Chrześcijanin – pasywny czy aktywny?

Przygotowuję się do głoszenia rekolekcji, tym razem kapucynom, a dokładniej postulantom.   Patrzę w kalendarz, a tu terminy gonią jak szalone, zadania do wykonania gotują się i bąblują niczym wrzątek. Notes wypełniony jest zapiskami z podziałem na: pilne, w tym tygodniu, później, jak będą pieniądze… Przyznaję, niektóre z tych czynności przepisuję nieustannie na następny tydzień… A niech się tam gotuje, w końcu roboty nie przerobisz… 

Kapucynów zachęcę do bycia pasywnymi, oczywiście pasywnymi w chrześcijaństwie. W chrześcijaństwie w samej swej istocie, to znaczy w przylgnięciu do żywego Boga. Mniej wysiłków i stawiania sobie celów, mniej zapatrzenia na siebie, mniej patrzenia na swoją drogę do doskonałości. Nie będę pytał, na którym szczeblu drabiny doskonałości się znajdują czy w której komnacie rajskiej przebywają. Zadam im Chrystusowe pytanie: „Czy mnie miłujesz? Czy miłujesz mnie bardziej?” Bo przecież chrześcijaństwo to nie zadanie do wykonania, ale osoba do ukochania. 

Czasami za bardzo skupiamy się na sobie, paradoksalnie także w naszej drodze do Boga. Właśnie, problem w tej naszej, bo jaka ona nasza, skoro Jego? Dobrze tak wszystko sobie zaplanować, postawić cele, zrealizować je i się ucieszyć… Ale przecież drogę pokonuje Ktoś inny.

Policz kroki, jakie wykonałeś w drodze do Boga… A teraz policz kroki, jakie wykonał i wykonuje Bóg, aby Cię spotkać… I czyja to droga, czyj wysiłek? 

Już widzę oburzenie pobożnych i sprawiedliwych: toż to herezja, zachęta do bylejakości i poddania się niosącej nas fali. A gdzie miejsce na wysiłek, pracę duchową, walkę z grzechami, doskonałość…? 

Zachęcę kapucynów, aby byli pasywni. Popatrzeć na drogę, jaką wykonuje Bóg, walcząc o mnie… Bez kolejnego już napinania duchowych muskułów… Bez karczowania scyzorykiem lasu własnej niedoskonałości… Bo wiara to nie moje dokonania i sukcesy duchowe, ale osoba do ukochania.  

Popatrzmy na Mistrza porażek. Hmm, przynajmniej w tym Jezusa naśladuję… Trzy lata pracy apostolskiej i dwunastu uczniaków, bo przecież nie uczniów i kilka pobożnych kobiet, a te jakoś zawsze same się znajdują, więc chyba słaby to sukces…  

Kiedy Jezus dokonał najwięcej? Głosząc, uzdrawiając, czyniąc cuda? Najwięcej Jezus zdziałał na Krzyżu! Wcale nie było najważniejsze to, co zrobił Jezus, ale to, co z Jezusem zrobili! Zabili Go, a On żyje. Zatem nie jest najważniejsze, co ty robisz, ale co On robi z Tobą, w Tobie i z Tobą… 

Czyż zbawienie to moja zasługa, czy mogę zasłużyć na Boga…? 

Poczytamy sobie dwa teksty o miłosiernym Samarytaninie i grzesznej kobiecie… 

Miłosierny Samarytanin to nie tylko pobożna opowieść, że mamy być dobrzy i pomagać, ale historia o Bogu, który dla mnie pomaga. Tym poobijańcem, półmartwym jestem ja, a Samarytaninem Chrystus. I to On dokonuje wszystkiego. Myje moje rany, zalewa je oliwą i winem, zawozi do gospody. Może warto tak poczytać tę przypowieść… 

Kobieta grzeszna nie wypowiada żadnych słów, oprócz „Nikt, Panie”. Nie przeprasza za grzechy, nawet nie wiemy, czy żałuje. Oburzyliby się dzisiejsi prawnicy i liturgiści: a gdzie pięć warunków, stuła, konfesjonał…? Toż ona nie zasługuje na przebaczenie… A ty zasługujesz? Przecież chrześcijaństwo to łaska… Jezus unosi się nad tym wszystkim… i o nic nie pyta… Patrzy z miłością… Otrzymała wszystko bez niczego… Spotkała się nędza z Miłosierdziem… Może warto poszukać spojrzenia Pana na tę kobietę, spojrzenia, które wszystko zapomina i czyni nowym…  

Być pasywnym… aby On mógł działać. Bo czy zadaniem księdza nie jest tylko Bogu nie przeszkadzać? Pozwolić Mu działać, być Bogiem… Posiedzieć w ciszy, popatrzeć na niebo, zobaczyć, jak On idzie do mnie. On o nic nie pyta, nie dłubie w sumieniu, szukając jakiegoś tam szczegółu…, ale w milczeniu opatruje Twoje rany. Popatrz na Miłosierdzie, a nie tylko na nędzę…

Zapatrz się w Niego, nie w siebie…. Chociaż ten jeden raz!

 

Komentarze

  1. aharon-art

    Tikkun

    Tikkun, naprawa świata przez człowieka, czy też mówiąc precyzyjniej, dążenie do tego, by świat stawał się lepszy, nie jest trudnym zadaniem, pod warunkiem, iż postępuje się w sposób prawy, moralnie godziwy, a każdą, nawet najbardziej prozaiczną, czynność wykonuje się tak, jakby od tego zależały losy makrokosmosu. Podkreślał to już Baal Szem Tow, mówiąc: „Wszystko, co możesz zrobić, rób z całych swych sił! Znaczy to: zwiąż czyn z siłą myśli. Tak jak się mówi o Henochu, że był szewcem i każdym sztychem swego szydła, którym zszywał cholewkę z podeszwą, łączył Boga Świętego z Zamieszkującą Chwałą”.

     

    M. Buber, Raabiego Izraela ben Eliezera

     
    Odpowiedz
  2. zk-atolik

    Uwarunkowania

    Owszem godne jest polecenia, aby wiązać czyn z siłą myśli, ale chyba tylko wówczas, kiedy to postępowanie, tworzenie, czy działanie, a nawet pisanie tekstów na forum jest właściwie uwarunkowane.
     
    Bo istotą spraw i rzeczy jest to, źe przede wszystkim władcy tego świata i ich sojusznicy, czy funkcjonariusze, zarządcy itp. – nagminnie, bądź celowo nadal lekcewaźą, a nawet ignorują owe uwarunkowania, które w Słowie Boźym są zawsze, a w nauczaniu Kościoła dostatecznie często  artykułowane, wręcz eksponowane.
    Szczęść Boźe!
     
     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code