Chrześcijanin z kolcem w sercu

Rozważanie na IV Niedzielę Zwykłą, rok B

Dzisiejsze czytania

A ty, synu człowieczy, nie bój się ich ani się nie lękaj ich słów, nawet gdyby wokół ciebie były osty i ciernie i gdybyś się znalazł wśród skorpionów. Nie obawiaj się ich słów ani się nie lękaj ich twarzy, bo to lud oporny. (Z Księgi Ezechiela)

Aby zaś nie wynosił mnie zbytnio ogrom objawień, dany mi został ościeńdla ciała, wysłannik szatana, aby mnie policzkował – żebym się nie unosił pychą. (2 Kor 12,7)
I powątpiewali o Nim. A Jezus mówił im: «Tylko w swojej ojczyźnie, wśród swoich krewnych i w swoim domu może być prorok tak lekceważony». I nie mógł tam zdziałać żadnego cudu, jedynie na kilku chorych położył ręce i uzdrowił ich.(Z Ewangelii św. Marka)
 
Kiedy rozmyślam o konieczności zmagania się z trudami na drodze wiary, zawsze myślę też o nieodłącznym towarzyszu wszelkiego kontaktu z Bogiem – o szatanie. O tym, który zawsze przeszkadza, zwodzi i utrudnia budowanie czegokolwiek w imię Boga.
Kiedy modlę się, zawsze jest obok i mąci myśli. Kiedy organizuję spotkania modlitewne, zawsze utrudnia, rzuca kłody pod nogi. I nieustannie przykleja mi do serca uporczywe: bez sensu, nie uda się, daj spokój, po co ta walka, i tak nikogo to nie obchodzi. Kiedy chcę zaśpiewać publicznie psalm, zawsze chwyci mnie za gardło tremą lub chrypką. Kiedy czytam Pismo i szukam rady na rozwiązanie problemu, on przeszkadza skupić się na tym. Zabiera zdolność rozsądnego podejmowania decyzji, odbiera odwagę, sprawia, że czasem czujemy się bezsilni, że zachowujemy się tak okropnie i niewłaściwie. A potem wstyd i pytanie: jak to w ogóle mogło się stać?
A może ten oścień dla ciała, wysłannik szatana jest według św. Pawła darem towarzyszącym służbie u Pana? Darem. A więc czymś, co przynosi korzyść. Jak zatem to, co upokarza, boli i utrudnia życie, ma być darem? I dlaczego tak musi być? Czy Bóg nie mógłby inaczej tego zorganizować?
Powołanie człowieka do różnych zadań to nie tylko euforia, radość i wizje pełnego zwycięstwa pod sztandarami Pana. Obok pojawia się coś w rodzaju swędzenia pod skórą. Pod duchową skórą. Coś nas uwiera, zwraca naszą uwagę, rozprasza, nie pozwala zapomnieć. Przeszkadza nam ten oścień, chcielibyśmy go wyjąć, żeby przestał w końcu uwierać. Nie potrafimy skupić się na swoim zadaniu, zignorować go. I tak ma być. Abyśmy zawsze pamiętali, że jesteśmy tylko ludźmi. Narzędziem w ręku Boga, wykonawcami Jego woli. A nie twórcami świata zdarzeń, sukcesów i osiągnięć na różnych polach naszej działalności.
Czasem boję się działać w imię Boga. Boję się konsekwencji, małych i dużych cierpień, jakie będą związane z sukcesami apostolskimi. Ale tak trzeba. Trzeba wierzyć, że Bóg ma rację i za każdą udaną misję zapłacić kawałkiem siebie. Aż nie zostanie nic, tylko On.
Czasem unikam działania, udaję, że nie słyszę, co Bóg do mnie mówi. Nie chcę, by był przy mnie i jak św. Paweł szeptam: „odejdź Panie ode mnie”. A On mówi, tak jak św. Pawłowi: „wystarczy ci Mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali”. Nie trzeba się bać, że nie mam siły. Bóg ją ma. Mimo to, boję się. Tak jak bali się prorocy przede mną, i wszyscy, którzy wiedzieli, że jak się Bogu powie „tak”, to będzie potem bolało.
To jest paradoks chrześcijańskiego powołania. Zgodzić się na krzyż, upokorzenie, pracę nad tym, by nauczyć się zwyciężać bez walki. Być uczniem Chrystusa z zatopionym w sercu kolcem, którego się dobrowolnie nie wyciąga – trudna to nauka. Ale jedyna właściwa. I skuteczna na zło.
Czy jestem dobrym apostołem? Nie zawsze. Oścień w ciele przeszkadza. Ludzie nie wierzą w to, co mówię. Sił mi brakuje. Wiara się chwieje. Ale jednak próbuję od nowa. Bo wiem, że te wszystkie przeciwności to dobry znak. Gdzie Bóg tam i szatan walczący z Nim. Dlatego Jezus nie przejmował się aż tak bardzo brakiem powodzenia wśród najbliższych. Wiedział, że tak może być.
Uczę się więc „nie lękać się twarzy” ludzi opornych, nie zniechęcać się bezskutecznym pukaniem do „zatwardziałych serc”. Uczę się „mieć upodobanie w słabościach, w obelgach, w niedostatkach i uciskach”. Z powodu Ciebie, Panie. Bo zawsze, kiedy niedomagam, muszę pamiętać, że to jest właśnie siłą. Nie wiem dlaczego, nie rozumiem tego do końca. Ale wierzę, że tak trzeba. Że Bóg ma rację.
 

