, ,

Chrześcijańska arena współczesności

Za bramą czeka tłum żądny krwi. Walka za chwile ma się rozpocząć. Dziś na arenę wychodzą chrześcijanie. Będzie jatka. Książę Ciemności siedzi na podwyższeniu i patrzy. Kto wyjdzie na scenę codzienności, i co na niego spuścić ze smyczy.

Walka 1

Od rana się zaczęło. Dzieci nie chcą wstać. Najmłodszy maluch marudzi w łóżeczku. Mąż zaspał, teraz blokuje łazienkę. Za moment odjedzie ostatni autobus, którym mogę zdążyć ominąć korki. Wewnątrz mnie zaczyna się walka. Na arenę wybiegają lwy nieopanowanych emocji.  20 minut nerwowej atmosfery, pokrzykiwań, porannego chaosu wychodzenia na raty z domu. Ktoś czegoś zapomniał, wraca, ktoś na kogoś warknął, zniecierpliwił się, nakrzyczał. Komuś humor przygasł, ktoś uronił łezkę. Jaki ten świat jest trudny, mamo. Tak, kochanie, ten świat jest czasem za szybki, ale teraz daj buziaka i lećcie do taty, zawiezie was szkoły. Potem truchtem na przystanek. W autobusie tłok, ludzie stoją sobie na stopach, popychanie, słowa oburzenia, zmęczenie poranne, przysypianie z policzkiem wgniecieonym w szybę autobusu. Mordęga codzienności z komunikacją miejską w tle i patrzenie wilkiem na współpasażerów. Że też wszyscy muszą jechać tym autobusem… No nic, poczytam co tam w komentarzach do Biblii dziś piszą.

Tak łatwo już w pierwszych chwilach dnia stracić czujność. Nasze codzienne testy cierpliwości, egzmiany dojrzałego reagowania na lawinę emocji i uczuć, kiedy coś w planie poranka się zmieni – to się zdarza każdemu z nas. Czy ma rodzinę małą czy dużą, zawsze jest to pole walki duchowej o kształt rodzinnej miłości i szczęścia małżeńskiego czy prawidłowej relacji rodzice-dzieci. W drodze do pracy, czy po wyjściu z domu w kierunku naszych obowiązków też następuje okazja do dawania świadectwa. Wiadomo, że o szóstej czy siódmej rano czasem ciężko się żyje. Trzeba działać, zdążyć do pracy, zdążyć wyszykować rodzinkę w świat, zdążyć ze wszystkim, co jest do zrobienia. Ale trzeba też zdążyć naładować baterie duchowej siły, spotkać Boga w tym porannym chaocie i zmęczeniu. Zwykły uśmiech, uprzejme słowo, opanowanie zniecierpliwienia w kolejce po chleb czy w zatłoczonym tramwaju stają się orężem do zwyciężania pokusy bycia przeciętnym i letnim chrześcijaninem. Czy mamy obowiązek być szlachetnymi i wspamiałomyślnymi tylko w sytuacjach poważnych i publicznych? Takie ukryte drobnostki na rzecz wzajemnej życzliwości z czasem utworzą ochronną tarczę wokół ludzi. Przyzwyczajenie dobrego reagowania na wszystko, co siędzieje wokół nas zaowocować może tym, że w krytycznej sytuacji łatwiej nam będzie podjąć dobrą decyzję, taką w duchu chrześcijańskim.

Walka 2

Na arenę weszła dziewczynka. Rozgląda się ciekawie dookoła. Podchodzi do ściany, na której namalowano Chrystusa ukrzyżowanego. Książę pociągnął za sznurki. Z bramy wyłonił się elegencki pan z torbą pełną słodyczy. Dziewczynka spojrzała na niego. On uśmiechnął się promiennie i wyciągnął do niej torbę z cukierkami. Zajrzała do środka, spojrzała na napis na ścianie i odsunęła się od eleganckiego pana. On nadal podsuwa jej słodycze, ona kręci przecząco głową i pokazuje palcem na obraz na ścianie. Wytrąca mu z ręki torbę, słodycze wypadają na suchy piach areny. Rozpadają się w proch. Pan patrzy na Księcia, który pociąga za następny sznurek. Na środek areny wyjeżdża wózek z tortem i prezentami, za nim wychodzą koledzy i koleżanki dziewczynki. Wszyscy zabierają się za jedzenia ciasta i rozpakowywanie prezentów. Jeden z nich leży nienaruszony. Elegancki pan podaje go dziewczynce. Ona wyciąga różaniec klęka i zaczyna się walka. Na widok różańca elegancki pan cofa się i wybiega z areny. Tort i biesiadnicy znikają jak mgła. Książę jest niezadowolony. Znów przegrał.

