"Zeszyty Karmelitańskie"

Listy ostatniego roku

Spread the love

Listy ostatniego roku

Marlena Knapczyk

15 grudnia 2009 roku, godzina 0.15 Między Ziemią a Niebem; list skierowany do Grona Przyjaciół

Kochani!

Tą drogą pragnę wszystkim podziękować za szczególną obecność w moim życiu. Dziękuję za modlitwę, za serdeczne myśli, za pomoc w zaplanowaniu prowadzenia badań, konsultacji, za towarzyszenie mi w badaniach, za organizację mojego wyjazdu i pobytu w Monachium, za każdą życzliwość i propozycję pomocy. Odczuwam na każdym kroku Waszą obecność… . – Czuję wsparcie wielu, bardzo wielu ludzi, nawet gdy dzieje się to po cichu. Ogarnia mnie wzruszenie i ogromna wdzięczność za Wasze czułe serca pełne przyjaźni, dobroci i miłości.

Jeszcze niedawno myślałam, że cieszę się świetnym zdrowiem. Od czasu do czasu narzekałam trochę na astmę, ale pod okiem mego Przyjaciela radziłam sobie z nią stosunkowo dobrze. Lubiłam trudne wyzwania, pracę, a także „zagonienie”. Życie jest pełne różnych niespodzianek. Chciałam zawsze się rozwijać zawodowo, jak i towarzysko duchowo. Optymistycznie patrzyłam w przyszłość. Z niektórymi z Was snułam wspólne plany… .

Na początku roku planowałam założyć Fundację “Czynić dobro”, ale wydawało się, że mogę odłożyć to na później. Chciałam też osiągać sukcesy zawodowe: medyczne i menadżerskie, a nawet finansowe. Różne były koleje mojej pracy. Praca na Uczelni i w szpitalu klinicznym, własna firma, Hospicjum, Szpital Bonifratrów. Z każdej wyniosłam doświadczenie i większą dojrzałość.

Ostatnia moja praca w POSUMIE pozwoliła mi na upewnienie się, że zarządzanie to trochę tak, jak szukanie niczym Dobry Pasterz zabłąkanej owieczki, – działania w jedności i zgodzie dają gwarancję powodzenia. Wreszcie prawdziwa współpraca z Dyrektorem, zrozumienie i wzajemne zaufanie, a wkrótce i z pracownikami. Gdy wszystko wydawało się już prawie poukładane, gdy tylko można było iść do przodu i razem zgodnie się rozwijać…, przyszła – po krótkich dolegliwościach – wiadomość o mojej chorobie. Czułam, czuję solidarność mojego wspaniałego Zespołu i współpracowników. Zewsząd płyną słowa otuchy… .

I można by powiedzieć, że dzieje się dramat. Ale tak nie jest. Przyjmuję to wszystko jako kolejne wyzwanie i powierzam Bogu. Wiem, że nie jestem sama. Jest ze mną osobiście cierpiący, przebaczający Chrystus. Jesteście Wy wszyscy, a w Was kochający Chrystus, pełen dobroci, pokoju i miłości.

Jestem nadal szczęśliwa i radosna. Przygotowana na wszystko. Niczego się nie lękam. Zawieszona między ziemią a niebem, trwam w ufności i pokoju. Nawet, gdy płyną łzy, to nie z rozpaczy, czy żalu, a ze wzruszenia, że dotyka mnie tak wielka miłość, że w jedności płynie modlitwa do Boga o łaski dla mnie.

Powiem, że nigdy nie przypuszczałam, że choroba, cierpienie może być tak doniosłe i piękne. Zdaję sobie sprawę z rokowania medycznego. Wszak wszystko i tak zależy od Boga. Wiem też, że to dopiero początek zmagań. Czuję, że cierpienia mnie nie ominą… . Czuję się zaszczycona, że choć trochę dane mi jest uczestniczyć w męce Chrystusa. Swój ból, cierpienie ofiaruję już teraz w Waszych intencjach, szczególnie o jedność i zgodę, o przebaczenie i pojednanie z Człowiekiem i z Bogiem.

Jednocześnie nadal ośmielam się prosić o modlitwę, a także o przyjęcie Ciała Chrystusa w mojej intencji. W planie Bożym już wiadomo jakie jest moje przeznaczenie, ; przyjmuję wolę Bożą z radością i bez zastrzeżeń, ale potrzebuję wsparcia modlitwy i największego daru Eucharystii, którym jest przyjmowanie Ciała Chrystusa. Wszystkich o to gorąco proszę i dziękuję. Pomoże to nam przybliżyć się do Boga, przyjmować Jego wolę i zrozumieć, że Bóg jest z nami i że jest w nas. Cierpienie nie musi być tragedią, porażką, może być zwycięstwem. Jestem ufna, że dam radę.

Także dzięki Wam mam siłę i nadzieję. Zawierzam wszystko Bogu i mówię słowa modlitwy, która zawsze się spełnia: “bądź wola Twoja”. Chyba nigdy nie byłam tak blisko Boga, niemalże dotykam Jego stóp. Moja choroba nie jest przypadkowa. W moim umyśle i sercu, w mojej duszy rodzi się boskie przesłanie, które zaczęłam Wam przekazywać. Niektórzy prosili, by to napisać. W miarę sił będę pisać i mówić.

