Benedykt Ignorowany

 Wierność papieżowi i papiestwu, która od dawien dawna była znakiem rozpoznawczym polskiego katolicyzmu – powoli odchodzi w przeszłości. Idee, pomysły czy sugestie Benedykta XVI, choć nie są otwarcie odrzucane, nie wchodzą w krwioobieg Kościoła w Polsce. Hierarchowie bowiem albo ich nie znają, albo po cichu uznają za sprzeczne z kierunkiem Jana Pawła II, i ignorują. Skutek zaś jest taki, że polski Kościół zaczyna pomału płynąć w nieco odmiennym kierunku, niż ten jaki wyznacza obecny papież. [teaser] 

Szczególnie dobrze ten powolny (przy tak wielkich instytucjach zmiany nigdy nie zachodzą szybko) proces widać, gdy porówna się recepcję dokumentów czy pomysłów Jana Pawła II i Benedykta XVI. Najmniejszy tekst tego pierwszego był natychmiast szeroko komentowany, przywoływany i stawał się stałym elementem wystąpień, listów pasterskich czy kazań polskich hierarchów, teksty tego drugiego, choć oczywiście także trafiają do „skarbnicy biskupich cytatów”, to w o wiele mniejszym stopniu. Niespecjalną popularnością cieszą się także duszpastersko-liturgiczne pomysły Benedykta XVI, który od jakiegoś czasu próbuje zatrzymać kolejne reformy liturgiczne i przywrócić modlitwie jej bardziej tradycyjny wymiar.
 
Odrzucone motu proprio
 
Najmocniej to ignorowanie pomysłów i idei obecnego papieża widać przy kwestii tzw. motu proprio, czyli dokumentu, który doprowadzić miał do pełnego równouprawnienia starej liturgii w życiu Kościoła. Zgodnie z jego zapisami księża zwolennicy mszy świętej trydenckiej mogą ją odprawiać już bez specjalnych zgód biskupów, a wierni mogą i powinni zgłaszać zapotrzebowanie na nią do swoich biskupów, którzy powinni umożliwić im modlitwę w starym obrządku. Odpowiedzią biskupów był specjalny dokument (uchwalony na 341 Zebraniu Plenarnym Konferencji Episkopatu Polski), w którym ustalono szczegółowe zasady dostępności mszy świętej trydneckiej. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że w istocie znoszą one zapisy motu proprio, pozostawiając wszystkie decyzje w rękach biskupa diecezji.
 
Jeszcze gorzej sprawa wierności zapisom papieskiego wyglądała z perspektywy diecezji. Abp Józef Życiński (choć trzeba przyznać, że akurat w Lublinie msza św. trydencka jest dostępna) otwarcie wyśmiewał sugestię papieską, by w każdej parafii w niedzielę odprawiano jedną mszę świętą w rycie trydenckim. – Do uroczystej Mszy św. w rycie trydenckim potrzebni są subdiakoni. Święcenia subdiakonatu nie istnieją już w Kościele katolickim, po co więc opowiadać fantazyjne historyjki o powrocie do liturgii trydenckiej – pytał metropolita lubelski w trakcie rekolekcji dla członków ruchu Focolari. – Ewangelia, Chrystus i źródła to są najwyższe wartości, które mają nas jednoczyć w naszym wspólnym domu i jeśli ktoś chciałby wprowadzić na ich miejsce przepiękne, pełne przepychu style z okresu Soboru Trydenckiego, to znaczy, że ma duszę artysty i estety, a trzeba się modlić, by stał się jeszcze chrześcijaninem – przestrzegał abp Życiński przed pomysłami papieża… Inni biskupi nie posunęli się tak daleko, ale niekiedy wiernym proszącym ich o mszę trydencką proponowali mszę po łacinie, ale w nowym, posoborowym rycie. 
 
