Czekając na cyborga

 CZEKAJĄC NA CYBORGA

CZYLI INNY MIĘDZY ŚWIATEM RZECZYWISTYM A CYBERPRZESTRZENIĄ

 

1.  W Medytacji pierwszej Kartezjusz wprowadza hipotetyczną postać złośliwego demona, który łudzi nas i każe nam wierzyć, że to, co postrzegamy naszymi zmysłami, o czym myślimy, w co wierzymy, istnieje naprawdę. Ów demon wykorzystuje naszą łatwowierność, by utwierdzić nas w fałszywych przekonaniach, iż rzeczywistość jest właśnie taka, jaka nam się przedstawia. Być może to on odpowiada za naszą wyobraźnię, sądy, teorie. Taki filozoficzny twór miał służyć rozbudzeniu wątpliwości co do spraw na pierwszy rzut oka oczywistych, a w dalszej kolejności oczyszczać ludzkie poznanie – naukowe, ale także potoczne, kształtujące nasze codzienne wybory, relacje z innymi ludźmi, wreszcie etyczne, społeczne, polityczne czy religijne poglądy.

„Dlatego też z największą troską zadbam o to, aby nie przyjąć żadnego fałszywego przekonania i przygotuję swą duszę na wszystkie podstępy tego wielkiego zwodziciela, tak aby, jakkolwiek byłby on potężny i przebiegły, i tak nie mógł mi nigdy nic narzucić” – odważnie deklaruje Kartezjusz, wyruszając w bój przeciwko jednemu z najgroźniejszych smoków europejskiej filozofii. Za nim podąży liczne grono mniej lub bardziej wybitnych myślicieli. A smok z upływem czasu będzie się stawał coraz mniej straszny, aż wreszcie ze stępiałymi zębami i pazurami podzieli los kilkunastu innych filozoficznych konstrukcji, które oswoiliśmy w popkulturowych baśniach. Jeżeli nie wierzycie, obejrzyjcie raz jeszcze film Matrix

2. Aha, obejrzeliście. No i co z tego? Pewien pan też zapewne oglądał, może nawet parę razy, a jednak przytrafiła mu się dość nieprzyjemna historia. Zaczął mianowicie składać przez Internet seksualne propozycje dziesięcioletniej Filipince o imieniu Sweetie. Sympatycznie zapowiadający się flirt przerwała jednak śląska policja, zatrzymując mężczyznę i zabezpieczając jego komputer. Sweetie bowiem była awatarem, który policyjni łowcy pedofilów umieszczali na forach, na czatach i w komunikatorach internetowych. Może dla tego człowieka pewnym pocieszeniem byłby fakt, że nie tylko on dał się tak zwieść, gdyż w ciągu tygodnia z wirtualną dziewczynką nawiązało kontakt tysiąc mężczyzn z całego świata (por. „Gazeta Wyborcza” z 25. 05. 2014).

3. Historia z awatarem Filipinki zbiegła się w czasie z informacją o tym, że program komputerowy wreszcie przeszedł pozytywnie słynny test Turinga z 1950 roku. Programowi, którego zadaniem było naśladowanie wypowiedzi trzynastoletniego chłopca, udało się przekonać grupę specjalistów, że nie mają do czynienia z maszyną, lecz z człowiekiem (por. „Gazeta Wyborcza” z 08. 06. 2014). Pomijam tutaj szczegółowe wymagania testu, wyznaczone przez samego Turinga, a z upływem lat zmieniane nieco przez naukowców. Czy właśnie ten konkretny sprawdzian z 7 czerwca 2014 roku spełnił wszystkie formalne warunki i czy zakończy ostatecznie podejmowane od ponad pół wieku próby? Dla toku tych rozważań nie jest istotne ani to, ani ułamek procenta grupy sędziów, którzy po pięciominutowej konwersacji uznali komputerowy program za człowieka lub odwrotnie – człowieka za program komputerowy. Najważniejsze, że wartości procentowe jednych i drugich z czasem zbliżają się do siebie coraz bardziej. Nie rozstrzyga to rzecz jasna będącej źródłem testu Turinga kwestii, czy maszyna może myśleć. Stawia natomiast sporo nowych pytań pod adresem myślenia i komunikowania się między ludźmi. Nad paroma spośród tych pytań chcę się tutaj zatrzymać.