ciern.jpg

Rozważania niedzielne

 

17 Comments

  1. jadwiga

    Ludzie

    Czy jestem dobrym apostołem? Nie zawsze. Oścień w ciele przeszkadza. Ludzie nie wierzą w to, co mówię. Sił mi brakuje. Wiara się chwieje. Ale jednak próbuję od nowa. Bo wiem, że te wszystkie przeciwności to dobry znak.(…)

    Uczę się więc „nie lękać się twarzy” ludzi opornych, nie zniechęcać się bezskutecznym pukaniem do „zatwardziałych serc”. Uczę się „mieć upodobanie w słabościach, w obelgach, w niedostatkach i uciskach”.

     

    Ludzie zawsze cos powiedzą. Zawsze skomentują, bez wzgledu na to co by się zrobiło i jak zadziałało. Najczęściej są to słowa krytyki. A największym "grzechem" nie do wybaczenia przez ludzi – jest nie to, ze się coś złego robi, ale, ze sie tego złego NIE ROBI….

     
    Odpowiedz
  2. jorlanda

    Pani Jadwigo,

    Ludzie reagują na siebie nawzajem i to chyba dobrze? Nie zawsze krytykują. Czasem też utożsamiają się z cudzym słowem lub czynem. Nie do końca rozumiem, co miała Pani na myśli pisząc: największym "grzechem" nie do wybaczenia przez ludzi – jest nie to, ze się coś złego robi, ale, ze sie tego złego NIE ROBI….

    Czy mogę prosić o wyjaśnienie?

    A jeśli chodzi o ten koszmarnie niepokojący obraz powyżej, to ograniczę się do uprzejmego przemilczenia

     
    Odpowiedz
  3. Krzysztof

    Dziękuję Ci, Jolu, za

    Dziękuję Ci, Jolu, za piękny tekst. Poruszył mnie i przypomniał pewne prawdy oczywiste, o których w życiu się zapomina.

    Masz rację, że zawsze towarzyszy nam ten, który nas policzkuje, który wsadza pod skórę oścień, który przeszkadza. Doświadczeni ludzie wiedzą, że podejmując się jakiegokolwiek Bożego dzieła będą wystawieni na ataki szatana. Tyle, że nasz przeciwnik nie jest głupi. Nie uderza w sposób zawsze łatwy do zidentyfikowania. Inteligentnie wybiera takie sposoby, żeby jednak złamać w nas ducha, ostudzić zapał, przeszkodzić w realizacji. Jak bardzo wtedy potrzebna jest wiara mimo wszystko, wytrwałość i wsparcie drugiego człowieka. Dla mnie dzisiaj takim wsparciem stało się Twoje rozważanie. Jeszcze raz dziękuję.

    A pani Jadwiga miała pewnie na myśli to, że ludzie wściekają się jeśli ktoś nie postępuje podobnie jak oni – czyli nie czyni złego.

     
    Odpowiedz
  4. Anonim

    oścień

    Ościenie czyli coś co samo w sobie jest bardzo ludzkie i wcale nie musi być rozpatrywane w kategoriach grzechu: nasze wady, cienie osobowości. Są to jednak  ułomności, które mogą stać się furtką dla szatana. Mimo ustawicznej pracy nad sobą zazwyczaj obrywamy w te same miejsca, najbardziej czułe i wrażliwe.

