"Zeszyty Karmelitańskie"

Dwugłos na temat życia

Spread the love

Dwugłos na temat życia

Marta i Przemek

Jestem mamą…. syczącą, strofującą i nerwową. Wiem, niezbyt to chwalebne. Ale… Może inni rodzice pamiętają, kiedy przyprowadzili swoje dziecko pierwszy raz do kościoła, ja pamiętam.

MARTA

ISTNIENIE

W Tobie, Panie, zaczęłam żyć na nowo. Ta sama rzeczywistość, a jednak postrzegana odtąd przez inny pryzmat: „nie jesteś sama, chcę przeprowadzić Cię przez twoje życie”. Budowanie relacji z Tobą, Panie, to najbardziej twórcza przygoda życia. Wkrótce zaczęła ona promieniować na relacje z innymi i z samą sobą. To odkrywanie prawdziwego istnienia zdaje się nie mieć końca.

Zachwyt nad życiem dopełnia się każdego dnia, gdy widzę Ciebie, Mężu mój. Ogromna radość – zapewne w znikomej części przeze mnie ogarnięta – pojawia się wówczas, gdy uświadamiam sobie, że zmierzamy wspólnie ku wieczności! Nasze poznawanie siebie, rozkoszowanie sobą nigdy się nie skończy.

Córeczko – Tobie przekazaliśmy życie, które w swej hojności ofiarował Ci sam Bóg. Zapragnął Cię, a potem zaistniałaś pod moim sercem. Szczęście niewypowiedziane! W skrajnym bólu – przychodzi nowe życie, dar wyjątkowy.

OPARCIE

Pierwsze prawdziwe bezpieczeństwo znalazłam w Tobie, Panie. Jakie odkrywcze było dla mnie to, że mogę tak po prostu wykrzyczeć się, zapłakać, wreszcie odwrócić się od Ciebie, by prawdziwie do Ciebie powrócić. A Ty wciąż ten sam. JESTEM, KTÓRY JESTEM. Coś szczególnego dzieje się w moim sercu, gdy docierają do mnie te słowa.

Potem pojawiłeś się Ty, Mężu. I znów zadziwienie: cokolwiek uczynię, cokolwiek powiem – Ty jesteś. Jesteś dla mnie. Przyjmujesz mnie na nowo. Pozwalasz mi wzrastać, podnosić się, bardziej łaskawie na siebie spoglądać i przemieniać na lepsze.

PRZEZROCZYSTOŚĆ

Dziękuję Ci, Panie, że mogę powiedzieć Ci wszystko. Kiedyś mówiłam tylko to, co wypada mówić. Dziś staję przed Tobą w całym swym ogołoceniu. Czasem oddaję Ci mój ból, rozżalenie, mówię o niezrozumieniu Ciebie i drugiego człowieka. Czasem staję przed Tobą pełna wdzięczności i pokoju. To moja autentyczność, którą chce ocalić.

Poznaliśmy się wczoraj – przynajmniej takie wrażenie często mi towarzyszy. „Żeby tylko się nie potknąć, żeby w sposobie bycia nie było cienia życiowej niezgrabności” – dużo bardziej dalecy byliśmy wówczas od siebie. Dziś przyglądam się sobie przy Tobie niczym w lustrze. Widzę coraz więcej. Twoje kochające spojrzenie pozwala mi przyjmować siebie taką, jaką dzisiaj prawdziwie jestem.

Znasz mnie tak dobrze. Układasz moje myśli. Wiesz, że często to, co mówię, w rzeczywistości oznacza zupełnie co innego. Dotykam wówczas swoich zranień i ukrytych pragnień. Coraz więcej we mnie „dostępności” do siebie samej.

DOTYK

Tę chwilę zaniosę w Wieczność. Ty – taki piękny i ja – ukochana przez Ciebie. Wtulona w Ciebie nasycałam się tym doznaniem nieba na ziemi. Jakże przedziwny dotyk, Panie…

Nigdy nie zapomnę, gdy pierwszy raz chwyciłeś mą dłoń. Cóż za radość wznoszenia się kilka sporych centymetrów ponad ziemią! Każde wtulenie się w Ciebie to inny wymiar rzeczywistości. To pokój serca, poczucie spełnienia, przyjmowanie mnie. To pełnia szczęścia – bo jestem Twoja.

WSPINACZKA

Trudna ta wierność, Panie, która „każe” codziennie trwać przy Tobie. Modlitwa, która ma być spotkaniem z Tobą, bardzo często jest nieudaną próbą szukania siebie. By iść do Ciebie, by przemieniać się w Ciebie, potrzebuję obcowania z Tobą. Ale dlaczego to takie trudne? Dlaczego trzeba mi zmierzać się z tyloma wrogami, którzy chcą przekonać mnie, że taka wierność nie jest konieczna? Czasem tak trudno jest mi odnaleźć się w tej rzeczywistości nieustannego parcia wzwyż. Chcę jednakże codziennie ponawiać na nowo próbę tej trudnej wspinaczki. Zwyciężaj we mnie, Panie.

Było ciężko. Rozminęliśmy się. Wspólna droga na ten moment rozdzieliła się na dwie niezazębiające się ścieżki. Potem już tylko rozmowa. Trudna, wyczerpująca. Na czole pojawił się pot, ręce drżały, serce trochę rozdygotane – przyszło oczyszczenie. „Spotkaliśmy się” w naszym rozumieniu siebie.
Lubię tę wspinaczkę. Bo każdy pokonany trud sprawia, że kocham Cię bardziej, doskonalej. Nasza bliskość zacieśnia się. Kolejny mur zburzony. I dla TEGO warto żyć!