4. „Myślę, więc jestem” – pochlebiam sobie być może, pozostając wciąż w nurcie kartezjańskiej tradycji. Oczywiście, to tylko taka kokieteria, na którą nie mogłabym się przecież zdobyć, kwestionując zasadniczo moje lepiej czy gorzej myślące ja. Czy jednak inni posiadają podobną zdolność myślenia? Czy podobnie jak ja postrzegają rzeczywistość? Czy podobnie odczuwają? Czy wreszcie istnieją naprawdę, czy może są tylko wytworem złośliwego demona albo ambitnego programisty?

Chyba każdy z nas ma znajomych, który za pomocą kilku prostych trików potrafią jak pewien program komputerowy uzyskiwać efekt głębi swoich wypowiedzi. Gdy zapytamy ich na przykład: „Czy posiadasz zdolność myślenia?”, odpowiedzą z posągową miną: „Zdolność myślenia? Nie wiem, co to dla ciebie znaczy” albo „Zastanów się, dlaczego pytasz mnie właśnie o zdolność myślenia”. Podobnie zresztą odpowiedzą, gdy zapytamy: „Czy uważasz się za człowieka szczęśliwego?” albo „Jakie masz plany na najbliższy weekend?” Fakt dobrego towarzyskiego funkcjonowania osób o tego typu konwersacyjnych umiejętnościach, a z drugiej strony istnienie różnego rodzaju zaburzeń psychicznych czy umysłowej niepełnosprawności to czynniki komplikujące nieco obraz. Nie dotyczą one jednak ontologii innego myślącego podmiotu, a problemów komunikacyjnych, jakie może nastręczać jego domniemane istnienie, które tak trudno udowodnić.

5. W świecie rzeczywistym z problemem niemożliwości przeprowadzenia dowodu na istnienie innych umysłów niż nasze własne radzimy sobie w trybie roboczym dość sprytnie, niekoniecznie nawet o tej kwestii zapominając. Wystarczy, że odwołamy się do prostej analogii między sobą a innymi ludźmi (trop Kartezjusza) lub zaufamy, że język, którym komunikujemy się z innymi, oddaje prawdę o czymś, co rzeczywiście istnieje (trop Wittgensteina).

Cóż z tego, że mamy dostęp tylko do własnych doświadczeń? Może to i lepiej, bo choć niektórzy lubią cierpieć za miliony, to przecież wolą cierpieć jednym ogromnym i jakże pięknym własnym cierpieniem, niż sumą milionów jednostkowych cierpień, niekoniecznie spełniających odpowiednie estetyczne kryteria. Chyba tylko zakochani i policjanci chcieliby, aby było inaczej i aby wreszcie znalazło się jakieś praktyczne rozwiązanie tego epistemologicznego problemu. Nawet poeci nie przejmują się za bardzo, że pisząc „ból” czy „miłość”, nadają mu zupełnie inne znaczenie, niż na przykład umierający za ścianą na raka sąsiad, który martwi się, za co po jego śmierci będą żyły nieletnie dzieci.

