„Bóg w sercu swoim jest miłością. Stąd Jego miłosierdzie. Opatrzność Boża. Ileż próśb idzie do niego w potrzebie.
Wiara w opatrzność Bożą jest najpotężniejszym czynnikiem wiary powszechnej, zwykłych ludzi. Jak wiele przykładów tej wiary spotkałem w trakcie mej pielgrzymki po miejscach walki o życie. Skupionych na nadziei i na błaganiu o zdrowie, o ratunek.
W dziesiątkach sal, w których leżałem, zawsze te same znaki. Obrazki, które pozostawiają poprzednicy. Ci, co trwają i ci, co odeszli. W każdej sali choć jeden obrazek Jezu, ufam Tobie; prawie zawsze obrazek ze św. Ojcem Pio, niekiedy obrazki z wizerunkiem miejscowej Matki Bożej Łaskawej czy też Tej, co Jasnej strzeże Góry i w Ostrej świeci Bramie.
Nikt ich nie rusza! W nich wyraża się przecie powszechna i zbiorowa modlitwa. Nadzieja ludzi.
Usłysz wołanie!”
Jerzy Perzanowski, Bóg jest – albo nie jest
Wielkopiątkowe rozważanie zaczynam od słów nieżyjącego już wybitnego filozofa i logika, który w swoim naukowym dorobku wiele uwagi poświęcił kwestii istnienia Boga. Można by nawet powiedzieć, że było to zagadnienie interesujące go najbardziej, a inne poszukiwania miały rzucić na tę podstawową sprawę odpowiednie światło albo posłużyć do wypracowania stosownych poznawczych i argumentacyjnych narzędzi. Miałam zaszczyt obserwować z bliska te zmagania, w których niezwykła naukowa rzetelność i precyzja łączyły się z wrażliwością i dobrocią. A także z mądrością – bo prof. Perzanowski był prawdziwym filozofem, który umiłowanie mądrości stawiał zawsze wyżej niż poklask czy osobiste korzyści.
Ostatnie kilka lat życia było dla prof. Perzanowskiego okresem walki z chorobą nowotworową. Walki upartej, heroicznej, tylko częściowo wyłączającej z naukowego i społecznego zaangażowania, ale niestety przegranej zbyt wcześnie. Walki, która pozwoliła mu na nowo zobaczyć kwestię istnienia Boga, wyostrzyła i uprościła jego sposób formułowania myśli. Świadczy o tym cytowany powyżej tekst, napisany na parę miesięcy przed jego śmiercią.
Słowa prof. Perzanowskiego przypominają mi, że wszelkie nasze dyskusje o Bogu, wszelkie próby ogarnięcia intelektem Jego tajemnicy, zaczynają się od spotkania z Bogiem i na tym spotkaniu ostatecznie się kończą. Nawet jeżeli po drodze zapominamy o tych dwóch ekstremalnych punktach naszych filozoficznych, teologicznych czy prywatnych światopoglądowych dociekań. Na początku coś musiało zaiskrzyć, zafascynować, może zaboleć… Na końcu słowa, starannie cyzelowane przez całe życie, staną się bezradne w polu Bożej miłości.
Wielki Piątek nie jest odpowiednim dniem na pisanie rozpraw o Bogu albo na prowadzenie o Nim filozoficznych i teologicznych dyskusji. To dzień, gdy całym swoim jestestwem, całym ciałem, wszystkimi zmysłami powinniśmy oddać się przeżywaniu męki i śmierci Jezusa. Bez intelektualnych kombinacji i prób natychmiastowego porządkowania przeżywanych doświadczeń. Chłonąc nastrój drugiego dnia Triduum Paschalnego, klękając przed krzyżem i całując go, podobnie jak uczynią to inni zgromadzeni tego dnia w świątyniach.
W Wielki Piątek nie miejmy ambicji, aby zrozumieć. Wystarczy, że umocnimy się i upewnimy, aby tak długo, jak Bóg nam pozwoli, brać każdego dnia swój krzyż i nieść go z godnością.
*
I jeszcze jeden wielkopiątkowy drogowskaz z cytowanego powyżej tekstu Jerzego Perzanowskiego: „Powszechny zaś współcześnie głos zła powoduje, że w świecie i w nas toczy się dzisiejsza odsłona odwiecznej walki między dobrem a złem. Toczy się w naszych sercach.
Liczni przegrywają. Inni stale walczą.
Niektórzy toczą walkę Chrystusową, trudną.
Zło Dobrem zwyciężaj!”