Bóg jest wśród swojego ludu

Rozważanie na III Niedzielę Adwentu, rok C1

tezeusz_adwent_2012.jpg

 
Bóg wpisał w serce człowieka swoje odwieczne prawo. Prawo Miłości. Napełnił nim serce człowieka. Stąd też człowiek może rozpoznać Boga, który do niego przychodzi. Może się Nim zadziwić i cieszyć. Może nieść miłość i pokój, który Bóg mu podarował. Człowiek może być zwiastunem Boga dla drugiego człowieka. Tak było już w początkowej fazie życia Jana Chrzciciela.
 
Maryja napełniona Duchem świętym idzie odwiedzić swoją krewną Elżbietę, aby podzielić się z nią radosną nowiną (Łk 1,39 – 45). Maryja nosi pod sercem Syna Bożego Jezusa. Także Elżbieta – ta, która uchodziła za niepłodną – jest przy nadziei. Gdy Maryja pozdrawia swoją krewną, porusza się dzieciątko w jej łonie, a Duch św. napełnia ją. To Jan Chrzciciel odpowiada na spotkanie z Bogiem. Tak, on uwierzył, że przychodzi do niego Zbawca. Wita się z Nim i przyjmuje na siebie proroctwo: „On jest tym, o którym napisano: Oto ja posyłam mego wysłańca przed Tobą, aby Ci przygotował drogę". (Łk 7, 27) Jan spotkał Boga i uwierzył. Jezus przychodzi i pozwala się rozpoznać. Tak rozpoczyna się wielka przygoda Jana w przygotowywaniu dróg dla Pana.
 
To spotkanie sprawia, że Elżbieta także jest poruszona. Zaczyna chwalić i wielbić Maryję, Matkę swego Pana: „Błogosławiona jesteś, któraś uwierzyła, że spełnią ci się słowa powiedziane od Pana" (Łk 1, 45). Elżbieta też rozpoznaje Jezusa jako Pana i Zbawcę. Cieszy się z odwiedzin Boga i Jego Matki. Wypowiada swoje „TAK" dla wiary, a jej życie nigdy już nie będzie takie samo. Elżbieta uwierzyła, że dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych. Pan obdarza ją potomstwem mimo podeszłego wieku. Urodziny syna w rodzinie, pierworodnego syna oznaczają błogosławieństwo Boże dla rodziny. Także Maryja umacnia swoją wiarę. Wypowiadając swoje Magnificat, słowa pełne uwielbienia dla Boga i oddania się Jemu, chce pełnić Jego wolę. Jej dusza wielbi Pana, a duch raduje się w Bogu Zbawcy (Łk 1, 40 – 55). Teraz i życie Maryi się zmieni. Właściwie już się zmieniło, a ona zaufała Bogu, że On będzie razem z nią. Maryja ufa, że Bóg jest wśród swego ludu, czuwa nad nim i opiekuje się nim. To ona przyniosła Jezusa i Jego błogosławieństwo rodzinie Elżbiety.
 
Człowiek współczesny jest pozornie niewrażliwy na Boga, nie szuka Go, nie podąża za Nim. Żyje szybko. Nie ma czasu na jakieś tam spotkania. Można pogadać przecież przez telefon czy neta. Po co się spotykać? Po co nawiązywać jakieś tam relacje? Człowiek współczesny nie nawiązuje dobrych relacji z drugim człowiekiem, więc także nie umie ich nawiązać z Bogiem. Uważa, że oddanie swojej woli Bogu to ogromna zależność. Próbuje być „sam sobie sterem, żeglarzem i okrętem” (A. Mickiewicz, Oda do młodości). Często żyje samotnie bez większego celu i sensu. W jego życie zagląda pustka, nie ma z kim dzielić swoich sukcesów. O swoich problemach i trudnościach wcale nie wspomina, nawet przed sobą; ukrywa je albo udaje, że ich wcale nie ma.
 