6. A jak odczuwa ból lub miłość mój facebookowy znajomy, którego nie spotkałam nigdy w rzeczywistym świecie? I czy on faktycznie istnieje? Wiem o nim tylko tyle, ile napisał w swoich postach, pokazał na zdjęciach czy filmikach. Posty mogą być jednak tworzone przez specjalny program komputerowy, obróbka przy pomocy Photoshopa lub innego narzędzia pozwala uzyskiwać zdjęcia bardzo daleko odbiegające od rzeczywistego pierwowzoru, nie mówiąc już o efektach dostarczanych przez wyrafinowany montaż audio czy wideo. Nie wykluczam, że ten inny z Facebooka jest podobny do mnie: lajkuje, gdy się wzrusza, z oburzeniem wystukuje na klawiaturze kąśliwy komentarz, gdy nie akceptuje jakiejś bzdury, robi sobie czasami slit focie, które nie są arcydziełami sztuki fotograficznej, aby zaspokoić swój narcyzm itp. Ale nie tylko właściwa filozofom skłonność do dzielenia włosa na czworo wstrzymuje mnie przed odwoływaniem się do analogii w taki sam sposób, w jaki miałoby to miejsce w świecie rzeczywistym. Tym razem wiem, że między mną a innym stanęły skomplikowane informatyczne technologie, które równie dobrze mogły sprawić, że nie mam do czynienia z człowiekiem, lecz tylko z symulakrem, jak powiedziałby Jean Baudrillard, dodając ponadto ostrzeżenie, że ów symulakr wciąga mnie w hiperrzeczywistość, którą uznam ostatecznie za bardziej rzeczywistą od samej rzeczywistości.

7. Jeżeli nasza relacja z innym człowiekiem nawiązała się faktycznie w realu, to pewne zdarzenia z rzeczywistości wirtualnej mogą mieć znaczący wpływ na rozwój naszych dalszych kontaktów, na nasze wzajemne opinie o sobie itp.; może umówimy się za pośrednictwem Facebooka na spotkanie po latach, a może zerwiemy wieloletnią znajomość, bo któraś ze stron opublikuje w Internecie kompromitujące dla drugiej strony materiały. Gdy znajomość nawiązuję poprzez Internet, inny, nawet jeżeli nie spotkam go nigdy osobiście, nawet gdyby był tylko spreparowanym przez programistów awatarem, może budzić we mnie równie silne emocje, tak samo pobudzać moją wyobraźnię albo wpływać na stan mojego konta jak ktoś, z kim spotykam się faktycznie na co dzień.

Inny, gdy kontaktuję się z nim za pośrednictwem serwisów społecznościowych, komunikatorów internetowych, telefonicznych połączeń wideo oraz podobnych wytworów nowoczesnych technologii, staje się dla mnie hybrydą. Spotykam go gdzieś na przecięciu świata rzeczywistego i cyberprzestrzeni, wciąż jeszcze mając nadzieję, że to, co przywykłam określać jako rzeczywiste fakty, a nie wirtualne zdarzenia stanowią kryterium, które rozstrzyga o jego prawdziwym istnieniu lub nieistnieniu.

W dodatku bywa tak, że kontakt z innym rozszczepia się dodatkowo na kilka różnych składowych, gdyż ta sama osoba może przybierać w różnych obszarach cyberprzestrzeni różne nicki, wiążące się często także z odmienną stylizacją własnego wizerunku. Zamiast jednego indywiduum pojawia się już całe wielobarwne spektrum, komplikujące rzecz jasna teoretyczną analizę, a w praktyce prowadzące do nie zawsze zabawnych niespodzianek i nieporozumień.

Z czasem coraz trudniej dokładnie ustalić, jakie elementy relacji z innym są rzeczywiste, a jakie tylko wirtualne. Założenie, iż rzeczywistość faktyczna weryfikuje wirtualną oraz pomoże ustalić właściwe proporcje między realem a cyberprzestrzenią okazuje się myśleniem życzeniowym. Trzeba się raczej przygotować na pewnego rodzaju schizofrenię albo digifrenię, jak określił ten stan amerykański socjolog Douglas Rushkoff w książce „Present Shock”.

8. Zadaję sobie pytanie, czym jest faktyczna obecność innego człowieka w moim życiu, skoro nie zawsze faktycznie go spotykając, odczuwam faktyczne konsekwencje jego faktycznego i/lub wirtualnego istnienia. Zarazem jednak muszę zapytać o moją własną obecność, a nawet tożsamość. Myślę, żyję, jestem – ale kim właściwie jestem i jak jestem obecna dla innych? Podobnie do większości współczesnych mi ludzi, korzystających aktywnie ze zdobyczy techniki, jestem stale gdzieś pomiędzy światem rzeczywistym a wirtualnym albo raczej jestem równocześnie trochę tu i trochę tam.