    Są to np. :  skłonność do wybuchowości, pefekcjonizmu, nadmierna nieśmiałość, nadwrażliwość itd.. Każdy człowiek mógłby przedstawić swoją własną kolekcje ościeni, które najczęściej są tym słabym ogniwem w jego walce duchowej.

    Ościenie są nam dane faktcyznie po to, byśmy nie czuli się zbyt niezależni i silni, żebyśmy nie myśleli że wszystko możemy sami. Często jest tak, że kiedy przez dłuższy czas wszystko układa mi się dobrze za bardzo zaczynam wierzyć w to, że wszystko ode mnie zależy. Wtedy właśnie ujawnia się mój oścień i na nowo przypomina mi, że tylko w Bogu moja siła i moja moc, wszystko co dobre we mnie to On.

    Chciałbym jeszcze dodać, że trudności zewnętrznych, które nastręczają się przy okazji każdego dobrego dzieła nie nazwałabym ościeniem, ani kolcem w sercu, mają one bowiem moim zdaniem w rozumieniu św. Pawła charakter czysto wewnętrzny. Tak na przykład mam poprowadzić modlitwę w większej grupie ludzi. Chwilowo zamiera mi głos, albo słowa zaczynają się plątać, za bardzo się skupiam na swoich odczuciach itd.. to moja wewnętrzna słabość, tytułowy oścień. To jednak, że ktoś mnie za coś dobrego niesłusznie skrytykował, ludzie nie chcą mi wierzyć, śmieją się albo odchodzą to już inna sprawa.

    P.S.

    A powyższy obraz jest koszmarny  

     
    Odpowiedz
  5. jadwiga

    Pani Jolu

    Ludzie reagują na siebie nawzajem i to chyba dobrze? Nie zawsze krytykują. Czasem też utożsamiają się z cudzym słowem lub czynem. Nie do końca rozumiem, co miała Pani na myśli pisząc: największym "grzechem" nie do wybaczenia przez ludzi – jest nie to, ze się coś złego robi, ale, ze sie tego złego NIE ROBI….

    Czy mogę prosić o wyjaśnienie?

     

    Chodziło mi o to, że ludzie "przenosza" na drugiego człowieka swoje własne przewinienia i odczucia. I w zasadzie tylko to widzą.Widzą przez pryzmat własnej osoby. Jezeli krytykują kogoś, że jest egoistyczny, naogół sami tacy są, jeżeli widzą agresję, naogól tez jest to ich domena. Gdy widzą złośliwośc to też jest ich cechą. Gdy obgadują sąsiadke, ze się puszcza, sami mają takie chęci i nie mogą nad nimi zapanowac.Jezeli człowiek nie ma danych cech, złych cech, naogół nie zauważa ich u drugiego człowieka.

    Jezeli zas, żadnych złych cech, swoich cech nie zobaczą u drugiego – nie moga tego wybaczyc, to ich po prostu drażni.

    Znany jest psychologiczny pogląd, że to co nas denerwuje w drugim człowieku jest tylko i wyłącznie naszym własnym problemem. Gdy nie ma co denerwowac widzimy więc swoje niedoskonałości jeszcze wyraxniej na tym tle i tego nie jestesmy w stanie wybaczyć.

     
    Odpowiedz
  6. astuz

    A jak to jest z…wulgaryzmami?

    Bardzo nie lubię, gdy wokół mnie ktoś "się wyraża"? Czy według wspomnianej teorii, iż zauważamy w drugich nasze własne wady, ja też mam skłonności do wulgaryzmów? Więc nie powinnam reagować, szczególnie gdy ktoś, jak mój młodszy kolega z pracy uważa, iż na tym polega wolność słowa, że może co chwilę mówić "zakręt" po włosku lub łacinie?

     
    Odpowiedz
  7. jadwiga

    anno s

    Bardzo nie lubię, gdy wokół mnie ktoś "się wyraża"? Czy według wspomnianej teorii, iż zauważamy w drugich nasze własne wady, ja też mam skłonności do wulgaryzmów?

    Przede wszystkim co to jest wulgaryzm. Jest to słowo, brzmiace tak czy inaczej i tylko my nadajemy mu sens wulgarny. Np nie znając obcego jezyka – nie jestesmy w stanie stwierdzic, które słowa są tam wulgarne.