Tyle pokus dookoła! Wyprzedaże, zabawy, prywatki, okazje. Ciężko czasem nie skorzystać. Jeszcze jedna zdrada, jeszcze jeden mały grzech, jeszcze jedno nadużycie. Przecież to nic takiego. A może jednak trzeba ciągle wybierać: przykazania czy swoboda obyczajów i wolne wybory pozbawione ograniczeń moralnych? Trzeba nieustannie podejmować decyzje: wierność Bogu czy kompromisy ze współczesną wizją świata, rodziny, relacji z drugą osobą. Wierność Kościołowi i jego nauce czy poszukiwanie prawdy na własną rękę. Niedzielna msza czy coś innego. Spowiedź czy plotki z koleżankami, w końcu po co zwierzać się obcemu facetowi w sutannie. Wybory i dylematy nieustanne, walka codziennie podejmowana od nowa. Jak się pozbyć pokus, jak omijać miejsca, gdzie ich tyle jest, że nie sposób się obronić? Modlitwa i wytrwałe przestrzegania zasad są najlepszą ochroną. Unikanie niepotrzebnych lektur, obrazów, znajomości też czasem może uchronić przed pokusą. Niektóre pokusy są tak silne, że nie warto z nimi walczyć. Trzeba zdać się na Boga, uciec pod płaszcz Stwórcy, który jest Panem dobra i zła i najlepiej ochroni przed złym wpływem. Modlitwa jest ochronną tarczą każdego wierzącego.

Walka 3

Na arenie leży stos złota. Obok siedzą żebracy, chorzy i bezdomni. Bawią się złotymi monetami, ale w ich oczach nie ma blasku, radości. Na arenę wchodzi młodzy człowiek. Przewodnik prowadzi go na podest ustawiony przed stosem złota i zaczyna wychwalać. Opisuje szlachetne czyny i godne podziwu akcje, których człowiek był inicjatorem. Opiewa sukces chrześcijanina, który jest właścicielem wielkiego stosu złota zebranego w imię wyższej potrzeby. Żebracy siedzą u jego stóp i słabo biją brawo. Człowiek patrzy na nich i uśmiecha się z dumą. Wtedy wśród nich widzi twarz kogoś, kogo poznaje. To jego dawny przyjaciel. Razem chodzili do przedszkola. Schodzi z podestu. Przewodnik ciągnie go z powrotem, pokazuje na stos złota. Człowiek odwraca się od złota i jego blasku. Schyla się ku dawnemu przyjacielowi i wyciąga go na scenę. Za nim wchodzą następni. Człowiek sukcesu chce dotknąć złota, które zgromadził na rzecz ubogich i cierpiących. Chce obdarować każdego z potrzebujących. Kiedy dotyka monet, złoto traci blask. Eleganckie ubranie chrześcijanina zmienia się w łachmany. Staje sie podobny do otaczających go bezdomnych. Przewodnik śmieje się i zaczyna pogardliwie wykrzykiwać obelgi w kierunku człowieka sukcesu. Ten podnosi kilka monet, które zmieniły kolor i rzuca nimi w twarz przewodnikowi. Złoto zmienia się w piach, na arenie nie ma nikogo oprócz zwycięzcy. Książę wścieka się na swoim miejscu. Teraz wezwie wsparcie.