Dla gustujących w malowniczych obrazkach przedstawię to następująco: na kuchence gotuje się właśnie obiad, więc trzeba pilnować, by nic nie przypaliło się ani nie wykipiało; w tym samym czasie na ekranie komputera widać otwarte okienka komunikatorów, w których trzy osoby czekają na odpowiedź w tak odmiennych sprawach jak francuska ortografia, stawka za godzinę pracy i weekendowe spotkanie; widzę też, że w skrzynce zgromadziło się kilka niezwykle pilnych emaili, co oznacza, że wkrótce może rozdzwonić się telefon od bardziej niecierpliwych osób…

„Zaraz zwariuję!” – chciałoby się zakrzyknąć. Ale spokojnie, spokojnie… Wspomniany wyżej Jean Baudrillard opisał już taki stan jako typowy dla współczesnego człowieka, który jest skazany na zawsze cząstkowy, poszatkowany i rozszczepiony obraz świata, docierający do niego z różnych stron i za pośrednictwem różnych mediów. Próby uporządkowania i uspójnienia tego obrazu są z góry skazane na niepowodzenie. Uznając naszą ludzką niedoskonałość, nie tylko jak nasi przodkowie musimy pogodzić się z tym, że nie będziemy wszechwiedzący, ale także z tym, że jako poznający podmiot sami ulegamy fragmentaryzacji. Baudrillard twierdzi, że w takich okolicznościach ludzka podmiotowość zyskuje wymiar fraktalny. Cóż, wypada się nawet ucieszyć, bo z estetycznego punktu widzenia fraktale bywają bardzo piękne, a z matematycznego mają bardzo nietrywialną strukturę.

9. Inną sprawą jest aspekt etyczny, czyli kwestia tego, jak między nami fraktalami realizuje się dobro. Tu wśród badaczy i obserwatorów panuje spory pesymizm. Istotnie, jednym z najpoważniejszych zagrożeń jest depersonalizacja. Zaczyna się ona od zapomnienia własne nicku lub jednego z kilku nicków na którymś z portali społecznościowych, a gdy erozja tożsamości postępuje, można coraz swobodniej pozwalać sobie na łamanie netykiety i w ogóle zasad społecznego współżycia, obowiązujących także w realu.

Ponadto nie nadążamy za nadmiarem informacji, a żyjąc bieżącą chwilą, zapominamy o korzeniach i nie tworzymy sensownych wizji przyszłości. Inny nie jest dla nas nigdy w pełni obecny, ponieważ nie potrafimy być obecni dla samych siebie. W skrajnych przypadkach konsekwencje tego bywają takie, że inny faktycznie istniejący człowiek zaczyna być traktowany jak bohater gry komputerowej, którego można dość swobodnie uśmiercać i ożywiać na nowo. Koncentracja na teraźniejszości niewielką pozostawia przestrzeń na samodzielną ocenę własnych czynów i na odpowiedzialność. Tymczasem wolność wydaje się rosnąć…

10. Nie powinno zatem szczególnie dziwić, że wyrazem takiego stanu rzeczy i odpowiedzią na ludzką potrzebę sensu życia jest duchowość New Age – z jednej strony będąca próbą bezkonfliktowego połączenia składników czerpanych dosyć swobodnie z rozmaitych religijnych i kulturowych systemów, a z drugiej strony uznająca za podstawową tezę, że wszystko we wszechświecie łączy się i stanowi jedność. Tu wszystko jest ważne i nic nie jest ważne, paradoks splata się z paradoksem, zaś lekarstwem na aksjologiczną zadyszkę może okazać się zastrzyk wszechogarniającej i wszechobecnej kosmicznej energii, utożsamianej z Absolutem, a także miłość dwóch innych indywiduów, których tożsamości już dawno się rozpłynęły.

