Człowiek i Bóg…


Człowiek i Bóg…


 Relacja, to słowo odmieniane na wszelkie sposoby ukazujące potrzebę człowieka, w każdej sytuacji. W pracy, w nauce, w portalach społecznościowych, w komunikacji i właściwie, jak nigdy czujemy i rozpoznajemy, że potrzebujemy relacji i bez niej stajemy się bezdusznymi maszynami. Bez poszukiwania głębszego wymiaru spotkania  z drugim nasze życie staje się cyborgową egzystencją pozbawioną uczyć, emocji, empatii i jakiegoś namysłu. Niektórzy mówią, że to takie kobiece, bo facet to przecież działanie. Tak działanie ale dla drugiego, gdyby w męskim sercu nie było miłości i troski, która być może jest nieumiejętnie ukazywana, nigdy nie podjąłby się trudnych zadań, ciężkiej pracy, czy walki o dobrobyt dla swojej rodziny. Bóg pragnie i człowiek pragnie mieć ze sobą relację, bez tej relacji człowiek jest zagubiony i nie ma skąd czerpać zachęty do relacji z drugim.

Ostatni tydzień był wyjazdowy. W piątek wraz z żoną wyruszyliśmy do Gołdapi, to małe miasteczko 3 km od granicy z Rosją, 10 tyś mieszkańców. Jechaliśmy tam na Dzień Nowej Szansy, aby usłużyć Słowem Bożym w sobotę. Zawsze takie wyjazdy są dla mnie ekscytujące, gdyż poznaję nowych ludzi, słyszę świadectwa relacji człowieka z Bogiem, kiedy Bóg zbawia, uzdrawia, a także wspiera w codziennym życiu. W tak małym miasteczku istnieją cztery wspólnoty ewangelikalne, przy czym ta „nasza” największa licząca około 130 osób. Powstała 28 lat temu ze służby pastora, który cały czas trwa na posterunku, jesteśmy w podobnym wieku. Maja swoje budynki i teraz budują kaplicę na dwieście osób, wierząc, że Bóg ją  wypełni.  

W sobotę o 10 zaczęliśmy, pastor grał na gitarze, zebrało się około 40 osób i słuchaliśmy świadectw, jak Bóg wyzwolił człowieka z nałogu, zmienił jego życie i jak dziś funkcjonuje. Potem ja opowiadałem o potrzebie Boga w ludzkim życiu na podstawie nieposłusznego Jonasza, który nie chciał wypełnić woli Bożej. Uciekał przed Bogiem i w końcu stał się cud, ryba go połknęła, biedny Jonasz nie wiedział, że miała być ona jego transporterem, być  może myślał, że skończy jako przegryzka dla ryby. Czasami my się tak czujemy, jakby połknięci przez los, czy okoliczności i nie widzimy wyjścia, ale zawsze Bóg ma swój cel w każdym doświadczeniu. Po usłudze wezwałem ludzi do modlitwy, niektórzy skorzystali i wyszli do modlitwy w tym jedna osoba pragnęła oddać swoje życie Jezusowi, cieszyliśmy się z niego bardzo, tym bardziej, że okazało się, że ma 92 lata.

Następna usługa znana jest czytelnikom Tezeusza i nosi tytuł „od skarbu do sieci” gdzie w Mat. 13,44-52 odnajdujemy wpierw siebie jako te zakopane i zaprzedane diabłu skarby, które Jezus wykupuje za wszystko co ma, czyli za swoje życie każdego z nas i bierze ten mało warty skarb w oczach złego gospodarza, aby uczynić go własnością nieba, dalej odnajdujemy wspaniałą perłę, która jest wolą Boga w naszym życiu, dla której inne nasze perły tracą na znaczeniu i możemy je sprzedać, aby pozyskać tą jedną. Nasze serce musi pałać pragnieniem, aby bez żalu zostawić to, co nie jest zgodne z tą wolą.  No i na koniec sieć, symbolizująca wypełnianie woli Boga, które jest łowieniem serc ludzkich dla królestwa Bożego. I to jest cel całej operacji wydobywania z ziemi.