    W tym przypadku uwazam, że to tez Twój problem. To znaczy – że słowa uwazane za wulgarne łaczysz jeszcze z jakimś zachowaniem, które z jakichś powodów nie akceptujesz. Tutaj nalezy wrócić do swojego dzieciństwa. Może byłaś karana gdy przypadkiem coś takiego powiedziałas lub się agresywnie zachowałaś i pofdświadomie się u siebie tego obawiasz.. Nie wiem. Może ktoś w Twoim otoczeniu używał takich słów i to napawało Ciebie jako dziecko grozą i wyczuwałaś lęk, że będziesz zachowywac się podobnie. Może jako dziecko znalazłaś się nagle w obcym środowisku, którego się obawiałaś a ludzie tam podobnie mówili, a nie chciałaś zaakceptowac siebie i stać się taka jak oni. Nie wiem. Ale to Twój problem.

     
    Odpowiedz
  8. zibik

    Tajemnica ościenia !

    Każdy z nas doświadcza Chrystusowy i Pawłowy oścień tj. kosztuje chleba bólu, cierpienia, poniżenia i upokorzenia, przeżywa swoje "piekło" w życiu doczesnym. Cząstki doli człowieczej stanowią szczególny dramat i tragizm ludzkiego losu, kiedy nie są rekompensowane, bodaj  momentami autentycznej miłości, przyjaźni, także żarliwej modlitwy, adoracji Boga, oraz chwilami radości życia, powodzenia, czy stanem całkowitego zdrowia duszy i ciała etc.

    Dawniej i również atualnie (dzisiaj) doświadczamy oścień w  wymiarze indywidualnym, rodzinnym, społecznym, a nawet ogólnonarodowym, czy światowym (globalnym). Jest on owocem (skutkiem) m.in. naszej głupoty i lenistwa, także uległości wobec pokus złego ducha (szatana), oraz zaniedbywania, bądź zaniechania wypełniania woli Boga.

    W wymiarze państwowym jest to następstwo np: bezmyślnego trwonienia danego nam czasu, bądź istniejących szans, czy marnotrawienia majątku narodowego, także złej polityki ekip sprawujących władzę.

    Droga czytelniczko(u) nie wiem dokładnie co, w tej chwili jest Twoim najbardziej dokucziwym ościeniem. Pan Bóg wszystko wie i Ty wiesz, co Ciebie najbardziej bardzo boli, co irytuje, dokucza i dolega. A może sam(a) jesteś ościeniem ?………. dla swoich bliźnich np: utrudzonego ojca, czy schorowanej matki lub swoich dzieci albo innych osób bliskich, czy Tobie podwładnych.

    Co w tej sytuacji czynić ?……buntować się, irytować, przeklinać, rozpaczać, czy godzić się z losem. Według mnie nie tędy prowadzi droga prawego człowieka, a tym bardziej katolika i chrześcijanina ! Trzeba wrócić, do Pana i św. Pawła, czy innych wzorców osobowych ukazywanych w Kościele Świętym.

    Gdzie szukać pomocy ?…….napewno u Boga Trójjedynego, trzeba Go prosić, aby odszedł ode mnie oścień, a nasz Pan powie : "Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali."(2Kor12,8-9)

    Kto to mówi ?….. Ten, który doświadczył i przeżył największe piekło – stan opuszczenia, zdrady, szyderstwa, upokorzenia, bólu i cierpienia – dramat potwornej i haniebnej śmierci na krzyżu.

    To wszystko co stanowi ów oścień, jak wiemy nie tylko boli i wyciska łzy, lecz dzisiaj ma głęboki sens dzięki ofierze Jezusa-Chrystusa.

    Ps. Dziękuję Pani za wyjątkowo ubogacający i inspirujący tekst.

    Szczęść Boże !  – wszystkim doświadczającym Chrystusowy i Pawłowy oścień.

     
    Odpowiedz
  9. zibik

    Pani Aniu !

    Absolutnie nie powinna Pani zmieniać swoich naturalnych i prawidłowych reakcji na wulgaryzmy, bądź inne formy istniejącego zła. Oczywiście to nie jest Pani problem, lecz tych osób, które mają ograniczony zasób słów lub nie znają języka poprawnego lub etycznego, a zatem nie potrafią właściwie komunikować się z bliźnimi.  

    Kolega z pracy dodatkowo ma chyba problemy z rozpoznawaniem i rozróżnianiem podstawowych pojęć, czym jest wolność, a czym swawola.