Zamilczane idee
 
Niechętnie przyjmowane są również inne liturgiczno-duszpasterskie pomysły Benedykta XVI. Adhortacja apostolska „Sacramentum Caritatis”, w której przedstawia on swoisty pomysł na liturgiczną ewolucyjną kontrreformę, po krótkich dziennikarskich komentarzach (zwracających uwagę głównie na postulaty – soborowe zresztą – mocniejszego wprowadzenia śpiewu gregoriańskiego, podkreślenie znaczenia łaciny czy ostrożne opieranie się liturgicznym nowinkom), nie została szerzej przedyskutowana (choćby krytycznie, co przecież nie jest wykluczone) w polskim Kościele, a zawarte w niej postulaty praktyczne nie są realizowane. Zamiast tego duszpasterze i teolodzy, a także hierarchowie zastanawiają się nad tym, co by tu jeszcze zmienić i zreformować… Abp Stanisław Gądecki zaproponował na przykład przeniesienie czytania Ewangelii między pierwsze i drugie czytanie, a podczas jednej z niedawnych sesji teologicznych, zastanawiano się także, czy nie przenieść przed Ewangelię kazania.
 
Polscy hierarchowie niechętnie nawiązują zresztą także do czysto teologicznych idei Benedykta XVI. Próżno szukać w ich kaznodziejstwie (które ostanio przeżywa jeszcze okres widocznego upadku), tak bardzo ratzingerowskich wezwań do „chrześcijańskiego nonkonformizmu”. Jasne przypomnienie, że wspieranie aborcji przez polityka oznacza dla niego automatyczną odmowę udzielenia komunii (co papież zrobił na pokładzie samolotu w drodze do Stanów Zjednoczonych, a co później potwierdził prefekt watykańskiej Sygnatury Apostolskiej), został wprost zanegowane przez zdecydowaną większość (z dwoma czy trzema wyjątkami) w trakcie sporu o konsekwencje kanoniczne wskazania przez Ewę Kopacz miejsca, w którym wykonana została aborcja dziecka nastoletniej „Agaty” z Lublina.
 
Pozorna wierność JP2
 
Ten opór (zazwyczaj nie otwarty) wobec kierunku, w jaki kieruje (bardzo zresztą łagodnie) Kościół Benedykt XVI wiąże się oczywiście z przekonaniem, że w Polsce powinniśmy być bardziej wierni Janowi Pawłowi II, niż jego następcy. Problem polega tylko na tym, że w istocie, odrzucenie (i to bez próby polemiki czy dyskusji z nimi) idei nowego papieża, oznacza w istocie niewierność wobec poprzedniego. Bo choć Benedykt XVI w pewnych konkretnych kwestiach różni się od swojego poprzednika, to jego pontyfikat jest próbą kontynuacji intuicji wojtylańskich w nowych, zmieniających się warunkach. Liturgiczna kontrreforma, by posłużyć się akurat tym przykładem, jest ideową kontynuacją polemiki z pewnymi interpretacjami soboru watykańskiego II, które rozpoczął już Jan Paweł II. I choć akurat on sam nie zajmował się akurat liturgią, to na przykład w sprawie roli tradycyjnej teologii i filozofii w kształceniu duchowych, zajął stanowisko analogiczne do tego, jakie w sprawie liturgii zajął jego następca.
 
Prawdziwa wierność wobec Jana Pawła II oznaczałaby zaś poważne potraktowanie nauczania Benedykta XVI, próbę jego zrozumienia i specyficznie polskiego zaaplikowania w życie Kościoła. Pytanie, czy polscy hierarchowie są na to rzeczywiście gotowi, trzeba pozostawić otwarte. 
 
Tekst jest pełną wersją artykułu opublikowanego na łamach dziennika "Polska"
 

Komentarz

  1. Acerman

    Nie wazne czy krzywo czy prosto, byle ostro.

    Czy powyższa wypowiedz może być argumentemza tezą, że kaznodziejstwo w Polsce chyli się ku upadkowi?! Inna rzecz, że zmieniło się miejsce jego artykulacji.

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code