A mimo to każdy z nas szuka miłości i szczęścia. Chcielibyśmy tryskać radością, optymizmem, pokojem ducha… Chcemy cieszyć się szczęściem. Po co nam cierpienie? Każdy z nas szuka swoich sposobów, aby je ominąć, nie ogląda się na innych…. Byle szybciej…, byle łatwiej. Najczęściej staramy się, aby pójść do dobrej szkoły, zdobyć dobrze płatny zawód, pracę… A może korzystamy z dóbr materialnych naszych rodziców… Szybkie auto, pieniądze, znajomości… Nie potrzeba, aby zajmować się takimi głupstwami jak praca. Można korzystać i do niczego się nie zobowiązywać. Sprowadzamy wszystko do siebie, do wymiarów własnej przeciętności, która jest tylko miarą „mojej” przeciętności. Koncentrujemy się tylko na własnych potrzebach. Mnie się należy! Ja chcę żyć przyjemnie! Chcemy być samowystarczalni, niezależni od nikogo. Chcemy być wolni w stawianiu swoich celów i sposobach ich osiągania.
 
Co musi się dziać w sercu człowieka, który od dziecka ma oczy zamknięte na rzeczywistość, który ma oczy zamknięte na spotkanie Boga, który przychodzi i daje się rozpoznać, który jest wśród swojego ludu? Jest nieczuły, chłodny, wręcz okrutny dla swoich bliskich i dalszych znajomych. Może spotkało go tyle nieszczęść i cierpień, że teraz woli nie słyszeć, nie widzieć, nie czuć? Nikt z nas nie jest bez skazy. Każdy z nas ma swoje plamy na oczach. Czasami jest nam tak źle, że już niczego nie chcemy widzieć, że po prostu zamykamy oczy. Zamykamy się w swojej samotni. Tworzymy sobie pustelnie. Nie dopuszczamy do siebie nikogo.
 
Tymczasem….                                                                                                                                                            
Jak pisze T. Merton, człowiek nie jest samotną wyspą i potrzebuje drugiego człowieka, potrzebuje Boga. A „Droga do Boga prowadzi przez człowieczeństwo, wraz z jego smutkami, troskami i radościami" – mówi Jan Paweł II. To w zwyczajnej codzienności, w rutynowych działaniach, w pomocy drugiemu człowiekowi, w okazywaniu szacunku i miłości przejawia się spotkanie z Bogiem. Człowiek nie tylko w chwilach szczęścia, lecz także w chwilach rozpaczy, smutku może odnaleźć Boga. W swej prostoduszności, w kontakcie z naturą człowiek może niezwykle blisko doświadczać Jego obecności. Nie potrzeba do tego wzniosłych myśli, teologicznych rozważań czy też filozoficznych traktatów. Czasem wystarczy zwykła, krótka nawet modlitwa czy tylko myśl.
 
Lecz aby tak się stało, człowiek potrzebuje „wyjść z siebie". Początkiem może być zauważenie, że jest ktoś oprócz mnie i zaakceptowanie jego prawa do istnienia, do potrzeb, prawa do wyrażania uczuć, emocji, prawa do bycia obok mnie. W tej sytuacji zgadzam się na odrębność i wyjątkowość drugiej osoby, uznaję jej godność i pamiętam, że moja wolność kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność tej drugiej osoby. Tak właśnie postępuje Bóg: „wychodzi z Siebie" w tajemnicy Wcielenia i wchodzi w dialog z człowiekiem. Bóg tak umiłował świat, że posyła nam swojego Syna, aby dostrzegł i wyniósł człowieka do godności dziecka Bożego. Bóg kieruje zaproszenie do „wyjścia z siebie" i nawiązania z Nim relacji. Ta relacja ma karmić się Jego miłością, która daje człowiekowi nadzieję i pobudza do odwagi.
 
Bóg obdarzył człowieka rozumem i wolną wolą. Człowiek może uwierzyć i przyjąć ten Boży dar. Może się otworzyć i pozwolić narodzić się Bogu w swoim sercu, może pozwolić sobie na relacje z Nim, na ufność i radość, na pokój i dzielenie się tą miłością, którą otrzymał z drugim człowiekiem, na spotkanie z nim. Taka utworzona więź, która na początku może wydawać się słaba i krucha, przeradza sie w prawdziwą i mocną. To wtedy Bóg leczy ludzką samotność i pustkę. Człowiek uczy się dostrzegać Jego obecność, słyszeć Jego głos, odnajdywać Jego ślady, odczytywać znaki, które On wysyła, a spotkanie z Nim w wierze staje się owocne.
 