     

     
    Odpowiedz
  10. Kazimierz

    Boża zbroja

    Ef. 6 – (12) Prowadzimy bowiem walkę nie ze zwykłymi ludźmi, lecz mamy stawiać czoło Zwierzchnościom i Władzom, rządcom świata tych ciemności oraz mocom duchowym zła na wyżynach niebieskich. (13) Dlatego okryjcie się dokładnie zbroją Bożą, abyście, gdy nadejdzie ów dzień zły, mogli odeprzeć zwycięsko [ataki zła] i ostać się zwyciężywszy wszystko. (14) Przygotujcie się więc do walki! Przepaszcie swe biodra prawdą, przyodziejcie się w pancerz sprawiedliwości, (15) a nogi obujcie w gotowość głoszenia Dobrej Nowiny pokoju. (16) Wiara niech wam zawsze służy za tarczę, którą zdołacie unieszkodliwić wszystkie, najbardziej nawet rozpalone pociski Złego. (17) [Na głowę] załóżcie hełm zbawienia, [do ręki] weźcie miecz Ducha, to jest słowo Boże (Biblia Warszwsko – Praska)

     
    Odpowiedz
  11. ahasver

    Obraz jest świetny.

    Eeeee tam, koszmarny obraz. Na sztuce się nie znacie i tyle. Act diaboli wyraża to, co ma wyrażać – z resztą dziś mówimy o kompozycji, a nie obrazie; obraz tworzy fotograf. Dzieło jest nastrojowe, diaboliczne i porusza tematykę sakralną, co dziś nieczęsto się zdarza. Demoniczna Profetyka jest tutaj prowokacją, a nie profanacją. Ów obraz Gigera ma idealną kompozycję, wspaniale dobrane składniki kolorystyczne i jest zrobiony w technice grafiki malarskiej z wykorzystaniem przecierek, co u Gigera jest rzadkością, poniewaz grafika nie polega na manipulacji fakturą. Jeśli chodzi o tematykę – nie tylko niepokojąca, ile prawdziwa – i faktyczna; Jezus jest dla niektórych przykrywką dla niecnych intencji. Dla większości z Was – w sposób nieświadomy. Dużo w was Diabła, który w dłoni trzyma symbol bladości, hańbę pociśniętą naiwnej ludzkości na tacy litości roszczącej sobie obskurne pretensje do jedynej prawdy i światłości, pyszną i bezczelnie kłamliwą "nadzieję" na rozkosz pozbawioną obawy śmierci w ogrójcach, będącą w istocie zabieganiem o własne ego, ukrywające osobistą słabość, rozpacz i beznadzieję, z fanatyczną afektywnością wskrzeszającą wizje zaślepiającej jedyności, światłości oślepiającej, będącej w istocie LUX IN TENEBRIS Lucyfera, a nie Jezusem Chrystusem. Jeśli Jezus jest prawdziwy, to ma w sobie taką siłę, że pozwala nam obserwację dramatu ludzkiej egzystencji i tragedii sensu, zmetaforyzowanych jako piekło. Sam – będac metaforą hermeneutyczną bardziej niż żywym człowiekiem, (bo Jezus umarł na krzyżu, a zmartwychwstanie jest tylko [dla mnie – aż] alegorią na podejście do własnej śmierci.) stanowi odpowiedni oręż w piekielnej wędrówce. Genialne dzieło mówiące o szatańskim kolcu, którego nigdy się nie pozbędziemy, o kolcu, którego nie mam zamiaru się nigdy pozbywać, ponieważ tzw. "zło" bywa pomocne, a to, co Chrześcijaństwo zowie grzechem – przyjemne, dobre, miłe i ładne. Życie jest po to, żeby doznać piekła i mimo wszystko dalej rozkoszować się chwilę, ponieważ tylko w niej jest zamknięta wieczność. A kopia wisi u mnie na belkach (adaptuję poddasze).

     http://www.youtube.com/watch?v=QjSPc72GgKw&feature=related

     
    Odpowiedz
  12. Arturaharon

    Wyjątek dla Ciebie

     Jestem bardzo zmęczony.  Ale to napiszę.