I jeszcze cała nadzieja w nowym człowieku – w kimś naprawdę innym, kto według niektórych istnieje już naprawdę, zrodzony z intymnego związku hominis sapientis i maszyny cyfrowej.

 

 

6 Comments

  1. januszek73

    Dziwne.

     Dziwnie brzmiący temat a dla mnie prawie niezrozmiały. Jednak mniej więcej rozumiem istotę problemu, mianowicie, to czy nasze: myśli, pragnienia, dążenia a nawet kroki fizyczne są czystym przypadkiem ? Są przypadkiem, czy na to w jakiś sposób wpływa duch ? Zaraz wyjaśnię, czemu tak pytam ? Jednak w swoim życiu mam czasem albo częściej :-), bardzo niewyjaśnione, przypadkowe: zdarzenia, spotkania lub jakieś konatakty z bliźnimi. No to do rzeczy – pojechałem sobie pewnego razu – chyba było to tej wiosny ? (mam niepewność, bo często uciekają mi zdarzenia czasowo – przestrzenne, czyli nie umiem dokładnie określić ich czasu), do Rabki Zdrój. Skręciłem do parku a ponieważ park jest duży ale alejki wąskawe, no to zwolniłem i nagle nie mogłem dowierzyć swoim oczom . Normalnie nie dowierzałem ale idzie sobie jakiś pan z pewną panią i zacząłem główkować, ale pan bardzo mi przypominał A. Miszka a pani przypominała mi p. Małgorzatę. Hmm. :-), strasznie ciekawe, ale naprawdę niedowierzałem :-), co prawda nie miałem pewności, bo mam strasznie kiepską pamięć wzrokową, ale coś mi mówiło, że to redaktorzy Tezeusza wybrali się na spacer po Rabczańskim parku. No i niby nic dziwnego ,ale ja w Rabce bywam rzadko, tak ok. 3 do 5 razy w roku i zawsze przelotem. Zacząłem się zastanawiać – dlaczego Pan Bóg skierował mnie akurat w tę stronę i do tego w tę samą aleję co nasi redaktorzy ? :-). Oczywiście zagadki nie rozwiązałem, ale zdarzenie naprawdę ciekawe, zwłaszcza, że p. Małgorzata kiedyś, zanim coś zaczęło się dziać negatywnego o mnie wyrażała się dosyć pochlebnie :-). Nooo i zagadki dalej nie rozwiązałem ale powiem szczerze, że od tego momentu, czasem jakoś modliłem się za Tezeusza i chociaż dalej wydaje mi się on kontrowersyjny, to jednak jakoś dziwnie Bóg pewnie przygotował i dla nich dobre sprawy. Hmm. pewnie tak ?, tylko, jak, gdzie i kiedy ?, to tylko sam Bóg raczy wiedzieć :-).

    Ach, pomimo wszystko pozdrawiam i do następnego, niespodziewanego spotkania :-).

     
    Odpowiedz
  2. zk-atolik

    Dylemat

    Opatrzność, interwencja Boga, czy los, przypadek, przeznaczenie?….. mając akurat taki dylemat chyba zawsze warto uwzględniać, że radykalnie inne jest rozpoznanie i interpretacja osoby innej, niż rozumna i wierząca – ufająca Bogu, także w w/w przypadku, czy podobnych zdarzeniach lub zjawiskach.

    Ps. Trudno w wielu tzw. "przypadkach" – przecenić znaczenie wiary i modlitwy.

    Szczęść Boże!

     
    Odpowiedz
  3. januszek73

    Dylematów c.d.

