Bóg nie zbawia za bycie katolikiem

Wreszcie udało mi się dotrzeć do kościoła. Właściwie to niezupełnie, ale… i tak dobrze. Po wysłuchaniu pierwszego czytania, poczułem się Galatem:
 

O, nierozumni Galaci! Któż was urzekł, was, przed których oczami
nakreślono obraz Jezusa Chrystusa ukrzyżowanego? Tego jednego chciałbym
się od was dowiedzieć, czy Ducha otrzymaliście na skutek wypełnienia Prawa
za pomocą uczynków, czy też stąd, że daliście posłuch wierze? Czyż
jesteście aż tak nierozumni, że zacząwszy duchem, chcecie teraz kończyć
ciałem? Czyż tak wielkich rzeczy doznaliście na próżno? A byłoby to
rzeczywiście na próżno. Czy Ten, który udziela wam Ducha i działa cuda
wśród was, czyni to dlatego, że wypełniacie Prawo za pomocą uczynków, czy
też dlatego, że dajecie posłuch wierze?

(Ga 3:1-5)

 

Tytuł tej notki pochodzi z wypowiedzi forumowej człowieka, którego poglądy – na ile je znam – są mi dość bliskie. Były odpowiedzią w jednej z wielu dyskusji o wyższości świąt Bożego Narodzenia nad świętami Wielkiej Nocy, czyli o tym, które wyznanie jest lepsze.

 

Inna osoba uświadomiła mi kiedyś, że celem życia chrześcijanina niekoniecznie powinna być bezgrzeszność, bo jest to cel nierealny, niemożliwy do osiągnięcia i ogólnie chyba wbijający w pychę.

 

Temat "samozbawienia" przewija się od czasu do czasu przez ten mój blog ale dziś usłyszałem odpowiedź jakby z Jego ust: "o nierozumni Galaci…"

 

Nie, no ja oczywiście pamiętam, że powiedziano też: "wiara bez uczynków…" ale może jakoś po kolei? To znaczy, najpierw uwierzmy, zaufajmy naprawdę, a reszta przyjdzie sama. A chyba wielu z nas najtrudniej przychodzi uwierzyć że On nas kocha bez makijażu i perfekcyjnie zawiązanej apaszki, bez godzin na siłowni i z wybuchowym temperamentem właśnie wtedy, kiedy powinniśmy zachować spokój. Tak często sami siebie nie lubimy, że nawet w miłość drugiego człowieka często trudno nam uwierzyć, a co dopiero w miłość Istoty Doskonałej…

 

No więc usiłujemy narzucić sobie program ćwiczeń, reżim modlitwy, upiększamy się przy tym ile wlezie, kolekcjonujemy te dobre uczynki i… klops? No pewnie że klops. Bo się nie udaje. Nie ma prawa się udać. Jesteśmy za słabi, beznadziejni, wszystko nam się sypie. Ale to właśnie TAK MA BYĆ! Mamy być słabi i beznadziejni. Bez tej słabości, po co byłby nam Bóg? Po kiego licha ta cała szopka ze zmartwychwstaniem? Sami byśmy sobie poradzili.

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code