    Odzywa się w Twoim mężczyźnie twoja  Kobieta  w te słowa

    Posłuchaj piosenki do poniższych słów

    http://www.youtube.com/watch?v=nUTD6xtrDFo&NR=1

     

    Za krokiem krok 
    Taka trasa okno – drzwi 
    Wciaż z kąta w kąt 
    Taki sposób na złą mysl 
    Nie pierwszy raz 
    Kiedy sen przypomniał cię 
    Nie pierwszy raz 
    Kiedy strach obudził mnie 

    Niewidzialna dłoń 
    Ochroni mnie 
    Od złego w czarny dzień 
    Niewidzialna dłoń 
    Osłoni mnie 
    To jedno zawsze wiem 

    Pamiętam że 
    Świecił księżyc rudych traw 
    Mówiłas – wiem 
    Każdy swoja gwiazdę ma 

    Niewidzialna dłoń 
    Ochroni mnie 
    Od złego w czarny dzień 
    Niewidzialna dłoń 
    Osłoni mnie 
    To jedno zawsze wiem 

    W białe kwiaty wtulam twarz 
    Gra muzyka z tamtych lat 
    I znów słyszę głos 
    Siedem mostów siedem ran 
    Tak poprostu staniesz tam 
    I strach zostawi mnie 
    Znów płynie list 
    Gdy spotka ciebie 
    Czy choć najmniejszy dasz mi znak 
    Tyle gwiezdnych lat 
    I taka wielka mgła 
    I ciodziennie ciebie brak 

    Siedem mostów siedem ran 
    Tak poprostu staniesz tam 
    I strach zostawi mnie 
    Będzie tak

     

     

    Wiesz  że to prawda.

     

    PS. Nie próbój do mnie pisać. Widzę CIę jak na dłoni Bracie.

    Jeśli spotkasz ją to pokochaj.

     

     

     

     

     

     

     
    Odpowiedz
  13. zibik

    Ból i cierpienie Jego, także bliźnich kolcem w moim sercu !

    Zaprezentowana kompozycja to twórczość może, dla wielu osób zbyt dojmująca, wyrazista i przenikliwa. Jednak może inspirować, bądź prowokować widza i służyć odkryciu najgłębszych tajemnic ludzkiej psychiki.

    Na pewno jest wyrazem wyjątkowej (szczególnej) wyobraźni u twórcy, a być może wyrazem niedostatku pożądanej wyobraźni u widza (krytyka).

    Piękne wyznanie :

    "Jam jest ta siła, która przez całe swe życie złego pragnąc, dobro czyni…"

    Kto jest autorem w/w cytatu ?…….

    Ps. Witam na forum i pozdrawiam.

     
    Odpowiedz
  14. jorlanda

    Kłamstwa i podstępy tego, który jest od kłamstwa i podstępu

     

    "Jam jest ta siła, która przez całe swe życie złego pragnąc, dobro czyni…"  Kto jest autorem w/w cytatu ?…….

    Autorem jest J. W. Goethe, użył tego w "Fauście". Wiem, że obraz jest prowokacją. Znam ten obraz. Dlatego jeszcze raz napiszę, że jest koszmarnie niepokojący. Podkreślam – nie koszmarny, ale koszmarnie niepokojący. Jakiś czas temu zerwałam romans z tego typu koszmarami. Na rzecz walki wręcz. Dziękuję Panu Kazimierzowi za cytat o Bożej Zbroi. To jest właśnie to, o czym pisałam.

    Niestety nie umiem wklejać obrazów w blogu – jestem niepełnosprawna internetowa, jak mnie ktoś kiedyś poetycko określił. I dlatego nie mogę dyskutować obrazami. Ale umiem malować i doceniam wartość sztuki tworzonej obiektywem i pędzlem, czy za pomocą grafiki komputerowej. Dziś akurat – co za zbieg okoliczności – malowałam na ścianie w moim mieszkaniu chmury, w których będą mieszkały anioły z naszej domowej kolekcji.

    Anioły. A szatan, mimo że też jest aniołem, nie zostanie tam zaproszony.

    Pozdrawiam J.

     

     

     
    Odpowiedz
  15. jorlanda

    Panie Krzysztofie

    Doświadczeni ludzie wiedzą, że podejmując się jakiegokolwiek Bożego dzieła będą wystawieni na ataki szatana.

    Właśnie o tym myślałam, pisząc ten tekst. Gdzie dostanę i jak mocno, kiedy to napiszę tak jak powinnam napisać. Oczywiście otrzymałam parę szturchnięć po oddaniu tekstu, i to w najmniej spodziewane miejsce. Ale byłam przygotowana. Kiedyś w jakiejś księdze mądrości muzułmańskich przeczytalam zdanie: "Święty Błogosławiony najpierw przygotowuje bandaże, a potem rani". Proste i powalająco trafne, prawda?