Ile mojej pracy jest na pokaz, ile z tego, co robię dla innych jest naprawdę dla nich? Czy nie jest tak czasami, że pracę traktuję jako miejsce wywyższenia samego siebie? Stos pochwał, sukcesów w postaci rosnącego potencjału zawodowego czy ilości pieniędzy na koncie, wzrost egozimu i pychy, jaki jestem super przedsiębiorczy, skuteczny i niezawodny – czy to nie przypadkiem pokusa i pułapka?

Na szczęście mam przyjaciół, którzy podobni są do moich marzeń z dzieciństwa, tych ludzi, którzy są słowem Boga w moim życiu. Przypomną gdzie moje miejsce, nakrzyczą jeśli trzeba, prawdę powiedzą i nie przestraszą się konsekwencji. Przyjaciel prawdziwy to skarb, to dar od Boga, który będzie zawsze procentował. I nie zawiodę się, nie stracę z oczu tego, co najważniejsze. Przyjaciel przypomni, czego Bóg chce ode mnie. Dobry człowiek, może spowiednik, może ktoś kto zawsze czuwa nad Pismem i wie, że musi mnie zawrócić z niedobrego kierunku. Pielęgnowanie przyjaźni, dobrych relacji, dbanie o to, by Bóg miał gdzie mieszkać w sercach moich najbliższych, dbanie o to, aby umieć słuchać innych ludzi – to może pomóz ochronić się przed błędami w rozpoznawaniu powołania. Praca i nasze sukcesy też są areną walki o naszą duszę. Zły nigdy nie przepuści okazji, by nas pochwalić na wyrost i zasadzić w sercu głęboko chwast pychy i próżności. Nie wolno na to pozwalać.

Walka 4

 …

Arena nieustannie jest zapełniona wojownikami, którzy dają świadectwo Prawdzie. Bitwy o dusze nie wymagają broni najnowszej generacji. Wystarczy wierna wiara, gotowość do poświęceń, praca nad sobą według nauki Chrystusa i trwanie we wspólnocie wierzących, żeby mieć wsparcie. Modlitwa, post, jałmużna – to też dobra broń na złego ducha, jak mówi Pismo.

A co Ty możesz tu napisać? Co jest Twoją areną walki o kształt chrześcijaństwa w Twoim życiu. Dom, praca, wewnętrzne życie emocji i uczuć…? Gdzie jest to miejsce, w którym odpierasz ataki i zwyciężasz?

 

Mt 12, 43-45
"Gdy duch nieczysty opuści człowieka, błąka się po miejscach bezwodnych, szukając spoczynku, ale nie znajduje. Wtedy mówi: "Wrócę do swego domu, skąd wyszedłem"; a przyszedłszy zastaje go niezajętym, wymiecionym i przyozdobionym. Wtedy idzie i bierze z sobą siedmiu innych duchów złośliwszych niż on sam; wchodzą i mieszkają tam. I staje się późniejszy stan owego człowieka gorszy, niż był poprzedni. Tak będzie i z tym przewrotnym plemieniem."

Łk 11, 24-26
"Gdy duch nieczysty opuści człowieka, błąka się po miejscach bezwodnych, szukając spoczynku. A gdy go nie znajduje, mówi: "Wrócę do swego domu, skąd wyszedłem". Przychodzi i zastaje go wymiecionym i przyozdobionym. Wtedy idzie i bierze siedem innych duchów złośliwszych niż on sam; wchodzą i mieszkają tam. I stan późniejszy owego człowieka staje się gorszy niż poprzedni."

 

 

 

 

 

7 Comments

  1. jadwiga

    prawdę mówiac nie widze zadnej walki

    Tak naprawde. Walka jest tylko i tylko wtedy kiedy istnieją dwie równorzędne sprawy i walka jest kwestią wyboru. Miedzy równorzednymi sprawami. Jezeli zas mamy rzecz wazniejsza i mniej wazna walko zadnej nie ma. Wybór istnieje jeden i tylko jeden.

    Moze tutaj jest tylko kwestia waznosci danej sprawy.

    Walka 1. Jezeli wybór padł na rodzine i dzieci – wiadomo jakie beda tego konsekwentne trudnosci. Moze nalezałoby w tym pocieszyc sie ze dzieci zdrowe, ze sie pracuje za tata odwiezie dzieci samochodem…moze ze ten tata wogóle jest…..