PRZEMEK

ISTNIENIE

Kilkanaście lat temu przeżyłem zachwyt istnieniem i towarzyszy mi on do dzisiaj. Jest to zdumienie tym, że świat istnieje. Tym, że w ogóle coś istnieje. Mój rozum nie znajduje bowiem przyczyny, dla której mogło powstać istnienie. I nie chodzi tu o to, czy Bóg stworzył świat, czy nie. Ja wierzę, że stworzył. Chodzi o to, że to niesamowite, że ma miejsce coś takiego, że jest istnienie, że są byty, na przykład byt, jakim jest Bóg. Przecież mogłoby nic nie być, mogłoby Boga nie być. Skąd to wszystko się „wzięło”, skoro poza tym wszystkim nic nie ma?

Mój umysł nie może przestać się zdumiewać. Ja istnieję i inne byty istnieją. Otwiera mnie to na świat nadprzyrodzony. Na Boga… Na wieczność… Na jakiś sens życia wykraczający poza to, co widzę, co rozumiem… Boże, Ciebie nie ogarnę…
Dziękuję Ci, Boże, że dałeś mej Żonie i mnie życie. A w tym życiu za nasze Spotkanie… Spotkanie kobiety i mężczyzny. Spotkanie na wieki…

DOTYK

Mało Cię doświadczam, Boże. Przez długi czas dotykała mnie Twoja nieobecność. To, że się o mnie nie troszczysz, zostawiasz mnie samego, dokładnie tak, jak zostawili mnie rodzice, gdy byłem jeszcze małym dzieckiem. Niewidzenie Ciebie bolało. Bolała samotność – rana opuszczenia przez najbliższych, tkwiąca głęboko w sercu, czasem dotkliwie dająca o sobie znać.

Poczułem niedawno Twoją obecność, Jezu, we mnie – to niecodzienne w moim doświadczeniu. To dotyk. Trwało to kilka dni. Już teraz tego nie ma. Ponownie Cię nie czuję. Ale po tym dotyku niewidzenie Cię już tak nie boli. I dostrzegłem kierunek w modlitwie: szukać Cię jako obecnego. Boże, proszę Cię o łaskę doświadczania Cię.

Tobie, Żono, dziękuję za Twój dotyk. Jest w nim tyle ciepła. Moje serce czuje się bezpiecznie przy Twoim. Mogę żyć…

OPARCIE

Jak trwoga, to do Boga. Ja nie mam wykształconych takich reakcji. Przecież gdy Boga się nie odczuwa jako tego, kto jest ze mną, działa się samemu. Moja modlitwa w trudnych momentach życiowych to raczej spotkanie z sobą, obmyślanie rozwiązań. A z drugiej strony pociąga mnie Osiem Błogosławieństw.

Pierwsze z nich mówi o opieraniu się na Bogu. Chcę do tego dojrzeć, żyć, opierając się na Nim. Chciałbym otrzymać taką łaskę postawy dziecka, zdać się we wszystkim na Niego. Święta Tereso z Lisieux, módl się za mną.
Dziękuję Ci, Żono, że jesteś ze mną. Tak blisko. Tyle razy znajdowałem w Tobie oparcie. Dzięki Tobie mogę bardziej być. Bo wierzysz we mnie.

PRZEZROCZYSTOŚĆ

Był czas, że bałem się Ciebie, Boże, jako sędziego. Bałem się piekła. Ale przyszedł też czas oczyszczenia – dotkliwe to były miesiące, zakończone odkryciem, że nie boję się Ciebie, ale swojego wyobrażenia o Tobie. Ty prawdziwy, Boże, to nie moje wyobrażenie. Od tamtego momentu czuję się bardziej wolny. Ale czy jestem zupełnie wolny przed Tobą? Szukam Cię i pragnę, byś mnie uwalniał od tego, co zniekształca mnie i moje widzenie rzeczywistości. Chcę widzieć Cię taki, jaki jestem, chcę być najpełniej sobą, chcę kochać w prawdziwej wolności.

Ukochana, pragnę poznawać głębię Twej osoby. Chcę, by nasze dzieci mnie miały. Chcę pokazać im Miłość, nie przesłonić jej.

WSPINACZKA

Chcę dawać się Tobie, Żono, coraz pełniej. Dla Ciebie być. To nieustanna troska. Wzorem jest tu Chrystus – kochać jak On.

Idziemy razem. Dokąd idziemy? Udzielenie odpowiedzi na to pytanie jest dla mnie szczególnie proste: do Nieba. Tak, mam wielkie pragnienie Nieba, z tęsknotą myślę o Bogu, o tym, by znaleźć się w Jego ramionach. To pragnienie jest mi bardzo drogie i wywołuje silne wzruszenia.

Nie będziemy kupować Nieba – musimy do niego dojrzeć. Jesteśmy w drodze. Rozwijamy się. Ta nasza droga to właśnie przygotowywanie się do wejścia do Nieba. Nasze serca muszą dojrzeć. Miłość musi dojrzeć. Wolność też musi dojrzeć.

Gdy dojdziemy, będziemy tam razem. Na wieki. My i On.

Marta i Przemek

Tekst pochodzi z “Zeszytów Karmelitańskich” 4 numeru (61/2012)

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code