Kolejna usługa i przyglądaliśmy się dwóm korowodom – śmierci i życia. Młodzieniec z Naim wynoszony na marach pogrzebowych, wokół niego płacz i przygnębienie, a z drugiej strony nadchodzi radosny korowód z Panem życia. Nie mogło być inaczej, jak tylko to, że życie zwyciężyło nad śmiercią. Przy okazji opowiadałem o moich przeżyciach z osobami, które już nie żyją, a którym pozwolił Pan, że mogłem usługiwać na końcówce ich bytowania na tej ziemi. Miałem też ten przywilej przyprowadzenia ich do Pana i cieszenia się wraz z nimi nowym życiem z Bogiem. To wszystko było przejmujące i pełne uczuć, refleksji, płaczu i radości.

Po tym słowie, dziękowaliśmy Bogu wszyscy jak tam byliśmy, za to, że nas pokrzepił, zachęcił swoim Słowem i dał łaskę, że mogliśmy doświadczyć Jego dotknięcia. Pastor był bardzo wdzięczny i zaprosił mnie na dwa dni usługiwania, dla młodzieży i dla wspólnoty w całości, kiedy – wymyśli termin. Potem zabrał nas wraz z żoną na spacer, obejrzeliśmy tężnie Gołdapskie, wjechaliśmy na górę wyciągiem i podziwialiśmy widoki. Zjedliśmy pyszny obiad i czas było jechać dalej. Tym razem do Suwałk.

Dojechaliśmy wieczorem, akurat skończyło się spotkanie z zespołem BBBB (Boża banda byłych bandytów) Z Piotrem Stępnikiem na czele. Pastor ciepło nas przyjął i przedstawił program na jutro czyli niedzielę. To było dla nich wielkie wydarzenie, gdyż siedem osób podjęło decyzję o przyjęciu chrztu, cała rzecz miała się dziać 30 km od Suwałk nad jeziorem w ośrodku wczasowym młodzieży chrześcijańskiej i tam po tych wszystkich uroczystościach miałem podzielić się Słowem Bożym. Niesamowity był to dla mnie przywilej i cieszyłem się, że Bóg dał mi odpowiednie Słowo, które czytelnicy Tezeusza też znają, a jest to ostatnie moje rozważanie o uczniach idących do Emaus. Tak wiedziałem, że to Słowo, dla wielu wspólnot będzie pokrzepieniem.

Wszystko odbywało się pięknie, pastor przejęty swoimi owieczkami, pięcioro młodych ludzi dwójka już dojrzałych mężczyzn. Młodzi ludzie, to dzieci członków wspólnoty, w tym córka pastora. Osoby w trzeciej klasie szkoły średniej i dwoje studentów. Mężczyźni, jeden wyratowany z alkoholizmu, drugi nawrócił się dzięki świadectwu swojego kolegi. Jezioro było piękne, woda ciepła i słyszeliśmy radosne – tak, tak, tak. Po chrzcie wszyscy się przebrali i zaczęło się uwielbienie Boga pieśniami i śpiewem oraz modlitwami.

No i nadszedł czas na mnie. Usługiwałem z głębi moje kaznodziejskiego serca, kilka wątków bardziej rozwinąłem kilka nie. Usługa była tak zachęcająca, że kiedy wezwałem do modlitwy utworzyła się kolejka pragnących odnowienia swojej wiary, Bożego dotknięcia, Ducha Świętego. Kiedy tak modliliśmy się i uwalnialiśmy z depresji ,agresji i wielu innych, przyszła kobieta, która była chora na raka, kiedy się pomodliliśmy o jej zdrowie, poprosiłem , żeby przyniosła swojego wnuczka. Jej córka niestety jest narkomanką i nie interesuje się synkiem, a on jak warzywo, z wielkimi defektami w tym wodogłowiem. Ale Bóg poruszał moje serce, aby się o niego modlić. Niosła go na rękach i jego kończyny bezwładnie zwisały z jej rąk, wziąłem go na ręce i przytuliłem do serca, pocałowałem go. Przed oczyma stanął mi obraz Elizeusza, który modlił się o martwego chłopca syna Szunamitki, kiedy to prorok położył się na dziecku oczy do oczu, usta do ust, dłonie do jego dłoni i dziecko ożyło. II Król. 4,26-37. Modliłem się Panie, uzdrów go, tak pragnąłem jego dobra. Dwa dni później napisał owa kobieta ba fb do mnie – „Mały od tego czasu ślicznie zjada, stał się bardzo ożywiony, a to dziecko to cud Boga.