    Ale do tego można się przyzwyczaić. Bardzo dobitnie przemawiają do mnie teksty Starego i Nowego Testamentu porównujące zmagania duszy do walki na polu bitwy. Zawsze trzeba być uzbrojonym, nie wolno nigdy przestać czuwać. Trzeba wciąż ostrzyć miecz, wzmacniać tarczę i zbierać wojska lub budować twierdzę wokół siebie. Bo nawet po wygranych starciach i bitwach trzeba mieć się na baczności. I tak do czasów ostatecznych. Nawet po śmierci, dopóki świat się nie skończy. Wróg nie śpi, jak to mawiają doświadczeni wojacy.

    Oczywiście miecz, tarcza i armie sprzymierzone to symbole cnót, zalet i talentów, metafory aniołów i sprzymierzeńców w postaci świętych. To chyba materiał na inny tekst 

    Bardzo dziękuję wszystkim za komentarze. Inspirujecie mnie do tworzenia kolejnych tekstów.

    Pani Jadwigo, teraz rozumiem o co Pani chodziło. Faktycznie, coś w tym jest, że niektórych kole w oko fakt, iż nie grzeszymy. Sama kiedyś usłyszałam, że nie warto być takim idealistą w sprawach moralnych, bo to i tak nikomu nie imponuje. Cóż, mi imponuje, i to wystarczy za motywację, jeśli już wszystko inne zawiedzie.

    Pozdrawiam J.

     
    Odpowiedz
  16. Arturaharon

    do “nie umiem wklejać obrazów w blogu”

    Pozornie mobilność i stabilność są stanami przeciwstawnymi. Czy w takim razie mobilność i niestabilność to jedno? Coś, co nie może ustać, jest niestabilne, lecz nie musi być ruchliwe, można być niestabilnym w miejscu, nie zmieniając miejsca. Tak więc stabilność, niestabilność i mobilność – to też trójkąt.

    W społecznym kontekście stabilność kojarzona jest pozytywnie, niestabilność uważana jest raczej za wadę, a mobilność znów – za zaletę. To prawdopodobnie skutek rolniczych, osiadłych korzeni naszego języka. W praktyce każda rzecz w mniejszym lub większym stopniu przechodzi przez wszystkie z tych trzech stanów. Również galeria, artysta, sztuka. Stoimy, pozostajemy w jednym miejscu do czasu utraty stabilności. Jeżeli nie potrafimy jej odzyskać, stojąc w miejscu, musimy się ruszyć, zrobić przynajmniej jeden lub kilka kroków, w przeciwnym razie się wywrócimy. Najłatwiej pozostać w jednym miejscu, nie stojąc, lecz leżąc. Będąc w ruchu, albo przyspieszamy, albo utrzymujemy jednostajne tempo, albo zwalniamy; gdy zwalniamy, zawsze przychodzi moment zagrożenia upadkiem, o ile nie zdecydujemy się pewnie stanąć. Gdy jedno stoi, a drugie pędzi – trudno im się spotkać, tak, jak dwu rzeczom poruszającym się w różnych tępach. Nigdy się nie spotkają dwie rzeczy stojące lub leżące na stałe w różnych miejscach…

    Opisane zamieszanie i niepokój jest udziałem wszystkich z nas. Jedni reagują wzrostem ego, wzmożeniem instynktu samozachowawczego, zgarnianiem pod siebie dóbr, władzy, tytułów…, inni starają się żyć zgodnie z kodeksami czasów przeszłych, jeszcze inni zaś próbują eksperymentować w poszukiwaniu jakiejś nowej recepty. Jeżeli przyjąć, że każda z tych trzech grup rości sobie prawo do posiadania jakiejś własnej formy sztuki, to będą to, co najmniej, trzy całkowicie różne paradygmaty sztuki obecne w jednym czasie. Oczywiście tylko jeden z nich spełnia etyczne i rozumowe kryteria swobodnej twórczości. Nie stoi to jednak na przeszkodzie lansowania kiczu i quasi-sztuki przez osoby eksponowane – mogą to robić we własnym interesie bez ryzyka i wstydu, gdyż chroni je konflikt społecznych interesów.

    Artur Tajber

    Ps. zbieżność imion zupełnie przypadkowa.

     

     

     

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code