    Hmm. to nie jedyny dylemat 🙂 – opowiadań c.d.  Zrobiłem sobie w zeszłym roku wycieczkę dookoła Gorców, oczywiście na rowerze :-). Jadę, jadę, i jadę, bez końca 🙂 i dojechałem do Mszany Dolnej :-), oczywiście z przyczyn wiadomych :-), zamiast skręcić  w lewo na Rabkę (a chciałem dojechać do niej), to pojechałem prosto, w konsekwencji nadrobiłem ojj, sporo km. . No i znowóż, niby nic wielkiego, oprócz tego, że byłem zły na siebie, że znów pomyliłem trasę :-), ale musiałem przejechać przez Kasińkę Małą . Oczywiście Tezeusza nie szukałem, ale zacząłem kombinować w mózgownicy, gdzież w tej Kasińce jest ten dom ? Nie szukałem, ale pojechałem prosto i dotarłem do Lubnia 🙂 a potem wiele się namordowałem aby zdobyć kolejną premię górską . Zachodzi jednak dylemat, czemu to pomyliłem ?, a właściwie, czemu na skrzyżowaniu do Skomielnej był korek ?, czyli czerwone światło, gdyby było zielone, to niechybnie bym skręcił i nie przejechał przez Kasińkę :-). No i znowu ciekawe, ale pytanie, dlaczego Bóg wciaż mnie nakierowuje na tego "Tezeusza" ? Sam nie wiem, ale się domyślam – "Tezeusz" potrzebuje pomocy, bo "ginie w labiryntach" . Żartuję, no, ale ciekawe zdarzenie. Pozdrawiam.

     
    Odpowiedz
  4. Malgorzata

    Rekolekcje Adwentowe Tezeusza 2014

     Panu Januszowi dziękuję za bardzo pomocną inspirację. Od kilku dni mianowicie zastanawialiśmy się z grupą autorów "Tezeusza" nad myślą przewodnią tegorocznych rekolekcji adwentowych. Różnorodnych propozycji było sporo i wybór jak zwykle niełatwy.

    Teraz wiem już na pewno! Haslem naszych tegorocznych rekolekcji będą słowa: "Czemu, o Panie, dozwalasz nam błądzić?" (Iz 63, 17)

    Szczegółowe omówienie tematyki i programu zaprezentujemy w listopadzie, ale już dzisiaj serdecznie zapraszam.

     
    Odpowiedz
  5. januszek73

    Wiem.

      Mam inne zdanie :-), tzn. wiem czemu Pan Bóg pozwala nam "upadać" ? Pozwala upadać,ale w takie upadki, które są nieświadome, lub świadome ale błahe. Po to żeby zwrócić się do Jego Miłosierdzia. Oczywiście Bóg szanuje całkowite zerwanie więzi ze sobą i w takim przypadku też czeka i pragnie naszego powrotu. Zachodzi jednak pytanie, kiedy Pan Bóg "podaje swoją pomocną dłoń" ? No to jest problem do rozważenia, nie będę rozwijał, chociaż mnie osobiście zawsze podaje i nigdy nie odmówił mi Swojego miłosierdzia, chociaż parę razy mi to groziło. Nie rozwijam dalej tematu, jedynie napiszę – ale proszę poprawić na stronie głównej, bo jest

    "czrkanie", chociaż powiem szczerze, że "cyborg" to jedynie może "czyrkać" :-), bo "cyborg nie czeka" :-), on tylko wykonuje zalecony program komputerowy :-). A tak sobie pomyślałem, bo jeżeli cyborg to robot, no to robot jest zaprogramowany, więc nie ma wolnej woli w przeciwieństwie do człowieka. No chyba, że już człowiek tak zatracił się w złu, że jest tylko "cyborgiem złego ducha" ? 

     
    Odpowiedz
  6. arturah

    A temat rekolekcji

    "Czemu, o Panie, dozwalasz nam błądzić?" (Iz 63, 17).

    Czemu o Panie zasłaniasz swoje oblicze?.

    . Tak . Myślę że to bardzo dobry temat na rekolekcje . Dlaczego Bóg dozwala nam błądzić . Dlaczego zakrywa swoje oblicze .

    *

     być może uda się coś na ten temat napisać w okresie rekolekcji Tezeusza . Ciekawy jestem wypowiedzi w tym temacie .

     

    artur.

    arthei.blogspot.com/2014/10/gan-eden.html

     

     

     
    Odpowiedz

Skomentuj zk-atolik Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code