Chwała Panu, tak się cieszę, ma może trzy lata, od roku przez nieustające modlitwy nie miał już ataku epilepsji, a od niedawna zaczął widzieć. Lekarze nie dawali mu szans, a on jest cudem Boga. Modliliśmy się jeszcze o wiele osób, a na koniec przyszła do nas kobieta, która mówi pamiętacie mnie z Giżycka, byliśmy tam w kwietniu tego roku, od pół roku przed naszym spotkaniem nie mogła wyjść z infekcji górnych dróg oddechowych, ciągle na antybiotykach i wycięczona chorobami, modliliśmy się o nią i o jej zdrowie, a ona mówi, po tych modlitwach wszystko odeszło. Miałam bronchoskopię i okazało się, że oskrzela sa czyste a ja nie mam już kaszlu i nie musze brać antybiotyków. Chwała Bogu, jest wspaniały, że ją uzdrowił. Jakże wspaniale słyszeć takie świadectwa, jakże cudownie. Napisze jeszcze dwa świadectwa, które usłyszeliśmy (było ich więcej, ale podam dwa), od naszych gospodarzy, u których się zatrzymaliśmy z soboty na niedzielę. Małżeństwo mieszkające w swoim domku, on 75 lat, ona 71. On cały czas w służbie więziennej, ona piecze ciasta na wszelkie uroczystości kościelne. Wychowali pięć córek, wszystkie mężatki, przeprowadzili się 20 lat temu do Suwałk ze Śląska. On były górnik.

Pierwsze świadectwo dotyczyło Oli, naszej gospodyni, kiedy była w ciąży z jedną z córek,  a było to około 40 lat temu, nie wiedząc o tym była prześwietlana ze względu na kręgosłup. Kiedy dowiedziała się, że jest w ciąży poszła zatrwożona do lekarza a on stwierdził, że z tego dziecka nic nie będzie, tak wielkie promieniowanie na pewno spowoduje, że dziecko będzie rośliną, albo w ogóle nie przeżyje, proponował aborcję. Ola nie zgodziła się  i trwała w zaufaniu do Pana, wyznawała słowa Psalmu 139 – 13-16 – „bo ty stworzyłeś nerki tego dziecka, ukształtowałeś je w moim łonie, cudownie je stworzyłeś, znasz jego duszę i jego kości są przed twoimi oczyma, utkałeś to dziecko w głębinach ziemi i mi je dałeś” modliła się Ola pełna wiary, choć też pełna trwogi. Po jakimś czasie przyszło na nią ukojenie, pokój Boży, który wszystko przewyższył. Dziecko urodziło się zdrowe jak ryba. W tej chwili już prawie 40 latka, ukończyła dwa kierunki studiów, szkołę muzyczna II stopnia. Diabeł próbował Oli wmówić, że nie będzie słyszeć czy widzieć z powodu tych naświetlań, Ola nosi jej zdjęcie w portfelu i pokazuje wszystkim swoją córkę, aby zaświadczyć o Bożej wierności.

Druga córka zachorowała na raka w wieku 21 lat, po urodzeniu dziecka, na tarczycy pojawiły się złośliwe guzy. Ola z Emilem byli wówczas zaangażowani w organizację i prowadzenie 100 osobowego obozu dla młodzieży, byli rozerwani, córka umierająca w szpitalu i młodzież potrzebująca Chrystusa. Modlił się cały obóz, wieści ze szpitala, trzeba przetaczać całą krew, życie z niej uchodzi. Na drugi dzień, wieści ze szpitala, poprawiło się, wraca do zdrowia. Dziś ma 48 lat jest matką dwójki dzieci i zdrową kobietą. Dzięki Bogu i wierze swojej mamy, która zamiast załamywać się położyła swoją ufność  w Bogu.

Tak to przeżywaliśmy te relacje Bożo ludzkie, niesamowite i wspaniałe, wziąłem z tej podróży wiarę i zaufanie do Boga. My jesteśmy w bardzo ciężkiej sytuacji, która wymaga od nas zaufania do Boga, co nie jest łatwe. Wczoraj na grupie uczyliśmy się o wierności Boga, z której wynika nasze zaufanie. Ale często ta wierność objawia się jakby na skraju przepaści, gdy już wszystko zawiedzie, wówczas stoi Bóg, który czeka na nas, przeważnie zawsze wydaje nam się, że Bóg się spóźnia, ale On nigdy się nie spóźnia.

Wasz w Panu Kazik J. 

 

 

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code