Miesięcznik "Znak"

Teologia pieniądza

Spread the love

Teologia pieniądza

Tekst pochodzi z Miesięcznika "Znak"

Z Philipem Goodchildem rozmawiał Miłosz Puczydłowski

Istnieje wielka różnorodność struktur i instytucji finansowych w ludzkich społecznościach. W większości z nich życie ekonomiczne było regulowane przez rytuał i zobowiązania, które pozostawały ściśle zintegrowane z życiem religijnym. W świecie współczesnym natomiast najwyższa sankcja, która dyscyplinuje ludzi stała się immanentną sferą rynku.

Zajmuje się Pan teologią pieniądza. Wiemy mniej więcej, czym jest teologia. Ale czym właściwie są pieniądze?

Na ogół staram się unikać pytania „czym są pieniądze?”, co może być zaskakujące, biorąc pod uwagę, że napisałem o nich książkę. Wydawać by się mogło, że powinienem najpierw zdefiniować podstawowe pojęcia, ale nie jest to takie łatwe. Nawet ekonomiści mają z tym spore trudności. Jednym z powodów, dla których pozostaję niechętny tworzeniu jakiejkolwiek metafizycznej definicji pieniędzy, jest właśnie fakt, że są one symbolem czegoś transcendentnego, czegoś, czego nie można poznać, za wyjątkiem efektów jego działania.

Kiedy piszę o pieniądzach, zajmuję się ich ekologią, czyli miejscem w szerszym spektrum produkcji, konsumpcji, eksploatacji surowców. Ciekawi mnie również ich polityka, czyli to, że są w pewnym sensie instytucją, którą można utożsamić z rynkiem. Z tym zastrzeżeniem, że obejmuje on wszystkie relacje wymiany. Ta ostatnia jest jednak warunkowana przez istnienie pieniędzy. Są to więc dwie strony tego samego procesu. Dlatego temat moich badań jest bardzo trudny do zdefiniowania.

W podejściu, które mnie interesuje, pieniądze to zbiór zapisów o nich. Znajdują się one na rachunku bankowym, a więc mówimy o liczeniu i prowadzeniu rejestru. Ale to, co jest przedmiotem obliczeń, to właśnie pieniądze i wartości względem nich ustalane.A więc znów okazuje się, że nie możemy ich w prosty sposób zdefiniować, bo nie istnieje nic konkretnego, co byśmy liczyli. Pieniądze to po prostu zjawisko, które wyłania się z różnego rodzaju instytucjonalnych i moralnych praktyk.

W jaki sposób w takim razie pieniądze powiązane są z siecią zobowiązań, wiarygodności, odpowiedzialności, międzyludzkich relacji?

Zazwyczaj traktujemy je jako narzędzie do prowadzenia wymiany z innymi. Ważne jest jednak, żeby zrozumieć, w jaki sposób kreuje się pieniądze. W nowoczesnej gospodarce bank centralny wypuszcza zestaw obietnic, w formie banknotów, na podstawie rezerw, których nie musi posiadać. Jest to tak zwany system rezerw częściowych: wszystkie banki oferują kredyty przekraczające ich zasoby. Tak powstaje pieniądz fiducjarny, czyli nie mający pokrycia, kreowany jedynie poprzez akt wpisania go do księgi: „Niniejszym udzielam pożyczki”. Instytucja finansowa nie musi być posiadaczem wartości, która odpowiadałaby udzielanym obietnicom, ponieważ nigdy nie są one wykupywane bezpośrednio. Banki jedynie wymieniają się nimi i znoszą je wzajemnie.

Czy zdobywanie pieniędzy, posługiwanie się nimi to rodzaj gry?

Gospodarka działa podobnie jak zawody, tyle że jeśli ktoś przegra przez nokaut, będzie to miało bardzo poważne, moralne znaczenie. Uczestnictwo w systemie gospodarki rynkowej oznacza, że z jednej strony jest się wciągniętym do gry poprzez obietnicę dobrobytu, ale z drugiej także przymuszonym do niej przez strach przed wykluczeniem, biedą, niepowodzeniem. W przeciwieństwie do zawodów, w ekonomii istnieje presja.

Pieniądze powstają jako dług. Innymi słowy, ich istnienie zależy od tego, czy ludzie podejmą pewne zobowiązania. Co więcej, nie są to zobowiązania jedynie dwustronne, ale istniejące w większej skomplikowanej sieci zależności. To, co mam w kieszeni, nie jest tylko długiem zaciągniętym w Narodowym Banku Polskim, ale zależy od udziału w gospodarki wielu innych osób.

Pieniądze to sposób, w jaki współpracujemy ze sobą i ufamy sobie, składając sobie nawzajem obietnice. Jest to więc rodzaj kontraktu.

Czy to zobowiązanie jest sprawą zaufania, wiary, czy jest sytuacją religijną?

