie mogła być odbierana jako atak szaleńca. Bo kto zadał sobie trud, aby go zrozumieć? Pan go rozumiał, jak czytamy, wziął go na bok, co ważne, bo Jezusowi nie zależało na robieniu show, ale zależało mu na tym człowieku. Tam na boczku sam na sam Jezus włożył swoje palce w jego uszy, śliną nasmarował jego język i stało się: uszy się otworzyły, a więzy języka się rozwiązały. Ów człowiek został uzdrowiony czy uwolniony, otrzymał nowe życie od Chrystusa, życie w wolności.

Być może dziś, kiedy się modlimy o innych, legaliści zarzucaliby nam: „Jak możesz wpychać palce w jego uszy, jak możesz pluć w jego oczy czy ślinić jego język?!” Jednak Jezus to robił i jest to opisane, i jest to jakaś wskazówka dla nas, tych, którzy posługujemy ludziom, a powinniśmy to robić wszyscy, którzy kochają Pana całym sercem.

Wyobrażam sobie, jak mój znajomy z dzieciństwa skakałby z radości, gdyby ktoś spowodował, że mógłby mówić i słyszeć Ile miałby nam do powiedzenia! Jak barwnie opisywałby nam świat i swoje przeżycia! Ale nie spotkał nikogo, kto byłby jak Jezus. Wierzę jednak, że i tak jego życie było udane. Wielu ludzi w takim stanie skazanych było na biedę i samotność.

"Otwórz się" to też wyzwanie dla nas, ludzi, którzy bywamy głuchoniemi na głos Boga do nas, na głos, który wzywa nas do głoszenia Ewangelii, do życia w mocy Bożej, do wchodzenia coraz głębiej w obecność Pana, do korzystania z Jego łaski. Jak bardzo interesuje nas polityka, gospodarka, edukacja i inne dziedziny doczesnego życia, a jak mało zajmujemy się tym, co wieczne? Tym, co nie przeminie, bo te wszystkie sprawy na ziemi przeminą. Pewnie, że Bóg obdarzył nas rozumem i powinniśmy z tego korzystać, i nie pozwolić, nauczeni doświadczeniem, na powstawanie nowych monstrualnych ideologii zabijających wolność człowieka. Nie to jednak powinno być najważniejsze, ale troska o człowieka, który idzie na zatracenie, bo jest głuchy na głos Boga, bo jest niemową, który nie potrafi mówić Bożych Słów, a jedynie słowa złości i wywyższania się.

Zlobek_0.jpg

W końcu idąc do stajenki Chrystusowej, spotykamy Jezusa, który również nie mówi, bo jest niemowlęciem, a niemowlęta nie przemawiają zrozumiałymi słowami dla innych, choć kochający rodzice doskonale je rozumieją. Ten Jezus chce z całego serca zrodzić się w tobie, aby wzrastając w tobie i we mnie, sprawić, że z głuchoniemego wobec Boga staniesz się tym, który słyszy i tym, który mówi w imieniu Pańskim. Tym, który niesie słowa życia, otuchy, zachęty, a nie przekleństwa, złości i podziału. Kochani, otwórzmy swoje serca dla Pana, niech Jego Duch Święty rozpocznie w nas swoje dzieło. Niech Jego shalom ogarnie nie tylko nas, ale wszystkich, których Pan w swojej łasce stawia na naszej drodze.

Kochani, niech Bóg pokoju, który pragnie twoich słów i pragnie, abyś ty Go słyszał/ słyszała, przytuli cię do swego serca.

Wasz w panu Kazik J.

Rozważania Rekolekcyjne

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code