I jeszcze jedno: tak lubimy symbolikę. W pięknym okresie oczekiwania na przyjście Zbawiciela odkrywam swoją misję. Podejrzenie poważnej choroby w piątek, dnia następnego (6 grudnia) potwierdzenie rozpoznania, przyjmuję jako dar Bożego zaufania, że moje zmagania przyniosą dużo dobrego wielu ludziom, ponadto rozpoczynają się modlitwy nadziei – dary ludzkich serc…

– ( “Umiłowani… Nie zwleka Pan z wypełnieniem obietnicy, bo niektórzy są przekonani, że Pan zwleka, ale On jest cierpliwy w stosunku do was. Nie chce bowiem niektórych zgubić, ale wszystkich doprowadzić do nawrócenia.(…) Dlatego, umiłowani, oczekując tego, starajcie się, aby On was zastał bez plamy i skazy, w pokoju.” 2 P 3,9.14″).

Rozpoczęcie walki 13 grudnia (,jak kiedyś przed laty) , tym razem z chorobą – to decyzja o podjęciu chemioterapii (“Bracia: Zawsze się radujcie, nieustannie się módlcie. W każdym położeniu dziękujcie, taka jest bowiem wola Boża w Jezusie Chrystusie względem was. Ducha nie gaście, proroctwa nie lekceważcie. Wszystko badajcie, a co szlachetne zachowujecie. Unikajcie wszystkiego, co ma choćby pozór zła.” 1 Tes 5,16-21).

I kończąc już dzisiaj – jeszcze raz bardzo serdecznie dziękuję. Jestem spokojna i ufna. Zgadzam się z wolą Bożą. Nie znam jej, ale wiem, że mam coś ważnego do przekazania: żyjmy w jedności i zgodzie, dążmy do pojednania i przebaczać przebaczajmy sobie wzajemnie. Walczmy o każdego Człowieka, ogarniajmy Go miłością, nigdy nie odrzucajmy. W każdym Człowieku jest Bóg i dlatego trzeba sobie wzajemnie pomagać, by to, co w Człowieku jest dobre i piękne, mogło rozkwitać.

Czuję się dość dobrze, biorę leki przeciwbólowe, a od jutra zaczynam chemioterapię. Przez trzy tygodnie w Monachium, potem w Polsce. Jak będzie poprawa z wątrobą, to może potem operacja. Niczego się nie lękam. Jestem nawet szczęśliwa w tym zawieszeniu między niebem a ziemią. Jest mi dobrze już teraz na ziemi, a może być tylko lepiej. Moje siły i wiara płyną z Waszej modlitwy i życzliwości.

W jedności i zgodzie modli się wiele osób, ; to jest wielka miłość, która dodaje skrzydeł i pozwala trwać. Dziękuję. Swoje małe cierpienia ofiaruję za jedność i zgodę, bez nich nie ma miłości. Ogarniam wszystkich całą sobą, duchowo i cieleśnie, by zapaliły się wszystkie latarnie miłości. Wszystkich, a szczególnie tych, których znam, proszę o pojednanie i nawrócenie, by we wszystkim naśladować Chrystusa, by jak On umieć kochać i przebaczać.

On chce nas wszystkich zbawić , nie pojedynczo. Nikt nie jest lepszy, czy ważniejszy w Jego oczach, ale są ludzie, których nie odkryto, którym nie pozwolono się wznieść, którym trzeba pomóc poznać Chrystusa w nich samych…, którym trzeba pomóc uwolnić miłość i dobro, których trzeba przygarnąć i ujrzeć w Nich samego Boga… .

Jestem bardzo szczęśliwa. Bardzo chciałabym choć jeszcze jakiś czas zostać z Wami, by móc za wszystko podziękować i odwzajemnić tę wielką miłość i dobroć, którą jestem otoczona. Ufam, że Pan Bóg mnie ocali, ; ale On pragnie byśmy się wszyscy zjednoczyli i byli jedno w Nim. We wszystkich jest Chrystus i dlatego każdy Człowiek jest tak ważny. Bez miłości drugiego Człowieka nie można prawdziwie kochać Boga.

To przesłanie do jedności, przebaczenia, pojednania i zgody będę przekazywać do końca moich dni. Prosić też będę też o nawrócenia, by we wszystkim naśladować Chrystusa. Czuję, że mam dużo sił, by walczyć z cierpieniem i wiem, że to dopiero początek, wiem też, że wielu ludzi – przyjaciół i znajomych, cała moja rodzina modli się w mojej intencji, czuję, że modlą się w jedności i stąd płynie mój optymizm i spokój. Wszystkim bardzo dziękuję, a swoje cierpienie i ból ofiaruję w intencji jedności i zgody. Modlę się całą sobą za Was wszystkich, bo wszystkich tak bardzo kocham. Dopiero teraz rozumiem Chrystusa.

Z serdecznymi pozdrowieniami i z Panem Bogiem.
Wasza Marlena

Marlena Knapczyk

Tekst pochodzi z “Zeszytów Karmelitańskich” 4 numeru (61/2012)

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code