     

    Walka 2 Jezeli dziewczynka nie lubi "słodyczy" i "ciast" ( oczywiscie w cudzysłowiu bo sa to symbole) wybór nie jest zadnym wyborem i zadna walka.

     

    Walka3

    Ile mojej pracy jest na pokaz, ile z tego, co robię dla innych jest naprawdę dla nich? Czy nie jest tak czasami, że pracę traktuję jako miejsce wywyższenia samego siebie? Stos pochwał, sukcesów w postaci rosnącego potencjału zawodowego czy ilości pieniędzy na koncie, wzrost egozimu i pychy, jaki jestem super przedsiębiorczy, skuteczny i niezawodny – czy to nie przypadkiem pokusa i pułapka?

    Te sprawwe odkryłam majac kilkanascie lat. Zrozumiałam ze sukcesy, pochwały nie zaleza wcale od tego co robie, jak robie i dla kogo robie. Sa jedynie rezultatem nepotyzmu, układow i innych takich. Bez zadnej zaleznosci co sie robi. Pojełam to i od tego czasu całkowicie przestało mi zalezec na ocenie innych.

     

    Walka4

    Nie walcze.  Wiem co wybrac. A czy wybór jest słuszny tu juz inna sprawa. Czasem los przynosi dziwne niespodzianki.

     
    Odpowiedz
  2. jorlanda

    Komentarz, niestety nie mój

    http://w605.wrzuta.pl/audio/2QED2pm5RWp/jacek_kaczmarski_-_siedem_grzechow_glownych

    Jacek Kaczmarski, Siedem grzechów głównych

    "Wielkich upadków więcej widzieliśmy, niż wzlotów
    Byliśmy oczywiście na uczcie Baltazara,
    Uczyliśmy się mowy zwycięzkich Wizygotów
    Na służbie ostatniego przepiwszy żołd Cezara.
    Przeżyliśmy Rolanda, by świadczyć śmierć Karola,
    Pozostałościom mocarstw nie oczekiwać łaski.
    Razem z Ludwikiem Świętym widząc się w aureolach
    Wyrzygiwaliśmy krew w jerozolimskie piaski.
    Co było wszechpotężne – zdaje się niedorzeczne.
    Gdzie słodka woń Arabii? Gdzie tajemniczy Syjam?
    Religie tysiącletnie też nie są dla nas wieczne
    I demokracja kwitnie, dojrzewa i przemija…

    A nas wiedzie siedem demonów, co nami się karmią:

    Na przedzie pycha podąża z tańczącą latarnią,
    Chciwość wczepiła się w siodło i grzebie po sakwach,
    Broi pod zbroją lubieżność, pokusa niełatwa.
    Wandzioch domaga się płynów i straw do przesytu,
    Wabi rozkoszne lenistwo do łóż z aksamitu,
    Gniew zrywa ze snu i groźbą na oślep wywija,
    A zazdrość nie wie, co sen i po cichu zabija

    Tak zbrojni w moce na które nie ma lekarstwa
    Stawiamy nadal i obalamy mocarstwa.

    Każdemu więc z imperiów bezsprzecznie zasłużeni
    My – ludzie pióra, miecza lub zajęczego lęku
    Jesteśmy grabarzami swych własnych dzieł stworzenia,
    Zajęczym lękiem niszcząc je, mieczem lub piosenką.
    Samotnie wędrujemy po dawnych bitew szlakach,
    Którymi dzisiaj rządzi chwast, kamień lub jaszczurka.
    Wierzchowiec się potyka bo ciąży mu kulbaka
    I jeździec w pełnej zbroi bładzący po pagórkach.
    Jesteśmy jak zwierzęta – z rytmami śmierci zżyte,
    Choć człowiek w nas – do Nowej wciąż prze Jerozolimy;
    Więc nastawiamy ucha na echa nowych bitew,
    Bo wiemy, że na pewno je w końcu usłyszymy…

    I wiedzie nas siedem demonów, co nami się karmią

    Na przedzie pycha podąża z tańczącą latarnią…

    Tak zbrojni w moce, na które nie ma lekarstwa
    Będziemy nadal stawiać i zwalać mocarstwa."