Kontrakt musi zostać spisany zgodnie z prawem, musi być wspierany przez państwo. Ale istnieje też coś więcej, co jest pierwotne wobec tych wzrastających i rozwijających się instytucji – głęboki wymiar międzyludzkiego zaufania. Nie musimy o nim wcale myśleć jako o kwestii religijnej. To zjawisko społeczne. Jeśli obiecuję zapłacić określoną sumę pieniędzy, podzielam wówczas pogląd, że istnieje zaufanie społecznie dotyczące samych pieniędzy. Istnieje ono niezależnie ode mnie i drugiego uczestnika transakcji. Ponieważ istnieje coś takiego jak dług, nie tylko ufamy, ale jesteśmy też zmuszeni do zarabiania pieniędzy po to, by spłacać nasze zobowiązania, uczestniczyć w społeczeństwie rynku i płacić odsetki.

Tak, to stanowisko, które zająłem w mojej książce Theology of Money. Mam jednak jedno zastrzeżenie. W zdecydowanej większości tradycji religijnych bóstwo jest czymś, co jest czczone w sposób świadomy i intencjonalny. Istnieje zawsze czas, w którym ma miejsce rytualne uwielbienie. To nie dotyczy pieniędzy. Ale oczywiście są też takie tradycje religijne, gdzie instytucjonalna forma rytuału wykonuje akt oddania czci bez udziału człowieka. Wystarczy na niej polegać, a proces dokonuje się sam. Žižek podaje przykład tybetańskiego młynka modlitewnego, który po prostu się obraca. Nie trzeba myśleć o Bogu, a młynek się kręci. Wiara w pieniądze jest właśnie czymś podobnym: po prostu ich używamy.

Powiedział Pan kiedyś, że załamanie naszych rynków finansowych jest kryzysem w biblijnym tego słowa znaczeniu, ponieważ odsłania fundamentalne siły. Czym są owe siły?

Powiedziałem wtedy, że jest to kryzys apokaliptyczny w biblijnym znaczeniu tego słowa, czyli nie wieszczący końca świata, ale raczej zapowiadający okres olbrzymiego załamania, w czasie którego siły niebieskie, determinujące to, co dzieje się na Ziemi, zostaną odsłonięte. Powstanie Machabeuszów byłoby dobrym przykładem takiej sytuacji. Pojawiło się wówczas dużo literatury apokaliptycznej, w której autorzy tłumaczyli, że to, o co rzeczywiście chodziło pod podszewką historii, było w znacznej mierze podporządkowane zmaganiu się niebiańskich sił.

Obecny kryzys finansowy jest podobny. Nasze standardowe, modernistyczne pojęcie o ekonomii uznaje ją za konstrukt człowieka, wytwór społeczny podległy ludzkiej kontroli. Ale jeśli pieniądze nie tylko są przez nas czczone, ale nakładają na nas także zobowiązania, to jest to jakiś rodzaj duchowej siły. W czasie kryzysu finansowego wszyscy są bezsilni. Można postawić więc bardzo naiwne pytanie: jeśli dobrobyt to kwestia ilości zasobów, maszyn, infrastruktury, gotowości ludzi do współpracy w ramach handlu, a mamy przecież tego tak wiele, jak wiele mamy nadziei i oczekiwań, to co w takim razie poszło nie tak? Dlaczego wszyscy na całym świecie nagle szukamy gorączkowo pożyczki? Dlaczego przestaliśmy polegać na sobie i straciliśmy płynność finansową?

Wydaje się, że nie był to świadomy wybór, a raczej obiektywna, instytucjonalna zmiana, która wyrażona jest w określonych cenach na rynku, w zmniejszonej możliwości brania kredytów między bankami i z funduszy banku centralnego.A więc te przyziemne sprawy determinowane są przez siłę, której nikt nie jest w stanie kontrolować. Nie poznajemy jej na lekcjach fizyki czy biologii.. Ta, o której myślę, jest potężna, działa w ludzkim duchu i poprzez niego. Właśnie dlatego uważam, że kryzys finansowy ukazuje nam nagle, że nad wieloma rzeczami wcale nie posiadamy takiej kontroli, jak nam się dotychczas mogło wydawać.

Istnieje więc owa duchowa siła, którą identyfikuje Pan z pieniędzmi. Czy nie ma w takim razie żadnej rywalizacji pomiędzy starym, chrześcijańskim Bogiem, a owym nowym bóstwem? Jaki powinien być stosunek chrześcijan do pieniędzy?

Można oczywiście w tym miejscu zacytować Jezusa, który w prorockim stylu mówi: „Nikt nie może służyć dwóm Panom”. Pojawia się zrozumiałe pytanie o idolatrię. Wydaje mi się jednak, że nie chodzi po prostu o zidentyfikowanie i ujawnienie demona: „To wszystko to Mamon, a my go nie chcemy. Zwrócimy się znów do Boga!”. Istnieje wielka różnorodność struktur i instytucji finansowych w ludzkich społecznościach. Jak zauważył Karl Polanyi, w większości z nich życie gospodarcze było regulowane przez rytuał i zobowiązania, które pozostawały ściśle zintegrowane z życiem religijnym. W świecie współczesnym natomiast najwyższa sankcja, która dyscyplinuje ludzi i ich wymianę ekonomiczną oraz współdziałanie z innymi, zmieniła się całkowicie. Ze sfery teologicznej, która pozostawała w ścisłej relacji z życiem gospodarczym, stała się immanentną sferą rynku.