Wiara człowieka może jednak być niedojrzała czy też słabnie i staje się bardzo krucha. Najczęściej jest tak, że człowiek nie chce wtedy „wyjść z siebie", porzucić swoich wyobrażeń i pojmowania świata na ludzki sposób. Zachowuje się niczym dziecko, które pragnie zbadać źródła, dojść do miejsca, skąd tryska woda, do punktu, w którym graniczy ona z suchą ziemią. A tymczasem tak postępując, może najwyżej rozkopać i zniszczyć źródło, niczego nie odkrywszy. Zatem Boga próbuje sprowadzić niejako do siebie, do swojej przeciętności czy też sam pragnie być jak Bóg. Potrzeba wtedy wsparcia innego człowieka, który uwierzył i chciałby się podzielić swoją wiarą, nadzieję i miłością. Potrzeba na nowo przyjąć z wiarą to, że Bóg jest wśród swojego ludu, że opiekuje się nim i czeka, aby narodzić się w sercu ponownie.
 
Bóg daje nam swojego Syna, daje nam Siebie Samego, daje człowiekowi poczucie bezpieczeństwa tak jak matka, gdy maleństwo dopiero co otwiera oczy i zaczyna dostrzegać bogactwo tego świata. Dziecko może się przestraszyć tym, co zobaczy, ale gdy czuje bliskość matki, strach znika. Tak poczucie bliskości Boga pozwala nam odważnie spojrzeć na siebie samych i na drugiego człowieka. Pozwala poznać siebie i uwierzyć, że ta miłość wlana w serce pozwoli się odnaleźć i zmienić na lepsze nasze relacje z Bogiem oraz z innymi ludźmi. Ta miłość pozwoli narodzić się Bogu w sercu.
 
Aby tak się stało, człowiek musi porzucić pyszałkowatość, z jaką traktuję swoją rzeczywistość, słabe poczucie humoru w spojrzeniu na siebie i w postawie wobec otoczenia. Człowiek tak bardzo utożsamia się z własnym ideałem, że nie chce widzieć, jaki jest naprawdę. Nie chce widzieć tego, jaki jest przyziemny i nie chce akceptować swego człowieczeństwa. Człowiek nadyma, napusza się. I wtedy ślepnie na własną rzeczywistość, musi coraz szczelniej zamykać oczy, by nie zburzyć swego idealnego obrazu. Wszyscy inni widzą jego skazy, tylko on uparcie nie chce ich dostrzec. Trwa we własnej iluzji. Dopiero przyjęcie w pokorze Boga może sprawić, że zacznie patrzeć na siebie i świat z poczuciem humoru i pokojem.
 
Takie spotkanie z Bogiem obecnym wśród swego ludu powoduje, że człowiek jest gotowy odsłonić swoje słabości i braki, swoje ułomności i niedoskonałości. Bóg ostrożnie pragnie odsłonić wewnętrzne brudy człowieka. Tylko wtedy, gdy człowiek będzie gotowy je dostrzec, zdoła otworzyć oczy na całą rzeczywistość. W ten sposób zaczyna tworzyć się nowy człowiek. Powstał on z prochu ziemi, więc musi pogodzić sie ze swoją ziemskością i ludzkim losem. Kiedy to zrobi, będzie mógł żyć naprawdę, będzie mógł żyć pełnią swojego życia. Będzie mógł dostrzegać swego Pana i Stwórcę, który nie zostawił człowieka samego sobie, ale jest wśród swojego ludu gotów na nowo narodzić się w sercu każdego człowieka, aby mógł dzielić się tą miłością z drugim.
 
Zatem „Radujcie się zawsze w Panu; jeszcze raz powtarzam: radujcie się! Niech wasza łagodność będzie znana wszystkim ludziom: Pan jest blisko! O nic się już zbytnio nie troskajcie, ale w każdej sprawie wasze prośby przedstawiajcie Bogu w modlitwie i błaganiu z dziękczynieniem. A pokój Boży, który przewyższa wszelki umysł, będzie strzegł waszych serc i myśli w Chrystusie Jezusie" (Flp 4,4–7 ). „Każdy chrześcijanin podobny jest do ślepego od urodzenia, któremu Jezus przez sakrament chrztu otwiera oczy na świat nadprzyrodzony, a tak bliski. Byle tylko odważnie i cierpliwie świadczyć o Jezusie" – pisze ks. Jan Twardowski. Spotkanie Jezusa w wierze zmienia każdego człowieka, pobudza go do rozwoju i bliskich spotkań z innymi ludźmi. Jan przygotowuje drogę dla Pana, nawołuje, aby człowiek zdobył sie na odwagę spotkania Boga i pozwolił Mu narodzić się na nowo.
 

Marja_i_Jezus.jpg

Rozważania Niedzielne

Rozważania Rekolekcyjne

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code