    Dziękuję Pani, która mi to przysłała e-mailem jako komentarz.

    Pozdrawiam

     
    Odpowiedz
  3. jorlanda

    Marcin Luter wg Jacka Kaczmarskiego

    Kolejna Pani doskonale zrozumiała, że ten tekst tworzymy razem. Kolejny dowód na to, że kobiety myślą sercem i skuteczniej czasem się porozumiewają bez słów 😉 i słowem jednocześnie.

    Pozdrawiam

     

     

    W zamku Wartburg, na stromym urwisku
    (Te niemieckie przepaście i szczyty)
    Wbrew mej woli, a gwoli ucisku
    Wyniesiony pod boskie błękity
    Pismo święte z wszechwładnej łaciny
    Na swój własny język przekładam:
    Ożywają po wiekach
    Dawne cuda i czyny,
    Matką Ewa znów, Ojcem znów – Adam.

    Bliźnim jest mi tragiczny Abraham
    Gdy poświęcić ma syna w ofierze;
    Widzę ogień na Sodomy dachach,
    Gdzie zwęglają się grzeszni w niewierze.
    Bezmiar winy i kary surowość
    Brzmią prawdziwie w mym szorstkim języku.
    Na początku jest słowo,
    I okrutnie brzmi słowo,
    Ale spójrz wokół siebie, krytyku!

    Grzechy Rzym za gotówkę odpuszcza,
    Lecz w wojennej się nurza rozkoszy.
    Papież w zbroi, w ubóstwie tkwi tłuszcza,
    Z której groszy katedry się wznosi.
    W nawach katedr transakcje wszeteczne,
    Ksiądz spowiednik rozgrzesza za bilon.
    Tak jest, było i będzie,
    Zło i dobro jest wieczne,
    Lecz nie może być wieczny Babilon.

    Z tym więc walczę ja, mnich Augustianin,
    Moralności teolog – to przytyk,
    Bo w stolicy wołają – poganin!
    Reformator, heretyk, polityk!
    Tak, papieską ja bullę spaliłem,
    Lecz szukajcie miast, które on spalił!
    Ja na wrotach kościelnych
    Tezy swoje przybiłem,
    On mnie wyklął, a mnisi śpiewali.

    Słowa palą, więc pali się słowa:
    Nikt o treści popiołów nie pyta.
    Ale moja ze Stwórcą rozmowa
    Jak Syn Jego – do drzewa przybita!
    Niech się gorszy prałacia elita,
    Niech się w mękach świat tworzy od nowa!
    Lecz niech czyta, kto umie,
    Niech nauczy się czytać!
    Niech powraca – do Słowa!

    Jacek Kaczmarski
    5.12.1991

     
    Odpowiedz
  4. jorlanda

    Walka 5

    tym razem wg mnie

    Próba wiary

    Coś próbuje się zdarzyć
    Coś pragnie się wymarzyć
    Zaskoczyć mnie
    Prześcignąć
    Zdradzić i może zabić

    Obejmuje mnie nicość
    Zdarzeń chaos niechciany
    Zmartwień wianek zakładam
    Umykam niewidzialnie
    Z tłumu demonów
    Zaciskających wokół mego serca
    Sieć pełną iluzji i złudzeń

    Coś próbuje się zdarzyć
    Coś pragnie się rozmarzyć
    Zapomnieć o realium
    Przeskoczyć kalendarium
    Zdradzić i może zabić

    Ogarnia mnie mroków setka
    Słów i gestów tysiące
    Zasłaniają mi drogowskazy
    Broczą mułem w źródła
    mojego pokrzepienia
    Zakładam ciernie rutyny
    By zniknąć pola  widzenia
    Profesjonalnych snajperów
    Demonów nie-pocieszenia
    Gdy trafią raz –
    trują po krańce duszy

    Coś próbuje mnie skruszyć
    Coś mi siedzi na duszy

    JŁ jesień 2009

     

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code