Efekt tej zmiany jest bardzo twórczy. Na przykład pożyczanie pieniędzy na procent, które kiedyś potępiano jako lichwę, okazało się bardzo przydatne w momencie, kiedy taka wymiana została zinstytucjonalizowana i poddana regulacjom. Mam poważny problem z odrzuceniem całego nowoczesnego systemu ekonomicznego i przejściem z powrotem do systemu sprzed nowożytności.

Wcześniejszy model był zapewne bardziej stabilny, niż ten, który mamy dziś. Jednak jakakolwiek próba likwidacji systemu kredytów zniszczyłaby kompletnie całą strukturę, nie budując niczego nowego w jej miejsce. Podstawowa zmiana, której musimy dokonać, to budowanie nowego rodzaju instytucji ujarzmiających pędzącą siłę Mamona i przekształcą ją w siłę moralną i polityczną, którą chcielibyśmy wykorzystać, by znów budować społeczeństwo dla wspólnego dobra.

Do kogo należy to zadanie? Do wspomnianych przez Pana instytucji? Do teologii, eklezjologii, czy do ekonomii?

Myślę, że one wszystkie powinny działać wspólnie. Moje wyobrażenie zmian politycznych zakłada nie rewolucję, ale budowanie nowych instytucji. Do jakiegoś stopnia to powinien być eksperyment. Musimy wypróbować całą gamę możliwości i sprawdzić, które rozwiązania rzeczywiście się sprawdzają. Nie da się odgadnąć, które z nich w przyszłości przyniosą efekty i jak będą działać. Oczywiście w momencie ich poszukiwania chcemy znajdować tylko te dobre.

To, co dzieje się w świecie wokół nas, w naszych ciałach, świecie otaczającej nas natury, to niewiarygodnie skomplikowane systemy wymiany i interakcji, ekologii i fizjologii. Są często bardziej zniuansowane i wyszukane, stabilne, elastyczne i pod wieloma względami bardziej twórcze niż współczesna ekonomia. Może się okazać, że istnieje wiele sposobów rozwijania wzorców wymiany. Ale jeśli będziemy chcieli użyć tych modeli jako inspiracji do naprawy naszych instytucji bez włączenia perspektywy teologicznej i oceny moralnej tego przedsięwzięcia, może być to niebezpieczne. Z tego właśnie powodu uważam, że potrzebujemy spojrzenia z „dołu w górę”, by nakreślić wszystkie konieczne uwarunkowania, oraz spojrzenia „z góry w dół”, by wskazać najwyższą orientację, wedle której chcemy, aby sprawy przebiegały.

To, co Pan mówi, jest podobne do odpowiedzi, których udzielał mi prof. John Milbank pytany o polityczny wymiar teologii. Pamiętam jednak, że nie identyfikuje się Pan z Radykalną Ortodoksją. Jaki jest Pana stosunek do tego ruchu?

Myślę, że Radykalna Ortodoksja posiada trzy wymiary. Pierwszy wymiar polega na podkreślaniu znaczenia tomizmu lub neoplatońskiej wersji arystotelizmu i uznaniu ich za kluczowe dla współczesnego świata. Drugi wymiar polega na podkreślaniu roli liturgii i literatury, jest to pewien rodzaj romantycznej teorii ludzkiej natury. Trzeci wymiar mówi o teologicznym zaangażowaniu we współczesne życie i w inne dyskursy – może być to nauka, polityka lub ekonomia.

Gdybym chciał określić swoje stanowisko na tym tle, zdecydowanie odrzuciłbym arystotelejsko-tomistyczną metafizykę. Nie dlatego, że miałaby ona być błędna. Według mnie jest ona skrajnie wtórna i bardzo konserwatywna, nie wnosi tak naprawdę nic nowego, wcale nie rozwija naszego rozumienia. To tylko defensywne powtarzanie tego samego systemu. Podziwiam i żywię wiele szacunku wobec literackiego romantyzmu, ale to nie moja dziedzina badań. Jestem natomiast chętnym współpasażerem w podróżach teologii ku innym dyscyplinom, na przykład ku ekonomii.

PHILIP GOODCHILD – profesor religioznawstwa i filozofii na Uniwersytecie Nottingham, zajmuje się filozofią religii, teologią pieniądza, religijnymi odpowiedziami na globalizację ekonomiczną, zagadnieniami prawdy i różnicy w kontaktach międzyreligijnych.

Tekst pochodzi z Miesięcznika "Znak"

Źródło: Miesięcznik „Znak”(Nr. 11. 2011)

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code